Moda zgody nie doda
- Gdzie, na brodę Merlina, jest mój kapelusz?! – wykrzyknęła Laura, zaciskając pięści. – Przed chwilą położyłam go na skrzyni! Teraz go nie ma!
Rika uniosła wzrok znad kufra, który właśnie rozpakowywała.
- Nie wiem – powiedziała spokojnie. – Nie podchodziłam do twoich rzeczy.
- Więc gdzie mój kapelusz?!
Rika wzruszyła ramionami. Była dziś trochę jak znarkotyzowana. W normalnych okolicznościach dawno wdałaby się w kłótnię z Laurą, ale teraz nie czuła takiej potrzeby.
- Nie drzyj się – mruknęła tylko.
Laura tupnęła nogą i już otworzyła usta, by podzielić się przemyśleniami na temat rady Riki, ale Krukonka ją uprzedziła. Spojrzała hardo na blondynkę.
- Pójdę sobie, jeżeli zamierzasz mnie tak traktować. Projekt ma służyć integracji, a nie zaognianiu sporów – rzekła poważnie.
Niespiesznie podeszła do drzwi.
- Wrócę wieczorem, więc nie musisz się martwić – rzuciła z sarkazmem.
Klamka sama się przed nią zapadła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top