48


Tydzień później

    Otarłam samotną łzę z policzka i wyszłam przed szpital. Spędziłam dobre dwie godziny w gabinecie pani doktor. Wytłumaczyła mi ona wiele rzeczy, ale stan, w jakim się znajduję, nie pozwala mi na pojawienie się w domu. Muszę porządnie ochłonąć, zanim wrócę do Harry' ego i powiem mu, czego się dowiedziałam. A przecież to miała być zwykła kontrolna wizyta...

- Natty, mogę do ciebie przyjść? Teraz? - dodałam odrazu. Jedynym wyjściem była ona. Nie mogłam przecież pójść do taty i jemu powiedzieć.

- Jasne! Coś się stało? Dziwnie brzmisz. - Przed nią nie da się nic ukryć, a mój ton głosu zna, jak niczyj inny.

- To nie na telefon. Będę za dwadzieścia minut –rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do dużej czarnej torby, którą miałam dziś ze sobą.

- Mów, o co chodzi.

    Od razu mnie przycisnęła, wiedząc, że jak się zamknę, trudno będzie mi cokolwiek powiedzieć. Natty zrobiła mi mocną czarną herbatę, o którą ją poprosiłam i czekała, aż coś powiem, wpatrując się we mnie od kilku sekund.

- Byłam na wizycie – zaczęłam, upijając łyk gorącego napoju.

- To już wiem. Co ci powiedziała ta lekarka? Ostatnio, jak byłaś kazała ci robić jakieś badania...

- Boże, nie wiem, jak zacząć... - odstawiłam szklankę z blat małego czarnego stolika i schowałam twarz w dłoniach, mając nadzieję, że jednak odpuści. Po co do niej przychodziłam.

- Jesteś w ciąży? - zapytała bezpośrednio.

- Nie – zaprzeczyłam od razu.

- Jesteś na coś chora? - zgadywała dalej.

- Nie będę mogła zajść w ciążę. Nigdy nie urodzę dziecka.

    Zapadła cisza, przerywana tylko naszymi oddechami. Nie płakałam. Nie miałam na to siły. Ta wiadomość tak mnie złamała, że mało kontaktuję.

- Nie rozumiem... Jesteś zdrową kobietą. Robisz regularnie badania, prowadzisz nawet całkiem zdrowy tryb życia i ty mi mówisz, że jesteś bezpłodna?

- To nie ma nic wspólnego z moim trybem życia, czy tym, jak często się badam, Natt – westchnęłam.

- Więc z czym? Jak w ogóle się dowiedziałaś?

- Tamtego dnia, trakcie badania, coś jej nie pasowało. Wykonała jakieś dodatkowe, no i wyszło. Dziś zadzwoniła, mówiąc, że są już wyniki. Zarodek nie będzie miał szans na to, by się zagnieździć. A jeśli nawet, to są minimalne szanse i mogłoby urodzić się z poważnymi wadami. Po prostu został trwały ślad i nie da się ztym nic zrobić.

- O mój Boże, ale dlaczego tak się stało? Jaka jestprzyczyna?

- To ten gwałt. Powiedziała, że mogą być różne przyczyny – stres, przemęczenie, a gdy zapytałam, czy to może być spowodowane przez to właśnie, ona potwierdziła. Spytała, kiedy to miało miejsce, to powiedziałam, co powinnam. Stwierdziła, że może być tak, iż wszystko zregeneruje się po upływie jakiegoś czasu, jeśli nie była mocno uszkodzona, ale bywa tak w kilku przypadkach na tysiąc.

- Wiedziałam, że ten sukinsyn cię jeszcze nie raz skrzywdzi. Dlaczego ty z nim jesteś? - warknęła na mnie.

- Natty, przestań, ja go kocham... - westchnęłam, chcąc odgonić nadchodzące łzy.

- Zobacz, co ci zrobił! Nie broń go nawet. Powinnaś go teraz zostawić. Kopnąć w tyłek, bo on nie jest ciebie wart!

