55


     Szłam po mokrym od wody piasku i patrzyłam na zachodzące nad morzem słońce. W oddali słychać było mewy i odbijającą się o skały wodę. Piękne widoki, znowu tu jestem. Znowu tu przyjechaliśmy, tak jak obiecał mi to Harry. Brunet szedł przede mną. W swoich silnych rękach trzymał małą dziewczynkę. Z tej dzielącej nas odległości widziałam jedynie jego beżowe krótkie spodenki i białą zwiewną koszulę opinającą jego tors, oraz kręcone włoski u dziewczynki. Czyżby to była nasza córka? Przecież to nie możliwe, nie mogę zajść w ciążę i urodzić Harry' emu dziecka. W takim razie dziewczynka musiała być adoptowana...

- Anabell, pośpiesz się! Marica zaczyna marudzić!

    Donośny głos Hazzy rozniósł się po pustej okolicy. Przyspieszyłam kroku i zaraz znalazłam się przy tej dwójce. Miałam teraz doskonałą okazję przyjrzeć się dziewczynce.

- Wiesz doskonale, że uspokoi się dopiero u ciebie na rękach - posłał mi szeroki uśmiech.

- Wiem - odpowiedziałam cicho, patrząc zafascynowana w małą brunetkę.

    Marica była wprost kopią Harry' ego. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to właśnie te loczki, które miała powykręcane w każdą stronę na główce. Przejęłam ją na swoje prawe ramię i kontynuowałam swoją obserwację. Oczka miała duże i zielone, jak oczy Harry' ego. Ale nosek zadarty miała już po mnie, tak samo i uśmiech. Wzruszyłam się.

- Anabell...

- Harry...

    Poczułam szarpanie za ramię i od razu otworzyłam oczy. W pokoju panowała ciemność. Doszło do mnie w jednej chwili, że to był tylko sen. Sen.

- Harry? - zapytałam cicho.

- Co ci się śniło? Mówiłaś o jakiejś Maricy...

    W jednym momencie oczy zaszły mi łzami, a ja się rozpłakałam, doznając ciężkiego bólu w klatce piersiowej, gdy dotarło do mnie, że ten sen nigdy nie będzie miał spełnienia w rzeczywistości. Bo... Gdyby nie to wszystko, to mógłby to być najrealniejszy sen, jaki miałam do tej pory. Ja, Harry i ta mała dziewczynka, będąca naszą kopią.

- Hej, skarbie, czemu ty płaczesz? Co ci się śniło? - zadał kilka pytań i zapalił lampkę nocną po swojej stronie łóżka.

- Śniło mi się... Że... Że byliśmy nad morzem i...

    Ledwo łapałam oddech i mówiłam. Targał mną ciężki płacz, nie mogłam się za nic uspokoić, nawet ramiona Harry' ego wydawały się nie pomagać.

- Skrzywdziłem cię w twoim śnie? - zapytał, nie wiedząc zupełnie o co chodzi.

- Szliśmy oboje i... Harry, niosłeś naszą córeczkę. Ona... Ona była tak podobna do ciebie... Była taka śliczna... - Wreszcie wyrzuciłam to z siebie, ale wcale nie poczułam się lepiej.

    Minęło kilka chwil, płacz cichnął, ale nadal dreszcze przechodziły przez moje ciało. Zamknęłam oczy i dłuższy czas nie chciałam ich otwierać. Duże dłonie Hazzy co chwilę gładziły moje plecy i ramiona, ale to było za mało. Czułam się rozbita, a myśl, że takiej słodkiej małej dziewczynki nie będziemy mogli mieć, zabijała mnie do końca. Dopiero teraz czułam, jak bardzo dużo straciłam wraz z dniem, gdy lekarka poinformowała mnie o tym.

- Anabell, kochanie moje, uspokój się - szeptał, ale to nic nie pomagało. Musiałam sama dojść do siebie, wystarczyłoby, gdyby on tylko był w tej chwili przy mnie.

- Harry, bądź przy mnie - wyjęczałam niemal błagającym głosem, a on bardziej mnie do siebie przyciągnął.

- Jestem i zawsze będę sarenko.

    Podniosłam głowę do góry, by móc spojrzeć na niego. Był bardzo zmartwiony moim zachowaniem, ale najważniejsze chyba, że nie przepraszał. Tego w tamtym momencie chyba bym nie zniosła i dostałabym kolejnego napadu. To byłoby zdecydowanie za dużo.

- Dziękuję - powiedziałam.

    Uniosłam się bardziej, by złączyć nasze usta razem. Nie protestował, tylko pogłębił trochę bardziej całusa, który zamienił się w namiętny pocałunek, a ja w jednej chwili wylądowałam ponownie na poduszce, a Harry nade mną.

- Gdzie wyszedłeś wczoraj w nocy? - zapytałam bruneta podczas śniadania. Od razu odłożył kromkę chleba z serem i szynką i spojrzał na mnie.

- Byłem się przejść. Po tym, co się wydarzyło, musiałem jakoś odreagować - odpowiedział mi po chwili ciszy i wrócił do ukończenia kanapki, po czym popił ją herbatą.

- Czemu mam wrażenie, że nie mówisz mi w tej chwili wszystkiego? Harry, nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą jakieś tajemnice...

