60

UWAGA, NOTKA NA DOLE!!

- Jestem w ciąży.

    Przyznam, że nie zastanawiałam się zbyt głęboko nad tym, jak zareaguje. Miałam nadzieję, że się ucieszy, ale to co stało się chwilę później, przeszło moje oczekiwania w zupełności.

    Harry poderwał się z krzesełka i dopadł do mnie. Wziął mnie w swoje ramiona, okręcając nas dookoła. Czułam wręcz, jak powstrzymuje się, by nie krzyczeć.

- Boże, naprawdę?

    Gdy pokiwałam głową, ponownie nas okręcił, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Po chwili odstawił mnie na ziemię i pochylił się, by mnie pocałować. Nogi się pode mną ugięły, gdy jego usta zetknęły się z moimi. Boże, nadal powala mnie na kolana byle ruchem.

- To wspaniała wiadomość skarbie. Czy on... Czy on go nie skrzywdził? - zapytał, gdy już się odsunął ode mnie i spojrzał wyczekującym wzrokiem.

- Nie, lekarz powiedział, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - odpowiedziałam i oparłam swoje czoło o jego. Usłyszałam, jak westchnął z ulgi.

- Kochanie, jestem przeszczęśliwy!

    Jego ramiona obejmowały mnie całą i szczerze, nie miałam ochoty nigdzie indziej być, niż tu teraz z nim.

- To cudownie, bo nie wiedziałam, jak zareagujesz...  - W moim głosie dało się wyczuć nutkę wątpliwości.

- Bella, to maleństwo było tak przez nas wyczekiwane, jak mógłbym go nie chcieć? - wyszeptał mi to na ucho, sprawiając, że uśmiechnęłam się szeroko do siebie. Odsunął się i spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem. - Teraz już wszystko się ułoży.

***
    Minęły dwa tygodnie i dziś nadszedł dzień rozprawy. Niestety musiałam zeznawać. Byłam pokrzywdzoną, Carlos mnie porwał, a za to również był oskarżony. Wchodząc do budynku sądu, nie wchodziłam sama. Byli ze mną Natt i mój tato, miałam w nich wielke oparcie.

   By odgonić złe myśli,  przypomniała mi się sytuacja pierwszego dnia w pracy, gdy łaskawie po dwóch tygodniach się w niej pojawiłam. No cóż, na dzień dobry zostałam zaprowadzona przez kierownika działu do biura szafowej. Wiedziałam, że to nie będzie miła pogawędka.

- Usiądź Anabell. - Wykonałam jej polecenie i usiadłam sztywno na krześle. - Posłuchaj, to co mam ci do powiedzenia jest bardzo ważne. - Kiwnęłam głową, a ona kontynuowała: - Zdaję sobie sprawę z tego, że masz ciężkie chwile, również przykro mi z powodu tego wypadku. Lecz zauważyłam, że od jakiegoś czasu rzadko pojawiasz się w pracy. Wydawało mi się, że zatrudniłam kompetentną osobę.

- To prawda. Jednak, w moim życiu osobistym dzieją się takie rzeczy, z którymi ciężko jest nam sobie poradzić.

- Rozumiem, ale nie mogę dopuszczać do tego, byś w ogóle nie pracowała.

- Cóż. Wydaje mi się, że będziemy musiały rozwiązać umowę o pracę - powiedziałam cicho, patrząc jej w oczy.

- Jak to?

- Jestem w ciąży. To drugi miesiąc.

- Rozumiem...

- Przepraszam, że sprawiam tyle problemów.

    Może życie to same problemy.

- Czyli rozumiem, musimy zakończyć naszą współpracę?

- Tak... Lekarz zabronił mi wykonywać ciężkich prac...

- Cóż, dobrze, skoro tak. Czy do końca miesiąca możesz pracować?

- Tak, nie ma problemu - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. Do końca miesiąca został zaledwie tydzień i będzie już październik*.

- Dobrze. W takim razie dzisiaj wróć już do domu, a od jutra jak zwykle.

