Rozdział III - Czerwony samochód
Nogi czarnowłosego mężczyzny zwisały bezwiednie z oparcia kanapy, podczas gdy on przeglądał ze znudzeniem sportowy magazyn. Czytał właśnie o kolejnym sukcesie japońskiej drużyny siatkarskiej, do której w największym stopniu przyczynił się ich nowy atakujący. Wakatoshi Ushijima. Tobio jakby gdzieś już słyszał to nazwisko, lecz za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Wzruszył ramionami i poprawił okulary na nosie. Poczuł, jak jego nogi powoli zaczynają cierpnąć, więc zmienił pozycję, kładąc je na małym stoliku obok.
Kageyama miał dzisiaj wolne. Nie jeden człowiek ucieszyłby się z urlopu i starał wykorzystać jak najlepiej ten dzień, lecz on do takich ludzi się nie zaliczał. Dzień wolny od pracy w jego mniemaniu oznaczał jedynie przytłaczający ogrom czasu oraz wypełniające jego głowę kłęby myśli. Brunet nie znosił rozmyślać, jednak ciągle to robił i nigdy nie mógł przestać. Czasami jego wolne dni kończyły się na bezsensownym leżeniu w łóżku bądź oglądaniu nudnych seriali.
Spojrzał kątem oka na wyświetlacz w telefonie. Kolejny mail. Parsknął więc pod nosem i potarł powieki palcami. Chłopak ostatnie tygodnie patrzył na urządzenie częściej niż zazwyczaj. Wcale nie dlatego, że odkrył w nim nowe funkcje czy zainstalował ciekawą aplikację. On czekał na wiadomość.
Minęło już trochę czasu odkąd ostatni raz widział się z Hinatą. Od tamtej pory czekał na najmniejszy odzew z jego strony, którego jak na złość, po prostu nie było. Najpierw sam go tłumaczył ilością pracy w nowym zawodzie, później brakiem czasu, a na końcu wymyślał beznadziejne wymówki, które nie miały sensu. Ostatecznie Kageyama się poddał. Był dorosłym mężczyzną, który doskonale wiedział kiedy dana osoba nie życzy sobie z nim kontaktu. Przechodził przez to już zbyt wiele razy. Często zastanawiał się, czy sam nie powinien zadzwonić. Za każdym razem jednak kończyło się to tak samo. Wlepiał wzrok w kontakt chłopaka i pustą przestrzeń, którą chciał wypełnić tekstem. Dlaczego on musiał być taki fatalny w sprawach sercowych? Nie chciał po raz kolejny skrzywdzić rudowłosego, szczególnie po tym co razem przeszli i jakich strat doświadczyli. Los ich nie oszczędzał i ciągle wystawiał na próby. Tobio sądził nawet, że kartki, na których opisane jest ich życie, już dawno zostały wypełnione i niestety, nie kończyły się happy endem.
Na jego twarz wkradł się mocny grymas kiedy niszczył pod wpływem nacisku dłoni kartki magazynu. Znów to robił. Zadręczał się myślami i swoją przeszłością. Bardzo chciałby zająć czymś głowę i zrobić coś pożytecznego. Może nawet wyjdzie pobiegać?
Wstał z posłania i włączył niechętnie pierwszy lepszy program telewizyjny. Jego oczom ukazały się poranne wiadomości. Nuda – pomyślał. Nie zmieniając jednak kanału, pokierował swoje leniwe kroki w kierunku kuchni i nastawił wodę na kawę. Stary, elektryczny czajnik był dość głośny więc Tobio ledwo słyszał słowa prezentera, który aktualnie przedstawiał prognozę pogody.
Brunet wsypał dwie kopiate łyżki kawy do ogromnego kubka i stukając palcami o kuchenny blat, czekał na gotującą się wodę. Co chwilę kierował spojrzenie na telefon, który o dziwo właśnie w tym momencie zadzwonił. Kageyama poderwał się z miejsca, lecz jego entuzjazm szybko zniknął kiedy zobaczył osobę na wyświetlaczu.
— No i czego ona znowu chce? — szepnął pod nosem, przykładając urządzenie do ucha. — Tak?
— No, dzień dobry braciszku — usłyszał podekscytowany kobiecy głos.
— Miwa, nie mam teraz czasu to coś ważnego? — skłamał.
— Jeszcze nic nie powiedziałam, a ty już chcesz mnie zbyć. Cały ty Tobio – przerwała. — Nie stęskniłeś się za swoją ukochaną siostrą?
Chłopak westchnął głęboko. To wcale nie tak, że nie lubił dziewczyny. Darzył ją naprawdę bardzo dużym uczuciem, jednak często po prostu go denerwowała. Mimo to, że łączyły ich te same więzy krwi, bardzo się od siebie różnili. Ona była wulkanem energii, z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy, a on... nie za bardzo lubił pokazywać radość.
— No masz rację, trochę się stęskniłem.
