Czarodziej też człowiek

Miał problem ze skupieniem się na lekcjach. Perspektywa jutrzejszego dnia odbierała mu rozum. Wewnątrz klatki piersiowej Dracona zaczął kształtować się niekonkretny twór, który z każdą minutą rósł i nabierał konturów, by pod wieczór ukazać się w pełni swojej upiorności.

Podczas eliksirów Draco trzy razy nie umiał odpowiedzieć na pytanie Slughorna o składniki ekstraktu powodującego wydłużanie gałęzi drzew. Przygotowywany przez niego wywar był gorszy od pracy Lucasa Brode'a, który dostał się do klasy Owutemowej tylko dlatego, że jego ojciec potrafił wpłynąć na Snape'a (co samo w sobie było niemałym osiągnięciem). Eliksir Dracona wirował w prawo i był jaskrawoniebieski, podczas gdy prawidłowo wykonany wywar powinien falować i jarzyć się soczystą żółcią.

Po dwugodzinnej mordędze chłopak poszedł na zielarstwo, gdzie został pogryziony przez jadowite pająki mieszkające w doniczce palmy arbuzowej. Ręka spuchła mu tak mocno, że profesor Sprout musiała przerwać lekcję, by podać mu odtrutkę. Oczywiście zbeształa go przy okazji za nieuwagę.

Na obronie przed czarną magią miał względny spokój, ponieważ Snape go lubił, a nawet gdyby było inaczej, zajmował się dręczeniem Laury, nieco plastikowej Puchonki, która miała problem z zaklęciami niewerbalnymi.

Za to na transmutacji oberwało mu się za brak wypracowania. McGonagall nakrzyczała na niego i na Susan Bones, która skuliła głowę w ramionach i z trudem powstrzymywała łzy wstydu. Nauczycielka była w nastroju gorszym niż pani Pomfrey – najpierw wyżyła się na Draconie i Susan, potem zbeształa całą klasę za słaby wynik testu powtórkowego; następnie zadała im górę prac domowych tak wysoką, że nie zdołaliby jej wykonać, nawet gdyby przez cały weekend nie robili nic innego. Ostatecznie usiadła za katedrą, spojrzała nienawistnie na wszystkich obecnych członków drużyn quidditcha, westchnęła i przeprosiła ich ponurym głosem.

- Jestem zła, ponieważ najlepszy gracz, jakiego miał Gryffindor od lat, postanowił się wycofać – wytłumaczyła, po czym odciążyła ich z połowy zadań domowych.



Po lekcjach Draco zamknął się w dormitorium i nikogo nie wpuszczał, mimo iż kilkukrotnie pukano do jego drzwi. Poczekał na odpowiednio późną porę. Z trudem wytrzymał kilka godzin bezczynności, aż w końcu nadszedł czas kolacji.

Draco wysunął się z pokoju i szybko przekradł do kuchni. Dłonie mu drżały, nogi stawiał nieporadnie i krzywo. Pięciokrotnie się potknął, dwa razy wylądował na zimnej podłodze. Emocje, które go ogarniały, były zbyt silne, by się im postawić. Draco wrócił do pokoi niemal biegiem, uprzednio wykradłszy ze spiżarni butelkę mocnego brazylijskiego wina.

Uczniom nie wolno było pić. Ale Draconowi się zdarzało. I to nie od wczoraj.

Teraz nie potrafił odmówić sobie chwili ulgi. Wiedział, co stanie się jutro przy śniadaniu. Wiedział, jak brzemienne w skutkach będą ingerencje Apuchtina.

Wiedział, jak będzie się czuł przez następne tygodnie.

Wiedział, jak źle się to skończy.

Na pewno źle dla niego. Pytanie, czy dla kogoś jeszcze.

Draco za wszelką cenę chciał temu zapobiec.

Ale teraz o tym nie myślał. Teraz myślał tylko o panicznym strachu, który obejmował go za szyję.

Dlatego zamknął się w dormitorium zaklęciem, odkorkował butelkę i wychylił długi łyk z wąskiej szyjki.

Pochodził z rodziny arystokratycznej. Gdyby matka zobaczyła go w obecnej chwili, zapewne bardziej przejęłaby się brakiem etykiety niż naruszeniem szkolnego regulaminu. Picie prosto z butelki nie było szczególnie eleganckie.

Draco nie mógł pić w domu. Rodzice przetrzepaliby mu za to skórę. Był niepełnoletni, więc wszelkie używki powinny znajdować się poza jego zasięgiem.

Mimo to Draconowi zdarzało się korzystać z dobrodziejstw alkoholu. I nie tylko jego. Na początku trzeciego roku Blaise przywiózł do Hogwartu tabakę. Podczas ferii kolega przysłał mu trawkę.

Draco skorzystał z obu używek, nie patrząc na konsekwencje. Których nie było, nikt się nie dowiedział, Draconowi nie wykręciło żołądka.

W czwartej klasie zaczął pić. Do alkoholu ciągnęło go już od drugiej klasy, kiedy jego wytrzymałość została wystawiona na sporą próbę. Bezsilność wręcz w nim krzyczała, dłonie rwały się do pracy, lecz musiały pozostać w bezruchu... bo on nie mógł wiedzieć... bo podsłuchał, więc teraz musiał udawać, że nadal jest głupim, nieświadomym dzieckiem... bo mógł tylko asekurować z daleka.

W czwartej klasie sytuacja się powtórzyła, choć nie tak silnie. Ale uczucie Dracona przybrały na sile wraz z dojrzewaniem, więc chłopak nie wytrzymał. Upijał się, ilekroć czuł się gorzej. A często czuł się źle. Zazwyczaj robił to w Pokoju Życzeń, o którym dowiedział się od starszych uczniów.

W piątej klasie został prefektem i trochę się opamiętał. Ale tylko trochę. Postanowił, że nie będzie pić tak często. Widział, co alkohol z nim robi.

Trzymał się raczej dobrze. Od czasu do czasu powtarzał błąd, kilka razy zdarzyło mu się nie pójść na lekcje przez zbyt mocnego kaca.

W wakacje znów uderzył. Po tym, jak zlecono mu straszliwą misję, zniknął z domu na pięć dni. Spędził je u starego znajomego, zalewając się w sztok. Pił przez cały lipiec. Nie hamował się i nie próbował zachować pozorów – jego matka i tak nic nie widziała, a goście, którzy do niej przyjeżdżali, mieli go w głębokim poważaniu. Od czasu do czasu ktoś do niego przychodził, by zamienić parę słów. Tylko kilka osób wiedziało o jego zadaniu, więc nie musiał przyjmować ohydnych gratulacji.

W sierpniu się opamiętał. Zaczął planować – co by tu zrobić, żeby nikt nie umarł. Sprawa przedstawiała się wyjątkowo paskudnie. Gdyby Draco zabił swoją ofiarę, ta byłaby martwa – a wewnętrznie umarłby także morderca. A nawet gdyby chłopak się postawił i nie wykonał zadania lub popełnił samobójstwo, śmierć dopadłaby nieszczęśnika z innej ręki.

Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Przez pierwszy tydzień. Potem Draco wymyślił sposób tak głupi, że musiał się udać.

Tylko przygotowania do niego były zbyt skomplikowane. No i sama ofiara musiała się na to zgodzić.

Rzecz niemożliwa. Równie skutecznie Draco mógł zaprosić profesor McGonagall na randkę.

Dlatego teraz opróżnił butelkę duszkiem, wiedząc, że jutro jego życie zmieni się w koszmar.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top