Troska Nikogo
Po eliksirach była przerwa, później Harry spotkał się z Ronem i Hermioną na Obronie Przed Czarną Magią. Lekcję prowadził Snape, więc naturalnie okazała się katorgą. Nietoperz spędził równą godzinę na wyliczaniu błędów poprzednich nauczycieli Obrony, a następnie udowadniał je, rzucając na uczniów zaklęcia i uroki, by zobaczyć, że ci nie potrafią się przed nimi obronić. Członkowie starej Gwardii Dumbledore'a radzili sobie całkiem nieźle – do czasu, gdy Snape sięgnął po ciężką artylerię czarów wyższego stopnia, których na pewno nie przerabiano by z trzecio- czy piątoklasistami.
Harry wyszedł z sali zły, rozdrażniony i zniesmaczony. W zeszłym roku Obrony nauczała Umbridge. Wszyscy liczyli na to, że teraz trafią na kogoś lepszego... Profesor Snape bez wątpienia był zdolnym czarodziejem, ale wolał drwić z uczniów, niż przekazać im swoją wiedzę.
Udał się z przyjaciółmi na lunch. Kiedy siedzieli przy stole Gryfonów, raz jeszcze porównali swoje plany lekcji. Hermionę czekały jeszcze starożytne runy, a Ron musiał iść na eliksiry, których nie miał rano. Harry już skończył lekcje – srebrny zegarek na jego nadgarstku wskazywał godzinę dwunastą czterdzieści pięć.
Czuł się wyjątkowo źle. O ile jego zwyczajny stan można było podciągnąć po określenie „niewesoły", o tyle na stan aktualny słowa nie istniały. Nemo napisał kiedyś Harry'emu o prostej metodzie precyzowania swoich uczuć. Chłopak banalnie nazwał ją „metodą Nemo".
Polegała ona na wyobrażeniu sobie sytuacji, która najbardziej odpowiadałaby chęciom danej osoby. Na przykład: kiedy człowiek jest szczęśliwy, widzi siebie skaczącego, tańczącego, przytulającego przypadkowo spotkane osoby. Niektórzy marzą o czekoladzie. Gdy człowiek jest smutny, chciałby płakać, zwinąć się w kłębek na łóżku. Ewentualnie wsunąć się pod koc z dobrą książką, która odciągnęłaby myśli.
Harry zastanowił się, na co ma teraz ochotę. Oczy jego wyobraźni mrugnęły, a gdy wewnętrzne powieki ponownie się otworzyły, Harry zobaczył bardzo wyraźną wizję:
Siedzi w wysoko położonym miejscu – na szczycie wieży, na moście, na drzewie; nie wie dokładnie. Nogi zwisają mu luźno nad przepaścią. Dłonie mocno zaciskają się na szczupłych udach.
Harry wrócił do rzeczywistości. Parsknął w duchu. Przecież nie był samobójcą. Był tylko zwyczajnym nastolatkiem, któremu cudem udało się przeżyć atak największego czarnoksiężnika świata... zwykłym nastolatkiem, który stracił rodziców pod koniec trzeciego miesiąca życia.
Zwykłym nastolatkiem, przez którego zginął jego ojciec chrzestny, niedoszły ukochany i wielu czarodziejów na całym świecie.
Harry poszedł do pokoju wspólnego Gryfonów. O tej porze przebywała tu ledwie garstka uczniów, przed którymi skrył się w cieniu fotela przy kominku. Nawet nie pomyślał o odrobieniu zadań domowych, które oczywiście już miał. Po prostu skulił się w tym wielkim czerwonym fotelu i czekał. Nie wiedział, na co. Nie liczył na zbawienie. Nie miał też nadziei na jakąkolwiek poprawę.
Pokój wspólny stopniowo pustoszał, gdy kolejni uczniowie wychodzili na lekcje. A Harry siedział, niezdolny do wzięcia się w garść i zajęcia czymkolwiek produktywnym.