— I to mi się podoba! — krzyknęła. — Odkąd się wyprowadziłeś tak daleko, rzadko do nas wpadasz.
Miwa miała racje. Jego wcześniejsze mieszkanie, które dzielił z Hinatą znajdowało się blisko jego rodzinnego domu dlatego mógł znacznie częściej ich odwiedzać. Miał jednak wrażenie, że nawet gdyby nie wyprowadził się tak daleko, wizyty u rodziców bez rudzielca nie sprawiałyby mu tyle radości co kiedyś.
— Nie chce znowu zaczynać tego tematu. Sama, wiesz jaka jest sytuacja, do was mam daleko, a nie lubię długich podróży.
— Mówi to były pilot! Tobio no błagam cię — kobieta wprawdzie nie spotykała się z chłopakiem często, lecz doskonale wiedziała kiedy kłamie. — Wiem, że przeszedłeś... a raczej przeszliście dużą tragedię, ale nie sądzisz, że powinieneś ruszyć, no nie wiem dalej?
— Dzwonisz tylko po to, żeby prawić mi morały? Jeśli tak, to kończę.
Kageyama poczuł, jak krew zaczyna gotować mu się w żyłach. Miał ochotę rzucić telefonem o ścianę. Jego siostra nie przeszła przez to co on, więc skąd może wiedzieć, jak się teraz czuje. Jak ona w ogóle może mu mówić takie rzeczy. Po tym co się wydarzyło nie można od tak pójść naprzód.
— Dobra Tobio nie denerwuj się tak. Zadzwoniłam po prostu pogadać no i powiedzieć ci, że rodzice zapraszają cię za tydzień.
— Po co?
— Ty chyba serio jesteś już stary — zadrwiła kobieta. — Mama ma w sobotę urodziny, nie pamiętasz?
— O ja pier... — chłopak nie dokończył. Złapał się za głowę i przeczesał dłonią włosy.
— Czyli zapomniałeś.
— Oczywiście, że nie zapomniałem! — kłócił się. — Powiedz rodzicom, że przyjadę, sam dam im nawet znać.
— To świetnie — ucieszyła się dziewczyna. — Tak między nami oni bardzo liczą na to, że im kogoś przedstawisz.
— To się przeliczą. Nie będę z nikim tam przychodził Miwa.
— No proszę... to chociaż powiedz mi, masz nowego chłopaka? A może dziewczynę? — zaśmiała się nagle głośno ze swojego żartu, ale gdy usłyszała cisze po drugiej stronie słuchawki szybko ucichła. — No tak, zapomniałam, że z tobą się nie da pożartować.
— Skoro już jest tak zabawnie — zaczął brunet. — To może ty nam kogoś przyprowadzisz co?
Tobio wiedział, że uderza w czuły punkt siostry. Dziewczyna od dawna nie miała partnera i nie należała do tych, co mają szczęście w miłosnych podbojach.
— Co tam mówiłeś? Nie słyszę cię! Coś mi się tutaj... pali!
— Dobra, dobra. Wszyscy dobrze wiemy, jaka jest prawda.
Chłopak skorzystał z tego, że woda w czajniku w końcu się zagotowała i zalał nią do pełna kubek z kawą.
— Chyba oboje nie mamy szczęścia w miłości. To jakieś okropne fatum — brunetka westchnęła głęboko.
— Mogę ci coś powiedzieć, ale gęba na kłódkę przed rodzicami jasne?
— Mmmm ploteczki! — zatarła ręce.
— Spotkałem się z Shouyou.
— Nie pierdol! Z Shouyou Hinatą?!
— No, a znasz innego Shouyou debilu? Oczywiście, że z Hinatą! — wrzasnął. — Spotkaliśmy się ostatnio na weselu u znajomych, a później tak wyszło, że jeszcze na kawie.
Siostra mężczyzny dosłownie skakała po całym swoim pokoju, ciesząc się ze słów usłyszanych przed chwilą. Co jak co, ale z rudzielcem miała ona niesamowity kontakt. Od momentu, w którym się poznali, stworzyli ze sobą bardzo ciekawą relację. Świetnie się też rozumieli i wspierali w codziennych problemach. Dlatego właśnie, gdy Kageyama oświadczył, że bierze z nim rozwód, Miwa była podwójnie załamana. Straciła wtedy też przyjaciela i nie przypuszczała, że kiedykolwiek jeszcze się z nim zobaczy.
— I co i co? — dopytywała
— I nic — przerwał. — Nie odzywa się do mnie od tamtego czasu.
Tobio wzruszył lekko ramionami i upił łyk kawy.
— A ty to co? Nie umiesz napisać pierwszy? — jęknęła dziewczyna. — Przeprosiłeś go chociaż?
— Ja... ehm...
