Rozdział 7.

po pierwsze: mam dobry humor, nawet za dobry xd

po drugie: mam zapas

co sumując... równia się nowy rozdział dziś xd


ale następny serio dopiero w niedzielę xd

xxxx

-Lou?- mruknął Malik, podchodząc do mnie- Co jest? Co się stało? Zbladłeś...

-Ja... nie, to nic- szepnąłem, schylając się po kopertę. Zayn mnie uprzedził.

-Nie kłam Tomlinson- spojrzał na zdjęcia. Widziałem jak rysy jego twarzy tężeją- Zabiję skurwiela.

-Spóźniłeś się- zadrwiłem bez humoru- Już jest trzy metry pod ziemią- Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałem że to nie to chciał powiedzieć. Że nie miał tego na myśli. Ale słowo padło, a tego już cofnąć nie można. Zayn, Liam i Niall nigdy nie rozumieli dlaczego bylem z Harrym. Uważali, że mnie wykorzystuje i nie kocha, za zasługiwałem na kogoś lepszego. Ale ja kochałem Stylesa. Może i był dzieciakiem i manipulował ludźmi, jednak był też najbliższą mojemu sercu osobą. Mimo to, dowody które właśnie zobaczyłem zabiły coś we mnie. Ostatnia cząstkę która ufała mojemu mężowi

-Boo, wiem że nie powinienem tego mówić, ale wymsknęło mi się. Przepraszam słońce. Harry Cię wykorzystywał. Nie zasługiwał na Ciebie wiesz? Jak mógł zdradzić takiego cudownego chłopaka...

- To nic - przerwałem mu- też go zdradziłem. No i jeszcze ten romans z Tobą.

-Mieliście wtedy otwarty związek, on też Cię zdradzał. To się nie liczy.

- Ale z Brianą się liczy. Jesteśmy kwita.

Westchnął. Po chwili zgarnął mnie w ramiona i wróciliśmy do mojego mieszkania. Usiadłem w salonie i zabrałem się za wybieranie filmu, a Malik przygotowywał nam po kubku herbaty. W końcu jednak do mnie dołączył i objął ramieniem. Automatycznie się w niego wtuliłem. Nie chciałem być osądzany, ja naprawdę byłem w żałobie po Harrym. Kochałem go okropnie, ale te wydarzenia... To wszystko mnie przerosło. Chciałem znowu żyć normalnie, chciałem stać się sobą, pokochać życie. A po jego śmierci stałem się wrakiem, okropnym wrakiem człowieka. Zayn pomagał mi wrócić do normy. I może to dziwne albo śmieszne, ale... oglądanie głupiego filmu pomagało mi wrócić do normalności.

W pewnym momencie, Zayn pomachał mi czymś przed oczami. Spojrzałem na niego zaskoczony, a potem na przedmiot. Było to małe pudełeczko. Niepewnie wziąłem je w dłoń i otworzyłem. Uśmiechnąłem się lekko.

-To "nazar boncuğu"- spojrzałem na niego ze pytajnikiem wymalowanym na twarzy. Mulat się cicho zaśmiał- Czyli "Oko Proroka"- wyjaśnił- To turecki talizman. Ma chronić przed złym, zawistnym i zazdrosnym spojrzeniem, przed rzuceniem przez kogoś uroku na nas. Ma ono za zadanie skupiać w sobie wszelkie złe moce i energie wysyłane przez innych ludzi. Jeśli pęknie lub w przypadku tego typu bransoletek, spadnie, odwiąże się, jest to znak, że talizman zadziałał i utrzymał zło z daleka od jego właściciela. Musisz to dostać od kogoś, żeby cię ochroniło. Daj nadgarstek- podałem mu rękę- Teraz będziesz miał ochronę Lou. Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził- pocałował mnie w czoło. Uśmiechnąłem się lekko.

-Dziękuję- wyszeptałem- To najmilsza rzecz, którą... ktokolwiek dla mnie zrobił.

-Dam ci gwiazdkę z nieba Louis- westchnął.

-Czemu to wszystko dla mnie robisz?

-Bo zasługujesz. Zasłużyłeś na wszystko co najlepsze, Lou. Bo jesteś dobry, zbyt dobry na ten świat. Jesteś najlepszy z nas wszystkich- uśmiechnąłem się słabo. Nieprawda- Bo cię kocham.

Xxx

Szliśmy właśnie przez park, chcąc dotrzeć pod fontannę, pod którą byłem umówiony z bratem mojego zmarłego męża. Już z daleka widziałem, jak Ed prycha, widząc mnie z Mulatem. Westchnąłem cicho.

-Zostań tu.

-Lou...

-Daj spokój, oni to mają rodzinne, że cię nie lubią- mruknąłem- Idź do sklepu, kup mi whisky- poprosiłem.

-Nie możesz tyle pić.

-To chociaż paczkę papierosów- westchnąłem. Zrezygnowany Malik wykonał moją prośbę.

