37
Siedziałam cicho w kącie, czekając, aż ta osoba wejdzie w końcu i zapali światło. Gdy to nastąpiło, moje zdziwienie było w tamtym momencie większe niż strach. Otóż, przede mną stał nie kto inny, jak moja własna rodzona matka.
- Mama? - zapytałam, nadal będąc w szoku. Nie sądziła, że jej matka byłaby zdolna do czegoś takiego.
- No chyba nie myślałaś, że to ktoś inny, albo... Harry? - odpowiedziała pytaniem, podchodząc bliżej, znajdowała się kilka kroków ode mnie. - Wstawaj!
Oniemiała, wstałam, jak chciała. Ta podeszła krok bliżej i szarpnęła za mój łokieć, popychając mnie mocno w drugi kąt pokoju. Wylądowałam na ścianie i zsunęłam się po niej, jęcząc cicho z bólu.
- Po co robisz to wszystko? - zapytałam, podnosząc się do siadu. Spojrzałam na nią spod przymrużonych oczu.
- Nie mogę pozwolić, byś była z tym mordercą i degeneratem! Nie wychowałam cię po to, by on cię wziął od tak i nastawił przeciwko mnie!
- Sama to robisz!
Nic nie mówiąc, zamachnęła się i z całej siły dostałam w policzek z otwartej ręki. Pisnęłam i złapałam się za bolące miejsce, nie patrząc na nią. Było mi wstyd, że ona jest moją matką.
- Jak śmiesz?! Poświęciłam dla ciebie całe swoje życie!
- Dla mnie? Chyba dla swojej ukochanej pracy! Ile razy w roku byłaś w domu?! Nigdy cię w nim nie było!
Kolejne uderzenie w twarz.
- Nie podnoś na mnie głosu smarkulo! - Pogroziła mi palcem przed nosem, kucając przed moją skuloną osobą. - Jeszcze nie skończyłam. Nigdy, powtarzam: nigdy nie pozwolę na to, żebyś do niego wróciła.
I z tymi słowami opuściła pomieszczenie. Ułożyłam się na zimnej posadce i zaczęłam cicho płakać. Gdzie jest Harry?
W tym samym czasie Harry Styles odchodził od zmysłów i wyrzucał sobie to, że nie wziął dziewczyny ze sobą do tego sklepu. Bo przecież, gdyby tak zrobił, dziewczynie nic by się nie stało i byłaby z nim teraz. Oczywiście niezwłocznie złożył odpowiednie zawiadomienie na policji, ale oni mogą zacząć działać, gdy minie czterdzieści osiem godzin, a minęły zaledwie cztery. Poinformował również tatę Anabell. Mężczyzna był w szoku i w zdezorientowaniu. Nie mógł uwierzyć, że ktoś chciał porwać jego córkę i nie dzwoni o okup, czy coś w tym rodzaju.
- Panie Styles, czy mógłby pan przyjechać do szpitala? Panna Natt chce z panem jak najszybciej rozmawiać.
Taką formułkę przedstawił mu przez telefon lekarz. Chłopak nie zastanawiał się długo i już kilka minut potem parkował samochód przed szpitalem. Szybko dotarł do sali chorej dziewczyny i wszedł do niej.
- Natty? - zapytał cicho, podchodząc cicho i spokojnie do jej łóżka. Dziewczyna miała zamknięte oczy, ale na dźwięk swojego imienia szybko je otworzyła i spojrzała na bruneta.
- Harry, ja wiem, kto sprawił, że tutaj leżę.
- Czy to ma jakiś związek z zaginięciem Anabell? - zapytał, siadając na stołku.
- Nie wiem, ale z Aną na pewno - wychrypiała, a Harry' emu zrobiło się szkoda dziewczyny.
- To znaczy?
- Samochodem, który mnie potrącił kierowała, matka Anabell. Wiem to, bo gdy było już po wszystkim... Wyszła z auta i podeszła do mnie i powiedziała coś w rodzaju ' nareszcie ich rozdzielę, a ty mi tylko w tym pomożesz '. Możliwe... Możliwe, że mogłam coś przekręcić, ale wydźwięk był podobny - zakończyła swoją odpowiedź, a Harry wpatrywał się w nią, jak zaczarowany.
Nie mógł uwierzyć, że matka Anabell mogłaby być zdolna do takich rzeczy, ale z drugiej strony, pracowała kiedyś dla jego ojca, więc wszystko mogłoby być możliwe. Ta kobieta mogła być zdolna do wszystkiego. Harry podziękował za informacje i szybko opuścił salę dziewczyny. Wyciągnął telefon z kieszeni swojego długiego czarnego płaszcza i wybrał numer do Liama.
- No co tam stary? - Chłopak usłyszał wesoły głos kumpla po drugiej stronie.
- Anabell ktoś porwał. Proszę, skombinuj mi adres, gdzie mieszka jej matka.
- A jak ona się nazywa? - zadał pytanie i Harry był pewny, że brunet ma przed sobą notes i długopis, czekając, aż chłopak poda mu interesujące go dane.
- Elisabeth Roses.
- Dobra, postaram się jak najszybciej.
-Aha, weź jeszcze jakieś lokalizacje, w których była ostatnio widziana, ok? Jej zdjęcie wyślę ci, jak pojadę do domu.
- Dobra, do usłyszenia.
Chłopak schował telefon do kieszeni płaszcza i ruszył do swojego samochodu. Nie mógł przestać myśleć o tym, co dzieje się z jego małą dziewczynką ( niezaprzeczalnie Anabell była od niego o dwie głowy niższa ), czy ta kobieta ją krzywdzi, czy może zostawiła na pastwę kogoś innego. A co jeśli jest z nią jakiś mężczyzna? W Harry'm od razu się zagotowało na tą myśl. Tylko on może dotykać Anabell. Ewentualnie jej ojciec, bo jest jego córką, ale nie jakiś obleśny zboczeniec. Oby nic takiego nie miało miejsca, inaczej Harry będzie musiał go znaleźć i zabić.
*********
Przepraszam, że taki krótki:( Postaram się, by następny był dłuższy:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top