Po jakimś czasie (nie wiedział, jakim, nie zwracał na to uwagi) do jego uszu dotarło natarczywe stukanie. Harry rozejrzał się i dostrzegł burą sowę, która dziobała szybę jednego z ostrołukowych okien.
Wstał z pewnym trudem. Coś trzasnęło mu w kręgosłupie. Podszedł do okna, wpuścił ptaka i odwiązał małą kopertę przyczepioną do jej nóżki.
Na pergaminie widniało jego nazwisko. Harry od razu rozpoznał pismo.
Nemo.
Tym razem wiadomość była nieco dłuższa od większości poprzednich. Harry otworzył kopertę i zaczął czytać:
„Nie przypuszczałem, że tak bardzo zmienisz się przez wakacje. Zmizerniałeś. Nie tylko ja to zauważyłem – powinieneś wiedzieć, że plotki o Tobie już zaczęły krążyć.
Nie słuchaj ich, dobrze Ci radzę. Nie chcę, byś zadręczał się kolejną sprawą, na którą nie masz wpływu.
Pamiętaj o tym, co wcześniej Ci pisałem: skoncentruj się na tym, co trzyma Cię przy życiu. Na tym, co wiąże Cię z życiem. Dbał o swoich przyjaciół, bo nowych nie dostaniesz – a Granger i Weasley'owie naprawę się o Ciebie martwią. Syriusz nie chciałby widzieć, jak cierpisz.
Staczasz się, Harry. Jest coś, co mogę zrobić, by było Ci lepiej? Boli mnie Twoje milczenie, ale je rozumiem. Pamiętaj, że będę do Ciebie pisać, niezależnie od tego, czy doczekam się reakcji. Jestem cierpliwy. Gdybyś chciał nawiązać kontakt, wyślij odpowiedź przez sowę, która przyniosła Ci list. Płacę każdej dodatkowego knuta, by czekała u Ciebie pół godziny.
Raz jeszcze: trzymaj się, Harry. Trzymaj się kurczowo tego życia i żyj. Po prostu."
Ten list od Nemo był przełomowy. Tajemniczy korespondent nigdy wcześniej nie ujawnił swoich uczuć – pisał o troskach Harry'ego, o możliwych sposobach zwyciężenia ich, o świecie i o pięknych rzeczach, których Harry nie rozumiał. Zdarzały się już listy, z których nie pojmował ani słowa.
W tej wiadomości Nemo zdradził o sobie kilka rzeczy.
Po pierwsze, jest mężczyzną. W końcu pisał w rodzaju męskim.
Po drugie, jest w Hogwarcie. Teraz. Widział go. Możliwe, że jeszcze godzinę temu siedział z Harry'm w Wielkiej Sali, na lunchu.
Po trzecie: wie o Harry'm na tyle dużo, by umieć opisać relacje między nim a jego przyjaciółmi.
No i po raz pierwszy Nemo wskazał na swoje przywiązanie do chłopaka... Po raz pierwszy pióro lekko mu drżało podczas pisania (świadczyła o tym zaburzona harmonia liter).
Prawdopodobnie po raz pierwszy naprawdę się zmartwił.
Harry przez chwilę patrzył na burą sowę, która spokojnie siedziała na parapecie. Decyzja była szybka, impulsywna.
Harry podbiegł do stolika stojącego obok kominka, na którym zawsze walały się stare pergaminy. Znalazł czysty kawałek, pożyczył pióro od niezidentyfikowanego Gryfona, który zapewne teraz był na lekcjach.
Długo zastanawiał się, co napisać. W końcu zdecydował się na dwa pytanie, które nękało go od pierwszej wiadomości:
„Dlaczego wciąż do mnie piszesz?"
Przywiązał pergamin do burej sowy i otworzył okno na szeroko. Ptak wyleciał z cichym gruchnięciem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top