54
Myślałam, że rozdział opublikowałam wcześniej, a teraz wchodzę i widzę, że jednak nie ;)
PS. TU MACIE NATHANA :))
Niestety czas na rajskiej wyspie dobiegał końca i musieliśmy wracać do domu. Jeszcze chyba nigdy, tak jak teraz, nie chciałam wracać do domu. Wolałabym tu zamieszkać.
- Spakowana? - usłyszałam pytanie Harry' ego. Skinęłam głową, że tak.
Musiałam jeszcze schować parę rzeczy i byłam gotowa. Pół godziny później nasze walizki stały przed drzwiami domu i czekały, aż wyjdziemy z niego. Taksówka miała niedługo podjechać, więc mieliśmy jeszcze chwilę czasu.
- Obiecaj mi, że wrócimy tu niedługo - poprosiłam, patrząc na niego wymownie.
- Obiecuję - odpowiedział od razu, pewien swoich słów. - Chodźmy, taksówka czeka - dodał, gdy usłyszeliśmy klakson samochodowy.
Lot mieliśmy na godzinę trzecią po południu, a aktualnie dochodziła pierwsza. Na lotnisko dostaliśmy się po pół godzinie, gdyż korki, jakie nas zastały, były niemiłosiernie. Ciągnęły się i ciągnęły, a dostanie się do jego początku graniczyło z cudem. Jednakże w końcu nam się to udało.
Po kilku godzinach lotu, w końcu wysiedliśmy w Londynie.
Dostaliśmy się do samochodu Harry' ego, który stał bezpiecznie na strzeżonym parkingu. Po zajęciu twoich miejsc, Harry ruszył, wyjeżdżając z podziemnego parkingu. Nie odzywałam się przez całą drogę, nie widziałam takiej potrzeby.
Harry po kilku minutach jazdy, zatrzymał się przed garażem przed naszym domem. Wysiadłam i poczekałam, aż Harry zrobi to samo i poda mi jedną walizkę. On jednak zabronił mi i polecił, bym otworzyła mu tylko drzwi. Tak też miałam zrobić. Podeszłam do drzwi i włożyłam klucz w zamek. Chciałam przekręcić, ale poczułam opór, jakby były już otwarte. Nacisnęłam klamkę, a drzwi same ustąpiły.
- Em... Harry? Coś jest nie tak.
- Co? O co chodzi?
- Jestem pewna, że zamykałam drzwi na klucz, zanim odjechaliśmy - powiedziałam, patrząc na niego.
- Zostań tu.
Gdy to powiedział, od razu wszedł do środka. Przecież tato tu nie zaglądał, bo wiedział, że nas nie ma i nie było takiej potrzeby, nie mam przecież żywych kwiatów, które trzeba podlewać co dwa dni. Prawdopodobnie ktoś...
- Anabell, chodź - usłyszałam z wewnątrz domu.
Od razu weszłam do środka, znajdując się w korytarzu. Zanim cokolwiek pomyślałam, zobaczyłam, że podłoga jest czymś dosłownie zawalona. Po chwili doszło do mnie, że to rozwalone w drobny mak ramki z naszymi zdjęciami i ozdoby z komody i szafki.
- Co się...?
- Chodź i zobacz tutaj - usłyszałam głos chłopaka i szybko się do niego udałam.
Stał na środku salonu. A raczej jego pozostałości. Ściany były gołe, wszystko, co na nich wisiało, znalazło swoje miejsce w kawałkach na podłodze. Ten, kto to zrobił, nie oszczędził nawet telewizora, ani kanap, które były pocięte, a materiał, jakim były wypełnione, znajdował się na zewnątrz.
- Ktoś się włamał...
Brawo Anabell, odkryłaś nowy kontynent!
Po kręciłam głową w niedowierzaniu i poszłam sprawdzić resztę pomieszczeń. Tak samo wyglądała kuchnia i pokój gościnny. Na szczęście łazienka i nasza sypialnia były nienaruszone.
- .... Sprawdź to Liam - usłyszałam, jak Harry mówi te słowa, zapewne rozmawia z kimś przez telefon.
- Harry, to trzeba zgłosić na policję - odezwałam się, gdy tylko odsunął telefon od ucha.
- I co im powiemy? Jakiś pomysł, kto mógłby to zrobić? - zapytał z przekąsem, siadając na jedynym całym kawałku z białej kanapy, jaki został.
- Nie, no ale mamy tak bezczynnie czekać, aż zrobią coś gorszego?
- Anabell, mam wrogów, którzy są zdolni do gorszych rzeczy, niż to. - Pokazał ręką cały salon.
- To tym bardziej! Jeśli ich złapią, nic więcej nie zrobią.
