52

    Zbliżał się wieczór. No, może nie tak do końca, bo słońce nadal wysoko świeciło swoim blaskiem i było cieplutko. Harry powiedział, że dziś pójdziemy pozwiedzać do małego miasteczka, które leży blisko - Puerto de la Cruz.

    Na miejsce przywiozła nas taksówka, bądź co bądź liczyła się z tą wyprawą dłuższa droga. Mieliśmy przed sobą wąskie ulice, wyłożone w niektórych miejscach szarą kostką. Dało się słyszeć jakąś muzykę, która z każdym kolejnym krokiem była coraz głośniejsza i coraz bardziej mi się podobała.

- Chyba będziemy tu częściej przyjeżdżać - wyrwało się loczkowi, który prawie z otwartymi ustami przyglądał się budynkom i domom.

- Nie mam nic przeciwko.

- Dobrze, może wejdźmy tu, na pijemy się czegoś.

     Dotarliśmy do baru El Arado.
Harry przepuścił mnie w drzwiach. Przeszłam nieśmiało przez próg, osobiście bałam się, że trzask zamykanych drzwi, przerwie ładną muzykę. Staliśmy chwilę przy drzwiach, kiedy dostrzegł nas jakiś mężczyzna. Podszedł do nas szybkim krokiem i zgarnął nas do swojego stolika, stawiając na nim butelkę wina. Dowiedzieliśmy się, że odbywa się teraz koncert lokalnego zespołu Los Tres Soles, który wykonywał tradycyjne latynoskie pieśni. Sam mężczyzna miał około trzydziestu pięciu lat, trochę wyższy ode mnie. Jego włosy były czarne, elegancko zaczesane na bok, jak większość mężczyzn tutaj. Powiedział, że jest właścicielem tego baru.

    Siedziałam chwilę, wsłuchując się w muzykę. Zaczęłam rozglądać się po sali. Odniosłam wrażenie, że wszyscy ci ludzie, cała widownia, znała się bardzo dobrze. Byli to głównie seniorzy, dostrzegłam tylko może ze dwie, albo trzy pary w naszym wieku, lub trochę starsze. Nie wyglądali, jak ci, których można spotkać w Holmes Chapel pod sklepem całodobowym z winem w ręce. Ci emeryci, jak i renciści słuchali muzyki, sączyli wino i cieszyli się chwilą. Tak to przynajmniej odebrałam. Kilkoro na widowni miało nawet ze sobą rekwizyty muzyczne - grzechotki i tarki. Gdy tylko muzycy zaczynali jakiś nowy utwór, osoby z widowni dzielnie im akompaniowały. Oniemiałam. Nie wiem, jak odebrał to Harry, ale ja byłam zauroczona klimatem tej sali, tego baru i tych ludzi. Jak później wytłumaczył mi Harry, te pieśni były o ojczyźnie, tęsknocie i rodzinie.

    Domowe wino, dźwięki harfy oddawały klimat Teneryfy. Nie miałam ochoty w ogóle opuszczać tych ludzi, ale przecież musieliśmy wrócić do domku i odpocząć. Idąc z powrotem tą samą drogą, cały czas milczałam, chcąc dojść do siebie, po dzisiejszym pięknym dniu.

- Czemu nic nie mówisz? - zagadnął Harry, spoglądając na mnie z ukosa.

- Próbuję dojść do siebie po tym, co widziałam i słyszałam.

- Tak bardzo cię to zaskoczyło? - zapytał zdziwiony, obejmując mnie wolną ręką w talii.

- Ogromnie! Nie mam nawet z czym tego porównać, bo nawet w domu nigdzie nie wychodziłam, na żadne koncerty. Dziękuję Harry za tą wycieczkę - zatrzymałam się, by skraść mu małego buziaka.

- Zrobię wszystko, żeby widzieć na twojej twarzyczce uśmiech, tak piękny, jak ten.

    Jego kciuk przejechał po moich wargach. Uśmiechał się lekko i leniwie, a jego oczy zdawały się błyszczeć.

    Do naszego miejsca tymczasowego po pobytu nie było już daleko. Poznawałam te wielkie drzewa niemal górujące nad dachami. Minęliśmy dwa duże domy i staliśmy już przed naszym małym domeczkiem. Był uroczy i gdybym tylko mogła mieszkać w nim na stałe, nie wahałabym się ani chwili.

- Kąpiel? - usłyszałam szept Harry' ego przy swoim lewym uchu, gdy tylko znaleźliśmy się w kuchni.

- Ja jeszcze coś zjem, może potem się skuszę - odpowiedziałam, odsuwając się od niego.
   