Do bruneta właśnie doszło, że mimo dwóch spotkań z chłopakiem, on nadal nie zdobył się na odwagę, aby go przeprosić. Ba, nawet o tym nie pomyślał. Czuł się ze sobą naprawdę fatalnie, na każdym kroku zdając sobie sprawę jak bardzo beznadziejne jest jego zachowanie.
Jego siostra rozpoczęła dość długi monolog, prawiąc mu morały i namawiając, aby powalczył o rudzielca i tak łatwo się nie poddawał. Kageyama nie słuchał. Wrócił do salonu i wlepił wzrok w telewizor co jakiś czas mamrocząc coś kobiecie do słuchawki.
Na ekranie plazmy zauważył nagle obraz całkowicie zmiażdżonego auta, który niefortunnie wjechał w tył ogromnej ciężarówki. Na pasku informacyjnym przeczytał, że kierowcą był młody mężczyzna, walczący teraz o życie w szpitalu. W pierwszej chwili Tobio nie zagregował na to wcale, w końcu wypadki na drogach zdążają się codziennie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zobaczył, że stało się to w jego miejscowości, a czerwony samochód łudząco przypomina ten, którym Hinata przyjechał do kawiarni.
Telefon prawie wyleciał mu z rąk kiedy przerwał połączenie z siostrą i drążącymi palcami próbował odszukać numer telefonu Shouyou. Kiedy w końcu mu się to udało nie miał już wątpliwości czy do niego zadzwonić. Było mu już wszystko jedno, najwyżej zrobi z siebie ostatniego kretyna. Niestety, po drugiej stronie odezwała się od razu poczta głosowa. Spróbował ponownie i jeszcze raz i paręnaście kolejnych. Za każdym razem rezultat był identyczny.
Oczy chłopaka momentalnie zeszkliły się, a serce omal nie eksplodowało z klatki. Czuł jak jego palce u dłoni zaczęły panicznie drzeć, gdy wystukiwał kolejną wiadomość z tysiącami znaków zapytania i wykrzykników. Mężczyzna po prostu nie wiedział co ma robić, czuł się kompletnie bezradny. Nie pomagał mu również brak opanowania i ciągłe chodzenie w kółko między pokojami swojej kawalerki. Kageyama jednak, im więcej myślał, tym bardziej był pewny, że jego zachowanie do niczego dobrego go nie doprowadzi.
Usiadł więc na skraju swojej granatowej kanapy i zatopił twarz w dłoniach. Gdyby tylko wiedział, gdzie rudzielec teraz mieszka. Nie mógł sobie przypomnieć czy mówił on o jakimkolwiek szczególe, który mógłby go doprowadzić do jego domu. Wydawało mu się, że nic takiego jednak nie miało miejsca, a jeśli nawet, był on zbyt zajęty patrzeniem na jego niewinną twarz i zapewne nie zakodowałby żadnych rozpoznawalnych znaków. Zaczął gorączkowo przeszukiwać swoje kontakty w telefonie w nadziei, że może zobaczy tam nazwisko, z którym skojarzy mu się Shouyou. Jednak wszyscy wspólni znajomi, których mieli, przestali z nim utrzymywać kontakt... albo to on z nimi? Sam już nie wiedział. Był tak spanikowany, że nie zdawał sobie sprawy kiedy jego drobna łza kapnęła na wyświetlacz.
Wtem, zdawało się, że przypomniał sobie o pewnej rzeczy. O małym szczególiku. Hinata na ich ostatnim spotkaniu wspominał, że pracuje teraz w firmie Kenmy. Tak, tego Kenmy. Tobio nie przepadał nigdy za farbowanym blondynem, często nawet uważał go za swojego rywala, w sferze uczuciowej. Parę lat temu poznali się na premierze - zdaniem bruneta - gównianej gry wideo autorstwa Kozume. Na event oczywiście przyprowadził go Hinata i dziwnym trafem, tak wpadł blondynowi w oko, że od tamtej pory często wymieniali się wiadomościami, a także rozmawiali długimi godzinami o pomysłach na nowe gry. Nie byłby zdziwiony jakby teraz, chłopak zacierał ręce, że w końcu udało mu się pochwycić swoimi szponami rudzielca.
Kageyama, zdawałoby się, że nie miał większego wyboru. Narzucił na siebie tylko czarny płaszcz i w biegu, na klatce schodowej wyszukał adres siedziby Kenmy i obrał go za cel.
***
Jadąc autem brunet nie wiedział, na ilu czerwonych światłach się nie zatrzymał i jakie rekordy w prędkości jazdy autem pobił. Miał wiele szczęścia, że na jego drodze nie stała policja, bo gdyby tak było zapłaciłby niezły mandat.
