Rozdział II - Nie umiem kłamać

Kageyama zmarszczył brwi, gdy przeglądając swojemu odbiciu w lustrze po raz kolejny musiał poprawić niesforny kosmyk włosów. Mimo, że jego fryzura od lat pozostawała taka sama, on starał się utrzymać ją w wiecznym ładzie. Zlustrował wzrokiem beżowy sweter z półgolfem oraz eleganckie, czarne spodnie ozdobione paskiem. Na siebie planował założyć również swój ulubiony długi płaszcz, ponieważ temperatura dzisiejszego wieczoru osiągnęła liczbę ledwo powyżej zera i wydawało się być bardzo mroźnie. Bał się, że przesadza ze swoim wyglądem i za bardzo się wystroił. Miał w planach tylko wyjście do kawiarni z Hinatą... tylko albo aż. Ciągle oszukiwał swoje myśli w kółko powtarzając, że jest to niewinne spotkanie, a nie randka, o której mimo to, skrycie marzył. Zdawał sobie sprawę, że jego były jest obecnie zajęty przez inną osobę, więc nie chciał robić sobie złudnej nadziei. Intrygował go jednak to, że chłopak wsunął mu swój numer telefonu na weselu miesiąc temu. Skoro to zrobił, musiało mu zależeć na spotkaniu albo Tobio po prostu się tak wydawało. Nie mógł się jednak doczekać, aż znów będzie mógł go ujrzeć i porozmawiać, nawet jeśli to Shouyou miałby mówić do niego przez ten cały czas.

Przymrużył lekko oczy próbując dostrzec godzinę, na wyświetlaczu telefonu. Niestety jego wada wzroku ostatnio się pogorszyła i bez okularów nie radził sobie zbyt dobrze. Zawiesił więc wzrok na szkłach leżących tuż obok i zastanawiał się dłuższą chwilę czy jednak nie wybrać soczewek kontaktowych. Rudzielec jeszcze nie widział go w takim wydaniu i bał się w jaki sposób może zareagować. Czy go wyśmieje? A może jednak mu się spodoba?

„To durne" - pomyślał. Mimo, że był już dorosłym mężczyzną często przyłapywał się na myśleniu nastolatka. Działo się to szczególnie gdy chodziło o sprawy sercowe. Tobio zamieniał się wtedy z powrotem w siedemnastolatka, który dopiero co odkrył, że jego kolega z kółka muzycznego i to w dodatku ten, który najbardziej go denerwuje, zaczyna z dnia na dzień coraz bardziej mu się podobać. Ich spojrzenia coraz częściej się spotykały i choć trwały one krótki moment, wzbudzało to w sercu bruneta nieziemską rozkosz. Miedziane loki, już nie przypominały mu skaczącego wszędzie, upierdliwego dzieciaka, a mieniące się w promieniach słońca, jesienne liście opadające z drzew przy podmuchu wiatru. Mężczyzna zdał sobie sprawę ze swoich własnych uczuć, krótko przed ukończeniem szkoły i do teraz żałował, że nie zdobył się na wyznanie mu miłości wcześniej.

Podczas rozmyślań zdążył on założyć soczewki kontaktowe, lecz w razie czego wsunął on do kieszeni płaszcza zapasową parę okularów. Zawsze to robił. Tak na wszelki wypadek. Ponownie przeglądnął się w lustrze i usłyszał delikatne, miarodajne stukanie o parapet. Podszedł więc bliżej okna i zawiesił spojrzenie na ciemnych burzowych chmurach, które przybrały kolor niemal identyczny jak jego tęczówki.

* * *

Mały, czerwony samochód zaparkował nieopodal małej kawiarenki, krzywo najeżdżając na krawężnik. Chwilę później można było zauważyć jak ruda czupryna wychyla się zza jego drzwi i chaotycznie zamyka je na kluczyk. Hinata miał w zwyczaju często się spóźniać, zazwyczaj jednak było to niewinne kilka minut i nikt nie robił mu za to większych problemów. Bał się jednak, że brunet będzie miał mu to za złe ponieważ od dobrych paru minut deszcz rozlał się na dobre, a z ciemnych obłoków można było przewidzieć nawet nadchodzącą burzę. Rudzielec oczami wyobraźni widział już jak Tobio się na niego dąsa i wyzywa od bałwanów i największych pokrak. Jakie jednak było jego zdziwienie, gdy zobaczył stojącego pod daszkiem mężczyznę, odzianego w długi, elegancki płaszcz, z nienaganną fryzurą, nucącego sobie przyjemną muzykę pod nosem. Czy to na pewno ten sam Kageyama?

— Dzień dobry panu — zapytał zalotnie Shouyou. — Umówiłem się tutaj z pewnym wysokim brunetem o zabójczym spojrzeniu, może widział go pan przypadkiem?

