30
Wiecznie nic nie trwa, prawda? I tak też jest w moim przypadku.
Kilka dni późnej, po wizycie Annie, stało się to, o czym myślałam od początku. W drzwi domu Harry'ego zapukali moi rodzice. Omal nie zeszłam na zawał, gdy ich zobaczyłam... Mina matki nie wyrażała żadnych uczuć, wyglądała, jakby jej twarz została wykonana z marmuru, natomiast tata był wniebowzięty, gdy mnie zobaczył. Od razu przekroczył próg domu i uściskał mocno, szepcząc ciche " cześć córeczko". To dodało mi trochę odwagi na konfrontację z matką. Ona tylko przekroczyła próg domu, nie uraczając mnie nawet zimnym spojrzeniem. Jakbym nie istniała. Zabolało mnie to, choć mogłam się tego spodziewać, po tym co odstawiła ostatnim razem.
- Do salonu, prosto i na lewo. - Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Po powiedzeniu tych słów, biegiem pokonałam schody, wpadając do sypialni, w której Harry aktualnie przebywał.
- Kto nas odwiedził? - zapytał ziewając.
- Moi rodzice. - Jak tylko to powiedziałam, loczek zerwał się z łóżka i założył na siebie szarą zwyczajną koszulkę bez napisu i potargał lekko włosy.
- O nic się nie martw. Nie oddam cię im. - Jego ciepłe ramię objęło moje plecy i zostałam przez niego przytulona.
Zaraz potem oboje zeszliśmy na dół, do naszych gości. Uważnie obserwowałam twarz matki. Gdy tylko zobaczyła, że idziemy oboje do tego trzymając się za ręce, zauważyłam, jak twarz tężeje jej jeszcze bardziej i zaciska palce na szarej torbie od Gucciego.
- Dzień dobry - przywitał się Harry.
- Chcemy wam coś powiedzieć - zaczęła matka, a ojciec dodał:
- Matka chce coś powiedzieć tobie Anabell.
- Co dokładnie? - Mało mnie to interesowało, ale taty zawsze wysłucham.
- Może najpierw usiądziecie? - zaoferowała matka, a ja niechętnie zajęłam miejsce na kanapie na przeciw nich, a Harry zaraz obok mnie.
- Czy teraz powiesz to, co zamierzałaś?
- Tak, ja... - Nagle zaczęła patrzeć nie na mnie czy Harry' ego, ale na tatę.
- Kochanie, czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał.
- Bo... To generalnie chodzi o waszą trójkę.
Co? Ja nie rozumiem tej kobiety. Nie wiem, o co jej chodzi.
- Nie wiem, jak mam wam to powiedzieć... W sumie powinnam to zrobić od razu... Ja... Ty Anabell, nie możesz być z Harry' m - powiedziała składnie jakieś zdanie.
Czy to jakaś kpina? Przychodzi tu, jakby co najmniej dostała zaproszenie i ma czelność wygadywać takie rzeczy?
- Skoro masz mówić coś takiego, to może lepiej będzie, jeśli już sobie pójdziesz. - Wstałam z kanapy i pokazałam ręką na wyjście z salonu.
- Nie, poczekaj. Ja wam to wytłumaczę, bo czas najwyższy.
Gdy w końcu usłyszałam normalne zdanie, z powrotem zajęłam miejsce obok lokowanego. Pokazałam gestem dłoni, że może kontynuować. Nagle spuściła głowę w dół i podniosła ją zaraz, wyznając:
- Harry nie może być z tobą w jakimkolwiek związku, ponieważ jest on twoim przyrodnim bratem. - Schowała twarz w swoich dłoniach.
Nie dotarło do mnie to, co powiedziała. Wręcz przeciwnie. Wewnątrz mnie aż się gotowało na myśl, że ona wymyśla coś tak podłego, byle by nas rozdzielić.
- Jak śmiesz mówić coś takiego?! - Podniosłam się z kanapy.
- Ale to prawda córeczko...
- Elisabeth, zechcesz mi to jakoś wytłumaczyć? - Tata odezwał się. Wydaje mi się, czy on jej wierzy?
- Zdradziłam cię ze Styles' em, gdy pojechałeś na wojnę na czarnym rynku, dwadzieścia trzy lata temu... On mnie uwiódł...
- Nie kłam kobieto! Jak mogłaś być w ciąży, a ja o tym nie wiedziałem?! - Tata również podniósł się z kanapy.
- Nie było cię półtora roku... Nic nie zauważyłeś...
Świetnie, oni będą się teraz kłócić... Spojrzałam na Harry'ego. Widziałam w jego oczach, jak myśli nad czymś intensywnie. Delikatnie dotknęłam swoją dłonią jego palców, pocierając nimi o jego skórę. Spojrzał na mnie, lecz nic nie mogłam znaleźć w jego wzroku. Nie było w nim ani miłości do mnie, ani zdenerwowania. Żadnego negatywnego uczucia, pustka. Nic.
- Przestańcie - powiedziałam cicho. - Przestańcie, do cholery! - uniosłam się, by przerwać im tą bezsensowną kłótnię. W tym momencie martwił mnie Harry, a nie to, iż moja matka twierdzi, że rzekomo loczek jest jej synem. Totalna bzdura.
- Wyjdźcie stąd - powiedziałam głośno. - Oboje!
Posłuchali mnie i chwilę potem zamknęłam za sobą drzwi frontowe. Westchnęłam ciężko i wróciłam do salonu, lecz nie znalazłam w nim chłopaka. Stwierdziłam więc, że poszedł do naszej sypialni; tam też się udałam. Był w pomieszczeniu i siedział na naszym łóżku. Głowę trzymał między kolanami, a ręce trzymał we włosach.
- Harry?
- A co, jeśli to prawda? Co jeśli zakochałem się we własnej siostrze, a na dodatek ją zgwałciłem? - zapytał załamany, wbijając wzrok na mnie. Jego wzrok jest śmiertelnie poważny i smutny.
- Nie Harry. To nie jest prawda. Ona kłamie.
- Ale trzyma się kupy! Annie nie jest moją matką. Nie jestem ani trochę do niej podobny. Nie jestem taki głupi, by się tego nie domyśleć! Gdybym nim był, miałbym w genach choć trochę jej dobrych cech. Byłbym choć trochę do niej podobny, miałbym ten sam uśmiech... Cokolwiek. A nie mam nic. Kurwa. Twoja matka Anabell, może być też moją matką.
*************
Teraz czekam na wasze komentarze:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top