2

    Jakiś czas potem, chwilę czy minutę, poczułam, jak jego palący dotyk na moim ciele ustępuje, a ja upadam na zimną ziemię. Patrzę przed siebie dzięki słabemu światłu lampy i zauważam dość postawnego chłopaka, pochylającego się nad facetem, który jeszcze przed chwilą prawie by mnie zgwałcił.

    Widzę, jak jego prawa pięść kilka razy ląduje na twarzy mojego oprawcy, rzuca mocno na beton i jeszcze kilka razy bije.
   
    Jestem w tak ciężkim szoku, że nawet nie myślę o tym, by zabrać swoje rzeczy i uciec. Siedzę na ziemi i cicho popłakuję, żeby nie usłyszał mnie żaden z nich. Po jakimś czasie, czuję nad sobą czyjąś obecność i słyszę:

- Anabell?

- Harry? To ty? - zapytałam cicho, obejmując swoje nagie kolana ramionami. Nie chciałam tu jeszcze jego.

- Dlaczego znowu wracasz po nocy? - zignorował moje pytanie, a sam zapytał o coś innego. To na pewno Harry.

- Wracałam od kole... Koleżanki - odpowiedziałam przestraszona ostrym tonem jego głosu.

    A jeśli on też chce coś mi zrobić?

- Chodź - wyciągnął do mnie rękę, ale ja tylko bardziej się od niego odsunęłam. - No chodź, nic ci nie zrobię.

    Nadal nic. Zdenerwował się i zaczął przeklinać, ale wziął mnie w swoje ramiona i niósł w nieznanym kierunku.

    Nie mam siły uciekać. Niech się dzieje co chce.

- Gd... Gdzie idziemy? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.

- Do mojego samochodu. A potem do mojego domu - odpowiedział spokojnie.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Od teraz mieszkasz ze mną - powiedział lekko rozdrażnionym głosem. -  Widać Twoi rodzice nie umieją Cię przypilnować.

    Wsadził mnie na tylne siedzenia auta i okrył swoją kurtką. Ostatecznie nie zrobiłam nic by mu się sprzeciwić. Skuliłam się w rogu auta i cicho płakałam, tak by nie usłyszał mnie poprzez dźwięki muzyki lecącej z auta.

Boję się.

*****
Ten rozdział wyjątkowo krótki.
Kolejne będą dłuższe: )

Komentujcie

Gwiazdkujcie

Obserwujcie<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top