26
Od kilku dni Anabell, nie odbiera moich telefonów. Nie wiem, co myśleć. Stwierdziłam, że pójdę do jej rozdziców, z tego co wiem, powinni być już w domu. Mam nadzieję, że oni coś mi powiedzą.
- Natty? Co ty tutaj robisz? - Po uchyleniu drzwi, przede mną wyłoniła się mama Anabell.
- Jest może Anabell? - zapytałam, choć prawdopodobnie dziewczyny nie ma w domu.
- Wejdź. - Byłam zdziwiona, lecz skorzystałam z zaproszenia i po chwili zdejmowałam kurtkę i po przewieszeniu jej przez rękę, przeszłam za kobietą do salonu.
- O, dzień dobry Natty - usłyszałam głos taty Anabell. Siedział na białej, skórzanej kanapie i patrzył tępo w ekran plazmowego telewizora.
- Dzień dobry.
- Anabell nie ma. Wyszła z domu trzy dni temu i już nie wróciła.
- Co? Ale jak to?
Moje zdziwienie nie byłoby może aż tak wielkie, gdyby nie myśl o chłopaku, którego spotkała kiedyś w nocy Bella.
- Normalnie. Trochę się pokłóciliśmy i wybiegła z do...
- Trochę pokłóciliśmy? Elizabeth, nie mydl dziecku oczu. Kazałaś się jej wynosić z domu. No to się wyniosła. - Do rozmowy wtrącił się tata Anabell.
Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. Wiedziałam, że Ana nie ma dobrego kontaktu ze swoją matką, ale nie sądziłam, że mogło do tego dojść.
- Nie wiem, gdzie może być.
Rozłożyłam bezradnie ręce. Myśl, że moja przyjaciółka leży gdzieś zgwałcona lub martwa, przesłoniła mi myślenie.
- Ależ ja wiem, gdzie ona jest.
Popatrzyłam zdziwiona na kobietę siedzącą przede mną sztywno, jak struna, patrząc przed siebie.
- Gdzie?
- U tego Stylesa. Poleciała do niego pewnie od razu. Mała dziwka. Pewnie puszcza się z nim. Zaraz z brzuchem wróci!
Zabrakło mi powietrza po usłyszeniu tych słów. Co innego słyszeć ich od jakiegoś rówieśnika, czy nieznajomego. Ale usłyszeć coś takiego od matki... Nie wiem, jak ona by się poczuła, ale ja w tym momencie czuję się naprawdę źle. Jak ta kobieta mogła coś takiego powiedzieć o własnej córce?!
- Jak pani może tak mówić o własnej córce...
- Mogę, bo to właśnie moja córka.
- Wiecie, gdzie on mieszka? Chciałabym się z nią zobaczyć. - Posłałam błagające spojrzenie tacie An. On tylko zaprzeczył ruchem głowy.
- Niestety, nie wiem, gdzie mogą się znajdować.
- D... Dobrze, ja już pójdę. Dowodzenia.
Szybko wyszłam z tego domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Założyłam kurtkę i ruszyłam spacerem do domu. Wchodziłam już na ganek swojej posesji, kiedy usłyszałam dzwonek informujący o nowym połączeniu. Odebrałam szybko, nie patrząc na ekran.
- Halo?
- Cześć Nat. - Klucze wypadły mi z rąk, słysząc po drugiej stronie głos Anabell.
- Boże, Anabell. Ty żyjesz!
- A czemu miałabym nie żyć? Jestem cała i zdrowa - odparła.
- Możemy się spotkać? Nie wiem, co powiedzieć szefowej.
- Jutro będę w pracy. Pogadamy, jak się zobaczymy. Muszę kończyć.
- Ale gdzie...
- Do jutra kochana. - Usłyszałam tylko, jak kończy rozmowę.
****
Taki rozdział o niczym.
Witam w 2016 roku!
Czuję się stara...
Okej, nie zanudzam, liczę na gwiazdki i szczere komentarze!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top