- Dobrze, do widzenia.

- Na razie.

    Po wyjściu z budynku, w którym jeszcze pracowałam, nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Natty była w pracy i mogłam się z nią zobaczyć dopiero po czwartej, a nie chciało mi się na nią czekać tyle czasu. Okej, na sam początek poszłam do kawiarni. Nie mogę może pić kawy, ale na coś słodkiego mam ochotę, więc idę spełnić swoją zachciankę.

    Weszłam do środka i zajęłam pierwszy wolny stolik, jaki rzucił mi się w oczy. Zdjęłam moją granatową kurtkę i powiesiłam ją na oparciu krzesła, które zajęłam. Nie minęła może z minuta, kiedy podeszła do mnie kelnerka ubrana w białą koszulę i czarną spódniczkę. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka.

- Co podać?

- Em... Macie tutaj jakiejś dobre ciasto?  - zapytałam, patrząc wyczekująco.

- Oczywiście. Mogę pani zaproponować Malinową Chmurkę. Jest świeża, dzisiaj robiona.

- No to poproszę. I do tego herbatę.

- Dobrze.

    Herbata i ciasto to nie jest moje wymarzone połączenie, ale co zrobić. Malinowa Chmurka. Ciekawe, czy smakuje równie dobrze, jak się nazywa. Siedziałam chwilę w ciszy, czekając na swoje zamówienie. Minęło kilka minut, a przede mną znalazła się wysoka szklanka z herbatą i mały okrągły talerzyk, a na nim prostokątny kawałek ciasta. Faktycznie, wyglądało jak chmurka. Na górze była beza posypana migdałami, a w środku malina ze śmietaną i biszkopt. Oh, smakowało obłędnie jedynym słowem. Aż poprosiłam o drugi kawałek i wtedy...

- Anabell, teraz ty.

    Do świadomości przyciągnęła mnie Natty, która powtórzyła, że teraz ja mam wejść zeznawać. Kiwnęłam głową, przełknęłam ślinę, podniosłam się z krzesełka i przeszłam przez szeroko otwarte drzwi, prosto na salę rozpraw, od razu widząc Harry' ego. Całkiem wybiłam sobie z głowy myśl o czymś słodkim.

- Proszę się przestawić - usłyszałam, jak tylko dostałam się do brązowej barierki.

****
    Minęły trzy godziny, gdy wyszliśmy z sądu. Szłam przed siebie, nawet nie bardzo patrząc pod nogi.

- Dostał tylko pięć lat i prace społeczne, no śmiać mi się chce, po tym wszystkim, co zrobił mojej Anabell.  - Słyszałam głos Nat i czułam jej ramię obejmujące moje.

- Daj spokój. Ona teraz nawet o nim nie myśli. Jej myśli są tylko przy Harry' m. - Odpowiedź taty bardzo mnie usatysfakcjonowała. Nie ma co, Harry, to jedyne o czym myślę.

- On też dostał dziś porządnie po dupie - skomentowała po chwili ciszy.

- Dobra, możesz przestać? Wiem, jak bardzo moja sytuacja jest teraz żałosna, ale nic na to nie poradzę... Muszę wytrzymać.

- Kochanie, to tylko trzy miesiące. Będziesz mogła go odwiedzać, poza tym, masz nas, my zawsze ci pomożemy - powiedział od razu tato, myśląc, że się rozpłaczę. Płakałam wystarczająco w nocy.

    Westchnęłam tylko, powstrzymując się od odpowiedzenia mu. Przekonałam się bardzo dobrze w ciągu ostatnich kilku dni, jak bardzo byłam uzależniona od obecności Harry'ego przy mnie. Ale nie żałowałam, chciałam go przy sobie cały czas. Teraz muszę od nowa nauczyć się żyć bez niego kolejne trzy miesiące, kiedy to będę jak nigdy potrzebowała jego wsparcia i obecności.

