49
Jakoś nie mogłam mu tego powiedzieć w naszej sypialni. Dlatego też zeszłam z łóżka i wyszłam z pokoju, wiedząc, że on za mną pójdzie. Poszłam do kuchni, gdzie wyciągnęłam szklankę z szafki i sok pomarańczowy z lodówki. Nalałam go trochę do wysokiej szklanki i usiadłam przy stole. Harry natomiast stał w progach kuchni i przyglądał mi się, czekając aż zacznę.
***
- Od kiedy wiesz? - zapytał z grobową miną, zszokowany tym, co mu powiedziałam. A co ja mam powiedzieć?
- Dopiero dziś się dowiedziałam - odpowiedziałam cicho.
- Ja pierdole. Ja pierdole. Kurwa.
- Harry...
- Czemu jesteś taka spokojna? Czemu nie krzyczysz, nie chcesz mnie uderzyć? Zobacz, do czego doprowadziłem... - Zaczął wymachiwać rękoma.
- Czy jeśli dam ci w twarz i powiem, jak bardzo cię nienawidzę, będzie ci lepiej? Harry, nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo mnie to boli. - Podniosłam się z siedzenia, podchodząc do zlewu.
- Zniszczyłem naszą szansę. Zniszczyłem twoje marzenia o dużej rodzinie! Anabell...
- Myślisz, że o tym nie wiem?! Wiem doskonale! Ale co mogę zrobić? Nie umiem winić cię za to. Wybaczyłam ci. Wybaczyłam ci, choć zajęło mi to prawie dwa lata. Kocham cię, jesteś dla mnie najważniejszy - powiedziałam i odwróciłam się do niego. - Lekarka skieruje mnie na dalsze badania, powiedziała, że są leki, jakieś zabiegi... To nie jest nieuleczalne, Harry! Jest też możliwość adopcji, gdy wszystko inne zawiedzie - dodałam szeptem.
- I co? To dziecko ma się tak czuć, jak ja? Niechciane i ktoś się nad nim w końcu ulitował? Że wychowali go obcy ludzie?!
- Harry...
Zobaczyłam tylko, jak wstał i wyszedł z kuchni, omal nie wywracając krzesła, a potem trzasnął drzwiami frontowymi. Okno z kuchni wychodziło na podwórko i bramę, dlatego też doskonale widziałam, jak wsiada w samochód i odjeżdża z piskiem opon. Westchnęłam na jego zachowanie i ścisnęłam trzymaną do tej pory w dłoni brudną szklankę po soku. Nie wiele myśląc, wzięłam zamach i rzuciłam ją o ścianę przede mną. Roztrzaskała się w drobny mak i spadła na podłogę z głuchym odgłosem, zostawiając plamy na jasnej ścianie. Westchnęłam, czując napływające łzy. Nawet nie skończyliśmy rozmawiać, a on już wyszedł. Nie umiem z nim rozmawiać. Wiedziałam, że tak zareaguje, że to będzie dla niego cios, jak dla mnie. Ale przecież nic nie jest stracone, jeszcze wiele przed nami! Pani doktor powiedziała, że wszystko może samo dojść do siebie. Tylko, jak mu to wytłumaczyć?
***
Szkło z kuchni posprzątałam, śmiejąc się potem ze swojej głupoty. Siedząc w łazience, odliczałam czas. Minęło sześć godzin, czterdzieści minut i osiemnaście sekund odkąd Harry' ego nie ma. Nie odbiera telefonu i nie odpisuje na smsy. Jestem pewna, że wróci conajmniej pijany, ale ta myśl, mimo, że znana, dobija mnie. Zawsze tak jest. Gdy nie może sobie z czymś poradzić, zawsze ucieka w alkohol, a ja nie umiem go powstrzymać.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc postanowiłam, że nastawię pranie - najwyżej jutro rozwieszę. Zajęta nastawianiem czasu na kolejną porcję brudnych rzeczy, usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam ze schodów i podeszłam do drzwi, nie wiedząc, kogo się spodziewać. Harry' ego, czy policji wraz z Harry' m. Po ich otwarciu, pierwsze, co zobaczyłam to Niall. Stał i uśmiechał się do mnie niepewnie, a potem skinął głową w bok, pokazując, że nie jest sam. Na jego prawym ramieniu uwieszony był Harry. Jak zwykle pijany, ledwo stał na własnych nogach i nawet nie wiedział, gdzie jest. Odetchnęłam, widząc, że nic mu nie jest.
-Cześć Anabell - przywitał się blondyn, a ja od razu wpuściłam go do domu.
- Cześć - odpowiedziałam i pokazałam gestem, żeby poszedł z nim do salonu. - Był u ciebie?
- Tak. Wracałem akurat ze swojej zmiany w szpitalu, kiedy zobaczyłem go, jak siedział na krawężniku przed moim domem z butelką wódki. Nie chciał mi powiedzieć, dlaczego jest w takim stanie - usłyszałam.
