23
Nie wiem, ile chodziłam po Holmes Chapel bez celu. Wiedziałam, że dziś do domu nie wrócę, bo to tylko przysporzyło by mi, dużą ilość przykrych słów ze strony matki. Eh, dopiero teraz wyszło, jaka ona naprawdę jest... Odkąd pamiętam, była dla mnie wzrorem, ale gdy tylko zaczęło się to wszystko z Harrym, wyszedł z niej diabeł. Pokazała swoją prawdziwą twarz. Zawiodłam się na niej.
Rozejrzałam się po okolicy, w jakiej się znalazłam i tak oto doszłam do wniosku, że stoję centralnie w bramie osoby, która spowodowała to dzikie zamieszanie w moim życiu. Westchnęłam, widząc palące się światło w jednym z jego pokoi. Postanowiłam iść do miejscowego hotelu, znajdującego się kilkanaście metrów stąd. Z kieszeni wygrzebałam wszystkie pieniądze, jakie się w niej znajdowały i ruszłam do swojego nowego celu.
Nie uszłam jednak za daleko, bo zbyt zajęta swoimi rozmyślaniami, nie słyszałam za sobą kroków. Ten ktoś szarpnął mnie za łokieć, powodując, że zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Co tu znowu robisz o tej porze? - Nogi się pode mną ugięły, słysząc tą stanowczą chrypę.
- Nie wiem, dlaczego tutaj jestem - odpowiadam zgodnie z prawdą, unikając jego wzroku. Nadal trzyma mój łokieć w swojej silnej dłoni.
- Skoro już jesteś, to może wejdziesz? - zapytał.
Nie patrzyłam na niego, tylko w jego bluzę z jakimś napisem, w tej ciemności dla mnie niezidentyfikowanym. Chciałam wyszarpnąć rękaw z jego uchwytu, ale tylko bardziej go zacieśnił.
- Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim, od tak wejdę sobie do twojego domu na herbatkę - powiedziałam cicho, nie chcąc wszczynać nie potrzebnej nikomu awantury.
- Anabell... Ja wiem o tym, ale spróbuj uwierzyć mi, że już nie tknę cię w ten sposób. - Jego słowa były szczere, przynajmniej ja je tak odebrałam, ale strach jest silniejszy.
- Harry, proszę...
- To ja cię proszę, Anabell. Tylko jeden raz. - Jego lewą dłoń wskazywała na chodnikowe w kierunku jego posiadłości.
- Dobrze.
Zgodziłam się tylko dlatego, że było mi zimno i byłam głodna. Ale też po części, chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście zrobi tak, jak obiecuje.
Nadzieja matką głupich, jak to mówią.
Idąc powoli za nim, patrzyłam pod nogi. Nie oddawaliśmy się do siebie przez ten krótki odcinek drogi, co było mi bardzo na rękę. Nie ufam mu nawet w dziesięciu procentach. Otworzył frontowe drzwi, wpuścił do środka i pomógł zdjąć kurtkę, jakbym sama nie mogła tego zrobić.
- Czego się napijesz? Zmarzłaś - stwierdził i od razu skierował się do kuchni i zaraz słyszałam, jak nastawia wodę na gaz.
Stałam chwilę w korytarzu, zanim zdecydowałam się pójść tam, gdzie on. Usiadłam na jednym z trzech stołków barowych przy wyspie i czekałam spięta na jego poczynania, obserwując go. Z szafki wyciągnął dwa białe kubki z jakimiś zielonymi wzorkami i odwrócił się w moją stronę, pytając:
- Czego się napijesz?
- Kawy - odparłam, kiwając głową, by potwierdzić moje preferncje. Nie pijam kawy nałogowo, ale by się uspokoić. To dziwne, ale ona idealnie się do tego nadaje. - Dwie łyżeczki.
- Jeśli chcesz się położyć, to możesz wziąć ten sam pokój co... Ostatnio. - Przełknął głośno ślinę.
- Em... Okej.
Zegar na fioletowej ścianie kuchni wskazywał godzinę drugą w nocy, gdy zdecydowałam iść spać. Harry siedział przy mnie do końca, zagadując czasem, ale tylko zdawkowo odpowiadałam. W pewnym momencie chciałam wyjść z tego domu, wspomnienia zaczęły mnie nawiedzać, jak w jakimś horrorze. Umyłam po sobie naczynie i schowałam na jego miejsce. Weszłam po schodach na górę, dzięki świetle z lamp znalazłam wspomniany przez bruneta pokój. Po otworzeniu drzwi weszłam do środka, zapalając światło. Nic się w nim nie zmieniło, wszystko było tak, jak zostawiałam. Od razu weszłam do łazienki, pragnąc ciepłego prysznica. W koszulce Harry'ego wiszącej na grzejniku weszłam pod uprzednio rozłożoną kołdrę i po jakimś czasie udało mi się zasnąć.
*****
I jak, rozdział dziś trochę dłuższy??
Buziaczki!<3
601 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top