Stał on teraz pod wielopiętrowym, nowoczesnym budynkiem, którego wielkość znacznie różniła się od tej w jego wyobraźni. Tuż nad drzwiami wejściowymi zawieszony był ogromny neonowy napis z nazwą firmy. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być zachowane w dość chłodnych i stonowanych kolorach, co jeszcze bardziej nadawało biurowcu eleganckiego i poważnego tonu. Tobio wkroczył pewnie do jego wnętrza, gdzie przywitał go ogrom minimalizmu. Pracownicy nosili na sobie jednakowe, ponure ubrania. Wszystko po czym kreśliły jego granatowe tęczówki mieniło się w trzech kolorach. Czerni, pokrywającej znaczną większość mebli. Bieli, położonej na wysokich ścianach i kafelkach oraz dającym się wyłapać gdzieniegdzie brązu, głównie goszczącemu na dekoracjach i dodatkach. Stojący za drzwiami mężczyzna z niechęcią przyznał, że nawet jemu, ten wystrój bardzo przypadł do gustu.
Był pewny, że kosztowało to Kenme masę pieniędzy, ale na pewno jeszcze większą ilość nerwów. Zastanawiał się jak teraz wyglądał. Czy dużo się postarzał? Czy ściął włosy? Brunet zamrugał parę razy i przetarł dłonią po twarzy, po czym zdał sobie sprawę, że znowu za dużo myśli. Pokierował kroki w stronę marmurowego blatu recepcji.
— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – spytała grzecznie kobieta siedząca za ladą.
— Em, dobry, przyszedłem do Kenmy... to znaczy do Kozume Kenmy, gdzie mogę go znaleźć?
— Proszę nazwisko zobaczę, na którą był Pan umówiony z szefem.
— Nie byłem umówiony, to zajmie dosłownie –
— Skoro nie był Pan umówiony — przerwała. — Nie mogę panu pomóc, proszę o wyjście z budynku i telefon w celu umówienia wizyty.
— To ważne, muszę się z nim zobaczyć dzisiaj, teraz — Kageyama oparł swoje ręce na zimnej powierzchni blatu i wbił spojrzenie w kobietę. Ona jednak ciągle wgapiona była w ekran swojego monitora.
— Nie robimy wyjątków — prychnęła.
— Pani mnie nie rozumie — podniósł głos o ton. — To bardzo, bardzo ważna sprawa.
Tobio czuł, że powoli puszczają mu nerwy, a to wredne babsko na pewno nie pomoże mu spotkać się z blondynem.
— W tym momencie żegnam pana — recepcjonistka wstała i przywołała gestem ręki dwóch karków stojących niedaleko.
Dopiero teraz Tobio zdał sobie sprawę, że w jego kierunku idzie dwóch ochroniarzy, którzy wyglądem dorównywali tym, których widywał do tej pory tylko w filmach szybkich i wściekłych. Wiedział, już że jest na pozycji przegranej i jedynym dobrym ruchem będzie opuszczenie budynku. Kiedy poczuł jak silna dłoń otoczyła jego ramie, mimowolnie mocno poruszył ręką w celu wyrwania się z uścisku. Chwilę szarpał się z ochroniarzem zanim usłyszał lekkie stukanie niskich obcasów i znany mu już głos.
— Kageyama? — spytał mężczyzna. — Kageyama Tobio?
Zanim granatowe oczy bruneta odnalazły twarz rozmówcy przewertowały jego szczupłą sylwetkę. Czarne, lekko rozszerzone w nogawkach spodnie zakrywały subtelnie śnieżnobiałe trampki mężczyzny. Do połowy włożona w nie koszula, tego samego koloru zwisała lekko na jego ramionach, które delikatnie muskały końcówki blond włosów. Pozostałą część kosmyków miał on związaną w niechlujną kitkę na czubku głowy. Brunet znał już odpowiedź na swoje poprzednie pytanie. Czy Kenma się zmienił? Tak. Bardzo.
— Szefie, znasz tego Pana? — spytała drżącym głosem recepcjonistka.
— Oczywiście, że znam — mruknął. — To mój dawny... a z resztą — zamyślił się. — nieważne. Panowie puśćcie go proszę.
Dwaj mężczyźni natychmiast wykonali polecenie swojego szefa i niemalże równym krokiem oddalili się w przeciwną stronę. Tobio, mógłby przysiądź, że widział cień uśmiechu na twarzy blondyna, kiedy ten odprowadzał ich wzrokiem.
— Mogę wiedzieć co tu robisz? — spytał nagle. — Szczerze ci powiem, że cieszę się z tego, że cię widzę — przerwał. — Nieszczególnie.
— Szczerze mogę powiedzieć to samo.
— W takim razie? Mogę ci jakoś pomóc? Może odprowadzić cię do wyjścia? — zadrwił.
— Szukam Hinaty.
Mężczyzna wiedział, że w pewnych sytuacjach lepiej od razu przejść do konkretów, niż wdawać w idiotyczne dyskusje. Choć co prawda, w tym momencie musiał ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć blondynowi paru zgryźliwych uwag.
— Shouyou? — Kozume podniósł pytająco brew. — Skąd w ogóle pomysł, że go tu znajdziesz i że on będzie chciał cię widzieć.
