17
Rozpłakałam się, jak głupia kolejny raz siedząc w swoim pokoju. Natty tuliła mnie do siebie cały czas od wyjścia z tego ponurego miejsca. Rodziców na szczęście nie ma w domu. Mogę rozpaczać do woli.
- Ana, uspokój się, bo się jeszcze rozchorujesz - wmawiała mi cały czas.
Nie mogłam. Teraz widok gwałtu zastąpił mi widok strasznie smutnych oczu Harry'ego. Za nic nie mogłam wyrzucić go z głowy. Chciałam go jakoś pocieszyć, by znowu być pewna, że w jego oczach będą te szalone iskierki. Nie wiem, dlaczego go pocałowałam. Może dlatego, że brakowało mi jego? Gadam jak idiotka, ale nic na to nie poradzę.
- Boże Nat, ja go chyba coś do niego czuję - powiedziałam żałośnie, zdając sobie z tego sprawę i znowu rycząc. Jeszcze bardziej.
- Jesteś tego pewna? - zapytała mnie cicho.
- Tak - przytaknęłam, kiwając głową na znak, zgody.
Czułam coś do tego faceta. Może nie przebywałam z nim długo i nie poznałam dokładnie, ale ciągnęło do niego jeszcze bardziej po tym widzeniu.
- No to wpadłaś kochana, jak śliwka w kompot - uznała dziewczyna, gładząc mnie po głowie.
Jakiś czas późnej udało mi się uspokoić. Dziewczyny od kilkunastu minut nie było, gdyż miała popołudniową zmianę, a ja siedziałam na krześle przed oknem i wpatrywałam się w widok za nim.
- Anabell, obiad przyniosłem dla ciebie - do mojego pokoju wszedł tata.
Po pomieszczeniu rozszedł się zapach pieczonego kurczka i ziemniaków, na co mój żołądek ścisnął się nie przyjemnie z głodu. Nie jadłam nic od kilku godzin. Tato postawił talerz pełen jedzenia obok mnie na stoliku.
- Tato, co byś powiedział, gdybym się zakochała? - zadałam cicho pytanie.
- To wspaniale! - przyciągnął do mnie drugie krzesełko i usiadł, patrząc wyczekująco, bym powiedziała więcej. - Co to za chłopak? Znamy go?
- Tak... - powiedziałam niepewnie. - Ale...
- Tak?
- Chyba nie spodoba ci się to, gdy powiem ci, kim on jest.
- To Harry? - bardziej stwierdził niż zapytał, ale uznałam to za pytanie.
- Tak - schowałam twarz w dłoniach, starając się uspokoić.
- Spokojnie - objął mnie ostrożnie, przytulając do swojej klatki piersiowej. Westchnęłam cicho, wtulając w niego. - Czujesz coś do niego?
- Tak. Nie wiem, co to do końca jest, ale chciałabym, by był tu przy mnie. Nie wiem, może tylko się łudzę, że on też coś może... Czuć, ale tak jest ze mną. Wiesz, on poprosił mnie o spotkanie. Napisał list... Byłam u niego dziś rano.
- Jak to byłaś? Gdyby matka się dowiedziała...
- Nie mów jej, proszę - spojrzałam na niego błagalnie.
- Nie martw się, nie powiem jej. Nie jestem taki. Ale nic ci nie zrobił, ani nie namawiał, żebyś wycofała zawiadomienie? - zadał kolejne pytania, jedno po drugim.
- Nie. Chciał mnie tylko zobaczyć.
Pominęłam fakt z pocałunkiem, to za dużo, by o tym wiedział. Niech wie na razie tyle.
- To całe szczęście córeczko.
- Wiesz, że sprawa w sądzie jest szesnastego stycznia?
- Tak, niedawno przyszedł list od prokuratora - przyznał tata. Chciał dodać coś jeszcze, ale powiedział tylko: - No dobrze. Zjedz obiad, bo zaraz wystygnie. I przynieś talerz do kuchni. Musisz się ruszyć z tego pokoju w końcu.
- Dobrze.
Po moim zapewnieniu wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie miałam ochoty jeść, ale musiałam. Nie chciałam popadać w jeszcze gorsze gówno, niż jestem w tej chwili.
Obudziłam się w nocy. Byłam wyspana, choć po spojrzeniu na zegarek stwierdziłam, że spałam zaledwie dwie godziny. Oparłam się o ścianę i okryłam kołdrą bardziej, zapalając małą pomarańczową lampkę, stojącą na szafce obok łóżka.
Rozprawa nieubłaganie się zbliżała, dziś jest już piąty styczeń. Boję się jej, bo postawiłam zrobić coś, czego wiem, że nie będę nigdy żałować.
Dziwne, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top