Czarnowłosy, gdy zobaczył chłopaka od razu nabrał rumieńców. Od razu zrozumiał, że to jedna z jego ulubionych zabaw, a on nie zamierzał jej kończyć. Może nawet Hinata z nim... flirtował?

— Hmm, niestety nie widziałem tu nikogo takiego — odparł wzruszając ramionami. — A czy może pan spotkał tu średniego wzrostu mężczyznę o uśmiechu jasnym jak słońce?

— Przykro mi — zaśmiał się niższy w odpowiedzi.

— No nic. Chyba będę musiał czekać na niego dalej, ale proszę mi uwierzyć, jest tego warty.

Tym razem to policzki Shouyou zabarwiły się na ciepły odcień.

— Obawiam się, że tym kogo pan szuka jestem ja.

— Oh, wcale nie jest mi z tego powodu przykro.

Oboje stanęli bliżej siebie, przyłapując się na patrzeniu prosto w oczy. Trwali tak jeszcze krótką chwilę, aż nie usłyszeli głośnego dźwięku pioruna w oddali.

— Może wejdziemy już do środka? — zaproponował rudzielec

— Chyba masz racje.

Mężczyźni wchodząc do uroczej kawiarenki od razu poczuli zapach cynamonu zmieszanego z imbirem. Malutka przestrzeń wypełniona masą kolorowych poduch i kraciastych koców wprawiała w poczucie ciepła i błogości. Pnące się po ścianach, zielone liście roślin zdobiły wnętrze wraz z krzywo poustawianymi, drewnianymi stolikami. W pomieszczeniu panował półmrok, który rozświetlały iskrzące się duże świece z małymi lampkami. Największą jednak uwagę przykuwały kręcone schody prowadzące na górę do antresoli. Była ona na tyle mała, że umieszczono na niej zaledwie jeden stolik dwuosobowy.

Hinata uśmiechnął się delikatnie, na widok starego gramofonu, z którego płynęła przyjemna, jazzowa muzyka. Od razu przypomniał sobie, jak pewnego wieczoru Kageyama zaprosił go w to miejsce, aby poprosić o rękę, a tydzień później on zrobił to samo żeby nie pozostać dłużnym. Odruchowo potarł serdecznego palca, na którym jednak nie wyczuł obrączki ślubnej, a tylko szorstkie wgłębienie.

Z racji tego, że to niższy robił rezerwację stolika, brunet stał nieco dalej. Jakie było jego zdziwienie, gdy rudzielec wypowiedział swoje dawne nazwisko. To znaczyło, że tuż po rozwodzie je zmienił. Nic dziwnego. Kto by chciał nazywać się tak jak osoba, która wyrządziła mu największą krzywdę.

Zajęli miejsce przy stoliku znajdującym się obok okna i na chwilę zawiesili wzrok na padającym deszczu.

— Nie za wiele się tu zmieniło — przerwał cisze Hinata

— To chyba dobrze? Chyba nie chciałbyś żeby twoje ulubione miejsce się zmieniło?

— Moje ulubione? Myślałem zawsze, że jest nasze — spochmurniał

— T-tak oczywiście, że nasze. To znaczy było twoje, a jak mi je pokazałeś stało się też moim — koniec zdania Tobio powiedział niemal szeptem. Czuł się zawstydzony, że musi to przyznać na głos.

— Czy można przyjąć zamówienie?

Oboje podnieśli wzrok na uśmiechnięta kelnerkę stojącą nad nimi.

— Prosimy jeszcze ch-

— Można — Kageyama przerwał rudemu, na co ten zmarszczył gniewnie brwi. Już miał go kopnąć pod stolikiem, gdy brunet kontynuował. — Będą dwie kawy, jedna czarna, a druga... z tego co pamiętam była tu taka piernikowa?

— Zgadza się. To wszystko?

Tobio skinął głową i powolnie wrócił spojrzeniem na zszokowanego chłopaka.

— Skąd... skąd wiedziałeś, że chce tą kawę? — spytał nagle. — Pamiętałeś?

— Jak mógłbym o niej zapomnieć? Była tak obrzydliwie słodka, że mogłyby wyskoczyć z niej kolorowe, śpiewające wróżki.

— No oczywiście! Bo lepsza jest czarna jak smoła niesłodzona co? Doskonale opisująca twoje zgorzkniałe wnętrze.

— Tylko bez takich — oburzył się. — Zmieniłem się Shou.

Hinata wzdrygnął się, gdy usłyszał swoje dawne przezwisko. Zdawało się, że nikt go tak nie nazywał już dobre parę lat.

— Przepraszam... jeśli nie chcesz nie będę tak do ciebie mówił — zaproponował wyższy kiedy ujrzał jego reakcję.

— Nieważne... możesz mówić jak chcesz.