    Mimo wszystko, Harry dostał karę trzech miesięcy pozbawienia wolności. Żadnego zawieszania, ani prac społecznych. Spędzi trzy miesiące w więzieniu. Przez cały proces liczyłam na lekki wyrok. Sedzia jednak powiedział, że to jedyny wyrok, jaki może na niego nałożyć. Harry ani się nie awanturował, ani nie krzyczał. Był spokojny, bo wiedział, że jeden zły ruch i przepadnie wszystko. W pewnym sensie przepadło.

- I jak?

    Usłyszałam głos po drugiej stronie telefonu, gdy odebrałam natarczywie dzwoniące urządzenie. Dzwonił Nathan.

- Zaraz będziemy w domu, nie chce mi się mówić - powiedziałam tylko, wzdychając i rozłączyłam się razu.

    Z Nathanem to długa historia. Spotkałam go w tej kawiarni, w której byłam na herbacie i ciastku, tego samego dnia. Nie zdąrzyłam o nim pomyśleć, bo musiałam wejść na salę. Wszedł do środka, gdy ja prawie łakomie pochłaniałam drugi kawałek pyszności. Zobaczył mnie i od razu się dosiadł, uprzednio witając się ze mną. Po moim pytaniu, co tu robi, odpowiedział, że trafił tu na trop swojej wyrodnej matki. Byłam nieźle zdziwiona, bo przecież żyję tu od zawsze, a nie wiedziałam, że jakaś kobieta może mieć syna i do tego go zostawiła. Chętnie dowiem się, kim ona była. Opowiedział mi, że znalazł jakieś gazety, wycinki, różne nazwiska i tak znalazł się w Holmes Chapel. Nawet wynajął detektywa, który ma ją odszukać tu na miejscu, bo on się w niczym nie orientuje. Mieszka teraz ze mną u mojego taty, no nie mogłam go zostawić w hotelu, skoro nie było żadnych przeszkód, by pomieszkał chwilę u nas, dopóki nie pojawi się jakiś ślad. Teraz czekał na nas w domu. Nie omieszkałam powiedzieć mu o Harry' m i mojej niespodziewanej ciąży. Cieszył się i nawet zadeklarował, że będzie wujkiem, o ile się zgodzę. Zgodziłam się i liczyłam na to, że Nathan zostanie tu na dłużej i dotrzyma mi towarzystwa, bo w sumie jestem w domu sama, jak przysłowiowy palec. Tata i Natty w pracy, a ja od tygodnia siedzę w domu. Nie byłam nawet zarejestrować się w urzędzie pracy, bo w sumie przez kolejne siedem miesięcy nie będę się nadawała do pracy.
   

***
    Po tygodniu, w sprawie Nathana coś się ruszyło. Detektyw zadzwonił do niego i prosił o pilne spotkanie, nie mówiąc niczego przez telefon. Chłopak wybiegł z domu, zostawiając mnie samą z gotującym się obiadem. Krzyknął tylko, że postara się szybko wrócić i tyle go widziałam. Czułam, że dowie się czegoś i będzie musiał wyjechać, zostawiając mnie na pastwę domu taty. Powinnam być w domu Harry' ego, ale postanowiłam, że wrócę do niego razem z jego właścicielem. Tamten dom byłby zdecydowanie za duży, jak dla mnie, a tu mam jeszcze tatę.

- No i czego się dowiedziałeś? - zapytałam od razu, gdy tylko Nathan pojawił się z powrotem w progach kuchni.

- Bones powiedział, że Elisabeth Fritzl, która jest moją matką, tak  naprawdę nazywa się Elisabeth Roses i jest też twoją matką. Mieszkała tutaj, a teraz siedzi w więzieniu.

    O mało nie spadłam z krzesełka, gdy to usłyszałam.

***
1441*

* - październik, bo w ogóle straciłam rachubę czasu w tym FF xd

W ogóle to zamieniam się w Polsat, kończę w takich momentach...

Wow, to już sześćdziesiąty rozdział!

Rany, mamy 100 tyś wyświetleń! Jestem w ogromnym szoku, bo nie myślałam, że uda nam się dojść tak daleko. DZIĘKUJĘ  😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top