Westchnęłam i patrzyłam, jak Niall kładzie Harry' ego na kanapie i wraca do mnie. Spojrzał na mnie współczująco i zapytał:
- Powiesz mi, o co poszło?
- To... To delikatna sprawa. Chociaż... Chodź do kuchni, chyba mi się przydasz - oznajmiłam i pociągnęłam go za rękaw białej koszuli.
- Jesteś lekarzem, mógłbyś mu to wytłumaczyć - zakończyłam.
Nie powiedziałam mu wszystkiego, ale kilka najważniejszych faktów. Mam nadzieję, że mi pomoże, bo ja nie dam rady sama.
- Hm... Problem w tym, że jeśli Harry się z tym sam nie pogodzi, nawet ja nie będę w stanie mu tego wytłumaczyć - odezwał się po dłuższej chwili.
W jednym momencie odeszła ode mnie cała nadzieja związana z Niallem. Liczyłam, że on, jako lekarz będzie bardziej konsekwentny i wytłumaczy Harry' emu, że to nie koniec świata...
- Przepraszam - usłyszałam od niego.
- Nic się nie stało. Dziękuję, że go przyprowadziłeś...
- Nie ma sprawy. Gdybyś jednak potrzebowała jakiejś porady, lub porozmawiać o waszej sytuacji, masz mój numer, możesz przyjść, mogłbym pomóc - powiedział i wstał od stołu. Również się podniosłam i podążyłam za nim na korytarz.
- Zobaczymy, może skorzystam Niall. Teraz muszę zająć się nim... Dzięki jeszcze raz.
Pożegnał się po czym wyszedł. Zegar wskazywał już dziesiątą wieczorem. Weszłam po salonu, kierując swój wzrok na śpiącego bruneta. Podeszłam do kanapy i postanowiłam ściągnąć mu chociaż buty. Sprawnie mi to poszło i zaraz znalazły one swoje miejsce w korytarzu w odpowieniej półce. Ani na moment się nie poruszył, spał tak, jak zostawił go Niall. Lewa ręka prawie na podłodze, głowa na małej poduszce. Zgarnęłam włosy z jego twarzy, by mu nie przeszkadzały. Rozłożyłam duży koc, który leżał na podłodze przy kanapie i okryłam nim jego ciało. Nie mogłam iść spać z myślą, że będzie mu w nocy, bądź rano zimno.
- Dobranoc Harry - szepnęłam i złożyłam lekkiego całusa na jego odsłoniętym policzku.
Rano obudziłam się, gdy zegarek na nocnej szafce wskazywał godzinę siódmą pięć. Nic nie mogłam zrobić, musiałam wstać i iść do pracy - na szczęście zabiorę się z Natty, chociaż nie będę zadręczać się myślami. Ogarnęłam się szybko i zeszłam na dół, by chociaż coś przegryźć. Nie liczyłam na to, że Harry wstanie i będzie czekał na mnie przy stole, co oczywiście nie nastąpiło. Zajrzałam do salonu. Spał na kanapie na plecach, a koc całkiem leżał zwalony na panelach. Westchnęłam tylko cicho i w kuchni przygotowałam sobie małą kanapkę z serem. Usłyszałam klakson i wyjrzałam przez okno - Natty już na mnie czekała. Z korytarza wzięłam tylko torebkę i z kanapką w dłoni wyszłam z domu, zostawiając w nim samego Harry' ego.
- Widzę, że nie masz nawet czasu zjeść - przywitała mnie przyjaciółka, jak tylko wsiadłam na miejsce pasażera.
- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiedziałam i zapięłam pasy.
- No, opowiadaj, jak zareagował - zaczęła, gdy włączyła się do ruchu drogowego.
- Wczoraj mówiłaś, że zadzwonisz - chciałam jakoś to ominąć. Nie chciałan rozmawiać o tym już od rana.
- Nie chciało mi się, poza tym, wolę gdy mi to opowiadasz. Czyli źle zareagował?
- Kiepsko - skrzywiłam się, przypominając sobie rozmowę.
- Tak też myślałam. Nie zrobił ci nic?
Dobrze, że wcześniej skończyłam jeść tą kanapkę, bo nie wiem, gdzie by się znalazła. Spojrzałam na nią, jakbym nie wiedziała, o co jej chodzi.
- Co niby miałby mi zrobić?
- No nie wiem, co mu tam do tego kręconego łba strzeli! Nie uderzył cię, czy coś?
- Coś. Ty się lepiej skup na drodze. I nie, nie uderzył mnie - odpowiedziałam wzdychając.
- Okej, okej. Pytam tylko.
****
1169**
Taki na szybko, byście nie zapomnieli o Anabell i Harry' m :)
Nadal nie wiem, co dalej z komputerem, więc nadal pozostaje klawiatura telefonu :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top