Słowa Kenmy tylko utwierdziły go w przekonaniu, że rudzielec nie powiedział, mu o ich spotkaniu. Właściwie, to był już pewny, że nikomu o nim nie powiedział.
— Wiem, to od niego — przełknął ślinę. — Że u ciebie pracuje. Spotkaliśmy się ostatnio.
Tobio sam nie wiedział, czemu tak bardzo się stresował mówiąc te słowa. Pocierał nerwowo o siebie opuszki palców, które powoli zaczynały piec.
— Ciekawe — skrzywił się blondyn. — No, ale do rzeczy, po co chcesz się z nim spotkać?
— Słyszałem, że miał wypadek.
— Wypadek?
Ze zdziwienia niższy uniósł brew ku górze. Zaczął się zastanawiać, czy to on przez nadmiar pracy dostał halucynacji i źle słyszy, czy jednak jego rozmówca do końca oszalał.
— Pierwsze słyszę. Shouyou ma się dobrze i leży w moim gabinecie.
Nogi Kageyamy mimowolnie cofnęły się o parę kroków. Hinata leżał właśnie w jego gabinecie. Co on do cholery tam robił i co oznacza, że tam leży. Tak po prostu, leży? A może śpi. Pewnie jest nagi.
Skarcił swoje myśli i oprzytomniał. Mimo wszystko cieszył się, że nic mu nie jest, a jego wyobraźnia czasami za bardzo go ponosi. Odetchnął głęboko i parsknął oziębłe „dzięki" do Kenmy. Ten tylko zlustrował go wzrokiem i przewrócił oczami.
— Jak chcesz to możesz tam iść — powiedział. Zastanawiał się dlaczego mężczyzna tak się zachowuje. Nawet trochę zrobiło mu się go żal. Doskonale znał historie tej dwójki i wiedział przez to przeszli. Kageyama musiał mieć dobry powód, żeby znowu zacząć się z nim spotykać. — Piętro 6, pokój 100 — mówiąc to rzucił mu pęk kluczy, który brunet zwinnie złapał. — Ja nie pójdę z tobą, ale myślę, że jako duży chłopiec sam sobie poradzisz.
Oczy Tobio patrzyły naprzemiennie na swoje dłonie i na oddalającego się w stronę drzwi Kozume. Był zbyt zdezorientowany, żeby powiedzieć coś sensownego.
— Ej Kenma! — krzyknął. — Serio dzięki.
Właściciel firmy tylko wzruszył ramionami i zakładając swoje ciemne okulary wyszedł z budynku.
* * *
Dwie, ubrane identycznie kobiety przyglądały się uważnie stojącemu w rogu brunetowi, wymieniając między sobą ciekawskie spojrzenia. Mężczyzna zdawał się ich nie zauważyć i całkowicie je ignorując zanurzył spojrzenie w telefonie. Obszerna winda, w której znajdowała się owa trójka zmierzała leniwie ku górnym piętrom, poruszając się przy tym całkowicie bezdźwięcznie. Panującą ciszę przerywały jedynie dyskretne szepty dziewczyn i ich ciche chichoty. Kageyma był nimi niewzruszony, choć zdołał usłyszeć, że rozmawiały one na jego temat. Jedna z nich zachwycała się jego niecodzienną urodą, za to druga była zaskoczona, że do tej pory nie zauważyła, że taki przystojniak pracuje z nimi w firmie. Tobio czuł się nieco skrępowany i odetchnął z ulgą, gdy obie panie wysiadły na piątym piętrze.
Nigdy nie był on zainteresowany kobietami. Traktował je jedynie jako płeć przeciwną, niewzbudzającą w nim żadnych uczuć. Wyjątkiem była jego siostra, z którą, mimo różnicy charakterów starał się utrzymywać dobre relacje. Do głowy nagle przyszła mu Miwa, którą kompletnie olał podczas porannej rozmowy. Będzie musiał jej to solidnie wynagrodzić, zapewne kupując paczkę jej ulubionych solonych chrupek.
Rozmyślając starał się on odszukać wskazany przez Kenme pokój. Zajęło mu to trochę czasu, lecz gdy w końcu stanął przed błyszczącymi się na srebrno drzwiami, bez wahania pociągnął za klamkę.
Pomieszczenie wypełnione było ciężkim, finezyjnym zapachem kory drzewnej zmieszanej z cytrusem. Wszystkie meble, komponowały się idealnie do wystroju całej firmy, tworząc eleganckie i harmonijne wnętrze. Granatowe firany lekko kołysały się pod wpływem zimnego wiatru, wpadającego przez otwarte okno. Cierpki dreszcz przeszedł bruneta, gdy lodowate powietrze owiało jego nagą szyję. Zauważył, że przez niedosunięte do końca, zasłony przebijała się szara smuga światła. Opadała na dużych rozmiarów kanapę, na której smacznie spał Hinata.
