Nadal bez humoru
- Poradzę sobie – sapnął, wyrywając rękę.
- Właśnie widzę – odparł Malfoy kpiąco, bo gdy tylko puścił Harry'ego, ten znowu niebezpiecznie zbliżył się do trawnika.
- Nic nie widzisz – burknął Harry tylko po to, by pokazać swoje niezadowolenie z sytuacji. Swoją drogą był mocno zaskoczony. Spędził z Malfoyem już ponad dwadzieścia sekund i nie usłyszał żadnej obelgi. – Zostaw mnie i wracaj na lekcję. Sam trafię do dormitorium.
- Sprout kazała cię odstawić do skrzydła szpitalnego – zauważył Draco.
Harry prychnął i znowu się potknął.
- No i co z tego – warknął. – Już o niej byłem i nic to nie dało.
Malfoy spojrzał na niego dziwnie, a Harry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Ślizgona coś opętało. Nadal zachowywał się z dystansem, nadal był sztywny i zimny. Ale nie atakował, nie kpił, nie ranił. Ręka ściskająca lewe ramię Harry'ego nie była czuła, lecz trzymała go pewnie, za co Gryfon w duszy dziękował.
- Co ci jest? – zapytał Draco, wzmacniając uścisk.
- Nie twój interes.
- Masz rację – przyznał Malfoy.
Weszli do zamku. Z niemałym trudem wdrapali się na pierwsze piętro. Poszłoby im to o wiele łatwiej i szybciej, gdyby Harry nie odrzucił większej pomocy Ślizgona, który chciał objąć go w pasie. Skutkiem oporów było kilka siniaków, ponieważ Malfoy nie zawsze nadążał z łapaniem Harry'ego, któremu tak spodobało się na parterze, że chciał tam wrócił w fikołkach.
Na piętrze Malfoy ruszył w głąb korytarza, ale Harry zaparł się o podłogę i szarpnął się w tył, ku schodom prowadzącym na następne poziomy zamku.
- Mówiłem, że tam nie pójdę – wycedził, usiłując wyszarpnąć ramię z uścisku Ślizgona.
Malfoy prychnął. Stał prawie nieruchomo, z wolną ręką w kieszeni. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Profesor Sprout mówiła, że pójdziesz – przypomniał. – A ja nie chcę mieć kłopotów.
- Będziesz mieć kłopoty, jeśli mnie nie zostawisz – warknął Harry, na co Draco uniósł brwi.
- Co mi zrobisz – spytał pusto. – Nawet nie potrafisz rzucić zaklęcia tarczy.
- Potrafię! – wzburzył się Harry. – Tylko... nie dzisiaj.
- Bo jesteś chory?
- Nie jestem chory!
Malfoy wzruszył ramionami.
- Czyli udajesz niedysponowanego, żeby zwolnić się z lekcji.
Harry zacisnął zęby. Przecież nie mógł powiedzieć prawdy.
Na ratunek przyszedł mu kolejny atak słabości. Gryfon zachwiał się na słabych nogach i bez wątpienia by runął, gdyby chude ręce go nie podtrzymały.
Draco objął półprzytomnego chłopaka w pasie, zarzucił sobie jego ramię na barki i pociągnął go ku skrzydłu szpitalnemu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top