28
Te słowa wydały się głośne w mojej głowie. Aż w końcu doszło do mnie, że powiedziałam to na głos, gdy jego dłonie zaprzestały swoich ruchów. Spięłam się tym, co nadejdzie. Nie wiem, co chłopak myśli w tej chwili.
- Anabell, mówisz poważnie? - Chwycił mnie za barki i obrócił w swoją stronę tak, że patrzyłam na niego, ale zaraz spóściłam wzrok.
- Ja... Tak.
- Popatrz na mnie Ana. - Gdy wykonałam jego cichą prośbę, dopowiedział: - Cieszę się, bo i ja cię kocham.
Poczułam, jak jego ciepłe, różowe wargi dotykają lekko moich. Dłonie przeniósł na plecy, przesuwając nimi po całej ich długości, sprawiając, iż poczułam delikatne dreszcze przychodzące wzdłuż kręgosłupa.
- Ale ja nadal...
- Wiem. Możemy zostać w takim układzie, jaki jest teraz. Chcesz? -Przerwał mi, uzupełniając swoją odpowiedź. Pokiwałam głową, że się zgadzam.
- Tak - szepnęłam.
- Dobrze. Dokończmy masaż.
Poczułam, jak jego smukłe palce na nowo odnajdują drogę do moich barków.
- Ja... Nie... Nie mam już ochoty. Naprawdę, chciałabym pójść już spać.
Odsunęłam się od niego i zsunęłam nogi na podłogę. Nie spojrzałam na niego, tylko od razu zabrałam się za szukanie piżamy i, gdy usłyszałam, jak wzdycha, zamknęłam się w łazience, pozwalając, by łzy uciekły z moich oczu.
On naprawdę mnie zniszczył. Nie byłam taka. Nie ryczałam, jak głupia z każdego wypowiedzianego przez siebie słowa. Byłam silna, nie chciałam dać mu się omotać. A jednak mu się udało. Nie jestem tą Anabell sprzed kilkunastu miesięcy.
Gdy odświeżona, wróciłam do pokoju, Harry'ego nie było. Nie było również jedzenia, ani wina. Ciekawe, czy róże z korytarza też sprzątnął. Weszłam na łóżko, okrywając się ciepłą kołdrą. Gdy już praktycznie sen mnie otulał, usłyszałam, jak drzwi do sypialni się otwierają, a kroki Harry'ego zbiżają do łóżka. Usłyszałam, jak kuca przy mnie i całuje policzek, mówiąc:
- Kocham cię najmocniej na święcie Anabell Roses.
- Wstajemy. - Usłyszałam czyjś głos, gdzieś w oddali. - Anabell.
- Harry? - zapytałam cicho, dochodząc do siebie po śnie. Otworzyłam oczy i faktycznie, nade mną zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz.
- Tak, a teraz wstajemy, bo czeka nas dziś dobry dzień.
- Dobry dzień? - Podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego zdziwiona. Czy on czegoś nie brał? Źrenice ma normalne, więc chyba nie.
- Tak. Tu masz śniadanie, przebierz się i zaczynamy dzisiejsze zadania.
- Co? Jakie zadania? Harry, mów po ludzku - zirytowałam się trochę.
- Dziś przyjeżdża moja mama i musimy robić pyszny obiad.
Na te słowa szybko zerwałam się z łóżka i nie widziałam, co ze sobą zrobić.
- Twoja mama? Ale... Ale jak to? Czemu nic nie powiedziałeś wcześniej?!
- Sam się dziś dowiedziałem. - Zatrzymał mnie, przyciągając do siebie i sadzając na prawym kolanie.
- I mówisz to tak spokojnie?!
Dopadłam do szafy, schodząc z jego kolana i szukając najpierw jakichś dresów i koszulki, a na potem, jakiejś sukienki, by wyglądać choć trochę przyzwoicie w oczach jego rodzicielki. Dobrze, że Harry ostatnio wyciągnął mnie na zakupy, inaczej musiałabym się jej pokazać w tych wyciągniętych spodniach.
- Ej, ej. Spokojnie. Zawsze wiedziałem, że jesteś inna. - Jego dłonie obróciły mnie w swoją stronę, przez co zobaczyłam radosne zielone oczy bruneta. - Uspokój się, moja mama nie jest jakimś prezydentem, żebyś teraz o tym myślała.
Wyjął z mojej dłoni ubranie i odrzucił je gdzieś za siebie. Chwycił za moją małą dłoń, chowając w swojej i zaprowadził do stolika, na który zaraz postawił tacę z jedzeniem.
- Siadaj. To wszystko ma zniknąć. Nie wyjdziesz z tego pokoju, dopóki nie będziesz najedzona. - Jego ton trochę mnie przestraszył. Bądź co bądź, był chłodny i stanowczy. - Przepraszam - dodał, widząc zapewne, jak szybciej oddycham przestraszona.
- N... Nic się nie stało.
Po zjedzonym śniadaniu, zebraliśmy się do roboty. Harry powiedział mi, co jego mama lubi. Były to dość proste dania. Ja w sumie w tej kuchni dziś byłam tylko potrzebna do krojenia warzyw, zrobienia sałatki, gotowanie wywaru i oczywiście posprzątania chlewu, który stworzył się po czterech godzinach naszego wspólnego gotowania. Dodam, że Styles' owi zachciało się jeszcze wojny na mąkę, którą przegrałam i właśnie doprowadzam się do porządku w łazience. Dobrze, że kuchnię jakoś ogarnęliśmy we dwoje. Przekonałam Harry'ego, by mi pomógł, ale on sobie chyba za dużo wyobraża po dzisiejszym dniu...
- Anabell Roses, moja mama już jest!
*******
I jak kochani??
Czekam na wasze komentarze: )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top