64
WAŻNA NOTKA NA DOLE, DOTYCZĄCA DRUGIEJ CZĘŚCI!!!
- Harry, ubierz małego, ja muszę jeszcze pilnować kuchni - poprosiłam Harry'ego.
Brunet siedział przy stole, obserwując nie poczynania, kiedy przemieszczałam się z jednego miejsca w drugie, nie mając dla narzeczonego ani minuty wolnego czasu. No cóż, takie są skutki, kiedy to facet rozmawia z twoim ojcem długo przez telefon. Zaprosił go na naszą wigilię, a potem tą samą sytuację powtórzył ze swoją mamą. Nie, żebym miała mu to za złe, chciał dobrze, jedynie ja źle wszystko sobie rozplanowałam. Tak więc będziemy mieli czworo gości plus my i Will. Sześć osób to zdecydowanie coś nowego dla mnie. W końcu pierwszy raz przygotowywałam dania świąteczne dla kilku osób.
Gdy już wszystko było gotowe, jedzenie na stole, pozostało mi tylko przebrać się i to wszystko. W sypialni założyłam na swoje ciało czerwoną sukienkę z rękawkami trzy czwarte, delikatnym dekoltem i czarnym cienkim paseczkiem w talii. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam, bo są zbyt długie i kręcą się w końcach. Mój makijaż to był tylko tusz do rzęs, podkład i czerwona, pasująca do sukienki szminka. Przeglądając się w lustrze, stwierdziłam, że wyglądam dziś idealnie i nic nie popsuje mojej radości z tegorocznych świąt.
Zeszłam na dół, skąd słyszałam głos Harry' ego, który mówił do naszego syna. Mały jeszcze go nie rozumiał, ale śmiał się uroczo, gdy jego ojciec strzelał do niego głupie miny. Wyglądało to słodko, dlatego uwielbiałam patrzeć na tą dwójkę.
- Już jestem - oznajmiłam swoją obecność.
Harry podniósł na mnie wzrok, oglądając mnie całą z góry na dół. Uśmiechnął się szeroko, widząc, że ubrałam sukienkę, którą sam wybierał niedawno. Ułożył Willa bezpiecznie w nosidełku i podszedł do mnie, od razu obejmując mnie w talii.
- Wyglądasz przepięknie - powiedział mi na ucho, skubając je jakby od niechcenia, co na mnie podziałało.
- Dzięki.
Sam ubrany był w czarne jeansy, idealnie wyprasowaną przeze mnie białą koszulę i czarną marynarkę. I tak udało mi się go w nią ubrać cudem, jednak nie przekonałam go nawet groźbą, by złożył do niej pasujące spodnie. Wyglądał przystojnie i bardzo seksownie z włosami postawionymi do góry. Od dnia, w którym pozbył się długich włosów, regularnie chodzi do fryzjera, który przycina je na odpowiednią długość, przez co nie " zarasta ".
Przyjemną chwilę czułości przerwał nam dzwonek do drzwi. Odsunęliśmy się od siebie. Harry wrócił do naszego dziecka, a ja poszłam otworzyć. Jako pierwsi przyszli nasi rodzice. Zdziwiłam się, że razem, ale postanowiłam choć dziś nie wysuwać pochopnych wniosków.
- Anabell, jak ty pięknie wyglądasz! - usłyszałam od Annie, która zaraz, jak tylko ich wpuściłam, przytuliła mnie do siebie. Zaraz po niej dopadł mnie tato i oboje potem udali się do salonu, gdzie stał już nakryty stół i wielka choinka stojąca w rogu pomieszczenia.
Gdy już otrząsnęłam się z szoku, zamknęłam frontowe drzwi, poszłam za nimi i zobaczyłam widok, który mam praktycznie na codzień. Niedawno przybyła dwójka z rozanieleniem pochylała się nad nosidełkiem, w którym leżał mały. Już miałam się coś odezwać o rozpieszczaniu mi dziecka, ale dałam spokój, bo zadzwonił znów dzwonek do drzwi. Wróciłam i ponownie pociągnęłam za klamkę.
