Prawda

//nocny przypływ weny


Przez cały tydzień myślałem tylko o jednym: o kartce, którą dostałem od Nemo. Wiedziałem, że po powrocie do pokoju zastanę przynajmniej jedną długą wiadomość, a potrzebowałem teraz towarzystwa. Po samotnym tygodniu potrzebowałem świadomości, że kogoś obchodzę.

No i... robiłem wszystko, by nie myśleć o tamtym śnie. O śnie tak realistycznym, że wciąż było mi wstyd za to, jak zareagowało moje ciało.

Wróciłem do dormitorium w trakcie lekcji. Tak jak się spodziewałem, Nemo napisał.

W pierwszej kolejności zaszyłem się w łóżku i przeczytałem wszystkie wiadomości. Z ich treści wywnioskowałem, że Nemo bardzo się o mnie martwił, a kiedy nie odpisałem na specjalnej karcie, zaczął przysyłać sowy.

Na mojej poduszce leżało dziewięć kopert.

„Drogi Harry. Słyszałem, co się stało. Próbowałem przesłać do skrzydła szpitalnego parę książek, żebyś się nie nudził, ale pani Pomfrey nie chciała uwierzyć w moje dobre intencje. Przepraszam. Daj znać, jak wrócisz do siebie. Nemo."

„Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Twoje zniknięcie nie zaalarmowało wielu. Sam jestem zaskoczony i przykro mi to mówić, ale tym razem nie wzbudziłeś żadnej sensacji. Nie plotkowano na twój temat, nikt nie próbował zakraść się do skrzydła szpitalnego.

No, nikt poza mną. Długo się wahałem. Nie chciałem, żebyś mnie zobaczył, i liczyłem na to, że przyjdę, gdy śpisz, jednak pani Pomfrey za każdym razem odsyłała mnie z kwitkiem."

„Trochę smutno mi bez ciebie, wiesz? Dziwnie to brzmi, bo praktycznie się nie znamy, ale przywykłem do naszej korespondencji i nie mogę przyzwyczaić się do nowej sytuacji. To takie zabawne.

Nic nie poradzę na to, że ja również potrzebuję towarzystwa..."



Ten list był jednym z dłuższych, ale nie dano mi możliwości spokojnego przeczytania zwoju. Drzwi do pokoju otworzyły się cicho, a następnie zamknęły z małym trzaskiem.

Spojrzałem w tamtą stronę, ale tylko na ułamek sekundy, po którym schowałem twarz w ramionach.

Kiedy tylko zobaczyłem Malfoya, przypomniałem sobie sen... i zarumieniłem się na czerwono.

- Wróciłeś – mruknął chłopak, podchodząc do okna. Nie był złośliwy czy arogancki, ale jego głos nie wskazywał dobrego humoru.

Mruknąłem potakująco.

- Sowy przylatywały codziennie – dodał, otwierając okno, o które rozbijał się właśnie niedorosły puchacz. Wpuścił ptaka do środka, a ten od razu wylądował na łóżku przy moim kolanie. – Grono adoratorek? – zapytał markotnie.

Nie odpowiedziałem. Nemo był moją tajemnicą, moją iskierką nadziei. Nie zamierzałem rozmawiać o nim z człowiekiem, który omal nie wpędził mnie do grobu.

- Ruda jest na zewnątrz – wymamrotał Malfoy z wyjątkowo skwaszoną miną.

- Dobrze – mruknąłem.

- Mam wyjść? – spytał jadowicie. Ale ta złośliwość jakby trochę mu nie wyszła.

- Nie.

To wyraźnie go zaskoczyło.

- Mogę zapytać, czemu nie chcesz znowu potargać tej drogiej pościeli?

I znowu się zarumieniłem, tym razem znacznie lżej. Nawet zdobyłem się na uniesienie wzroku.

- Gdyby chciała się ze mną zobaczyć, przyszłaby do skrzydła szpitalnego – szepnąłem i znów skupiłem się na liście. Draco już nic nie mówił. Przez chwilę kręcił się po pokoju, po czym wyszedł i wrócił dopiero na noc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top