Z ramion Tobio spadł ogromny ciężar kiedy zobaczył chrapiącego chłopaka. Był jednocześnie wściekły na samego siebie, jak i szczęśliwy, że cała ta absurdalna sytuacja dobiegła końca. Poszedł cicho do okna, aby je zamknąć i jeszcze raz spojrzał na rudzielca.
Jego policzki delikatnie poruszały się podczas wypuszczanego powietrza z ust, co jakiś czas wydając z siebie słodki świst. Zaróżowiałe wargi były lekko rozchylone, dosłownie zapraszając każdego kto na nie spojrzy do złożenia na nich subtelnego pocałunku. Spod zamkniętych powiek wyrastały mu długie, ryżawe rzęsy. Miedziane włosy... ah te włosy. Do nich brunet miał największą słabość. Były teraz o wiele dłuższe niż wtedy, gdy widział go po raz ostatni. Delikatnie pofalowane przy czubku głowy, a na końcach figlarnie skręcone w różne strony. Kageyama musnął palcem jednego z loków zawijając go sobie na mały palec. Tak miękkie, takie lśniące. Na ten gest niższy wzdrygnął się odrobinę nadal lecz nie otwierając oczu. Widać było, że przez ten czas zdążył nieco zmarznąć dlatego Tobio od razu ściągnął ze swoich ramion płaszcz i nakrył jego ciało.
Zegar wskazywał, że minęło już paręnaście dobrych minut odkąd przyszedł on do gabinetu Kozume. Wiedział, że nie będzie mógł siedzieć tu w nieskończoność, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Mógłby spędzić tu drugie tyle czasu, aby móc patrzeć na śpiącego Shouyou.
— Mmmm...
Z ust rudzielca wydobyło się ciche mruczenie, a zaraz po nim lekkie mlaśnięcie. Nie była to nowość. Chłopak często mówił przez sen, a nawet czasami udało mu się sklecić sensowne zdania. Kageyama tylko uśmiechnął się pod nosem.
— Mmm... — zamruczał znów. — Tobio...
Serce mężczyzny wywinęło fikołka w jego klatce piersiowej, gdy usłyszał swoje imię. Poczuł, jak jego blade policzki nabierają rumieńców, jak rudzielec powtórzył to słowo jeszcze parę razy.
— Tobio... tak pięknie wyglądasz — mamrotał. — pięknie wyglądasz w tym stroju cheerleaderki.
Kurwa, że co?
Unoszący się w powietrzu romantyzm wyparował w jednym momencie. Brunet był pewny, że się przesłyszał. Czy oprócz wzroku, psuje mu się też słuch? Nie, to na pewno nie to. Spojrzał on raz jeszcze na śpiącego chłopaka, lecz ten uniósł kąciki ust ku górze i owinął mocniej wokół siebie czarny płaszcz.
Z jednej strony Tobio był bardzo szczęśliwy, że to właśnie on śni się teraz rudzielcowi, a nie przykładowo jego obecny szef Kenma. Jednakże z drugiej... jak chory był umysł Shouyou, żeby wyobrażać sobie takie rzeczy? On zawsze był inny, jego pomysły czasami powalały go na łopatki. W sumie, może Hinata nigdy nie powiedział mu o swoich skrytych fantazjach.
Nagle, oczy chłopaka gwałtownie otworzyły się, a ten wydał z siebie głośny krzyk niemal nie spadając z kanapy.
— Ja pierdole — przeklął. — Kurwa Tobio, co do cholery tu robisz?!
Oddech niższego lekko przyśpieszył na chwilę, by za moment wrócić do normalnego tępa. Mężczyzna nieco się wystraszył. W końcu nie codziennie gdy się budzi widzi nad sobą twarz byłego męża.
— Nie drzyj się tak — skarcił go brunet. — Przez ciebie, aż sam się wystraszyłem. Zawsze byłeś taki głośny?
Z ust Kageyamy wydobyło się ciche westchnięcie.
— Byłoby super, jakbyś wcześniej uprzedził mnie, zanim zjawisz się u mnie w pracy i zaczaisz się na mnie gdy śpię.
— Aha rozumiem, że to teraz moja wina? — oburzył się. — Nie musiałbym tego robić, jakbyś czasami patrzył na swój telefon.
— Chyba mnie nie rozumiesz — parsknął rudzielec. — Przychodzisz do mnie do pracy, całkowicie z dupy. Mało tego, przychodzisz kurwa do pokoju mojego szefa — oburzył się. — Po czym siadasz tu na kanapie... na tej właśnie kanapie i obserwujesz mnie jak śpię. Jesteś normalny?
— Dobra no...— Tobio podrapał się po karku. — Jak tak o tym mówisz to nie brzmi dobrze.
— Kto cię tu w ogóle wpuścił? — spytał, energicznie szukając telefonu i po omacku próbując wpisać do niego kod. — Dzwoniłeś do mnie... 27 razy?
— Chyba za dużo tych pytań na raz.
