10

Niósł mnie przez chwilę w nieznanym mi kierunku, bo miałam zamknięte oczy. Po prostu nie chciałam patrzeć. Nagle się zatrzymał, ale nadal trzymał mnie w pasie. Usłyszałam tylko otwieranie drzwi i zaraz zostałam wniesiona do jakiegoś pomieszczenia. Puścił mnie, a ja upadłam na drewnianą podłogę. Zaraz po tym chłopak wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Jak usłyszałam, na klucz. Zerwałam się szybko i zaczęłam walić w drewnianą powłokę, wykrzykując przy tym:

- Otwieraj te drzwi! Co ty odpierdalasz, Harry!

- Jak to co, skarbie. Zamknąłem cię w piwnicy. Możesz się tam zadomowić, bo nie wiem, kiedy opuścisz co urocze miejsce - stałam oparta o drzwi i słuchałam, jak odchodzi.

Świetnie. Zostawił mnie tu. Idiota! Było ciemno, więc po omacku znalazłam włącznik światła i po chwili w pomieszczeniu rozbłysło światło i mogłam zobaczyć, co tu jest.

Po mojej lewej stronie zaraz obok wisiało kilka wąskich półek. Na których stały różne puszki, pudełka, ale nie widziałam ich zawartości, gdyż były fabrycznie zamknięte. Na ścianie przede mną wisiała nieskończona ilość sznurów i grubych łańcuchów. To mnie przeraziło. Zaczęłam szybciej oddychać ze strachu i pocić się. Poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i osuwam się w dół po ścianie i opieram o nią.

Musiałam się uspokoić.
On ma tu salę tortur!

A... A co jeśli, on będzie chciał mnie na tym wszystkim przetestować?

Boże, o czym ty myślisz? Nie zrobiłby tego.

Prawda?

Przez następny czas nie zmieniłam miejsca, w którym siedziałam, ani razu. Bałam się. Strach mnie ani na moment nie opuszczał. Nigdy nie należałam do tych strachliwych cnotek, ale to mnie naprawdę przerażało. Zdecydowanie, za dużo naczytałam się tych historyjek kryminalnych...

- Anabell? - jak tylko usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi, lekko drgnęłam, a potem odsunęłam się od nich jak najdalej. Po chwili drzwi się otworzyły, a światło z lamp zasłoniła mi jego duża postać. Nie patrzyłam na niego. Twarz schowałam w dłoniach i czekałam, co będzie dalej. - Ana, co jest? - usłyszałam, jak klęka, a potem kładzie dłonie na moje oba kolana.

- Co... Co teraz ze mną zrobisz? - udało mi się wydukać.

- Powieszę cię na tych łańcuchach nago do sufitu i zleję biczem, a potem ostro przelecę - skuliłam się w sobie jeszcze bardziej na te słowa, ale nie miałam zamiaru uciekać, skoro Harry i tak mnie złapie. Jego głos był tak bardzo przekonywujący, że chciało mi się ryczeć z mojej okropnej sytuacji.
Nagle zaczął się śmiać tak głośno, że spojrzałam na niego najpierw przez szpary między palcami, ale odsunęłam je od siebie i patrzyłam na niego niepewnie.

- Co... Co... Co cię tak śmieszy?

- Ty. Naprawdę myślałaś, że byłbym w stanie to zrobić? - zapytał, gdy się uspokoił i parzył na mnie przenikliwie, szukając odpowiedzi.

- Tak - szepnęłam cicho, zamykając oczy.

Nagle poczułam, jak przygarnia mnie do siebie i mocno obejmuje, całując w czubek głowy.

- Jak mogłaś tak pomyśleć? Nawet o tym nie pomyślałem. Chciałem ci tylko pokazać, jak byś skończyła, gdyby dowiedział się o tym mój ojciec...

- Ale on nie żyje! Mówisz, że nie jesteś taki, jak on, ale pokazujesz mi to okrucieństwo. Skąd mam wiedzieć, że nigdy tego nie zrobisz?! - wyrwałam się mu i wstałam, lekko się pochylając.

- Przepraszam! Chodźmy stąd - chwycił mnie za dłoń i szybko wyprowadził i tego miejsca.

Nigdy nie chcę tam wrócić!

Weszliśmy do salonu, posadził mnie na jednej z kanap. Związał moje włosy gumką, którą miałam na nadgarstku i otarł mokre policzki.

- Przepraszam jeszcze raz. Już nigdy tego nie zrobię - obiecał.

Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Wciąż w głowie mam myśl, że jednak tak zrobi.

- Nie ucieknę, przysięgam - westchnęłam, patrząc na swoje paznokcie. Naprawdę, nie zamierzam się już z nim szarpać.

- Dobrze, wierzę ci. Możesz iść do pokoju skarbie - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.

Nasze usta dzieliło kilka centymetrów, które za chwilę nie istniały, bo jego usta napierały na moje, delikatnie je pieszcząc. Tym razem oddawałam pocałunki, pragnąc, by nie przedstawał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top