63
Kilka miesięcy później
Czy mieliście kiedyś tak, że pewnego dnia, w pewnym momencie życia, wszystko na raz zwala się wam na głowę? Ja właśnie poznałam to uczucie i nikomu go nie życzę. Już tłumaczę.
Po powrocie ze szpitala mieliśmy dużo obowiązków, które musieliśmy ogarnąć i dać z siebie sto procent. Harry nie mógł liczyć, że dostanie jakieś dni wolne z racji tego, żebyśmy mogli się ze wszystkim ogarnąć, jednak nie mogłam go za to winić, skoro tak chciał jego szef. Miałam jednak pod ręką Nath i mamę Harry'ego. Ta druga wszystko mi pokazywała i tłumaczyła, a ja z przyjaciółką starałyśmy się wszystko szczegółowo zapamiętać, bo w końcu moja przyszła teściowa nie miała zabawić długo, miała przecież swoje zobowiązania, a ja nie miałam prawa zatrzymywać jej niewiem jak długo.
Jakoś dwa tygodnie po moim powrocie do domu, odwiedził nas mój tato. Niby nic szczególnego, ale jego mina mówiła więcej, niż gesty. Wszedł do domu, nie fatygując się nawet, by zdjąć buty. Nie, żebym przykładała do tego jakąś uwagę, ale on zawsze je ściągał.
- Tato, co się stało? - zapytałam, idąc za nim do kuchni.
Will spał sobie akurat grzecznie w swoim łóżeczku, niedawno nakarmiony, więc miałam dla siebie conajmniej dwie godziny spokoju. Mimo, że spał spokojnie kilka godzin w nocy, jak i w dzień, to w czasie, gdy nie śpi,dawał mi nieźle popalić.
- Chodzi o twoją matkę. Elizabeth nie żyje. Popełniła samobójstwo - powiedział to niemal kamiennym głosem.
- Co? Co ty mówisz?
- Anabell, przykro mi córeczko.
- Ale... Dlaczego?
Aż usiadłam z wrażenia. Absolutnie mogłam się wszystkiego po niej spodziewać, ale nie czegoś takiego. Co ją do tego skłoniło?
- Jak to się stało?
- Prokurator nie chce nic powiedzieć, udało mi się wyciągnąć od niego tyle, że się powiesiła... Twierdzi, że śledztwo jest w toku i nic nie może wyjawiać.
Nie powiem, że spłynęło to po mnie, jak po kaczce. Może nie bolało, ale źle się czułam z tą wiadomością. W końcu była moją matką, jaka by nie była.
- Co się stało sarenko? - zapytał Harry, gdy zobaczył mnie zmartwioną przy stole w kuchni, gdy wrócił z pracy.
- Moja matka nie żyje. Powiesiła się w więzieniu.
- Tak mi przykro żabko.
Poszedł i przytulił mnie do siebie. Potrzebowałam tego wtedy. Czuć jego bliskość i ciepło, wiedząc, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Mimo wszystko co zrobiła, była jednak moją matką i źle mi z tym co się stało.
Minęły trzy dni i odbył się pogrzeb mojej matki. Trzymałam się całkiem dobrze, do czasu, aż brązowa, dębowa trumna z jej ciałem nie zaczęła znikać w czeluściach prostokątnej dziury w ziemi. Nie przyszło dużo osób. Byłam ja, Harry, tato, kilka ciotek i inni, których dopiero teraz zobaczyłam pierwszy raz na oczy. Nawet Nathan powiedział, że przyjedzie, choć myślałam, że zrezygnuje. Był tam z nami, ale trzymał się na uboczu, nie chcąc pokazywać się ludziom na oczy.
Wróciliśmy do domu zaraz po całej ceremonii. Siedzieliśmy w czwórkę w salonie taty. Mama Harry' ego zajęła się Willem, a my w spokoju mogłyśmy myśleć. W sumie każdy z ostatnich dla mnie dni, były tylko myśleniem.
Może, gdy miałam kiedy, mogłam prosić ją o wybaczenie? Może jeszcze mogłyśmy się dogadać? Ale jednak doszłam do tego, że moja matka nigdy by nie uszanowała Harry' ego, ani tym bardziej jego syna. To było straszne, a jednak tak bardzo prawdziwe.
- Kochanie, musimy już wracać - usłyszałam dochodzący do mnie głos bruneta.
Jakbym ocknęła się z jakiegoś letargu. Spojrzałam w okno i nie zauważyłam, że porządnie się już ściemniało. Podniosłam się z kanapy z zamiarem opuszczenia domu, jednak przypomniałam sobie o synu. Taka ze mnie matka.
-Harry, Will...
- Zostanie do jutra u mamy, pojadę po niego przed pracą, dobrze?
- Uhm.
- Hej, mogę u was przenocować? - padło pytanie Nathana.
- Jasne. Prawda Harry?
- Tak. Bez problemu.
