47



Następnego dnia

Jak tylko się obudziłem, wróciłem do swojego domu. Nie chciałem, by moja mała sarenka była sama chociażby godzinę dłużej. Głowa mnie bolała, kac dawał o sobie znać, ale miałem go gdzieś. Cicho wszedłem do domu przy pomocy kluczy, wiedząc, że obie dziewczyny jeszcze śpią. Skierowałem się do kuchni, by znaleźć w lodówce schłodzoną butelkę wody. Od razu wypiłem połowę jej zawartości.

- Harry? - usłyszałem za sobą zaspany głos mojej ukochanej.

- Cześć słoneczko - powiedziałem, odstawiając butelkę na blat stołu. Podszedłem do niej, by się przywitać, ale ona szybko się odsunęła.

- Nawet nie podchodź, śmierdzisz alkoholem! - Wyciągnęła przed siebie dłoń, jakby chciała, by dystans między nami się nie zmniejszał.

- Ok, jak sobie życzysz. Jak minęła ci noc? - zapytałem ciekawy.

Miałem nadzieję, że spała. Zdjąłem z ramion marynarkę i przewiesiłem ją przez oparcie krzesełka. Sięgnąłem po czajnik, by zagotować trochę wody na kawę i herbatę dla Natty i Belli.

- Nie zmrużyłam oka.

- Dlaczego?

- Zobacz. - Wyczułem lekkie zdenerwowanie w jej głosie. Wyszła z kuchni, by zaraz wrócić z małą, białą kartką w dłoni. - Sam zobacz.

- Co to jest? - zadałem pytanie, sięgając po papier, który rzuciła na stół.

- Znowu od niego.

Szybko rozłożyłem kartkę, chcąc się dowiedzieć,co tym razem napisał.

Skorzystałem z okazji, że nie ma twojego pieska obronnego i znowu do ciebie piszę. Wiem, że się cieszysz kochanie. Jeszcze jakiś czas i będziemy już zawsze razem! Ty i ja. Z.z

Nic nie mówiąc, wybrałem numer do Liama. Kazałem mu natychmiast do mnie przyjechać. Dam mu do zbadania tą kartkę. Będzie wiedział, skąd to wysłano, kiedy i co najważniejsze -kto ją wysłał. A resztą już zajmę się ja.



- Mam! - Do mojego domu wpadł zdyszany Liamxx, z białą kopertą w dłoni.

- Sprawdzałeś? - zapytałem, odbierając ją od niego.

- Nie. Powiedziałeś przecież, że sam chcesz to zrobić - odpowiedział, siadając przy stole.

- Racja. - Wziąłem od niego kopertę i wyjąłem z niej białą kartkę. Rozłożyłem ją i zacząłem czytać. - Zabiję kutasa!

- Harry?

- Nie wierzę, jak mogłem go pominąć! Dziękuję Liam, teraz muszę wybrać się w jedno miejsce.

Zacisnąłem szczękę, wychodząc z kuchni,a potem z domu. Nie dbałem o to, że został w nim Liam. Jak będzie chciał, to go zamknie. Wsiadłem szybko w swoje auto, od razu go odpalając. Ruszyłem z piskiem opon z podjazdu, kierując się na zachód. W przeciągu kilku minut znajdowałem się przed hotelem, w którym nocuje. Numer pokoju znałem na pamięć. 32 - Inny numer nie wchodził w rachubę, to zawsze była ta liczba. Wszedłem do recepcji w miarę spokojny, witając się uprzejmie z recepcjonistką. Ta uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, witając mnie w budynku. Przemierzyłem korytarz na parterze, wiedząc, że jego pokój tu jest. A on w nim. Znajdując się w końcu pod brązowymi drzwiami z dwiema złotymi cyferkami oznaczającymi numer pokoju, zapukałem kulturalnie, czekając, aż łaskawie mi otworzy. Gdy to zrobił, od razu się na niego rzuciłem, uderzając go z pięści w twarz. Znalazł się na podłodze, łapiąc za nos.

- Co się dzieje?! - Zdążył krzyknąć, zanim wymierzyłem mu kolejny cios.

- Poskarżyła się? A to mała suka! Niech tylko tu przyjdzie... Mała dziwka - wyklinał, w tym samym czasie wycierając twarz z krwi.

