Nie mów nikomu
Obudziło mnie westchnienie – niby delikatne, ale jednak tuż przy uchu. Wzdrygnąłem się, zdezorientowany. To znowu Krzywołap przyszedł do męskiego dormitorium...?
Zamarłem, gdy rozpoznałem zapach otaczającego mnie ciepła. Cholera, to się nie działo naprawdę...
Nie wiedziałem, co robić. Możliwe, że Draco spał, ale gdybym spróbował się odsunąć, pewnie bym go obudził...
Tylko że ja nie chciałem pozbawiać się jego ciepła. Ale gdyby on się dowiedział, że nie spałem, a mimo to dawałem się przytulać...
Byłem zagubiony i nie miałem pojęcia, co dalej. Za oknami było jeszcze ciemno, najpewniej przed czwartą rano.
Nie byłem pewien, bo przez ramiona Malfoya otaczające moje plecy nie mogłem zerknąć na zegar.
Chociaż nie... Gdybym wychylił się minimalnie nad jego ramię, mógłbym...
- Mam sobie pójść? – spytał lekko ochrypnięty głos.
Znieruchomiałem. Od razu wróciłem do poprzedniej pozycji, szczerze przerażony samą perspektywą utraty bliskości, która trafiła się ten jeden jedyny raz, w dodatku zapewne z litości...
- Nie – wymamrotałem słabo. Tylko na taką odpowiedź było mnie stać. Przyzwoitość to jedno, ale nie mogłem po raz kolejny tej nocy pozwolić, by pękło mi serce.
Draco poruszył się nieco, skonsternowany. Jednak po chwili przytulił mnie nieco mocniej i przesunął nas bliżej poduszek – wcześniej leżeliśmy w połowie wielkiego łóżka.
Ułożyłem się wygodniej. Coś strzeliło mi w karku.
Cały czas patrzyłem na szyję chłopaka. Nie odważyłem się podnieść wzorku.
Draco narzucił na nas kołdrę i westchnął, prawdopodobnie szykując się na sen. Ja posłusznie milczałem, nie chcąc mu przeszkadzać.
Chociaż... czułem również potrzebę rozmowy. Wiedziałem, że jej nie ulegnę, ale chciałem wiedzieć, dlaczego Draco to dla mnie zrobił. Dlaczego nadal to robi i, oczywiście, jakie będzie mieć z tego korzyści.
Chłopak chyba opanował legilimencję, bo...
- Chcesz porozmawiać? – zapytał po dłuższej chwili.
Wzdrygnąłem się. Miałem nadzieję, że uwaga o czytaniu w myślach była niewinnym żartem... Jeju, gdybym miał rację, Draco już dawno przejrzałby zawartość mojego umysłu i wiedział... wszystko.
W tym to, jak dobrze czuję się blisko niego.
- Nie widzę w tym sensu – mruknąłem po krótkich przemyśleniach. I tak nie mógłbym mu się zwierzyć. Prędzej spaliłbym się ze wstydu.
- Potter... - westchnął Malfoy.
- Nie chcę.
- Ale ja chcę – stwierdził chłopak. Uniósł się na łokciu; teraz nade mną górował, a ja nadal uparcie kuliłem się w sobie, nie patrząc na niego.
- Znajdź sobie innego rozmówcę – wydukałem.
I znów ciężkie westchnienie.
- Wiem, co próbowałeś zrobić poduszką – spróbował z innej strony, a ja zadrżałem, wystraszony. Nie byłem gotowy na takie tematy. A już na pewno nie chciałem poruszać ich z człowiekiem, który wpędził mnie do tego bagna.
- Nic nie próbowałem – mruknąłem.
- A dłonie? – dalej się gimnastykował. Złapał mnie za nadgarstek i siłą odciągnął go od mojej piersi.
Kiedy zobaczyłem swoją rękę, serce we mnie zamarło.
Była czerwona i spuchnięta, w paru miejscach przegryzłem ciało do krwi.
- Powinienem to zgłosić – zauważył Malfoy. – Oberwie mi się, jeżeli coś sobie zrobisz.
- To idź – warknąłem, odsuwając się. Draco wciąż trzymał mój nadgarstek.
A ja wreszcie odważyłem się unieść wzrok.
Spojrzałem na niego wściekle.
- Idź do McGonagall i wciśnij jej kit, jakoby jej Złoty Chłopiec płakał po nocach. – Prychnąłem. – Błagam, nie jesteś pierwszym, który się o tym dowiedział.
Chodziło mi oczywiście o sny związane z Voldemortem i to, jak reagowałem na nie przez minione lata. Całe dormitorium wiedziało, że czasami budzę się z krzykiem lub we łzach...
Ale nikt nie miał okazji widzieć mnie w taki stanie jak Malfoy dzisiaj.
Masakra...
Puścił mnie dopiero po chwili. Przymknąłem powieki, próbując się uspokoić. Już odreagowałem sen, ale ta rozmowa boleśnie przypominała mi o problemach, o których starałem się nie myśleć.
- Zaraz wrócę – mruknął Malfoy. Zsunął się z łóżka i przez chwilę grzebał w ciemnościach pokoju. Kiedy wrócił, przyświecając sobie różdżką, wcisnąłem twarz w poduszkę, żeby chłopak nie zobaczył, jak bardzo jest czerwona.
Draco niósł w dłoni biało-czerwoną paczkę papierosów.
Już ją kiedyś widziałem...
- Pomagają opanować emocje – wyjaśnił Malfoy, ponownie kładąc się na łóżku. – Skusisz się?
Uniosłem twarz w jego stronę. Wciąż była ciepła, ale już nie czerwona.
Draco wsunął papierosa między blade wargi i podpalił go różdżką. Wyciągnąłem jednego z paczki i chciałem zrobić to samo...
Ale wtedy sen stał się rzeczywistością. Chłopak pochylił się nade mną i przeniósł żar z główki swojego papierosa na mojego.
Moja twarz znowu zabarwiła się na czerwono. Niestety tym razem nie umknęło to uwadze Malfoya.
- Przepraszam – mruknął. – Nie chciałem cię skrępować.
- Nie skrępowałeś.
Nie odpowiedział. Zaciągnął się dymem, przytrzymał go chwilę i wypuścił w powietrze.
- Nie mów nikomu, że to mam – rzucił. – Matka byłaby wściekła.
- Nie mów nikomu o tym, co dziś widziałeś – odparłem ochryple.
- Nie powiem – obiecał, czym bardzo mnie zdziwił.
Nie drążyłem tematu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top