59

    Obudziłam się w szpitalu. Od razu wszystko sobie przypomniałam, nikt nie musiał robić tego z mnie. wiedziałam i wiedziałam też, że mnie uratowali. Chciałam, by to Harry po mnie przyszedł, ale go nie było. Jacyś policjanci mnie zabrali i to było tyle, co pamiętałam. Teraz obudziłam się w szpitalu. Nie czułam się jakoś najgorzej, zapewne była to zbawienna pomoc leków...

    Gdy się ocknęłam ponownie, była przy mnie pielegniarka, potem doszedł lekarz, który pytał mnie o różne rzeczy. Nawet rozmawiałam chwilę z tatą. Zastanawiałam się, gdzie jest Harry. No bo w sumie, chyba powinien tu ze mną, z nami być, prawda? Tato nic nie chciał mi powiedzieć, ale po jego zagubionym wzroku, który latał po całej sali, śmiało mogłam powiedzieć, że czegoś mi nie mówił. Nie chciałam naciskać, miałam tylko nadzieję, że Harry przyjdzie.

- Tato, powiedz mi, gdzie jest Harry - zaczęłam jeszcze raz, gdy wróciłam z badań. - Czemu go tu nie ma? Tylko mi nie mów, że jest w domu. Jnaczej dawno by tu był.

- Anabell, kochanie. Jesteś osłabiona, to nie jest czas na rozmowy - zaczął delikatnie.

    Niby miał rację, ale ja już chciałam wiedzieć, żeby się nie martwić.

- Tato, błagam cię.

- Nie, Anabell. Dowiesz się, gdy poczujesz się lepiej - odparł stanowczo.

    Nie chciałam już go męczyć, bo wiedziałam, że już raczej nic mi nie powie. Westchnęłam tylko i poprawiłam się na poduszce.

    Minęły może dwie godziny. Tato wyszedł do pracy, a ja zostałam sama, nie licząc towarzystwa pielęgniarki, która co jakiś czas przyglądała mi się i zapisywała coś w notesie. Nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Przez chwilę myślałam, że to Harry, ale spojrzałam w stronę drzwi i to był tylko lekarz.

- Jak się pani miewa? Coś panią boli?

- Nie. Widocznie leki przeciwbólowe działają cuda.

- Dobrze. Mam dla pani same dobre wiadomości.

- Słucham.

- Badania, które dziś zrobiliśmy nie wykazały żadnych nieprawdłowości, żadnych zmian. Jest pani tylko poobijana. Dostanie jeszcze pani kroplówkę na wzmocnienie organizmu.  Myślę, że za dwa dni będzie pani mogła wrócić do domu. - Posłał uśmiech w moją stronę. - A tak. Jeszcze jedna sprawa. Czy wiedziała pani o tym, że spodziewa się dziecka?

- Tak. Czy wszystko z nim w porządku panie doktorze? - zapytałam od razu.

- Tak. Doktor Gonzales, który robił USG i prześwietlenia, powiedział, że nie ma się czym martwić, dziecko nie doznało żadnych obrażeń.

- Dziękuję.

    Gdybym mogła, wyściskałabym tego lekarza. Kamień spadł mi z serca. Gdybym miała je teraz stracić... Nie wiem, jakby to się skończyło. Teraz tylko powiem o tym Harry ' emu. O ile go jeszcze zobaczę.

    Minęły dwa długie dni, w ciągu których nie widziałam Harry ' ego ani razu. Nie przyszedł do mnie, ani nie odebrał ze szpitala, kiedy przyszedł czas. Tata po mnie przyszedł i zabrał do swojego domu. Dzwoniłam do niego, nie żebym to zostawiła i czekała na cud. Tyle, że nie odbierał. No o co chodzi?!

- Tato, musimy porozmawiać.

    Usiadłam na kanapie obok taty, a ten spojrzał na mnie przelotnie i westchnął. Teraz na pewno mu nie odpuszczę.

- O czym?

- Gdzie jest Harry?

- Anabell...

- Nie tato. Masz mi powiedzieć.

