Biblioteka

Harry szybko zdjął sznurek z maleńkiego zwoju. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego przybycie sowy tak na niego wpłynęło. Jedyną osobą, która do niego pisywała, był Nemo. Czy więc znaczyło to, że Harry chciał mieć z nim teraz kontakt? Teraz, gdy był w psychicznej rozsypce?

Nie umiał odpowiedzieć na te pytania.

Rozwinął rulonik i przeczytał wiadomość:

„Bądź jutro o dwudziestej w bibliotece."

Tylko tyle. Jedno zdanie.

Harry skrzywił się gorzko. Z jednej strony potrzebował słów pocieszenia, z drugiej wystrzegał się ich, uważając siebie za niegodnego. Lubił listy od Nemo, lecz jednocześnie nienawidził je dostawać.

Nie wiedział, co czuje i myśli. Jak zwykle zresztą.



Niedziela minęła mu monotonnie – obudził się po świcie, wstał nieco przed południem, ubrał się i wrócił do łóżka. Powiedział Ronowi, że źle się czuje. Nikt go nie niepokoił.

Kwadrans przed dwudziestą wstał i ruszył ku bibliotece. Nie spotkał nikogo po drodze, za to między regałami aż roiło się od znajomych twarzy. Spora grupka uczniów ze starszych roczników siedziała przy stoliku w głębi pomieszczenia. Uśmiechnęli się, gdy go zobaczyli. Byli tam oczywiście Ron i Hermiona (siedzący bliżej siebie niż zwykle), Neville, Ginny i Luna. Harry'ego zaskoczyła obecność bliźniaczek Patil, Erniego Mcmillana, Susan Bones i Hanny Abbott. Pojawili się nawet Colin i Dennis Creeveyowie. Pani Pince chodziła między półkami, rzucając krzywe spojrzenia na zbiorowisko. Po drugiej stronie sali skupiła się nieco mniejsza grupka Ślizgonów, gdzieś przy Dziale Trucizn ktoś strofował bliżej nieokreślonego Michaela („co ty sobie myślisz? Nie możesz podsłuchiwać starszych kolegów! Jak byś się czuł, gdyby akurat o tobie mówili?").

Zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć, jedna z postaci zerwała się zza stolika i rzuciła mu się na szyję. Chłopak objął ją instynktownie, dopiero po chwili orientując się, że przytula Ginny.

Spojrzał na znajomych, którzy (wszyscy bez wyjątku) w zeszłym roku tworzyli Gwardię Dumbledore'a.

- O co chodzi? – spytał markotnie. Ginny odsunęła się od niego i z rumieńcem na twarzy przyprowadziła go do stolika.

Hermiona wstała, odchrząknęła trzykrotnie. Harry pomyślał o pewnym dniu w zeszłym roku, gdy miała miejsce bardzo podobna sytuacja. Lecz wtedy to on i Hermiona przemawiali do niedoszłych członków GD. Teraz było na odwrót.

- No więc... - zaczęła Hermiona, nerwowo splatając palce - ...pomyśleliśmy, że powinniśmy ze sobą porozmawiać... Razem, w większym gronie... No bo ostatnio... Od jakiegoś czasu... a jeszcze w wakacje... i teraz...

- Po prostu się martwimy – wypaliła Ginny, przerywając nieumiejętny monolog Hermiony.

- Tak – podjęła szóstoklasistka. – W wakacje nie odpowiadałeś na nasze listy. Nie tylko na moje i Rona, ale po długiej dyskusji udało nam – skinęła na zgromadzonych – się dowiedzieć, że otrzymywałeś sowy od wielu osób, a...

- Już wam mówiłem – przerwał jej Harry. Coś nieprzyjemnie rozpierało mu gardło. – Dursleyowie zamknęli mnie pod schodami.

- Nie zrobili tego – wtrąciła Hermiona, czerwieniąc się. – Rozmawiałam z profesor McGonagall... powiedziała mi, że na jej list odpisałeś.

