65


Nie mogłam się powstrzymać i dodaję ten ostatni rozdział dziś :) Za tydzień epilog.

    Na weselu, Harry postanowił zaśpiewać piosenkę dla Anabell. Śpiewał nothings gonna change my love for you. Była to bardzo piękna piosenka, a w wykonaniu Stylesa przewyższyła nawet oryginalne wykonanie Glenna Mederiosa. Anabell stała wzruszona na parkiecie, wpatrzona w swojego już męża, który tak wspaniale śpiewał tylko dla niej. Doskonale wiedziała, że Harry umie śpiewać. Odkryła to, gdy pewnego wieczoru poszedł uśpić ich syna i dość długo nie wracał.

    Gdy piosenka dobiegła końca, dziewczyna nie próbowała powstrzymywać już łez. Robiła to przez cały utwór, by móc widzieć bruneta w całej okazałości, a nie tylko zamazaną jego karykaturę. Harry zszedł ze sceny, kierując się do ukochanej z szerokim uśmiechem. Nie sądził, że wywrze to na niej takie emocje.

- To było... Niesamowite Haroldzie.

- I tylko dla ciebie.

    Przytuliła się do niego, po czym rozległy się gorące brawa i wiwaty, a zaraz potem GORZKO, GORZKO od krzyczacych gości. Harry posłał jej jeden z tych swoich uroczych uśmiechów, na co zachichotała niczym nastolatka zauroczona w koledze z klasy. Nie czekali na większą zachętę.

    Harry naparł na usta swojej kobiety, co ona oddała z zapałem. Całowali się dłuższa chwilę, zapewne trwałaby ona jeszcze dłużej, gdyby nie brak powietrza, który dał im znać, żeby zakończyli pieszczotę. Odsunęli się od siebie niechętnie. Rozległy się oklaski, a gdzieś w tłumie dało się słyszeć męski głos jednego z orkiestry weselnej, który prosił, by wszyscy udali się do stołu na ciepłe danie. Tak też się stało i pośród głośnej muzyki granej przez grajków, słychać było odsuwanie krzeseł i szmer radosnych rozmów między gośćmi. Młoda para również zasiadła na swoich miejscach. Obok nich siedzieli ich świadkowie. Przy Anabell Natty z Nathanem; obok Harry' ego Louis z Danielle. Gości nie było dużo. Nie więcej niż pięćdziesiąt osób. Od strony Anabell był to tylko tata, ciotki od strony matki z rodzinami, jak i od strony taty. Nie było ich więcej, jak dwadzieścia parę osób. Harry też miał podobną liczbę gosci.

    W sumie para młoda miała zamiar zaprosić jedynie rodziców i znajomych, ale starsze pokolenie przekonało ich, że warto też zaprosić dalszą rodzinę. Obawiali się jedynie, że zaproszeni goście nie dotrą na uroczystość. Bądź co bądź, była to zima i Harry patrzył sceptycznie na pomysł, by powiększyć grono gości. Dla niego najważniejszym było to, by Anabell przy nim była.

- Czy już wam mówiłam, że cudownie razem wyglądacie, jak tańczycie? - zadała pytanie Danielle, uśmiechając się do nowożeńców.

- Dzisiaj już chyba z pięć razy - odpowiedziała ze Anabell.

Po zjedzonym ciepłym daniu i wypiciu przez gości kilku kolejek wódki, Anabell została porwana do tańca przez swojego brata.

- Jak się pani bawi, pani Styles? - zapytał zaraz, gdy tylko zaczęli tańczyć.

- Cudownie! Tak, jak chciałam - przyznała z ogromnym uśmiechem.

- Cieszę się. Mimo, że jesteśmy rodzeństwem od niedawna, to jednak ważne jest dla mnie twoje szczęście.

- Wiem. Cieszę się, że... Cię poznałam, że mam jakąś rodzinę. Całe życie byłam sama...

- Hej - zaczął. - Nawet nie waż mi tu teraz być smutną, w końcu dziś bawimy się na twoim weselu. To zobowiązuje.

    By potwierdzić swoje słowa, obrócił dziewczynę kilka razy.

- Dobra, dobra. Odbijany!

    Nathan został delikatnie odsunięty od Anabell, a jego miejsce zajął Harry, przyciągając do siebie ukochaną.

- Obgadywaliście mnie? - zapytał uśmiechając się głupkowato.

- Nie. Skąd takie pytanie mężu?

- Tak to wyglądało.

- To źle widziałeś. Wiesz co, Harry? - zapytała, rozglądając się po sali pełnej tańczących par w rytm szybkiej muzyki. Nowożeńcy za to przestawali z nogi na nogę, kręcąc się wokół własnej osi, mając gdzieś, co aktualnie jest grane.

- Co takiego? - zapytał, opierając brodę na jej głowie.

- Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie tak się ułoży. Wiesz, całe życie byłam sama. Kiedyś matka powiedziała, że gdy będę miała chłopaka, którego mi znajdzie gdy skończę dwadzieścia jeden lat...

- Kochanie. Uśmiechnij się. Nie myśl o tym co było, a nawet o tym, czego nie było. Nigdy bym na to nie pozwolił. Nie powinienem mówić tego w takim ważnym dniu ale sama zaczęłaś - westchnął. Obrócił swoją żoną dwa razy i wrócił do tematu. - Ale pamiętasz jak mówiłem ci o tej umowie naszych rodziców? - Kiwnęła głową, wiedząc o co chodzi. - Otóż ona już od dawna nie obowiązywała.

- Jak to? - Przytuliła się do jego torsu ponownie.

- Tak. Zniszczyłem ją niedługo po tym, jak ci o niej powiedziałem. Wiedziałem, że ona i tak by cię nie zmusiła do tego, byś była przy mnie. Chciałem, żebyś naprawdę mnie pokochała, tak jak ja ciebie, choć wtedy byłem niezłym kawałem chuja.

    Dziewczyna zachichotała. Podniosła głowę do góry i złączyła ich usta razem, skutecznie uciszając swojego męża. Harry od razu oddał pocałunek. Uwielbiał całować tę kobietę bez względu na czas i miejsce.

- Kocham cię Harry - powiedziała, gdy odsunęli się od siebie na kilka centymetrów.

- Ja ciebie też moja sarenko - odpowiedział i złączył ich czoła razem, nie przestając się uśmiechać.

    Piosenka dobiegła końca, jednak oni nie zamierzali wracać do stołu. Chwycili się za dłonie i wyszli na zewnątrz. Znaleźli niedaleko schodów długą ławeczkę, na której od razu usiedli. Harry zajął miejsce na jej środku, a Anabell na jego kolanach.

- Zadzwoń do opiekunki - poprosiła cicho, będąc wtulona w jego bark.

    Harry wykonał prośbę wiedząc, że jego ukochana trochę przesadza. Zamiast świetnie bawić się na ich ślubie, ona cały czas, lub jego większość, myślała o ich synu. On również, ale dobrze wiedzą, że Willy znajduje się pod dobrą opieką i nic mu się nie stanie. Gdy już uspokoił Anabell, mogli spędzić chwilę tylko w swoim towarzystwie, bo zaraz zostali zaprowadzeni z powrotem na salę z racji krojenia tortu weselnego.

   
    Młoda para bawiła się na własnym weselu do godziny drugiej w nocy.  Oboje stwierdzili, że należy im się chwila w samotności i nie informując nikogo o swoich planach, po prostu wyszli z sali weselnej i odjechali zamówioną wcześniej taksówką.

- Wiesz, że Annie będzie miała nam to za złe? - zapytała rozbawiona Anabell, wtulona w bok Harry' ego.

- No i co z tego? Dziś się nią nie przejmuję.

    Dziewczyna roześmiała się jedynie i usiadła na jego kolanach, obejmując go ramionami.

*****

 
    Harry obiecał mi, że nie będzie dużo pił, by być w miarę trzeźwy na naszym weselu. Wiedziałam, że to dla niego dużo, bo przecież on uwielbia alkohol, gdy ma okazję go pić. Jednak dla mnie zrobił wyjątek i teraz szliśmy do naszego domu, który stał ciemny, pozostawiony sam sobie. Opiekunka z naszym synem przebywała w domu Annie. Mieliśmy czas dla siebie.

- Harry, nie musisz tego robić - jęknęłam, gdy podniósł mnie na ręce i postanowił przenieść przez próg domu.

- Ale chcę - stwierdził i otworzył drzwi na oścież, wchodząc do środka ze mną na rękach. Nadal mnie trzymając, kopnął drzwi, które zamknęły się z trzaskiem i ruszył przed siebie, zatrzymując się dopiero przy drzwiach naszej sypialni. Po drodze zapalał światła w korytarzu, jak i w naszym pokoju, gdy się w nim znaleźliśmy.

- No, to jesteśmy u celu - oznajmił i postawił mnie na podłodze.

    Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Światło było przygaszone, co dawało klimat. Na łóżku leżał bukiet czerwonych róż, które Harry zaraz wziął do rąk.

- Proszę żonko, to dla ciebie. Co prawda pierwszy raz daję ci kwiaty, ale pomyślałem, że taki gest cię ucieszy...

- Dziękuję. - Przerwałam mu i pocałowałam. Odebrałam kwiaty i odłożyłam je na stolik nocny za mną. - Bardzo mnie ucieszył, przecież wiesz. Jednak wolę cię, jak jesteś sobą. Już się przyzwyczaiłam, że jesteś mniej lub bardziej romantyczny. Kocham cię takim, jakim jesteś. Cieszę się.

- Tak bardzo cię kocham, kobieto - powiedział i chwycił mnie za ręce w stronę łóżka.


***
1210*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top