Sport wymaga zdrowia

Otrząsnął się z transu, gdy usłyszał kroki na korytarzu. Zebrał się z podłogi i wyszedł z łazienki, mijając się w drzwiach z krępym siódmoklasistą. Wrócił do dormitorium po rzeczy do kąpieli.

Godzinę później stawił się pod salą Obrony Przed Czarną Magią. Był zmęczony, osłabiony i nastawiony tak negatywnie, jak to możliwe. Do wszystkiego. Najchętniej wróciłby do łazienki i tam zdechnął.

Snape traktował go jak powietrze, czego nie można było powiedzieć o profesor McGonagall, która obserwowała go przez całą drugą lekcję. Po zajęciach przywołała go do siebie.

- Treningi, panie Potter – przypomniała łagodnie. – Za dwa tygodnie musisz mieć kompletną drużynę.

Harry siłą woli powstrzymał się od gorzkiego westchnięcia.

- Nie sądzę, bym dał radę, pani profesor – mruknął cicho. – Mój stan zdrowia...

- Wyleczymy cię – obiecała nauczycielka sucho.

Chłopak pokręcił głową.

- Nie, pani profesor. Ja... nie chcę już grać w quidditcha.

McGonagall osłupiała.

- Nie rozumiem – przyznała.

- Nie chcę grać – powtórzył Harry. – Nie chcę być kapitanem.

- Ale... - kobieta urwała. Zamknęła oczy i powoli policzyła do dziesięciu. – Żądam wyjaśnień – powiedziała chłodno.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie czuję się na siłach. Nadal jestem w żałobie po Syriuszu. Proszę to uszanować.

McGonagall zbladła, potem poczerwieniała. W końcu zacisnęła usta w wąską kreskę i machnęła ręką, każąc mu odejść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top