22

Gdy tylko jego usta dotknęły moje, przestałam walczyć. Podświadomie chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to, jakby miał wgląd do mojej poświadomości. Oddawałam każdy pocałunek. Gdy w końcu odsunęłam się od niego, widziałam na jego twarzy szeroki uśmiech i ogniki w oczach.

- Widziałem, że mi się nie oprzesz. Jutro czekaj o tej samej porze - polecił, gdy wysiadłam z jego auta.

- Jasne - mruknęłam cicho, gdy odjechał i skierowałam się do frontowych drzwi.

- Jakim prawem on odwozi cię do domu?!

Zaskoczenie, jakie widniało na mojej twarzy w tym momencie jest nie do opisania. Nie zdążyłam dosięgnąć klamki, a przede mną wyrosła moja mama z wściekłością na twarzy.

- Mama?

- Nie widać? Wróciliśmy z ojcem do domu. Pytam się jeszcze raz: Co ten gwałciciel robił pod moim domem?

Nie odpowiedziałam, tylko weszłam do domu, wymijając matkę i podchodząc do stojącego kilka metrów od niej, taty.

- Cześć tatku. - Przytuliłam się do niego.

- Witaj córeczko.

- No słucham? - Mama nadal upomina się o wyjaśnienie.

- A więc co chcesz usłyszeć? - zdjęłam kurtkę i czapkę, wieszając ubranie na wieszak i chowając do szafy stojącej w rogu korytarza.

- On cię tak bardzo skrzywdził, a ty mu się dajesz do domu odwozić? Gdzie ty masz rozum dziecko?!

- Ty się nie martw o mój rozum. A to, kto mnie po pracy odwozi, to tylko moja sprawa!

- Tak?! Nie będę tolerowała takiego zachowania. Masz przestać się z nim spotykać, inaczej nie masz co tutaj robić! - usłyszałam takie słowa od mojej matki.

Owszem, była suką. Owszem, była zimną i wredną suką, ale nigdy nie sądziłam, że powie coś takiego.

- Elizabeth, co ty... - Tata chciał się wtrącić, ale oczywiście zabroniła mu ruchem ręki.

- Wybieraj smarkulo. - Jej przerażający wzrok przeszywał mnie na wskroś.

- A więc mamy jasność. Żegnam.

Chwyciłam jak najszybciej kurtkę z szafy i resztę ubioru, jaka w była w rękawie i po prostu wyszłam z domu. Słyszałam, jak tata woła za mną, ale nawet się nie odwracałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top