Rozdział I - Po latach

Nogi Tobio lekko drżały kiedy znacznie zmniejszał odległość miedzy nim, a rudowłosym. Czuł jak jego dłonie stają się wilgotne, gdy nerwowo zaciskał je w pięści. Nic dziwnego, że odczuwał takie emocje, w końcu nie rozmawiał z nim ponad cztery lata. Niemal zapomniał barwy głosu chłopaka i tego w jaki sposób się uśmiechał.

Hinata stał przy stoliku z kolorowymi słodyczami i był zajęty konsumowaniem truskawkowego ciasta, które najwidoczniej zostało jego  ulubieńcem do tej pory. Kageyama sądził, że wyglądało ono równie słodko jak sam rudzielec.

— Smakuje Ci? — spytał nagle wymuszając poważny ton.

Shouyou słysząc znajomy głos za plecami odwrócił się powolnie w jego kierunku i z niedowierzeniem zamrugał parę razy. Nie spodziewał się Kageyamy w tym miejscu, a już na pewno nie przypuszczał, że do niego podejdzie i zacznie rozmowę.

— C-co? — zająkał się omal nie krztusząc się własną śliną.

— Czy ci smakuje? — powtórzył Tobio. — W sensie, że ciasto.

— Ciasto? Tak no oczywiście, że ciasto — Hinata zaśmiał się nerwowo. — Jest pyszne!

— Widać.

Kageyama zwrócił swoje spojrzenie na usta rudowłosego, w których kącikach znajdowała się resztka różowego musu. Jego ręka drgnęła, gdy przeszła mu przez głowę myśl o wytarciu go swoimi palcami, lub co gorsza, własnymi wargami. Szybko jednak skarcił siebie, za idiotyczne myśli i przypomniał sobie cel, w jakim tu przyszedł.

Shouyou chyba zorientował się o co mu chodziło i sam wytarł brudną budzie zlizując pozostałości słodyczy. Poczuł się lekko zażenowany, lecz to uczucie szybko go opuściło, gdy dostrzegł delikatny uśmiech na twarzy wyższego.

— Jestem trochę... zaskoczony. Nie widziałem, że tu jesteś — skłamał. Doskonale wiedział, że brunet znajduje się na imprezie, bo od samego początku wodził za nim wzrokiem i starał się unikać jak ognia.

— A jednak. Jestem tu — odparł sztywno, chowając ręce do kieszeni garnituru. — Z resztą, ja też jestem zdziwiony, że przyszedłeś.

W rzeczywistości wcale nie był. Widział, że Hinata uwielbia wszelkiego rodzaju imprezy, a na pewno nie byłby w stanie opuścić wesela swoich dawnych przyjaciół. Nawet jeśli miałoby ono oznaczać spotkanie ze swoim byłym. Oboje perfekcyjnie kłamali, podświadomie chcąc sobie zrobić na złość i wywołać negatywne odczucia. Równie mocno jednak chcieli zakończyć trwający konflikt i pozostać choćby w miarę przyjaznych stosunkach.

— Chyba, udało nam się siebie nawzajem zaskoczyć — uśmiechnął się nieznacznie rudzielec. — A z kim przyszedłeś? Wiesz nie chce cię zatrzymywać...

— Spokojnie. Przyszedłem sam. — Tobio zawiesił wzrok na swoich czarnych butach i westchnął głęboko. — Za to ty z kimś jesteś, kim jest ta szczęściara?

— To Yachi, pracuje z nią w jednej firmie — odparł. — Jest moją partnerką i obecnie — zawahał się. — Narzeczoną.

Te słowa ledwo przeszły Hinacie przez gardło. Widział iskrę w oku rozmówcy, która wraz z tą wiadomością bardzo szybko zniknęła. Zrobiło mu się najzwyczajniej przykro i to wcale nie z powodu samego Kageyamy. Po raz kolejny skłamał i sam nie wiedział dlaczego. Być może chciał wzbudzić w nim zazdrość?

"Idiota" - przeklną w myślach i zagryzł dolną wargę. Po co on zaczynał ten temat?