- Nat, daj spokój, to nic ci nie da. Ja go nie zostawię. Chyba, że on to zrobi.

- Eh, no dobrze. Ale wiedz, że mam go na oku – zagroziła.

    Kiwnęłam tylko głową i wstałam. Zamierzałam wrócić do domu i powiedzieć o tym Harry' emu. Nie wiem, jak to przyjmie, co po tym zrobi, ale powinien wiedzieć.

- Dobra, zbieram się. Muszę z nim porozmawiać.

- Okej. Zadzwoń, jak już mu powiesz.

- Nie ma sprawy. Na razie.

   Pożegnałam się z nią i wyszłam z jej bloku. Mieszkała niedaleko, więc w przeciągu pół godziny byłam pod drzwiami domu. Wzięłam głęboki wdech i przekroczyłam próg.

- No jesteś wreszcie, już miałem do ciebie dzwonić. - W korytarzu pojawił się Harry, który od razu uśmiechnął się na mój widok.

- Zagadałam się z Natty – powiedziałam, tłumacząc się.

- Czemu mnie to nie dziwi? - zapytał, nie oczekując odpowiedzi. Przygarnął mnie za to do siebie i pocałował we włosy.

- My nie możemy bez siebie żyć – stwierdziłam i oboje przeszliśmy do kuchni, gdzie czekała na mnie szklanka z parującą zawartością.

- Herbatka dla mojego skarba – usłyszałam, na co lekko się uśmiechnęłam. Kiwnęłam głową w podziękowaniu i sięgnęłam po cukier, wsypując do szklanki dwie łyżeczki.

- Kochanie, może byśmy gdzieś wyjechali? - usłyszałam pytanie, które przerwało moje monotonne mieszanie łyżeczką w herbacie od kilku minut.

- Wyjechali? Gdzie?

- No nie wiem... Może Malediwy, albo jakieś inne słoneczne miejsce.

- A stać nas? - zapytałam. Nie wiedziałam, że Harry ma aż tyle pieniędzy, by mieć na wakacje na jakiejś wyspie.

- Mam odłożonych kilka funtów.

- Chętnie bym gdzieś pojechała – przytaknęłam wstając.

- Coś się stało? - Nic nie uszło jego uwadze... Rany, dziś przed nikim nic nie ukryję.

- Jestem zmęczona – westchnęłam odpowiedzi. - Pójdę się zdrzemnąć kilka minut i wrócę, jak nowo narodzona –obiecałam.

    Podeszłam do niego i złożyłam krótkiego całusa na jego lewym policzku, ale on zaraz przekręcił się i złączył nasze usta. Niespiesznie błądził po moich wargach, a ja oddawałam się tej przyjemnej chwili coraz bardziej. Ale w końcu się odsunęłam i wyszłam z kuchni, schodami prosto do naszego pokoju. Położyłam się na łóżku, zupełnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Na pewno nie zasnę – to było pewne, nie po tym, czego dowiedziałam się dzisiejszego dnia. Niby mówiła coś, o kolejnych badaniach, lekach i nie wiem co jeszcze, ale nie byłam przekonana. Dziecko to owoc miłości dwojga ludzi, a nie coś, co trzeba wyprodukować... Wolałabym zaadoptować jakieś maleństwo, niż starać się na próżno, wiedząc, że i tak nie będzie zamierzonych skutków...

- Kochanie, co się dzieje? - jego głos sprowadził mnie z powrotem do pokoju. Spojrzałam w kierunku głosu i zobaczyłam go siedzącego na fotelu, bacznie mnie obserwując. - Siedzę tu zdziesięć minut, a ty nie zareagowałaś. Patrzysz w okno, nawet nie mrugając.

- Ja...

- Nie mów mi, że jesteś zmęczona, bo gdyby tak było, zapewne spałabyś, jak zabita – wszedł mi w słowo.

- Harry...

- Powiedz mi prawdę. Czy to tak dużo?

- Tak, bo to naprawdę ciężkie...

****
951*

Dziś krótko, ale kolejny będzie dłuższy xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top