58

Na dole ważna notka!!!! NIE OMIJAĆ!

- Wchodzimy!

    Głos policjanta dowodzącego całą akcją rozniósł się echem. Kilkunastu policjantów uzbrojonych z broń palną i kamizelki kuloodporne wpadli do domu Carlosa, w którym jeszcze trzy dni temu sam byłem. Tak jak rzadko się modliłem, tak teraz błagałem Boga, by oszczędził moją kruszynę.

    Przysięgam, że jeśli wyjdzie z tego cało, nie puszczę jej samej nawet na podwórko. Może z minutę później rozległo się kilkanaście strzałów i stłumione krzyki. Chciałem tam biec, zobaczyć kto do kogo strzelał, ale powstrzymywała mnie silna dłoń pilnującego mnie policjanta. Co się dziwić, mają mnie na oku od dnia, w którym postanowiłem, że złożę doniesienie o porwaniu i powiem wszystko, co wiedziałem o Carlosie i jego czarnych interesach, w które byłem wplątany od ponad sześciu lat. Wczoraj zdałem sobie sprawę, że Anabell będzie musiała się dowiedzieć o tym. Jeśli on jej jeszcze tego nie powiedział. Wolałbym jednak sam z nią porozmawiać na spokojnie. Wróciłem jednak na ziemię w momencie, kiedy dwóch pierwszych policjantów wyprowadzało Carlosa, trzymając go pod ramiona. Ledwo szedł, został postrzelony w kolano, jak potem usłyszałem, bo stałem niedaleko karetki. Gdy mnie mijali posłał mi swój paskudnie drwiący uśmiech i powiedział:

- Ona wie.

    Pczułem się cholernie źle. Co sobie pomyśli? Skończony kretyn i kłamca? Możliwe, to może być całkiem prawdopodobne.

    Chwilę potem kolejnych dwóch policjantów wyniosło moją Anabell. Omal nie dostałem zawału, gdy zobaczyłem jej pobrudzony sweter, potargane włosy i wychudzoną twarz. Była nieprzypomna. Chciałem do niej biec, ale znowu zostałem powstrzymany.

- Niech mnie pan puści. Przecież nie ucieknę, chcę tylko iść do karetki - powiedziałem błagalnie, tak samo patrząc na mężczyznę.

- Niech będzie, ale idę z tobą - zastrzegł, a ja od razu rzuciłem się do drugiej karetki, w której właśnie jeden z ratowników układał ją na noszach.

- Kim pan jest? - zapytał drugi, niewiele pewnie młodszy ode mnie ciemnoskóry brunet, widząc, że jestem w karetce.

- To moja narzeczona. Co z nią?

- Trzeba zrobić szczegółowe badania, ale teraz możemy powiedzieć, że jest wyziębiona i wychudzona. Zapewne nie jadła od tygodnia. Prawdopodobnie nie ma urazów wewnętrznych. Niestety to tyle. Ma pan jakiś kontakt z jej rodziną? Dobrze by było, gdyby przyjechali do szpitala.

    Odetchnąłem z ulgą. Gdyby coś jej zrobił, to bym go zabił. Przysięgam, nic by mnie nie powstrzymało. Gdy dowiedziałem się, do jakiego szpitala zabierają Anabell, od razu zadzwoniłem do jej ojca. Nieźle się przestraszył, ale powiedział, że będzie tam za dwadzieścia minut. Obie karetki odjechały, co też zrobił mój stróż, który mnie pilnował. Mógłbym go trochę pogruchotać i tak mógłbym szybciej być u Anabell, ale po co zwiękaszać sobie problemy? I tak mam ich wystarczająco dużo.

    Do szpitala dotarliśmy w przeciągu trzydziestu minut. Gdyby ten durny policjant jechał szybciej niż pięćdziesiąt na godzinę, to byłbym tam wcześniej. Wszedłem do budynku i od razu przywitała mnie kobieta koło pięćdziesiątki. Zapytała o co chodzi, odpowiedziałem szybko i uzyskałem odpowiedź. Kilka minut i byłem już pod salą. Mój policjant również tam dotarł, gubiąc niemal swoją czapkę i wielki brzuch. Podchodząc pod salę, zobaczyłem obok niej szklaną szybę, przez którą od razu zajrzałem, widząc Anabell.

    Leżała na łóżku szpitalnym podłączona do kilku kabli, w tym kroplówki. Westchnąłem cicho, opierając czoło o zimną szybę.

- Harry? Wszystko w porządku?

- Tak... - odpowiedziałem, widząc po swojej prawej stronie ojca Anabell.

- Wiesz coś? Nie pozwolili mi do niej wejść, a lekarz się jeszcze nie pojawił - powiedział cicho wpatrując się w szybę, za którą była jego córka. 

