Mamusia się martwi
- Pani Pomfrey kazała ci przyjść do skrzydła szpitalnego – powiedział Blaise, gdy Draco się odwrócił.
- Jasne – burknął chłopak, wstając. Pomyślał, że powinien być wdzięczny koledze za wybawienie od Pansy, ale nie miał ochoty na wizytę w skrzydle szpitalnym. Zwłaszcza że wiedział, o co chodzi.
Mimo to nie zwlekał. Za pół godziny zaczynały się eliksiry, a on musiał jeszcze pobiec po torbę z książkami.
Pani Pomfrey czekała na niego przy jednym z białych łóżek. Składała parawan.
- Dzień dobry, panie Malfoy – powiedziała sucho. Jeden rzut oka wystarczył, by zrozumieć, że dzień wcale nie jest dobry. – Jak się pan dziś czuje?
Draco wzruszył ramionami.
- Bardzo dobrze – skłamał.
- Jak się panu spało? – drążyła pielęgniarka. Odstawiła parawan pod ścianę i zaczęła zbierać przybory lekarskie ze stoliczka obok łóżka. Widocznie chwilę temu pożegnała pacjenta i jeszcze nie zdążyła po nim sprzątnąć.
- W porządku – odparł Draco.
- Był pan na śniadaniu?
- Tak.
- Pisał pan do matki?
Coś śliskiego i nieprzyjemnego poruszyło się w gardle chłopaka.
- Owszem, wczoraj wieczorem – powiedział zgodnie z prawdą. List zawierał kilka suchych słów i zapewnienie, że wszystko u niego w porządku.
- Pańska matka bardzo się o pana martwi – zauważyła Pomfrey.
- To tylko nadwrażliwy instynkt rodzicielski – wyjaśnił Draco. – Ma pani eliksir?
Pielęgniarka zmarszczyła nos i wyjęła z kieszeni szaty małą butelkę z zielonego szkła. Postawiła ją na stoliku i odeszła, stukając butami na płaskich obcasach, by wrócić z maleńkim kieliszkiem, również zielonym. Przelała trochę przejrzystej zawartości do naczynka i podała je Draconowi.
Chłopak wychylił kieliszek i odstawił go. Pytająco uniósł brwi.
- Może pan już iść – powiedziała pielęgniarka niechętnie.
Draco skorzystał z przyzwolenia. Na korytarzu skręcił w boczną odnogę, wszedł do łazienki i wypluł eliksir do umywalki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top