- Nie przyjdzie. Masz dać jej pokój. Jeszcze raz napisz jakiś liścik, cokolwiek - zabiję cię, rozumiesz? - Popchnąłem go lekko, przez co zatoczył się do tyłu i oparł o komodę.

- Taaa. Jasne - warknął tylko, nic więcej nie dodając.

Uznałem, że dotarło do niego, co powiedziałem. Cóż, jeśli nie, będę musiał zastosować inne metody... Wyszedłem z jego pokoju, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Spokojnym krokiem wyszedłem z hotelu, żegnając się z tą samą recepcjonistką, która teraz dumnie prężyła swoje wdzięki w moją stronę. Sorry mała, ale tylko moja mała Bella może się dla mnie prężyć. Wróciłem do domu, będąc całkiem opanowanym. Miałem zamiar zrobić sobie mocną kawę, ale dzisiejsze wrażenia wystarczyły, by podnieść mi ciśnienie i usprawnić przepływ krwi. Ból głowy całkiem minął.

- Kochanie, gdzie byłeś? - usłyszałem pytanie Anabell, gdy wszedłem do kuchni. Ona już siedziała przy stole, a ja zająłem miejsce obok.

- Miałem do załatwienia jedną rzecz.

- Jaką?

- Natt może spać spokojnie - odpowiedziałem, wiedząc, że ona wie.

- Ale... Nie zrobiłeś nic złego? - zapytała, jakby przestraszona.

- Możliwe, że złamałem mu nos, nic wielkiego.

- Harry! Nie tak to powinieneś załatwić.

- Z tym człowiekiem inaczej nie da rady.

- Kto to w ogóle był? Kto pisał te liściki?

- Pan szminkarz. Zayn Malik.

-Ale...

- No właśnie. Nie wracajmy już do tego. Mam dość mówienia o tym człowieku.

-No dobrze... Dziękuję, że kończyłeś to - powiedziała, wstając z krzesełka i siadając na moich kolanach. Objąłem ją w talii, by się nie zsunęła.

- Nie mogłem patrzeć na twój strach. Musiałem to zrobić.

- Awww, ty mój rycerzu! - powiedziała, owijając swoje ramiona wokół mojej szyi.

- W srebrnej zbroi i na białym rumaku - dopowiedziałem, widząc, jak się śmieje.

- Oczywiście - przytaknęła, łącząc nasze usta w krótkim pocałunku.

- Sarenko przestań - jęknąłem, gdy poruszyła się nieświadomie na mnie.

- Boże, przepraszam!

Wstała szybko z moich kolan, zalewając się rumieńcem. Zaśmiałem się głośno, przyciągając ją z powrotem do siebie i ponownie łącząc nasze usta.

- Nadal się wstydzisz? - zapytałem z szerokim uśmiechem.

- Tak.

-I za to cię kocham.

- Ja ciebie też kocham - odpowiedziała, patrząc w moje oczy. Nie wątpiłem w to.

Dwa miesiące później


Naprawdę mamy spokój. Natty wynajęła nowe mieszkanie i widujemy się teraz jedynie w pracy. Ja akurat zmierzam do lekarza. Miałam na dziś umówioną wizytę. Harry nic nie wie, powiedziałam mu, że zostanę w pracy dwie godziny dłużej, bo szef kazał zostać każdemu z naszego wydziału. Nie chciałam, żeby wiedział. Na razie nie.

- Dzień, dobry, ja byłam umówiona dziś na wizytę.

- Pani nazwisko?

- Anabell Roses.

- Do ginekologa? - upewniła się, zerkając na mnie.

- Tak, tak - potwierdziłam.

Starsza kobieta coś zanotowała i powiedziała, pod który gabinet mam się udać. Po kilku minutach znalazłam interesujący mnie gabinet i usiadłam na jednym z wolnych niebieskich krzesełek. To tylko zwykłe badanie. Mam nadzieję.

- Zapraszam - usłyszałam kobiecy głos.

Spojrzałam w kierunku drzwi. Stała w nich niewysoka kobieta, miała może z trzydzieści parę lat i uśmiechała się do mnie szeroko. Wstałam z siedzenia i weszłam za nią do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.



************

1050**

Nareszcie rozdział!! Kto się cieszy razem ze mną?!
Liczę na duuuuuużo komentarzy skarby:**



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top