9

   

Napierw doszedł do mnie ból głowy. Taki pulsujący, jakby zaraz miał mi głowę rozerwać. Gdy już jako tako przyzwyczaiłam się do mojego okropnego, jak na ten moment stanu, postanowiłam otworzyć oczy. Zobaczyłam, że znowu jestem w tym pokoju. Znowu jestem u Harry'ego!
Jak ja się tu znalazłam, skoro wczoraj ktoś... Porwał mnie?
    Zeskoczyłam z łóżka i chwyciwszy za klamkę, wyszłam przez drzwi, zbiegając po schodach do kuchni, gdzie miałam nadzieję spotkać chłopaka.

- Harry? - zapytałam.

    I faktycznie, stał przy kuchence i coś mieszał w patelni.

- O Anabell. Wyspałaś się skarbie?

- Co ja tu robię? - zapytałam, gdy chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę i skierował się w moją stronę.

- Aktualnie przebywasz - odpowiedział spokojnie, stając kilka centymetrów ode mnie.

- Powinnam być w domu - wyminęłam go, ale złapał mnie za rękaw bluzy i szarpnął do siebie tak, że odbiłam się od jego torsu.

- Ale nie jesteś. I nie będziesz.

- Co ty znowu odpieprzasz? Rodzice będą się martwić.

- No i? Właśnie o to mi chodzi.

- Co? - zatrzymałam się.

- Tak.

- Co ty gadasz? - wyszarpnęłam rękaw w jego uścisku i stanęłam przed nim. - To ty mnie wczoraj otłumaniłeś tym gównem? - powiedziałam w niedowierzaniu. - To ma być twój genialny plan zemsty?! Do reszty cię pojebało?!

- Grzeczniej skarbie - warknął do mojego ucha, a mnie obleciał strach. - Mówiłem, że masz nie przeklinać.

- O... Oni i tak mnie znajdą i... I matka cię zabije za to...

- Nie Anabell. Oni nic mi nie zrobią. Ba, nawet nas nie znajdą - nadal mówił do mojego ucha, a przez jego oddech na mojej skórze, drżałam. - Nie wiedzą, gdzie mieszkam i zapewniam cię, to nie ulegnie zmianie.

- Ale...

- Nic już nie mów i nie waż się wychodzić z domu, bo będę musiał zamknąć cię w piwnicy, jak prawdziwą porwaną.

    Wedle jego słów, po chwili siedziałam już przy stole i patrzyłam, jak brunet nakłada mi na talerz trochę jajecznicy.

- Smacznego.

- Dzięki.

    Nie byłam głodna, ale żeby nie narobić sobie problemów, zjadłam to co było na talerzu i schowałam brudne naczynie do zmywarki. Stanęłam przodem do pleców loczka i westchnęłam, a potem zapytałam:

- I co teraz?

- Co masz na myśli? - odwrócił się w moją stronę i wpatrywał się intensywnie w moją twarz.

- No jak to co? Podobno jestem porwana!

- A czy jesteś tak traktowana?

Zatkał mnie tym pytaniem.

- Nie rozumiem twojej logiki. Co ma dać ci ta zemsta?

- Nie pozwolę, by ktoś spiskował za moimi plecami - stał od stołu i postawił talerz na blacie, niedaleko od miejsca, gdzie stałam.

- Moi rodzice nie spiskowali!

- Powiedziałaś, że nie pozwolą mi się z tobą spotykać, a to jest jednoznaczne z tym.

- No nie powinieneś się dziwić. Jesteś kim jesteś, więc... - nie skończyłam, bo chłopak mocno złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, a po chwili brutalnie pocałował, mocno wpijając się w moje wargi.

Chciałam się wyrwać, ale mocno trzymał, więc stałam, jak słup soli. Nie miałam ochoty na pocałunek w tamtym momencie. Po chwili zrozumiał, że nie mam zamiaru oddać pocałunku, więc odsunął się. Oddychał szybko, a ja skorzystałam z okazji i odeszłam od niego kawałek, stając w korytarzu.

- Wracam do domu.

- Nawet nie próbuj - powiedział spokojnie, a ja chciałam wykorzystać sytuację i nałożyłam szybko buty na nogi i chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Nie zdążyłam przekroczyć progu, a ramiona chłopaka owinęły się wokół mojej talii i pociągnęły mnie do tyłu. - Powiedziałem coś. Chyba zacznę traktować cię, jak mojego więźnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top