    Usłyszałam, jak westchnął tylko, co mnie rozbawiło. Widać, on ma jeszcze tyle siły i energii w sobie nie spożytkowanej, że musi ją gdzieś ulokować. I zapewne miałabym to być ja, ale niestety, nie mam już ani krzty siły na cokolwiek. Chciałam spać.

- Jednak będę czekał! - krzyknął i zniknął za rogiem kuchni, skąd szło się do naszej sypialni, jak i do łazienki.

    Pokiwałam tylko głową i znalazłam w lodówce wodę gazowaną. Nalałam jej trochę do szklanki, którą wyjęłam z szafki nad lodówką i kupiłam łyk zimnego napoju. Ochłodziłam siebie i swoje nerwy.   
 
    Odetchnęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie. To dopiero pierwszy dzień, a już takie emocje! Harry dobrze wiedział, gdzie planować wyjazd, by mnie zaskoczyć i sprawić, że będzie niesamowicie.

    Stwierdziłam, że jednak do niego dołączę. Zgasiłam światło, które zapalił Hazz, gdy weszliśmy do domu i udałam się do łazienki, gdzie Harry podśpiewywał sobie pod nosem.



- Wykończyłaś mnie - westchnął.
 
    Był już ranek, koło dziesiątej, a on za nic nie chciał wstać. Jak jeszcze wczoraj nie wiedział co że sobą zrobić, tak teraz prawie usypiał mi na ramieniu.

- Ja? A kto proponował mi wczoraj wspólną kąpiel i nie dał spać, dopóki mu nie uległam?

- Wczoraj to było wczoraj. Dziś się stąd nie ruszam do południa sarenko.

- Harry no! Mieliśmy iść popływać! A opalanie?

- Równie dobrze możemy iść po południu.

- Po południu to nie będzie już to samo słońce.

- Bella...

- Więc idę sama.

    Zrobiłam mu na złość i wstałam z łóżka, ogarnęłam się i spakowałam sobie torbę na wyjście. Oświadczyłam Harry' emu, że wychodzę i tak też zrobiłam. Zapamiętałam drogę nad morze i w ciągu piętnastu minut dotarłam na miejsce. Rozłożyłam ręcznik i położyłam się na brzuchu. Wyciągnęłam z torby lekturę, którą że sobą wzięłam i zagłębiłam się w przygody Jane i Pana Rochestera. Właśnie miałam przeżywać to, że biedna Jane została oszukana przez Rochestera gdyż facet był już żonaty, a miał się ożenić z Jane. Nie było mi to dane, gdyż usłyszałam chrząknięcie gdzieś koło mnie.

- W końcu się zdecydowałeś - powiedziałam, nie odrywając wzroku od strony książki, sądząc, że to Harry.

- Jak mógłbym nie skorzystać z okazji.

    Podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą nie Harry' ego, a właśnie chłopaka który startował do mnie poprzedniego dnia. No tak skorzystał z okazji, że nie ma przy mnie bruneta i myśli, że na niego polecę.

- Może nasmarować ci plecy? Chętnie dotknął bym tego pięknego ciałka.

    Czy tylko mnie wydaje się on obrzydliwy?

- Nie trudź się. Na nic ci się to nie zda, nie polecę na twoje suche teksty.

- Czemu tak mówisz? - Kucnął przede mną i zdjął okulary przeciwsłoneczne z mojego nosa. - Chcę cię poznać.

- Ale ja nie chcę. Nie wyrażam się dość jasno?

- Tak jasno, jak to słońce. 

- Więc daj mi spokój i zarywaj do innych naiwnych lasek - warknęłam i odebrałam swoje okulary.

- Mało tu tak pięknych, jak ty.

Harry! Do cholery, przyjdź tu!

- Może mógłbym postawić ci drinka? Chciałbym tylko pogadać. Okej? Nie będę już flirtował z tobą - powiedział przekonującym głosem. W każdym razie chciał tak brzmieć.

    Westchnęłam w duchu, ale postanowiłam się zgodzić, najwyżej Harry mnie zabije. No miałam zrobić? W razie czego, gdyby posunął się za daleko, zaliczy spotkanie z moją dłonią. Jeszcze nikogo nie uderzyłam, ale w końcu będzie ten pierwszy raz.

- Okej, niech będzie, ale nie próbuj już żadnych sztuczek.

***
1081
Hah, no i co? Harry ich zobaczy czy może nie? xx

Przepraszam, jeśli coś wyda wam się dziwnie napisane, ale inaczej się nie dało, czasem tak lepiej brzmi xd

Kocham was xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top