W Harry'm coś zabulgotało.

- Więc rozmawiałaś z McGonagall o tym, że wariuję – wycedził przez zęby.

- Ale ja wcale nie myślę, że wariujesz! – zaprotestowała Hermiona szybko. – Po prostu dziwnie się zachowujesz, więc pomyślałam sobie, że osoba bardziej kompetentna może nam pomóc zrozumieć, co zrobić, żeby było u ciebie lepiej...

- Cud, że nie zatrudniłaś psychiatry – warknął Harry.

- Hej, spokojnie – wtrącił się Ron, podnosząc ręce. – Stary, nikt tu nie ma cię za wariata. Gdyby było inaczej, nie próbowalibyśmy z tobą rozmawiać, tylko wysłalibyśmy cię do Świętego Munga.

Harry prychnął. Splótł przedramiona na piersi. Siedział na niewygodnym bibliotecznym krzesełku obok Ginny, która przysunęła się blisko i w geście, który prawdopodobnie miał być przyjacielski, objęła go w pasie.

Harry wzdrygnął się zauważalnie, ale z grzeczności nie zaprotestował.

- Słucham – rzucił sucho.

Hermiona odchrząknęła, czerwieniąc się. Ponownie wstała, poprawiła plisowaną spódniczkę, rozmyśliła się i opadła na krzesło.

Wzięła głęboki oddech i wyrecytowała:

- Uważamy, że zamykanie się na nas nie przyniesie korzyści ani tobie, ani nam. Spędzasz czas samotnie, nie zwracasz na nas uwagi, a my strasznie się o ciebie martwimy i nie możemy wybaczyć sobie tego, że dajemy się odtrącać. Dlatego powinniśmy wspólnie podjąć decyzję odnośnie tego, co zrobić, żeby... żebyś do nas wrócił – zakończyła smętnie.

- Stary. – Ron pochylił się nad stołem, szybko przejmując pałeczkę po Hermionie i nie dając Harry'emu dojść do słowa. – Spędzasz praktycznie cały czas w łóżku. To niezdrowe... Wiesz, nie będziemy cię na siłę wyciągać z pościeli, ale to, co robisz, jest nie w porządku. Tak po prostu nie w porządku.

Harry skrzywił się wewnętrznie. Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie do biblioteki wpadli Dean i Seamus.

- Sorry, nie mogliśmy go znaleźć – wydyszał Dean. Wyłowił Harry'ego wzrokiem. – O, jesteś. To super. Co nas ominęło?

Ginny pokręciła głową, mocniej tuląc się do Harry'ego.

- Jesteś strasznie chudy – zauważyła. – Zawsze byłeś szczupły, ale teraz... Kiedy ostatnio jadłeś?

Chłopak uniósł brwi.

- Byłem dziś na obiedzie – powiedział niedbale.

- Nie było cię. Wszyscy możemy o tym zaświadczyć.

Harry prychnął.

- Zakradłem się do kuchni i wziąłem coś od skrzatów domowych – zmienił zdanie.

Ginny zacisnęła usta w wąską różową kreskę.

- Wiemy, że kłamiesz, Harry.

- Skoro wiecie, że cały czas kłamię, to po co ze mną rozmawiacie? – warknął.

- Nie twierdzimy, że cały czas...

- Spokojnie, stary, jakoś się dogadamy...

- Harry, naprawdę powinieneś wziąć się w garść...

- Martwimy się...

- Dość – mruknął nisko. Wstał, odsuwając krzesło ze zgrzytem. – Mam was dość. Dajcie mi święty spokój. Wszystko ze mną w porządku, nie jestem wariatem, potrafię sam o siebie zadbać. Zrozumiano?

Nie czekając na odpowiedź, wyszedł z biblioteki. Ktoś próbował go gonić, ale Harry schował się w pierwszej pustej klasie, na jaką się natknął. Odczekał chwilę, po czym wrócił do Wieży Gryffindoru. Przekradł się do dormitorium i owinął chłodną pościelą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top