...nie wiem?
(UWAGA. Rozdział zawiera erotyczną scenę HETERO. Nie lubisz - nie czytaj.
Hah. Kiedy bazą jest dla ciebie yaoi i macanka z kobietą to "fuuuj".)
Już zabierałem się do panicznych protestów, gdy drzwi sypialni otworzyły się i wszedł nikt inny jak sam Malfoy.
Spojrzał na mnie bezbarwnie.
- Rudzielce cię szukają – burknął, podchodząc do pobliskiej szafy i zaczynając ją przegrzebywać.
- Niech szukają – mruknąłem. Nie miałem ochoty na rozmowę z fałszywymi przyjaciółmi, którzy najpierw udaliby skrajne zatroskanie, a potem ignorowali mnie przez następne kilka dni.
- Idź do nich – powiedział Malfoy stanowczo. Wciąż przetrząsał szafę, więc nie widziałem jego twarzy. – Ta mała wygląda, jakby miała rozwalić drzwi, jeśli się nie pojawisz.
Tylko prychnąłem. Schowałem magiczny arkusik do szuflady biurka i usiadłem na łóżku.
Nagle do pokoju wpadła niebiesko-szaro-pomarańczowa sylwetka, przecięła całą jego długość i rzuciła się na mnie, przygniatając do materaca. Uderzenie było tak silne, że wyrżnąłem głową o ramę łóżka. Przez chwilę oślepiało mnie pomarańczowe światło.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że kukła coś mamrocze.
- Ojeju, Harry, tak się cieszę, że cię widzę, rozmawialiśmy z McGonagall i powiedziała, że nie możemy wypisać cię z eksperymentu, ale Ron i Hermiona będą jeszcze u Dumbledore'a, więc niczym się nie przejmuj, jakoś to będzie, damy radę, on nic ci nie zrobi, spokojnie, damy radę, będziemy silni, możesz się do nas przenieść, im nic do tego, na pewno sobie poradzimy, tak?, tak bardzo za tobą tęsknię, potrzebujemy cię tam, tak bardzo...
Mantrę Ginny przerwało dopiero głośnie chrząknięcie Malfoya. Wyrwało mnie z szoku i uświadomiło, w jak dziwnej sytuacji się znalazłem.
Dziewczyna przygniatała mnie do materaca, obejmując ramionami. Jedną nogę miała ułożoną wzdłuż mojej, drugą zaś niefortunnie wpasowała kolanem idealnie w moje krocze.
Ja też odchrząknąłem.
- Ginny – powiedziałem słabo, bo dziewczyna przygniatała mi gardło głową. – Możesz ze mnie zejść?
Gryfonka raz jeszcze mocno mnie uściskała, po czym niechętnie usiadła obok.
Roztarłem żebra. Ciężar na wychudzonym ciele nie był dobrym pomysłem.
- Zostawię was, gołąbki – prychnął Malfoy z pogardą. – Tylko nie wybrudźcie mi ścian. Nie chcę się potem tłumaczyć.
Pokazałem jego plecom środkowy palec.
Wyszedł, a ja mocno przytuliłem Ginny. Znowu wylądowaliśmy na materacu. Po prostu brakowało mi kogoś znajomego. Ciepłego. Bliskiego.
Nieważne, że już nie byliśmy przyjaciółmi, za jakich uważano nas jeszcze w zeszłym roku. Ginny tu była. Przyszła, żeby się ze mną zobaczyć i mnie pocieszyć.
Nic innego się nie liczyło. Zapomniałem nawet o tym, że przecież nie zasługiwałem na ciepło drugiego człowieka i według tego systemu wartości powinienem wyrzucić ją za drzwi.
Owinąłem ramiona wokół jej klatki piersiowej. Zanurzyłem twarz w rudych włosach.
- Brakowało mi tego – szepnąłem, wyrażając tęsknotę serca.
Dziewczyna zadrżała w moich objęciach. Przeniosła jedną dłoń na dół moich pleców.
- Mi też – powiedziała cicho. – Pusto bez ciebie w Wieży Gryffindoru.
- Przyzwyczaicie się – mruknąłem. Nie chciałem teraz o tym myśleć. Cieszyłem się z obecności, dzięki której mogłem choć na chwilę zapomnieć o problemach.