- Jest w więzieniu.

- Gdzie?!

- Nie chciałem ci nic mówić, bo w końcu spodziewasz się dziecka... Ten stres...

- Nie tato. Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Nie widziałam go prawie dwa tygodnie. Nie dawał żadnego znaku życia... Ja muszę do niego jechać - powiedziałam twardo i podniosłam się szybko z miejsca.

- Anabell, nie wpuszczą cię tam. Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że trzeba najpierw się umówić...

- Nic mnie to nie obchodzi. Musi mi to wyjaśnić...

- Dobrze, zróbmy tak. Ja zadzwonię do jego adwokata i zobaczę co da się zrobić, okej? - powiedział, patrząc na mnie uważnie.

- Dobrze - ustąpiłam, wzdychając ciężko. Tato objął mnie, przyciągając do siebie.

- Wszystko się wyjaśni. Wszystko będzie dobrze.

    Och, jak to tylko mogło być możliwe... Nie widziałam Harry'ego tyle czasu, tak bardzo się za nim stęskniłam, że to zaczynało już mnie boleć. I jeszcze on nie wie o naszym maleństwie...

    Czemu w ogóle go zamknęli? Starałam sobie przypomnieć cokolwiek z tych dni, kiedy to byłam przetrzymywana, ale na nic to się zdało - nic nie mogłam sobie przypomnieć. Nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby mi to wytłumaczyć. Oczywiście wiedziałam, że Harry ma jakieś powiązania ze " złymi ludźmi ", bądź co bądź, sam to kiedyś przyznał, ale liczyłam, że skończył z tym, albo ewentualnie ograniczył... Nie, widocznie jestem naiwniejsza, niż myślałam.

- Umówiłem cię na widzenie za trzy dni. Będziecie mieli mniej więcej pół godziny na rozmowę... Ale tylko tyle. Adwokat nie pozwolił na nic więcej.

- Dobrze, dobrze. Dziękuję tato, dziękuję!

    Rzuciłam się mu na szyję. Radość, jaka mnie przepełniała w tamtym momencie była przeogromna. W końcu się z nim zobaczę, porozmawiam, na pewno wszystko da się jakoś wyjaśnić.

***
    W końcu nadszedł dzień naszego spotkania. Nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale już chcę go zobaczyć. Tato obiecał ze mną pójść, właśnie czekałam na niego przed domem, przy samochodzie.

- Już jedziemy - powiedział, widząc moją zniecierpiwioną minę.

    Uśmiechnął się i wsiadł do samochodu, od razu włączając silnik. Nie czekałam na zaproszenie, wsiadłam na miejsce pasażera i po chwili odjechaliśmy.

    Więzienie było ponurym miejscem. Było takie, jakie zapamiętałam, będąc tu ostatnim razem. Byli ci sami policjanci, którzy zaprowadzili mnie do sali widzeń. Tym razem dopisało mi szczęście i mogłam zobaczyć go bez tych wszystkich krat. Po dotarciu do " pokoju " zajęłam miejsce w stoliku przy oknie. Nie wiem czemu, to i tak nic wniesie. Po chwili ciszy usłyszałam, jak drzwi ponownie się otwierają i wchodzi Harry w towarzystwie jednego policjanta. Jego długie włosy, które zapamiętałam ostatniego dni, jakiego się widzieliśmy, były teraz trochę dłuższe i jeszcze bardziej się kręciły, o ile to mogło być możliwe. Na sobie miał jak zwykle czarne spodnie, ciemne buty i niebieską koszulkę. Gdy mnie zobaczył, od razu się podniosłam. Policjant uwolnił jego dłonie z kajdanek, a ja od razu do niego pobiegłam, rzucając się mu na szyję.

- Harry - szepnęłam, w jego szyję.