— Oh — wyższy po raz kolejny zdawał się być zaskoczony. — W takim razie gratuluję i to ja nie będę zabierać ci więcej czasu...

— Nie! — Shoyuou krzyknął zdecydowanie za głośno. — Możesz zostać — zawstydził się lekko i wsunął za ucho niesforny kosmyk. — Chciałbym wiedzieć co u ciebie, tak długo się nie widzieliśmy.

Tobio już chciał odwrócić się na pięcie, lecz poczuł złośliwy supeł w brzuchu, który nie pozwolił mu choćby na jeden mały krok.

— Jak w pracy? Nadal jesteś upartym pracoholikiem? — kontynuował rudzielec próbując żartować.

— Błagam, tylko nie to — Kageyama zaśmiał się nerwowo i zakrył twarz dłońmi. — Już tam nie pracuje.

— Coo?! — Hinata znów wrzasnął głośno energicznie ruszając rękami.

— Ej głupku nie drzyj się tak! Ile ty masz lat?

Mało go to jednak obchodziło. Czarnowłosy stęsknił się za wybuchowością rudzielca i wręcz nie mógł ukryć zauroczenia jego osobą, gdy był podekscytowany. Jego policzki pokryły się rumieńcem i to wcale nie przez procenty, które buzowały w jego krwi. Hinata również poczuł się inaczej. Jemu tez brakowało nazywania go "głupkiem" na każdym możliwym kroku. Czasami nawet specjalnie robił coś dziecinnego przy innych, aby ci zwrócili mu uwagę. Jednakże tylko z ust Kageyamy brzmiało to wyjątkowo. Mógł być głupkiem, lecz tylko takim należącym do niego.

— Jak to ? Nie pracujesz już na lotnisku?

— Na lotnisku pracuje — doprecyzował. — Ale już nie jako pilot.

Niższy zauważył, że Tobio spochmurniał . Zawsze gdy to robił, zaczynał wiercić butem przysłowiową dziurę w podłodze. Zazwyczaj pomagał mu ciepły uścisk dłoni... jego dłoni.

— Nie rozumiem? — spytał. — Przecież to kochałeś.

— To dłuższa historia — westchnął. — Czasami trzeba opuścić to co się kocha dla dobra ogółu.

"Dla dobra ogółu"? - powtórzył w myślach rudowłosy. Młodszemu Kageyamie nigdy takie słowa nie przeszłyby przez gardło, a co więcej, ostatniego co by się po nim spodziewał to rzucenie pracy marzeń. Był niemało zaskoczony. Jego życie zawodowe nieźle dawało im w kość i można było powiedzieć, że po części przyczyniło się do rozpadu związku.

— Naprawdę cię nie poznaje! — Hinata poczuł naglą euforię i pozwolił sobie delikatnie klepnąć go w ramie, na co brunet lekko zesztywniał. — Bardzo się zmieniłeś.

— Wszyscy się zmieniają — odparł. — Dość o mnie. Mów co u ciebie, też wielkie zmiany?

— Niewielkie. Pracuje teraz w firmie Kenmy. — powiedział z dumą. Polubił swoją obecną pracę. — Oprócz tego nadal trochę śpiewam i trochę mi się przytyło.

Czarnowłosy parsknął śmiechem chociaż wiedział, że nie powinien. Zlustrował szybko sylwetkę chłopaka i zdał sobie sprawę, że ma on rację. Faktycznie lekko przybrał na wadze, ale w obecnej chwili wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie i ponętnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że bardzo mu go brakuje. Chciałby go przytulić, choćby na krótki moment.

— Nie śmiej się baranie! — kontynuował. — Próbowałem schudnąć, ale moja miłość do słodyczy jest zbyt wielka.

— No nie da się ukryć. Jadłeś to ciasto z takim zapałem, że zapomniałeś o całym otaczającym cię świecie.