- Już jesteś? Miałeś być za pół godziny - odezwałam się, widząc po drugiej z stronie Nathana. Zaraz potem dojrzałam stojącą trochę za nim Natty. - Nat, mówiłaś, że nie przyjdziesz - powiedziałam zdziwiona jej widokiem.
- Możemy wejść?
Bez słowa wpuściłam ich do środka i poczekałam, aż zdejmą kurtki i buty.
- Em... Anabell, mówiłem, że poznasz dziś moją dziewczynę...
No faktycznie, pamiętam jak o tym mówił, ale chyba jej nie ma z nim.
- No tak, pamiętam. Czemu jej nie ma?
- E... To Natty sprawiła, że musiałem zamieszkać blisko niej.
W ciszy analizowałam co do mnie powiedział. Czyżby on z moją przyjaciółką...
- Jesteście razem?
- Tak. - Usłyszałam jej cichy szept, jakby conajmniej coś mi zawiniła, a ja mam jej wymierzyć za to straszną karę...
- Czemu mi nie powiedzieliście? - zapytałam lekko zranionym tonem. Oczywiście nie byłam zraniona, ale chciałam wiedzieć.
- Bo my... Chcieliśmy spróbować... - Natty plątała się w swoich słowach.
- No już, chodź tu do mnie! - Przyciągnęłam dziewczynę do siebie i przytuliłam. - Ogromnie się cieszę - powiedziałam jej na ucho. Gdy się odsunęłam od niej, na jej ustach gościł szeroki uśmiech. Sama się uśmiechnęłam, bo widzieć ją szczęśliwą to sama przyjemność. - No, a teraz do stołu!
***
Dni przed ślubem były... Niemożliwe. Patrząc na to wszystko z perspektywy przeżycia tych dni, nie dowierzam, że faktycznie jutro wychodzę za Harry' ego. Jeden błąd i w ogóle nic by z tego nie było.
Zacznijmy od tego, że nie za bardzo interesowały nas przygotowania do ślubu. Owszem, przyjęliśmy wszelkie nauki i wysłaliśmy zaproszenia i na początku było okej, ale na tym nasza praca się skończyła. Harry twierdził, że mamy dużo czasu, ja mu przytakiwałam. Annie wyraziła ochotę zajęcia się wszystkim, więc nie mieliśmy nic przeciwko, dodatkowo, tato też chętnie chciał jej pomóc. Więc, czemu nie, mogliśmy się usunąć w cień.
Czy tylko mnie się wydaje, że między naszymi rodzicami coś jest? Gdzie ich nie zobaczę, tam są oboje razem. Może nic w tym dziwnego, w sumie oboje pomagają nam w przygotowaniach do ślubu, no ale ja zawsze szukam dziury w całym.
W każdym razie, nie myśleliśmy o strojach, muzyce czy daniach. Ja już przeznaczyłam na to swój czas. Byliśmy zajęci naszym maleństwem. Musieliśmy nauczyć się wielu rzeczy, więc wesele zeszło na drugi plan. W ogóle, gdyby nie ksiądz, który siłą prawie wmówił nam, by dziecko ochrzcić, zastanawialiśmy się, by nasz ślub zorganizować wcześniej, niż pierwotnie jakiś czas po urodzeniu małego. Zastanawialiśmy się przez tydzień, do następnego spotkania.W końcu się zgodziliśmy. Mama Harry' ego był wniebowzięta. W sumie nawet mój tata był zadowolony. Nie przejęłam się tym zbytnio i puściłam mimo uszu, ale w ostateczności ksiądz nas przekonał. Tak długo nas męczył, że wymiękliśmy.
- Harry, powiedzcie mi, jak zamierzacie usadzić gości? - zapytała Annie.
Harry przerwał czynność, jaką było ubieranie małego i spojrzał zdziwiony na swoją matkę.
- Myśleliśmy, że ty się tym zajęłaś.
- Nie chciałam robić czegoś bez waszej wiedzy - powiedziała, posyłając mi delikatny uśmiech.
- Zrób to według siebie - odpowiedziałam, składając ubrania, które przyniosłam wyprane i wysuszone.
- Nie chciałabym, żeby ktoś z twojej rodziny czuł się nieswojo...