Ginny lekko uniosła się na łokciach. Przez chwilę patrzyła mi w oczy. A potem...
...pocałowała mnie.
Jak na zawołanie przez głowę przeleciały mi wszystkie romantyczne doświadczenia, jakie były w moim udziale. Nie było się czym chwalić.
W czwartej klasie pocałowałem Cho pod jemiołą. Możliwe, że mi się podobała. Nie byłem tego pewien.
A może zrobiłem to tylko dlatego, że jej usta wcześniej całowały Cedrika?
Nie wiedziałem.
Mimo to wiedziałem, co powinienem teraz robić. To prawda, że człowiek ma wrodzoną umiejętność całowania.
Sądząc po tym, jak szło to Ginny, zdążyła ową zdolność dopracować. Dziewczyna poruszała się powoli i z wyczuciem. Nie pracowała tylko ustami, ale całym ciałem. Szybko dostrzegła moje niedoświadczenie, więc wbrew seksistowskim normom nie oddała mi prowadzenia.
A mi było z tym dobrze. Położyłem dłonie na bokach Ginny, która dla większej swobody ruchów opierała się na łokciach i kolanach. Odległość nie przeszkadzała jej oczywiście w cochwilowym ocieraniu się o moją klatkę piersiową.
Byłem biseksualny, ale gdyby zabroniono mi używania tego terminu, podałbym się za homo. Mimo to doceniałem kobiece wdzięki. I pomyślałem teraz, że nigdy nie patrzyłem na Ginny pod tym kątem.
A była naprawdę ładna, co czułem teraz całym ciałem. Miała idealnie wąską talię, szczupłe nogi, krągłe pośladki i duże piersi schowane teraz pod szarym golfem. Myśląc o tym, że dziewczyna bez wątpienia szybko się w nim zgrzeje, złapałem za dolny skraj i pociągnąłem w górę, uwalniając ją z ciepłych oków.
Nie przyszło mi do głowy, że będzie miała pod spodem tylko stanik i cienką koronkową koszulkę. Spodziewałem się raczej tiszertu.
Z powrotem ulokowałem dłonie na bokach Ginny. Jej gesty stały się śmielsze, namiętniejsze. Przekręciła nas na bok. Mocno złapałem ją w talii, by nie uderzyła o materac.
Zarzuciła mi nogę na biodro i przyciągnęła się na niej. Wsunęła ręce pod moją bluzkę.
Jęknąłem z rozkoszy, gdy gładkie dłonie zaczęły przesuwać się po moim brzuchu. Było to bez wątpienia najbardziej erotyczne doznanie, w jakim miałem udział.
Dziewczyna językiem rozchyliła mi usta i zaczęła badać ich wnętrze. Była tak sprawna, że nie mogłem powstrzymać się od wydawania dziwnych odgłosów.
Rozpaliła we mnie ogień, o który sam bym się nie podejrzewał.
Z niskim pomrukiem przeturlałem się tak, by znajdować się nad Ginny. Naparłem na nią, samemu wbijając się w jej usta. Byle mocniej. Byle głębiej.
Włożyłem rękę pod cienką podkoszulkę. Dotykałem krągłe piersi. Wsuwałem palce pod stanik.
Ginny nie protestowała. Wręcz przeciwnie, ubiegała się o więcej, jednocześnie wyprzedzając mnie w pieszczotach. Uniosła kolano i wbiła mi je w krocze.
Stęknąłem głośno. Otarłem się o nogę dziewczyny, nie zaprzestając pocałunku.
Dłonie Ginny powędrowały wyżej. Zaczęły skubać brodawki na moich piersiach.
Jednym szarpnięciem podniosłem stanik, który tamował mi dostęp do jęków dziewczyny. Mogłem skupiać się na wydobywaniu ich tylko połowicznie, bo sam płonąłem. Nie miałem nad sobą kontroli. Czułem, że jeszcze trochę, że jeszcze odrobina rozkoszy, a eksploduję...
- Co to ma być – warknął głos. Na mój gust znajdował się stanowczo zbyt blisko.
Podniosłem rozpalone spojrzenie, by natrafić na Dracona. Chłopak stał obok łóżka z założonymi rękami. Był wyraźnie zły.
- Nie życzę sobie takich widoków w mojej sypialni – powtórzył twardo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top