Hinata wyłupił oczy, gdy patrzył na dotykowy ekran urządzenia przewijając go kciukiem w dół. Oprócz masy nieodebranych połączeń, miał on też kilkanaście wiadomości.
„Odbierz",
„Halo, martwię się",
„Shouyou, błagam odbierz do cholery",
„W dupie trzymasz ten telefon?".
Na tą ostatnią chłopak parsknął śmiechem zakrywając usta.
— I z czego się cieszysz głupku?
— Z ciebie — odparł. — I z wiadomości, które do mnie pisałeś. „Shouyou proszę odbierz, tak się martwię!" — powiedział, modelując swój głos dodając mu dramatyzmu.
— Dobra skończ już okej? — Tobio mocno się wkurzył i zacisnął dłoń na krawędzi kanapy. Miał ochotę wyrwać mu telefon z ręki.
— Błagam, zrobię wszystko tylko odbierz! — kontynuował.
Twarz bruneta pokryła się odcieniem czerwieni, co za wszelką cenę starał się zakryć odwracając twarz ku ścianie. Czuł się kompletnie zażenowany i zawstydzony tym co wcześniej do niego pisał. Wiedział, że było to pod wpływem silnych emocji, jednak sam się po sobie nie spodziewał, że będzie w stanie wymyślić takie rzeczy.
— Zachowujesz się jak dzieciak. — powiedział. — Czyli jak zwykle.
— Jasne, zapomniałem, że z tobą nie da się pożartować. — wystawił mu zabawnie język.
— Już dzisiaj to od kogoś słyszałem.
Hinata potarł delikatnie palcami powieki i przymknął je na chwilę. Dopiero teraz dało się zauważyć jak ogromne i sine były wory pod jego oczami. Nie spał od... w sumie nie wiedział dokładnie od kiedy. Ostatnie dni spędzał w firmie, nieustannie pracując i tracąc poczucie czasu. Gdy jednak w końcu mógł się położyć wyłączył wibracje oraz dźwięk w telefonie i od razu wpadł w objęcia Morfeusza. Zwracając wzrok w kierunku swojej dawnej miłości zobaczył w jego oczach smutek. Teraz i jemu zrobiło się żal, i nie tylko dlatego, że nie lubił patrzeć na przygnębionego Kageyame, a dlatego, że zaczęli rozmowę od kłótni. Może zbyt ostro zareagował?
— Nie złość się już — wymamrotał rudzielec. — Jak się denerwujesz to marszczy ci się czoło na środku. A ty jesteś coraz starszy i lepiej wyglądać już nie będziesz.
Tobio odruchowo dotknął czubkami palców środka czoła, po czym zdał sobie sprawę, że to kolejny durny żart chłopaka.
— Nie kłóćmy się już — poprosił Hinata z nadzieją w głosie.
Wyższy tylko skinął głową i lekko się uśmiechnął.
— Nie chciałem cię przestraszyć — zaczął brunet. — Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś. Nie wiedziałem też, gdzie mieszkasz, a z naszymi wspólnymi znajomymi nie mam od dawna kontaktu. Jedyne co mi przychodziło głowy to firma Kenmy.
— No... rozumiem, ale coś się stało, że musiałeś tak nagle się ze mną zobaczyć?
— Tak — odparł. — To znaczy, teraz już nie ale...
— Ale? — przerwał, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy, co nie było łatwe, gdy ten ciągle tego unikał.
— W wiadomościach rano — westchnął. — W wiadomościach widziałem, że był poważny wypadek u nas w mieście. No i ktoś nagrał film, jak auto jest dosłownie wgniecione w ciężarówkę. Zaraz ci pokaże — mężczyzna złapał za telefon ukryty w tylnej kieszeni i momentalnie wyciągnął go w stronę twarzy rozmówcy. — Od razu skojarzyłem, że ostatnio do kawiarni przyjechałeś takim samym samochodem... i to wszystko dlatego.
Hinata chwilę wpatrywał się w film nagrany przez świadka zdarzenia i wirował oczami to na telefon, to na Tobio.
— Ale ty jesteś durny jednak.
— Słucham?
— To nawet nie jest podobne do mojego auta — stwierdził i przysunął wyświetlacz bliżej Kageyamy. — Widzisz teraz? Marka jest inna, przód też, o kolorze nawet nie wspomnę. Ten jest pomarańczowy, a mój czerwony.
— Znawca kolorów z ciebie — parsknął leniwie.
— A z ciebie ślepy pacan.
Tobio mimowolnie się zaśmiał. Fakt, miał dość dużą wadę wzorku ale do tej pory myślał, że dość znośnie idzie mu funkcjonowanie również bez okularów. Chyba musi iść do lekarza.
— Ale wiesz — kontynuował Shouyou. — To nawet słodkie, że aż tak się martwiłeś. Taki kawał drogi przejechałeś dla mnie.
— Zamknij się już. Masz szczęście, że nic ci nie jest.