Kageyama chwycił kolorowy kubek z kofeiną od razu po tym jak wylądował na ich stoliku. Zmoczył w nim zaledwie górną wargę i odstawił z powrotem.

— Może opowiesz mi o swojej narzeczonej?

Tym razem to Hinata trzymający napój w ręce niemal go nie upuścił.

— To nie ma o czym mówić.

— No dalej — namawiał go. — Zawsze miałeś tak dużo do powiedzenia.

— Ale tutaj naprawdę nie ma o czym gadać — zaśmiał się nerwowo.

— Może zdradzisz mi, kiedy ślub? A może nawet dostane zaproszenie?

Wysoki brunet zaśmiał się głośno ze swojego, niezbyt udanego żartu wnioskując po reakcji jego rozmówcy. Rudzielec wpatrywał się w niego bursztynowymi oczami, które wydały się być bardzo smutne i zagubione. Czy on, aby na pewno jest z nim szczery?

— Nawet jeśli bym cię zaprosił — zaczął Shouyou. — Przyznaj, że nic by nie przebiło naszego wesela.

— Nie mogę się tutaj nie zgodzić — przyznał Tobio i wbił spojrzenie na szarmancki uśmiech chłopaka.

* * *

— Nie wyjdę tam Bokuto-san — powiedział nerwowo Hinata poprawiając granatową muchę przy szyi.

— Mówisz to już dziesiąty raz. Przestań panikować i się streszczaj— srebrnowłosy popatrzył na zegarek umieszczony na nadgarstku. — Zostało pół godziny. Kageyama jest już pewnie gotowy.

Rudowłosy przełknął głośno ślinę i jeszcze raz zerknął w swoje odbicie w lustrze. Nie mógł uwierzyć, że to dzisiaj weźmie ślub ze swoim ukochanym. Czuł wielką ekscytacje, lecz jednocześnie niewyobrażalny stres. Już od paru dni miał koszmary. Idąc do ołtarza potyka się o własne nogi i upada wprost na podłogę. Wszyscy wokół śmieją się i robią mu zdjęcia, a Kageyama wrzeszczy na niego z pogardą, zrywa zaręczyny, a on pozostaje samotnym singlem z gromadką kotów. Na samą myśl o przerażającym śnie go zemdliło, a w brzuchu utworzył się przysłowiowy supeł.

— Chyba będę rzygać — stwierdził zasłaniając dłonią usta.

— Chłopie uspokój się. Usiądź i weź parę głębokich wdechów — Koutaro zajął miejsce tuż obok chłopaka i objął go bratersko ramieniem. Znali się dość długo, lecz nadal nie mógł pojąc dlaczego to właśnie jego wybrał na swojego świadka.

— Jak będziesz miał swój ślub to zobaczysz jaki to stres.

— O nie, nie. Ja nie zamierzam brać żadnego ślubu. Przynajmniej na razie. Za dużo tych ozdóbek i... takich tam.

— Szkoda, że... — niższy westchnął głęboko. — Szkoda, że Sugi tu nie ma.

— To ten typek co zmarł dwa lata temu?

— Yhmm.

W pomieszczeniu zapadła długa i gęsta cisza. Shouyou przywołał w głowie wspomnienia, które tworzyły się na kształt wiecznie radosnego chłopaka. Koushi był jego najlepszym przyjacielem i oparciem w najtrudniejszych chwilach. Znali się od dziecka przez co łączyła ich niezastąpiona więź. To właśnie on namówił rudowłosego do przyłączenia się do kółka muzycznego, powtarzając ciągle, że ma przepiękny, kojący głos. Zapewne gdyby nie Sugawara, Hinata nigdy nie poznałby Tobio, a co za tym idzie nie spotkałby miłości swojego życia. Chłopak zmarł niedawno przegrywając walkę z nowotworem. Shouyou zrobiło się zwyczajnie żal. To miał być jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu, a on zamiast się weselić, jest bliski płaczu. Poczuł jak powieki zaczynają go boleśnie szczypać.

— Chłopie przykro mi — wycedził mężczyzna. — Ale sam mówiłeś, że był mega chory no i to chyba lepiej, że już się nie męczy co nie?

— Bokuto-san chyba nie zdobędziesz nagrody pocieszyciela roku.

— Oj no wiem Hinata, jestem w tym beznadziejny.

Napięta atmosfera udzieliła się również srebrnowłosemu bo zaczął chodzić w kółko i nerwowo obgryzać skórki przy paznokciach.

— Wiem, że to był twój najlepszy kumpel — kontynuował. — Ale nie jesteś sam — spojrzał na chłopaka. — Za tymi drzwiami czeka na ciebie cała twoja rodzina i przyszły mąż, który kocha cię na zabój i jest w stanie poświęcić dla ciebie wszystko. Uwierz mi, co on potrafi o tobie gadać....