    Usłyszałam, jak wdycha zapach moich włosów i delektuje się nim, gdy mnie objął swoimi silnymi ramionami. Chwilę później odstawił mnie na podłogę, a ja skierowałam swój wzrok na jego twarz. Nic się nie zmienił. Może to głupie, ale na to liczyłam. Żebym nie żałować, że coś mnie ominęło. Harry skanował moją twarz przez dłuższą chwilę, a ja czekałam, aż się odezwie. Dalej, spojrzał na mnie całą, od góry do dołu i zapytał przyjęty:

- Jak się czujesz moja piękna? Wszystko z tobą w porządku?

- Tak Harry.

    Pociągnęłam go do stolika, a on zaraz zajął miejsce. Usiadłam wygodnie, zastanawiając się, o co zapytać go na początek. Lub, co powiedzieć.

- Harry... Dlaczego tutaj jesteś? - Postanowiłam zapytać, bo to nurtowało mnie bardziej, niż wszystkie inne pytania.

- Anabell - westchnął, ale nie wykręcał się od odpowiedzi. - To przez Carlosa tu jestem. No i też ze swojej winy.

- Jaki Carlos?

- To on cię porwał. Ja... Ja pracowałem dla niego kiedyś. Tak i w końcu zrezygnowałem.

    Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc, o co chodzi. Co takiego robili, że... Chociaż nie, domyśl się Anabell. Skoro ten cały Carlos cię porwał, to oznacza tylko jedno. Jeden, jak i drugi byli zamieszani jakieś śmierdzące sprawy.

- Dlaczego mnie porwał?

- Z zemsty. Chciał pieniędzy, które od niego kiedyś pożyczyłem. Oddałem mu je - dodał od razu. - Ale on za każdym razem chciał więcej i więcej... W końcu zapolował na ciebie. Nie mogłem cię znaleźć, zmylił mnie. Poszedłem w końcu na policję i doniosłem na niego, tym samym pakując siebie za kratki.

- Harry. - Pogładziłam jego dłoń, która nie puściła mnie ani na chwilę, od momentu zetknięcia się. - Ja nic o tym nie wiedziałam, czemu mi nie powiedziałeś?

- Nie chciałem, żebyś była w to w jakikolwiek sposób wplątana, ale jednak mi się nie udało. - Spuścił głowę na chwilę, a potem podniósł ją i spojrzał na mnie z żalem.

- Harry, zaakcentowałam cię z tym wszystkim, mimo, że w sumie nie wiedziałam, czym tak dokładnie się zajmujesz. Czułam jednak, że to nic dobrego. Nie pytałam, nie wnikałam...

- Nierozmawiajmy już o tym - poprosił.

- Kiedy jest rozprawa?

- Za dwa tygodnie, jak tylko Carlos dojdzie do siebie po operacji. Będziemy razem stać przed sądem... Jedyna pociecha jest taka, że mój adwokat mówi, że będę odpowiadał za współudział, a za to mogę dostać wyrok w zawiasach.

- Harry, pamiętaj, że jestem z tobą.

- Wiem kochanie.

- Macie jeszcze piętnaście minut. - Do naszej rozmowy wtrącił się policjant stojący przy drzwiach.

- Myślałem, że wszystko będzie dobrze. Wiesz, tamtego dnia byłem na rozmowie kwalifikacyjnej. Dlatego nie mogłem pójść z tobą do lekarza. I wiesz, ten gość zatrudnił mnie, ale teraz to nie mam co się u niego pokazywać na oczy. Jestem skończony - jęknął cicho, a ja siedziałam w szoku.

    Harry znalazł pracę, pewnie wszystko byłoby już na dobrej drodze, gdybym nie została porwana. Harry miałby dobrze płatną pracę i moglibyśmy szczęśliwie wychowywać nasze maleństwo, a tak to nie wiem nawet, kedy nasze dziecko zobaczy swojego tatę. Boże, to wszystko jest strasznie trudne.

- A właśnie. Nie powiedziałaś mi, jak było u tego lekarza.

    Spojrzał na mnie zainteresowany. Do tej pory to tylko on mówił, ale to co powiem, nie wymaga niewiadomo ilu słów.

- Jestem w ciąży.

***
1481*

No kochani, Harry się dowiedział :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top