- To nie jest żadna tajemnica. Byłem się przejść - uciął.

    Jęknęłam w duchu. Wiedziałam już, że Harry i tak nic mi nie powie.

    Po południu ktoś zadzwoni do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, ale musiałam sprawdzić kogo niesie.

- Wow, Anabell, jak ty pięknie wyglądasz! - usłyszałam radosny okrzyk Natty, zanim jeszcze ją zobaczyłam.

- Ciebie też miło widzieć - zaśmiałam się i wpuściłam ją do środka.

- Nie mogłam przepuścić takiej okazji i się z tobą nie spotkać. Wiesz, praca dopiero od jutra, a do tego czasu pewnie ciekawość by mnie zeżarła.

    Zdjęła buty, po czym od razu przeszła do kuchni, gdzie usiadła sobie na krześle. Rozejrzała się w około i zapytała:

- Harry musiał sprzedać jego meble, żebyście mogli popływać sobie w morzu, czy jak?

- Ktoś się włamał Natty.

- No to wiele... Co?!

    Patrzyła na mnie tak zszokowana, jakbym powiedziała coś dla niej niemożliwego. Pokiwałam tylko głową, by ją w tym utwierdzić, a ta o mały włos nie spadła z krzesełka.

- Ale jak to? Wiadomo, kto to był?

- Nie. Nic nie wiemy, oprócz tego, że połowa mebli jest do wymiany - westchnęłam ciężko. Napadła mnie znów myśl, skąd wezmą się na nie pieniądze.

- Co to znaczy? Ja nic nie rozumiem!

- Nat, ja też nie. Wróciliśmy do domu, drzwi były otwarte, a gdy weszliśmy do środka, zastaliśmy istny Armagedon. A pod tym wszystkim podpisała się moja matka, która jest w więzieniu - streściłam. - Musiała to komuś zlecić.

- Byliście na policji?

- Harry powiedział, że sam się tym zajmie.

- Wiesz, że to może być niebezpieczne, takie szukanie na własną rękę?

- Wiem. Ale co ja mogę mu powiedzieć? Co mogę zrobić? Myślisz, że mnie posłucha, jak powiem, żeby nie robił nic głupiego? Napijesz się czegoś, albo coś zjesz? - zapytałam na końcu bo sama miałam ochotę na herbatę.

- Jasne, kawa wystarczy, tylko mocną. Ale z drugiej strony, wydawało mi się, że masz na niego wpływ. Przecież robi dla ciebie wszystko.

- Co nie zmienia faktu, że zataja przede mną pewne sprawy.

- Dlaczego tak uważasz?

    Westchnęłam i sprawdziłam, czy w czajniku jest woda. Postawiłam go z powrotem na palniku i włączyłam gaz, czekając, aż woda się zagotuje.

- Wyszedł w nocy gdzieś, stwierdził, że tylko poszedł się przejść, ale mam wrażenie, że miał się z kimś spotkać.

- Może jesteś przewrażliwiona, albo co.

    Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się za metalowym pudełkiem z kawą. Gdy miałam ją już w dłoni, wsypałam do szklanki dwie łyżeczki dla Nat, a dla siebie do drugiej wyrzuciłam saszetkę z herbatą.

- Może i masz rację. Po prostu coś zaczyna mi w tym wszystkim nie pasować, tylko nie wiem co.

- Może kiedyś się dowiesz.

- Oby.

- A tak ogólnie? Jak jest między wami?- zmieniła temat, mieszając łyżeczką w swojej szklance, by rozpuścić cukier.

- Dobrze. Chyba nawet bardzo dobrze - uśmiechnęłam się automatycznie na wspomnienie dzisiejszej nocy, gdy Już się uspokoiłam.

- Widzę po twoich rumieńcach, że nawet wspaniale! - podjęła temat przyjaciółka, upijając łyk gorącej kawy. Moja herbata nadal stała nietknięta.

    Przytaknęłam tylko i zabrałam się w końcu za picie ciepłego napoju. W tym samym momencie obie usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi i głos Harry' ego z korytarza.

- Wróciłem!

- W kuchni! - od krzyknęłam, podnosząc się ze swojego miejsca, by nałożyć Harry' emu obiad.

- Część skarbie, już wszystko załatwione...

- Co takiego Haroldzie? - weszła mu w słowo Natty, sprawiając, że zauważył ją.

- O proszę, kogo ja widzę! Myślałem, że nigdy nie zobaczę cię w swoich skromnych progach - zaśmiał się i pokazał dłonią na kuchnię.

- Ano widzisz? Sama w to nie wierzę! W każdym bądź razie, zbieram się już, mam trochę pracy w domu i w ogóle - dziewczyna posłała mi znaczący uśmiech. Pożegnała się ze mną i minutę później już jej z nami nie było.

- Co jest załatwione? - zapytałam, gdy Harry umył dłonie i zasiadł przy stole i zaczął jeść obiad.

- Pieniądze. Mamy pieniądze, by doprowadzić to wszystko do ładu.

***
1304*

Tak jakby spokojny rozdział dziś dodałam :)))

Nadal się nie wyjaśniło, skąd Styles wziął te pieniądze. Hm... Jakieś pomysły, kochane moje????

Prawdopodobne, kolejny rozdział pojawi się mniej więcej w takim samym odstępie czasowym, jak ten :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top