Całe to spotkanie z Edwardem było moim pomysłem, co oznaczało sukces, bo zacząłem wychodzić z domu i funkcjonować. Minęły dwa tygodnie od śmierci Harry'ego, ale dopiero tydzień od pogrzebu. Czasami zastanawiałem się, czy nie chcę do niego dołączyć... Wpaść pod samochód czy podciąć żyły pod prysznicem i być z nim już na zawsze, gdzie już nikt nigdy nas nie rozdzieli. Ale potem przypominałem sobie te wszystkie dni, kiedy on wcale nie traktował mnie dobrze, te wszystkie złe wspomnienia, tą krzywdę, której doświadczałem każdego wieczora. Mój związek z Harrym nigdy nie był dobry i normalny. Był toksyczny, bardzo toksyczny. Ale nie chciałby, żebym umarł.

I mimo tego, jak źle było, to kochałem go i byłem z nim zawsze, bo wiedziałem, że on nie rani mnie celowo, tylko odreagowuje stres. Mimo że nie powinien. Wiedziałem, że mnie kocha, wybaczyłem mu wszystko kiedy przeprosił i wiedziałem, że tamten dzień był tym, który coś zmieni. I rzeczywiście wtedy nie kłamał. Zmienił się i zmieniło się nasze życie, nie zawiódł mnie i próbował naprawić wszystko.

Ale są błędy, których nie da się naprawić; rany, które się nie goją.

-Widzę nie próżnujesz- parsknął brunet, kiedy usiadłem obok niego na fontannie.

-Zayn jest moim przyjacielem. Mam prawo ich mieć.

-Masz Liama i Nialla, nawet Stana. Po co ci Malik?- bo go potrzebuję- Zostawił cię raz, zostawi kolejny. Tacy jak on się nie zmieniają.

-Nie jesteś osobą upoważnioną do wypowiadania się na ten temat- rzuciłem chłodno- Nie jesteś i nigdy nie byłeś częścią zespołu, nie masz jebanego prawa obrażać Zayna, ani nawet ingerować w moje życie. To moja decyzja, kogo zachowam przy sobie, a kogo wypierdolę daleko poza serce.

-Serce- prychnął- Myślisz, że Harry byłby dumny? Szczęśliwy, widząc co wyrabiasz?

-A co wyrabiam?! No co?! Mam przyjaciela?! Taki to problem?

-Nienawidził go.

-Harry nie żyje.

-A więc go skreślasz?

-Nigdy go nie skreślę, był moim mężem i kochałem go.

-A już nie kochasz?- zaśmiał się sucho.

-Nie łap mnie za słówka.

-Harry nie byłby zadowolony. To, że za jakiś czas byś go zastąpił kimś innym, to byłoby logiczne i zrozumiałe. W końcu nie będziesz sam do końca życia. Ale tak szybko? Dwa tygodnie po jego śmierci, a ty już się wpakowujesz w romans i to z kolesiem, którego on szczerze nienawidził.

-Nie wpakowałem się w żaden romans, ja i Zayn się jedynie przyjaźnimy- westchnąłem, coraz bardziej rozdrażniony- Nie chcę zastąpić Harry'ego, ciężko mi jest bez niego i to bardzo. Ale na litość boską, nawet, jeśli bym się kiedyś związał z kimś i nawet jeśli byłby to Malik, to co was to obchodzi? To moje życie.

-Ale powinieneś uszanować Harry'ego.

-Co mam uszanować? On nie żyje Ed, rozumiesz? Nie żyje kurwa mać, jest martwy, zakopany pod ziemią!- czułem jak łzy płyną mi po policzkach. W międzyczasie wrócił Zayn, który jak tylko mnie zobaczył, podbiegł i zgarnął w ramiona.

-Shhh słońce, spokojnie- mruknął. Widziałem jak mierzy Edwarda wzrokiem.

-Wiem, że nie żyje i wiem, że jest ci ciężko Louis- westchnął cicho- Mi i rodzicom też, to nie jest łatwe... Ale martwimy się o ciebie, dobrze? Wiemy jak było, gdy odszedł Zayn, nie chcemy, żebyś znowu przez to przeszedł. I okej, trochę mnie wkurza to, że on jest z tobą, bo Harry go szczerze nienawidził i powinieneś to uszanować, ale masz rację, to twoje życie.

-A on mnie szanował?- szepnąłem- Szanował mnie, kiedy mnie zdradzał i okłamywał?

-Lou-

-Widziałem zdjęcia, daruj sobie kłamstwa- rzuciłem od razu.

-Chciał ci powiedzieć.

-Jakoś tego nie zrobił.

-ON naprawdę mocno cię kochał.

-Wiem- szepnąłem- ale nie szanował mnie, a tym bardziej mojego ciała.

-O czym ty mówisz?

Zaśmiałem się cicho, choć nie był to przyjemny śmiech.

-O siniakach, które jeszcze mi zostały- podniosłem koszulkę, pokazując kilka fioletowych śladów. Nie wszystko jest takie kolorowe, jak się wydaje. Pozory mylą, ludzie widzą to, co chcą zobaczyć.

Moje życie z Harrym było koszmarem.

xxx

kocham was x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top