Na szczycie, na dnie
Siedział na dachu Wieży Astronomicznej, obracając w dłoni niewielki przedmiot o śliskiej powierzchni. Rozmyślał. Marzył. Wątpił.
Prawda była taka, że nie tylko Harry zmienił się w wakacje. Potter bez wątpienia usłyszał to już od wielu osób. Nemo także – od „przyjaciół", od rodziny, od szkolnych znajomych. Od nauczycieli.
Nie sposób było rozsądzić, który upadł niżej. Nie można obliczyć tego straconymi kilogramami ani bezsennymi nocami, do których Harry i tak by się nie przyznał. Nikomu. A zwłaszcza jemu.
I tak nie odpowiadał na listy. Nemo nie spodziewał się zmiany.
Dlatego serce omal nie wyskoczyło mu z piersi, gdy bura sowa wylądowała na dachówkach obok niego. Do nóżki miała przywiązany zwitek pergaminu.
Drżące dłonie Nemo wysupłały wiadomość z cienkiego sznurka.
„Dlaczego wciąż do mnie piszesz?"
Zimne serce wspięło się do gardła, potem do głowy i zaczęło łomotać wewnątrz czaszki, przyprawiając Nemo o bolesne napięcie. Odpowiedział...
Po raz pierwszy od czerwca. Po raz pierwszy zdecydował się odezwać. To znaczyło, że było z nim lepiej i mógł poddać się ciekawości, czy że zbliżał się do załamania i wysłał sowę w akcie desperacji?
Nieważne. Ważne, że dał o sobie znać.
Po pierwszej fali entuzjazmu Nemo skupił się na treści wiadomości. Znów zmarkotniał. To brzmiało jak wyrzut. Albo coś w rodzaju „przestań za mną łazić".
Mogło też chodzić o zwykłą ciekawość.
Tak naprawdę mogło chodzić o wszystko. Charakteru pytania nie dało się określić jednoznacznie.
Nemo westchnął ciężko. Przecież nie może opierać swojej znajomości z Harry'm na tej jednej wiadomości. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni szaty, wyjął kawałek pergaminu i mugolski długopis. Rodzice zabiliby go za posiadanie tego przedmiotu. Na szczęście oboje nie byli zdolni do zajmowania się synem. Nemo spędził wakacje w samotności. Gdyby nie służba, chodziłby głodny, bo ani jemu nie zależało na jedzeniu, ani jego matce, która zachowywała się tak, jakby już nie miała syna...
„Bo zależy mi na tym, byś nie był samotny."
Przywiązał świstek do nóżki burej sowy, lecz ptak nadal stał nieruchomo.
Nemo raz jeszcze westchnął i wyciągnął kilka brązowych knutów, które włożył do skórzanej sakiewki przyczepionej do drugiej sowiej nóżki. Dopiero wtedy ptak zerwał się do lotu i poszybował w stronę Wieży Gryffindoru.
Nemo patrzył na światła w ostrołukowych oknach, zastanawiając się, czy przyjdzie mu kiedyś uśmiechnąć się z takim ciepłem, jakim promieniała wieża skąpana w żółci i złocie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top