Cieszyłam się, że Harry zaakceptował Nathana. Chciałam tego od dnia, kiedy dowiedziałam się o naszym pokrewieństwie. Cóż, Harry od razu zmienił nastawienie, kiedy dowiedział się, że jest moim bratem. Poszli razem nawet na piwo, ale skończyło się tym, że oboje wrócili porządnie pijani i każdym z osobna musiałam się zajmować.
- Muszę wam coś oznajmić - odezwał się Nathan, kiedy weszliśmy do naszego domu.
Nie zdejmowałam płaszcza, od razu poszłam do kuchni, by wstawić wodę na herbatę. Gdy już to zrobiłam, dopiero wtedy zdjęłam czarne wierzchnie odzienie i spojrzałam wyczekująco na brata.
- Przeprowadzam się do was. Znaczy do Londynu.
- Naprawdę?!
Gdy pokiwał głową, potwierdzając swoje słowa, rzuciłam się na niego, by go przytulić. To była najlepsza wiadomość od dnia narodzin mojego syna. Przez pół roku, teraz to się wydaje nierealne.
- Tak bardzo się cieszę!
- Ej co to za romanse? Przypominam, że to ze mną bierzesz niedługo ślub - usłyszałam żartobliwy głos Harry'ego, który wszedł w tej chwili do kuchni.
- No przecież wiem. Ja się tylko cieszę - powiedziałam na swoją obronę, podchodząc do swojego narzeczonego, by zaraz objąć jego talię, przytulając się do niego.
- A z czego, jeśli można wiedzieć? - zapytał, całując mnie w głowę i również obejmując.
- Natan właśnie mi powiedział, że przeprowadza się do Londynu. Rozumiesz? Będzie całkiem blisko nas!
- O ile te kilkanaście kilometrów to dla ciebie blisko, to okej - stwierdził, klepiąc mnie lekko po ramieniu. - Super stary.
- Oj tam. Gdzie będziesz mieszkał? - zapytałam, zostawiłam Harry'ego i usiadłam z powrotem przy stole.
- Wynająłem tydzień temu mieszkanie w centrum. Będę mieszkał z jakąś studentką.
- Wow, tylko tam nie szalej. - Harry zaśmiał się, co wywołało u Natha jedynie szeroki uśmiech.
- Nie rozpędzaj się tak panie lokowaty. Nie interesują mnie kobiety. Mam... Mam już jedną.
- Co?! Powiedz coś o niej - zażądałam.
W prawdzie zauważyłam podczas naszych rozmów telefonicznych i na skype, że jest jakiś taki bardziej weselszy, a nawet wydawał mi się czasem rozpromieniony, ale nie przykładałam do tego jakiejś większej wagi. Cieszę się, że nie jest sam.
- Nic nie mogę ci powiedzieć. Wybacz, ale dowiesz się w swoim czasie. - Posłał mi swój szeroki uśmiech, ukazując ząbki, na co niestety musiałam przystać.
- Ale obiecaj, że ją poznamy - zastrzegłam.
- Jasne! Może przyjdę z nią na wigilię? - zaproponował.
- Dobrze, niech będzie - zgodziłam się.
Do świąt został miesiąc, a za trzy miesiące ślub mój i Harry' ego. Nawet nie będę mówić, że się nie stresuję, bo mimo takiej ilości czasu do tego dnia, ja już teraz boję się każdego etapu, przez które będziemy musieli przejść.
Ja nie chciałam hucznego wesela. Wystarczyłoby mi tylko kilka najważniejszych osób, no i Harry. W końcu to za niego wychodzę, a nie za kościół pełen ludzi. Brunet jednak uparł się, że będziemy mieli takie wesele, na jakie nas stać. Ja osobiście mam tyle pieniędzy, że starczy jedynie na skromną suknię i to by było na tyle z mojego wkładu w nasz ślub. Oczywiście powiedziałam mu o tym, przecież nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła.
- Mam trochę pieniędzy, Anabell. Tyle, że wystarczy na co tylko sobie wymarzysz. Są jeszcze nasi rodzice, oboje przecież powiedzieli, że pomogą, ile będziemy potrzebowali. Kochanie, możesz sobie wymarzyć, co chcesz.
Tak mi odpowiedział, przez co więcej się na ten temat nie odezwałam. Przyjęłam to do wiadomości i snułam po cichu plany, z którymi kierowałam się do Annie. Ona zawsze mnie wysłuchała i doradziła, przez co mieliśmy już prawie wszystko. Potrzebowaliśmy jedynie mojej sukni ślubnej i garnituru dla pana młodego.
- Anabell, mały chce jeść!
Od razu wróciłam do sobie i marzenia zostawiłam na potem. Teraz trzeba nakarmić małego i przygotować pokój do spania dla Nathana.
William Styles
****
1205**
Ok, mogą wena sobie poszła ode mnie i utknęłam w miejscu w 65 rozdziale, który jest prawie skończony XD. Prawie, bo nie mam weny. Przez cały tydzień napisałam może z 200 słów :( W ogóle zarobiona jestem i może dlatego :)
Co do drugiej części - nie mówię nie. Wpadłam nawet na pewien pomysł, zobaczę, co z tego wyjdzie:)))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top