- Nie, nic takiego się nie wydarzy. Dobrze wiesz, że te kilka osób, które zdecydowałam się zaprosić, nie będą się przejmowały, gdzie siedzą, jedynie kiedy podadzą jedzenie.
- Oh, no dobrze, niech ci będzie. Harry, jak twój garnitur? - Teraz czas na tłumaczenie Harry'ego.
- Wisi w sklepie.
- Co? Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie masz jeszcze garnituru?
- Dokładnie to chcę ci powiedzieć.
- Harry! No proszę cię dziecko! Ślub w tę sobotę, a ty nie jesteś nawet gotowy! - wybuchnęła kobieta, na co jedynie się uśmiechnęłam pod nosem.
- Jestem. Mógłbym się z nią ożenić nawet teraz jak tu stoję.
- Harry, wrócę jutro i mam nadzieję, że przemyślisz, co do mnie powiedziałeś.
Annie wstała i szybkim krokiem wyszła z naszego domu, a ja stałam i poszłam zamknąć za nią drzwi.
- Harry, mogłeś jej powiedzieć, że coś masz na oku i że idziesz przymierzyć, albo nawet, że masz, a nie coś takiego. Przecież ona ci nie da żyć! - krzyknęłam z korytarza, idąc w kierunku salonu, w którym mój narzeczony cały czas siedział na kanapie z małym na rękach.
- Oj tam. Zawsze, coś się znajdzie...
Minęły cztery dni, a garnituru Harry' ego, jak nie było, tak nie ma. Brunet stara się mnie uspokoić, jednak kiepsko mu to idzie. Naprawdę, zaczęłam się poważnie martwić, czy nasz ślub w wypali, skoro będziemy się widzieć w sobotę, był czwartek w południe. Harry się pakował, Niall z Louisem przyjechali po mojego narzeczonego i zabierali go do siebie.
- Błagam was, niech on będzie trzeźwy w sobotę. - Spojrzałam na nich błagalnym wzrokiem, na co oboje jedynie się uśmiechnęli.
- Nie martw się, przecież znasz nas tyle czasu Anabell. Będzie w idealnym stanie w sobotę - obiecał Louis z szelmowskim uśmieszkiem.
- Na to liczę Louis - odpowiedziałam z przekąsem.
- Możemy iść - usłyszałam Harry' ego, który poszedł do nas z niedużą czarną torbą na ramieniu.
- No to idziemy.
- Widzimy się w sobotę - powiedział z pocieszającym uśmiechem, pochodząc do mnie.
Wziął na ręce Willa i wycałował jego buźkę kilka razy, przez co mały wiercił się i piszczał wesoło. Harry zaśmiał się i oddał mi małego. Parę chwil później zamknęłam za nimi drzwi i wróciłam do kuchni, gdzie mały siedział w wysokim krzesełku przy stole uderzając rączkami o stół.
- I co kochanie? Zjemy obiadek?
Jak tylko podeszłam do synka, ten wyciągnął do mnie swoje rączki, gaworząc wesoło i śliniąc lekko podbródek. Wzięłam go na ręce i chwilę ponosiłam, przygotowując dla niego jedzenie.
***
Natty latała wokół mnie od dobrych trzech godzin, chcąc sprawić, że miałam wyglądać najpiękniej dzisiejszego dnia. I tak wyglądałam już dobrze.
Z całej stylizacji, włosy były cudowne. Układała je oczywiście mama Harry' ego. Dość długo jej to zajęło. Zanim odpowiednio je ułożyła przy pomocy lakieru, minęła dobra chwila, no i jeszcze kilkanaście minut zanim każda ze wsuwek znalazła swoje miejsce w nich włosach. Makijaż zrobiła mi Natty, a ja tylko siedziałam i podziwiałam ich pracę. Nie mogłam zrozumieć, jak one dwie potrafiły wyczyniać takie cuda.
Dochodziła już dwunasta w południe, a ja zaczynałam się denerwować. Czy nie potknę się, idąc do ołtarza, czy suknia się nie podrze w nieodpowiednim miejscu, albo, że pomylę lub zapomnę słów ze stresu. Nigdy nie byłam dobra w przemowach przy publiczności, a fakt, że miałam być w kościele w ogóle nie pomagał.