- A gdy ich złapią, przyjdą do nas, bo na pewno natkną się na moje nazwisko i zrobią wszystko, by mnie wsadzić...
- Nie sądzę, to ty jesteś poszkodowanym, policja ma złapać tego, kto jest winny, a nie szukać drugiego dna.
- Uwierz, że gdy już się przyczepią, nie tak łatwo dadzą o sobie zapomnieć - warknął.
Nagle podniósł się i przeszedł przez całe pomieszczenie, do okna gdzie na białej, długiej do podłogi firanie, wisiała kartka papieru. Nie widziałam, na czym była powieszona, ale obstawiam szpilkę.
- " To tylko początek tego, co mogę zrobić, by cię zniszczyć Styles. To, że jestem w więzieniu od niczego was nie ratuje. Gdy się połączy z kimś siły, niemożliwe staje się możliwe. Następnym razem nie będziesz miał dokąd wrócić, razem z tą małą, pyskatą dziwką. " Podpisano Elizabeth R - przeczytał, a mnie na chwilę zatrzymało się serce.
Jak to możliwe, żeby moja matka to zrobiła? Przecież ona jest w więzieniu i będzie tam, przez najbliższe dziesięć lat!
- Ale przecież ona...
- Siedzi. Co nie zmienia faktu, że mogła to komuś zlecić - westchnął Harry, przeczesując dłonią włosy.
Sama usiadłam z wrażenia. Nie mogłam wtedy pojąć, dlaczego nie możemy mieć chwili spokoju, wytchnienia. Zawsze znajdzie się coś lub ktoś, kto nie pozwoli nam na czas we dwoje, w błogiej nieświadomości. Ale to jest właśnie życie. Trzeba mieć cały czas oczy szeroko otwarte.
Zanim udało nam się wszystko doprowadzić do względnego porządku, zastała nas noc. Przed naszym wyjazdem salon i kuchnia była prawidłowo umeblowana, wraz z salonem. Teraz te dwa pomieszczenia wyglądały tak, jakbyśmy dopiero się wprowadzili do domu. W salonie została mała szafeczka, a obok niej wysoka lapma, która o dziwo stała cała. W kuchni utrzymała się natomiast szafka wisząca tuż przy oknie i lodówka, była ona co prawda trochę poobijana, jednak działała.
- Harry te meble i wszystko inne będą kosztowały majątek - załamałam ręce, siadając na podłodze w kuchni.
Byłam strasznie zmęczona. Oczy mi się kleiły. Nie spałam od piętnastu godzin i czuję, że jeszcze trochę i padnę, zasypiając na dwa dni.
- Wiem, ale nie martw się o to, mamy pieniądze.
- Skąd? O ile się nie mylę, to ty nie pracujesz, a moje oszczędności starczą może jedynie na kanapę do salonu.
- To nie jest teraz ważne.
Nie miałam zamiaru dociekać teraz, skąd ma te pieniądze, nie chcę się kłócić, bo niestety chyba tak to by się skończyło.
- Zaniosę cię do łóżka, bo widzę, że sama nie dasz rady - usłyszałam, zanim wziął mnie na ręce. Czułam, jak mnie niesie. Miałam zamknięte oczy i byłam już w pół śnie, gdy poczułam pod sobą materac. Harry okrył mnie kołdrą i dał całusa w czoło, po czym cicho wyszedł z pokoju. Od razu zasnęłam.
Harry wyszedł od razu z domu, zamykając go dla bezpieczeństwa na klucz, który schował do kieszeni kurtki. Darował sobie jazdę samochodem i wyszedł przed bramę, którą również zamknął. Szedł jakiś czas pustą ulicą, zmierzając do swojego celu. Musiał niestety się z nim spotkać, nie było wyboru. Wiedział, że to zła decyzja, że on na pewno wykorzysta ten słaby moment.
- Harry! Dawnośmy się nie widzieli! - usłyszał już w oddali jego głos.
Stał oparty o swojego czarnego najnowszego Forda i przyglądał się, jak Harry zmierza w jego stronę.
- To prawda - odpowiedział tylko.
- Jak się udały wakacje z ukochaną? - zapytał mężczyzna.
- Dobrze.
- Oj, coś nie jesteś rozmowny Styles.
- Nie mam nastroju. Musisz mi pomóc.
*****
1112*
No i z kim to nasz Hazz się spotkał??
Ładny prezent dostali na powitanie, prawda?
Ok, tylko nie bijcie za te komplikacje, z czasem może coś się zmieni, oby nie na gorsze...
PS. DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 85 TYŚ. WYŚWIETLEŃ !!!😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top