- Nie, też nic nie wiem.

    Usłyszałem czyjeś kroki rozchodzące się po korytarzu. Zatrzymały się dokladnie przed pokojem, przy którym staliśmy oboje. Był to wysoki mężczyna, prawie dorównywał wzrostem mnie. Dostrzegłem jedynie biały fartuch i czarne włosy, zanim lekarz wszedł do pokoju Anabell. Podeszła do niego jakaś młoda pielęgniarka, zdając zapewnie raport czy coś. Nie widziałem jej tu wcześniej, widocznie siedziała w jakimś rogu, gdzie nie widziałem jej przez szybę.

    Wracając, lekarz kiwnął głową i przystąpił do jakichś badań. Zmierzył jej ciśnienie, poświecił latareczką w oczy i sprawdził ile kroplówki zostało. Jak dla mnie to żadne badanie, mam nadzieję, że gdy od niej wyjdzie, to się czegoś dowiemy.

- Panowie są z rodziny? - usłyszałem od razu pytanie, gdy wcześniej wspomniany lekarz opuścił pomieszczenie i stanął przed nami.
- Tak - odpowiedział jej ojciec, a ja tylko kiwnąłem głową.

- Dobrze, zatem dziewczyna jest mocno poobijana, ale nie ma urazów wewnętrzych, to już wiemy. Jeszcze będzie trzeba powtórzyć to badanie, gdy pacjentka dojdzie do siebie. Nie zrobiliśmy jej żadnych badań. Na większość z nich musimy poczekać, aż pacjentka się obudzi, co powinno nastąpić, jak tylko płyn w kroplówce się skończy. Prawdopodobnie już jutro będziemy więcej wiedzieć.

- Dobrze, dziękujemy - odezwał się starszy mężczyzna, po czym lekarz chwilę później nas opuścił. - Jak to się stało? Przecież ty nic jej nie zrobiłeś. I ci tu robi ten policjant?! - Te pytania były skierowane już do mnie, a w tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć mu prawdę.

- Anabell została porwana. - Szok na jego twarzy był ogromny. Westchnąłem i mówiłem dalej. - Porwał ją mój... Szef? - Prasknąłem śmiechem na to słowo. - Kutas porwał ją i przetrzymywał prawie przez tydzień tylko dlatego, że nie oddałem mu pewnej sumy pieniędzy, którą pożyczył mi kilka lat temu. Mniejsza o to. Nic ci nie powiedziałem, bo byłem pewny, że sam ją znajdę. Jednak nie udało mi się i musiałem iść na policję... Złożyłem doniesienie, powiedziałem wszystko co wiedziałem, a tym samym wkopałem i siebie. - Pokazałem ruchem głowy na obserwującego nas z dalszej odległości policjanta.

- A moja córka o tym wszystkim wie?

- Nie wiem. Prawdopodobnie tak. Nie wiem, co dalej. Mogą mnie zamknąć za wszystko co zrobiłem. - Spojrzałem na niego. Westchnął tylko, po czym odezwał się:

- Wiedziałem, że twój ojciec wciągnie cię w to bagno, w którym wszyscy byliśmy, ale liczyłem, że opamiętałeś się ze względu na moją córkę...

- Bo tak było. Ale on dzwonił, groził... Miałem trochę odłożonych pieniędzy, zaniosłem mu je, ale on i tak chciał więcej i więcej... Aż w końcu porwał Anabell.

- Złapali go chociaż?

- Tak, już nic nie grozi An.

- To dobrze, to dobrze.

- Panie Styles. - Do naszej rozmowy wtrącił się policjant. Spojrzeliśmy na niego od razu. - Musi pan jechać ze mną na komendę.

- Dobrze...

- Po co? Jego miejsce jest tutaj! - Ojciec Anabell uniósł się, gdy odszedłem niego.

- Przykro mi, takie są zasady.

    Jasne, przykro ci.

- Niech pan powie Anabell, że ją kocham. Nie wiem, czy jutro tu przyjdę - powiedziałem głośniej, by mnie usłyszał.

    Kiwnął głową, a ja musiałem iść za policjantem. Po wyjściu ze szpitala, wsiadłem do radiowozu, który od razu ruszył. Oparłem głowę o szybę, zastanawiając się, co będzie dalej.

****
1065*

Kochani moi!
Dziś niestety krótszy rozdziałek, ale no tak miało być. Kolejny to już perspektywa Anabell i dowiemy się, czy Styles będzie ojcem czy nie. No i zdecydowanie będzie dłuższy!

PS. MAM WAŻNE PYTANKO!!
KTÓRA Z TYCH OKŁADEK SIĘ WAM PODOBA? NIE WIEM, KTÓRĄ USTAWIĆ

1.


2.

Hmm??? Co wy na to?? Piszcie błagam :) <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top