Oboje zaśmiali się w tym samym momencie, lekko się rumieniąc. Uczucie zakłopotania chyba opuściło ich na dobre i w końcu mogli poczuć się komfortowo w swoim towarzystwie. Kageyama w środku skakał z radości i zarazem był z siebie dumny, że zdobył się na odwagę do niego podejść. Miał dość życia z poczuciem winy, wszystko dookoła zdawało się być ponure i pozbawione sensu, kiedy w jego życiu nie było Hinaty. Bolało go, że w obecnej chwili jego szanse na odbudowę relacji były znikome, lecz chciał on przynajmniej pozostać jego znajomym i w jakimś stopniu uczestniczyć w jego życiu. Miał nadzieje, że chłopak pragnie tego samego.

— Słuchaj, miałbyś ochotę może gdzieś wyjść? — spytał, uciekając wzrokiem. — No wiesz, pogadać, bo tutaj ten hałas, muzyka, sam rozumiesz.

Shouyou zawstydził się ponownie. Tym razem to on poczuł motyle w brzuchu. Jak to możliwe, że po tylu latach Tobio potrafi sprawić, że jego ciało jest całe rozgrzane, a po plecach przechodzą go fale przyjemnych dreszczy?

— Spotkanie? Tak, jasne! — krzyknął. — Kiedy? Jutro? A nie, jutro nie mogę mam imieniny... tego no... kota Kenmy! Może w środę, tylko po osiemnastej bo muszę...

Do uszu zakłopotanego chłopaka dotarł cichy chichot bruneta. Uwielbiał on obserwować jak Hinata nerwowo gestykuluje rękami we wszystkie strony gdy jest zawstydzony. Wydawał się być bardzo uroczy.

— Hej spokojnie — szepnął. — Jeśli masz plany zrozumiem.

— Nie! Naprawdę chcę się spotkać — tłumaczył się rudzielec. — To znaczy, chętnie się z tobą zobaczę.

— Tak? To wspaniale! Znaczy się... dobrze. — jego policzki płonęły barwami czerwieni, gdy sięgał do kieszeni spodni. — Może zdzwonimy się jutro? Twój numer jest taki sam?

— Ni-ie — zaprzeczył kręcąc głową. — Zmieniłem po tym, jak... sam wiesz co się stało.

— Wiem... z resztą też zmieniłem swój.

Niechciane obrazy z przeszłości objęły jego umysł przez co wykrzywił twarz w lekkim grymasie. Dlaczego akurat teraz? Czarnowłosy wcale nie chciał tego pamiętać, nie znosił rozdrapywać starych ran, choć tak naprawdę przez cały czas miał wrażenie, że nigdy nie dał im się porządnie zagoić. Zdawał sobie sprawę, że spotkanie z jego dawną miłością może oznaczać zmierzenie się z minionymi latami, lecz czemu stało się to tak szybko? Kageyama sam nie wiedział, czy jest na to wszystko gotowy.

— To może podam ci mój nowy? — spytał niższy wpatrując się w smutne, niebieskie tęczówki. — Masz gdzie zapisać?

— T-tak, już. Znajdę tylko tel-

— Shouyou kochanie! — krzyknęła nagle blondynka pojawiając się zza pleców rudowłosego. — Już jestem, przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu. Możemy wrócić do tańca!

Kobieta przesunęła swoją filigranową dłonią po ramieniu Hinaty, aby ostatecznie mocno chwycić go za rękę i energicznym szarpnięciem pociągnąć go w stronę tańczących par. Z ust chłopaka wyleciało tylko głośne jęknięcie, a para jego oczu błędnym wzrokiem obserwowała jak stojący ciągle w tym samym miejscu Kageyama oddala się od niego coraz bardziej.

Ogromny smutek ogarnął ciało bruneta, gdy obserwował zaistniałą sytuację. Poczuł jak oczy zaczynają go nieprzyjemnie szczypać, a serce wykonuje o wiele więcej uderzeń niż powinno. Teraz ktoś inny dotyka miłość jego życia. Dzisiejszego wieczoru to ona tańczy z nim do romantycznego utworu, a jego bursztynowe oczy zapatrzone są w jej czekoladowe odpowiedniki. „To wszystko moja wina" – powtarzał w myślach. Wszystko przez jego egoistyczne zachowanie i bezpodstawne oskarżenia, tysiące raniących słów oraz brak wsparcia, wtedy kiedy było ono najbardziej potrzebne. Tobio Kageyama stracił coś więcej niż tylko życiowego partnera, stracił wiarę w miłość i w to, że kiedyś może się jeszcze jej doświadczyć.

