19
- Co... Co ty tu robisz? - zapytałam cicho, nie chcąc na niego spojrzeć.
- Dlaczego zeznałaś, że nic ci nie zrobiłem? Dlaczego kłamałaś?
Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś, wręcz jakby chciał zobaczyć moją duszę.
- Ja...
- Anabell, odpowiedz - wyglądał, jakby był zły.
Ale dlaczego? Przecież zeznałam na jego korzyść. Powiedziałam, że wszystko zmyśliłam, by odegrać się na nim za to, że rzekomo mnie zdradził z moją przyjaciółką... A badanie lekarskie zostało podrobione. O dziwo, uwierzyli.
- Wejdź - poprosiłam, a on wykonał moją prośbę, wchodząc do domu, nie zdejmując kurtki.
- Czekam, aż mi to wyjaśnisz - założył ręce na piersi i wpatrywał się, czekając, aż powiem coś.
- Zrobiłam tak, by uspokoić sumienie - westchnęłam, by choć trochę udać wiarygodną.
- Sumienie? Proszę cię - parsknął, kiwając przecząco głową, niedowierzając w to, co mówię.
- Wypuścili cię. Jesteś wolny, powinieneś się cieszyć...
- Chcę wiedzieć dlaczego, powiedz mi prawdę, bo jakoś spokój twojego sumienia mnie nie przekonuje - warknął tylko.
Opuściłam głowę w dół, patrząc na swoje niebieskie kapcie w motyw króliczka, wydawały się ciekawe w tym momencie.
- To prawda, a teraz wyjdź, jestem zajęta.
Podeszłam do drzwi, chwytajac za klamkę. Otworzyłam szeroko drzwi, dając do zrozumienia, że ma w tej chwili mnie opuścić.
- Nie odpuszczę - powiedział przez zęby i wyszedł, wyszarpując drzwi z moich rąk i trzaskając głośno nimi, aż zatrzęsła się futryna.
Westchnęłam ciężko, opierając się o drewnianą powłokę. Nie sądziłam, że to spotkanie tak przebiegnie. W takim kierunku. Myślałam, że ucieszy się, że wyszedł z więzienia. Ale nie żałuję, że zrobiłam tak, a nie inaczej. Zależy mi na tym idiocie w jakiś sposób. Być może mam jakieś uczucie względem jego osoby.
Oh, to wszystko jest tak bardzo pokręcone! Sama nie wiem, co myśleć! Chcę mu powiedzieć, że nie jest mi obojętny, że zrobiłam to dla niego, że chcę by był przy mnie... Ale boję się, że pozwoli sobie na za dużo i znowu stracę do niego zaufanie, którego nie odbudował...
Za szybko ufam ludziom...
Liczyłam, że przez jakiś czas nie pokaże mi się na oczy, dając czas na uspokojenie. Ale nie. Przyszedł dwie godziny po rozprawie. Łzy pojawiły się w moich oczach, ale udało mi się nie wypuścić ich na policzki. Zostały na swoim miejscu.
Nie będę już słaba. Nie chcę już przez niego płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top