— Mam szczęście, że ktoś, aż tak się o mnie martwi.
Oboje spuścili wzrok na swoje buty. Poczuli łagodny uścisk w dole brzucha, który przywołał dawne wspomnienia. Cofnęli się w czasie o parę lat, kiedy ich znajomość rozkwitała, a otaczający ich świat wydawał się niczym w porównaniu do dwóch patrzących na siebie zakochanych oczu. Ich głowy wypełnione były wtedy tysiącami marzeń i nadziei, że ich związek przetrwa wszystkie trudności losu, a spod rzucanych pod nóg kłód, zbudują wspólnie dużą drabinę. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że wzniesiona drabina miała bardzo chwiejną konstrukcję.
Jedno jednak nadal się nie zmieniło. Chowany teraz pomiędzy rude kosmyki uśmiech na twarzy Shouyou był tak promienny, że mógłby rozświetlić nawet Nowy York po zmierzchu.
— Wygląda na to, że tylko się wygłupiłem. — sapnął brunet. — Nie potrzebnie zawracałem głowę Kozume.
— To on cię tu wpuścił? — Hinata uniósł brwi ze zdziwienia.
— No, tak. Dał mi klucze, bo chyba się gdzieś spieszył — spojrzał na pęk, który obrócił pomiędzy palcami. — Mnie też to zdziwiło.
— To serio nie w jego stylu. Szczególnie, że wy obaj, nie za bardzo za sobą przepadacie.
— Moja reakcja była podobna, ale jak dał to wziąłem bez gadania. — opowiadał. — Nie miałem ochoty na to, żeby się z nim kłócić, bo jakąś chwile temu ochroniarze o mało nie wypieprzyli mnie za drzwi.
Rudzielec podniósł rękę i zakrył dłonią usta. Był zszokowany tym co właśnie usłyszał i miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Powstrzymał się jednak, żeby jeszcze bardziej nie zdezorientować rozmówcy.
— Z małymi przygodami, ale jakoś się udało — ciągnął brunet. — Wszedłem zobaczyłem, że śpisz i że ci zimno, więc nakryłem cię płaszczem.
Hinata lekko zgniótł palce na miękkim, czarnym materiale i zdał sobie sprawę, że ta część garderoby nadal znajduje się na jego kolanach. Niechętnie jednak zdjął z siebie okrycie i podał Tobio czerwieniąc się przy tym figlarnie.
— Ja byłem zbyt zmęczony, żeby wrócić do domu i Kenma pozwolił mi się tutaj przespać — westchnął niższy. — Ostatnio mieliśmy takie ciężkie...
— Nie musisz się tłumaczyć, to nie moja sprawa — wszedł mu w słowo.
— Nie tłumacze się — zaprzeczył ostro. — Możesz mi dać dokończyć?
Głowa Tobio skinęła lekko z pokorą po chwili ciszy.
— Ostatnio mieliśmy dużo pracy — mówił dalej. — Na dzisiaj był deadline ważnego projektu i cała grupa była na nogach praktycznie przez całe dwa dni. Wymienialiśmy się tylko dyżurami do robienia kaw i łażenia do sklepu po kolejne energetyki — odetchnął ciężko. — Na całe szczęście jakoś to skończyliśmy, nawet nie wiem która jest godzina.
— Jest już prawie siedemnasta.
— Cholera późno — zaklął Hinata i wstał delikatnie z zajmowanej wcześniej kanapy.
Rozpoczął on zbierać swoje rzeczy, rozrzucone po pokoju szefa, nadal jednak czując jak narastające w nim zmęczenie powoli z niego wychodzi. Cieszył się, że następne dwa dni ma wolne.
Kageyama widząc poczynania chłopaka również się podniósł i zarzucił na siebie płaszcz, który teraz przesiąknięty był zapachem jego dawnej miłości. Zaciągnął się on chwilkę w słodkiej woni wyobrażając sobie, że rudzielec właśnie obejmuje go całym ciałem. Żałował, że nie może od tak podejść do niego w obecnej chwili i zatopić swoich dłoni w jego gęstych lokach.
— Nie chce cię wyganiać, ale naprawdę potrzebuje teraz snu — stwierdził niższy. — Kąpiel też by mi się przydała — zaśmiał się.
— Jesteś autem?
— Niestety nie. Czasami chodzę tu pieszo.
— Może zabierzesz się ze mną? — spytał bez zastanowienia.
Hinata stanął na moment na środku pokoju i spojrzał na stojącego nieśmiało w drzwiach bruneta. Nie chciał teraz analizować żadnych za i przeciw, pragnął oddać kontrolę sercu.
— Jasne — odparł i zbliżył się ku mężczyźnie.
— A tak w ogóle — rozpoczął Tobio. — Wiesz, że nadal gadasz przez sen?
____________________________
A teraz wszyscy wyobrażamy sobie Kageyamę w stroju cheerleaderki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top