Oparł się rękami o stolik znajdujący się tuż za nim i chwycił kieliszek, który na nim stał. Duszkiem wypił pływający w nim alkohol i oddalił się w kierunku wyjścia z sali balowej.

W tym samym czasie Hinata wraz z partnerką pozostawali nadal na parkiecie bujając się do spokojnej melodii. Kobieta od razu zobaczyła w jego oczach zawód oraz niepokój. Zdecydowanie coś poszło nie tak jak oboje zakładali.

— Hinata jak mi poszło? Nie przesadziłam? — dopytywała. — To był ten facet, od którego miałam cię trzymać z daleka prawda?

— T-tak to był on.

— Wiedziałam! Wysoki, przystojny o zabójczym spojrzeniu. Trochę gburowaty tak jak mówiłeś — kontynuowała. — Boże Hinata, tak cię przepraszam! Miałam jedno zadanie, a nawet tego nie potrafiłam zrobić.

— Yachi-san przestań proszę — próbował ja uspokoić Shouyou. — To nie twoja wina, z resztą...

Hitoka podniosła pytająco brew ku górze i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. Pracowali od niedawna w jednym wydziale i od razu złapali ze sobą dobry kontakt. Oboje mieli podobne poczucie humoru i podejście do życia. Kiedy Hinata zaproponował jej pójście na wesele była wniebowzięta i zgodziła się bez zbędnych słów. Podobnie zareagowała, gdy rudzielec poprosił ją o przysługę by przed Kageyamą mogli udawać parę. Dziewczyna doskonale go rozumiała. Sama miała na koncie parę nieudanych związków i wiedziała, że konfrontacja z byłym to niemiłe przeżycie i przystała na propozycję.

— Z resztą co hmm? — zapytała zaciskając lekko dłonie na jego ramionach. — Mów natychmiast, widzę, że coś się stało.

— Ahh nie wiem sam — wycedził przez zęby. — Na początku rozmowy chciałem, żeby jak najszybciej poszedł, ale potem — przerwał. — Potem niestety poczułem to samo jak byliśmy jeszcze razem.

— Niestety? — kobieta znów zmarszczyła brwi. — O matko, a potem przyszłam ja i wszystko zepsułam! Przepraszam, naprawdę, ja nie wiedziałam!

— Yachi-san ty nic nie rozumiesz.

Rudowłosy westchnął głęboko i popatrzył uspokajającym wzrokiem na jej twarz. Nie winił jej. Sam nie mógł przewidzieć tego, że będzie mu dane jeszcze kiedyś umówić się z Tobio na normalne spotkanie. Teraz jednak wydawało mu się, że już wszystko stracone.

— Kageyama to mój były mąż. — kontynuował. — Rozeszliśmy się wieki temu, a teraz on zjawia się od tak i rozmawiamy sobie jakby nigdy nic się nie stało.

— To chyba dobrze prawda? W końcu musieliście normalnie pogadać, inaczej nadal gryzłoby was sumienie.

— Niby tak, ale wiesz... to nie jest takie proste — rozejrzał się ponownie po sali. — Może i dobrze się stało, że mnie odciągnęłaś, nie powinniśmy w ogóle zaczynać rozmowy.

— Hinata posłuchaj — dziewczyna chwyciła jego podbródek zmuszając go do popatrzenia się w jej oczy. — Nie znam cię długo ale widzę, że cię to dręczy, a ja nie pozwolę żeby twoja szansa na naprawę związku przeszła ci koło nosa. Nie możesz bać się walczyć o miłość.

— I niby jak mam teraz to zrobić? Nie podejdę do niego, nie mam odwagi.

Na twarzy Hitoki zagościł chytry uśmieszek.

— Mam pewien pomysł.

Cichy szept dziewczyny muskał ucho rudzielca, który starał się usłyszeć każde wypowiedziane przez nią słowo. Plan był prosty. Wystarczyła tylko chwila i odrobina precyzji z jego strony. Musiał jednak działać szybko, ponieważ niedawno zauważył, że brunet szedł w kierunku szatni, a co za tym idzie też do wyjścia z imprezy.