- No dobra, piękna. Czas na suknię - oznajmiła Annie, na co tylko przytaknęłam i wstałam z krzesełka, by podejść do mojej przyjaciółki, która pomogła mi założyć to cudo.
Nawet z sukienką miałam problemy. Wydawać się mogło, że wejdę do pierwszego lepszego salonu i będzie super. Odwiedziłam tyle tych salonów, że do tej pory mam dość na zawsze. W jednym na przykład, gdy już znalazłam w miarę odpowiednią, okazało się, że oni nie wykonują poprawek, ani nic z tych rzeczy, a była tylko potrzeba poszerzyć suknię w gorsecie. Wyszłam ze sklepu z pustymi rękoma. W innym znowu nie bylo nic godnego uwagi. Owszem, kroje były piękne, jednak nie czułam tego czegoś, by powiedzieć: ta będzie idealna. Nie szukałam cudownej, nowoczesnej sukni. Chciałam tradycyjną, jednak mieszczącą się w moich progach pieniężnych. Nie miałam co szaleć, bo po pierwsze nie było po co, a po drugie miałam tylko trzy tysiące funtów. W końcu jednak się udało i dwa tygodnie przed ślubem, w szafie zawisł pokrowiec z moją suknią. Zastrzegłam Harry' emu, że ma nie podglądać, a on tylko przytaknął i powiedział, że woli poczekać i być mile zaskoczony w kościele. No skarb nie człowiek.
- Teraz możemy iść - oświadczyła wesoło Annie i chwyciła mnie za dłonie, przyglądając się mojej osobie. - Mam piękną synową.
Osobiście tak nie uważałam. Podczas ciąży trochę mi się przybyło, a opieka nad dzieckiem nie dawała czasu na to, by zająć się odchudzaniem. Nigdy nie byłam zajebiście szczupła, ale teraz bardziej widać, że jestem większa. Ale obiecałam sobie, że postaram się doprowadzić swoją osobę do porządku.
- Chodźmy już, jeszcze musimy być chwilę w zakrystii. - Popędziła nas Natty.
***
Gdy tylko rozbrzmiała muzyka, tato zaczął mnie powoli prowadzić w stronę ołtarza. Ludzie zdążyli wstać i ich wzrok szedł razem z nami do Harry' ego. Brałam głębokie wdechy, chcąc być spokojna i nie zemdleć, zanim co z czym. Mój wzrok cały czas był skupiony na Harry' m, który stał z księdzem na końcu naszej wędrówki. Wyglądał jakby dzień wcześniej poszedł wcześnie spać i żadna libacja, ewentualnie klub, nie miało miejsca. Miał na sobie czarny, lśniący garnitur i idealnie białą koszulę, jak nigdy zapiętą na wszystkie guziki, łącznie z tym pod samą szyją.
Gdy w końcu dotarliśmy do Harry' ego, jego uśmiech był jeszcze większy, niż przed chwilą, kiedy nasze dłonie połączyły się i stanęliśmy przed swoimi twarzami.
- Zebraliśmy się tutaj, by połączyć tych dwoje, świętym związkiem małżeńskim.
***
1912**
Dłuuuuuuuuuuuuuuugi rozdział.
Nawet całkiem podoba mi się ten rozdział i lekko mi się go pisało, więc z wielką chęcią go wam daję 😊😊
PS1: DO KOŃCA ZOSTAŁ TYLKO JEDEN ROZDZIAŁ I EPILOG!!!
PS2: MYŚLĘ NAD DRUGĄ CZĘŚCIĄ I RACZEJ JĄ NAPISZĘ, ALE. ALE JEST TAKIE, ŻE NIE W TYM ROKU JUŻ. Muszę zebrać myśli, zastanowić się porządnie i napisać kilka rozdziałów do przodu, bo nie chcę, żeby po trzecim rodziale okazało się, że nie mam o czym pisać. Już teraz mogę powiedzieć, że będzie ono o Willu Stylesie. Mam nadzieję, że mój pomysł będzie się wam podobał, gdy już wrócę z prologiem i rozdziałami 🙌🙌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top