Shouyou zacisnął mocno palce w piąstki omal nie raniąc dłoni wbijającymi się paznokciami. Zrobił również kilka szybkich wdechów i pokierował swoje kroki przed siebie. Gdy udało mu się namierzyć wzrokiem ubierającego się do wyjścia Kageyamę spuścił głowę w dół i udając, że zapatrzył się w telefon z impetem wpadł wprost w jego klatkę piersiową.

Udało mu się zaciągnąć jego drogimi perfumami. Ciężki, wieczorowy zapach pieprzu oraz bergamotki - tak właśnie pachniała dla niego prawdziwa miłość. Krew w żyłach zaczęła pulsować, kiedy trzymał swoje małe dłonie na jego torsie. Choć miał na sobie garnitur, rudowłosemu wydawało się jakby był nagi, doskonale wyczuwał dobrze zbudowane ciało. Ciekawe czy mężczyzna nadal ćwiczy?

— Patrz jak łazisz kretynie! — wykrzyczał nagle, z grymasem na twarzy, lecz gdy zobaczył przed sobą rude loki złagodniał. — Ah to ty...

Niższy wyrwany z transu przypomniał sobie po co tak właściwie „przypadkiem" na niego wpadł. Korzystając z okazji szybkim ruchem wsunął kawałek białej serwetki do brustaszy mężczyzny i niechętnie odchylił się do tyłu.

— T-taak, wybacz!

Ostatnim widokiem jaki widział Tobio tego wieczoru był uciekający rudzielec o mały włos nie potykający się o własne nogi.

*  *  *

Duże, wielobarwne liście wirowały wraz z wiatrem pod nogami czarnowłosego mężczyzny, gdy ten otwierał drzwi do małego budynku. Dni stawały się coraz krótsze, a co za tym idzie szybciej robiło się również ciemno. Pogoda jednak tego roku rozpieszczała mieszkańców Japonii racząc ich przepiękną, kolorową jesienią. Tobio nie był jednak jej fanem, zdecydowanie wolał zimową porę i prószący śnieg. Za to Hinata ubóstwiał jesienny czas, zawsze zbierał kasztany i parzył herbatki z imbirem i pomarańczą. To dziwne, że przypomniał sobie o nim w takim momencie.

— Nazwisko Kageyama — zwrócił się do stojącej za ladą kobiety.

— A tak Pan po garnitur, proszę dać mi chwilkę.

Brunet już dawno zdecydował się zostawić komplet w pralni, lecz nigdy nie było mu po drodze, aby po niego wstąpić. Dzisiaj akurat miał do załatwienia parę spraw uliczkę dalej więc idealnie skorzystał z okazji.

— Proszę to dla pana — szatynka podała mu delikatnie ubranie. — Zapomniałabym. Przed praniem znalazłam serwetkę schowaną w kieszeń marynarki, było na niej coś zapisane więc stwierdziłam, że to ważne i jej nie wyrzucałam. Mam nadzieje, że się pan nie gniewa.

Niebieskie tęczówki dokładnie przyglądały się skrawkowi materiału z zapisanym na nim numerze telefonu. Chłopak próbował rozszyfrować kiedy rudzielec zdołał go tam umieścić i w jaki sposób to zrobił. Wtem przypomniała mu się niefortunna wpadka chłopaka wprost na niego.

„Podstępna, mała krewetka" – powiedział w myślach i uśmiechnął się szeroko.

— T-to jest bardzo ważne. Dziękuję pani naprawdę.

Czarnowłosy był tak szczęśliwy, że miał ochotę kupić kobiecie bukiet kwiatów albo nawet całą kwiaciarnie. Zostawił jej solidny napiwek i po wyjściu z pralni od razu wystukał znaleziony numer w telefon.

Po chwili, słodki głos rudzielca dotarł do jego uszu.

— Hej, to ja Tobio. 

________________________________

Kags i Hinata w garniturach to zdecydowanie to co chciałam opisać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top