Rudowłosy parsknął pod nosem i lekko się uśmiechnął. Te słowa dodały mu odrobine otuchy i pewności siebie. Czuł jednak, że jego nogi nadal odmawiają mu posłuszeństwa i do tego gwałtownie się trzęsą.

— Chciałbym, żeby teraz tu był.

— Mogę go zawołać jeśli chcesz?

— Oszalałeś? — krzyknął. — To przynosi pecha!

— Jakiego pecha do cholery?

— Jeśli pan młody zobaczy panią młodą przed ślubem w sukni, to będą mieli pecha. Nie mów, że o tym nie słyszałeś. — wytłumaczył z poważną miną.

— Nie chce nic mówić Hinata, ale oboje jesteście facetami, a ty nie masz żadnej, cholernej sukni na sobie. Chyba, że nie wiem o jakimś sekrecie Kageyamy? — resztki cierpliwości Koutaro wisiały na włosku kiedy wypowiadał te słowa. Zdecydowanie nie nadawał się do tej roli.

— Nie ważne — zaprzeczył rudzielec. — Zasady to zasady. Ja na pewno ich nie złamie.

— Dobra — westchnął zrezygnowany. — Postaraj się ochłonąć, a ja idę przynieść ci więcej wody.

Zamykając za sobą drzwi Bokuto oparł się o ich framugę i wypuścił z płuc całe powietrze. Starał się zrozumieć swojego przyjaciela, choć nie spodziewał się po nim, aż tak wyolbrzymionych emocji. Uważał Hinatę, zawsze za osobę beztroską, nie przejmującą się na zapas. Prędzej oczekiwał takiej reakcji po jego narzeczonym, który nie był, aż tak entuzjastycznie nastawiony do życia co  Shouyou. Nie wiedział on jednak co dzieje się kilka drzwi dalej, w których właśnie znajdował się brunet wraz ze swoim świadkiem.

— Nie pójdę tam Tsukishima — wymruczał chrapliwie Kageyama.

— Tak, tak, już to słyszałem. Robisz się nudny — blondyn siedział niechlujnie na kanapie przeglądając nowe posty w sieci.

— Mówię prawdę — jęknął. — A co jeśli to wszystko będzie porażką? Co jeśli on mnie nie kocha i tylko się mną bawi?

— Czy ty siebie słyszysz? — spytał z ironią. — Tak! Dokładnie dlatego Hinata chciałby wziąć z tobą ślub! Dla zabawy.

— Przestań się tak na mnie patrzeć.

—  A co mam robić? — machnął rękami.

— Hmm, no nie wiem. Pomóc?

— Teraz to ty jesteś ironiczny.

Kei wstał z siedziska i podszedł bliżej młodszego mężczyzny. Ułożył dłonie na jego barkach i spojrzał głęboko w oczy. Lubił Kageyamę, czasami nawet miał wrażenie, że za bardzo. Niekiedy myślał, że gdyby nie rudzielec, mógłby zaprosić go na randkę, czy spotkanie, co mogło by się przerodzić w głębszą relacje. Nie był jednak typem osoby, która niszczyłaby związki, więc gdy przyjaciel oznajmił mu, że się z kimś spotyka, on grzecznie odsunął się na bok. Właściwie, może i lepiej się stało. Tsukishima nie lubił monotonii, wolał codziennie być w innym miejscu z nowo poznaną osobą, niż siedzieć przed telewizorem z ukochanym.

— Przemyślałeś to dobrze? — kontynuował.

— Co przemyślałem? — Tobio podniósł lekko brew ku górze wlepiając tęczówki w brązowe odpowiedniki.

— Jesteś pewny, że chcesz wziąć z nim ślub?

— Oczywiście! — krzyknął bez chwili namysłu. — Jestem nawet bardziej niż pewien.

— W takim razie — przerwał. — Przestań powtarzać, że tam nie wyjdziesz i ciesz się dzisiejszym dniem.

Brunet skinął głową w akcie uznania i z kilkoma krótkimi oddechami rozruszał barki.

— Dobra, jestem gotowy, możemy... iść.

Oboje skierowali swój wzrok na stojącego u progu srebrnowłosego mężczyznę. Miał w rękach dwie szklanki wody i wzrok zbitego psa.

— Mamy problem. — stwierdził. — Hinata powiedział, że nigdzie nie pójdzie.

Wysoki blondyn westchnął głęboko i przetarł dłonią oczy.

— Nie wytrzymam z tymi kretynami.

— Co? Dlaczego!? — Tobio krzyknął zrywając się z miejsca

— Gadał mi coś o koszmarach i że mu niedobrze.

— To wesele będzie komedią — parsknął Kei. — Mam nadzieje że wynajęliście kamerzystę?

— Muszę pójść do niego.

Kageyama podszedł do drzwi i złapał za klamkę lekko ją dociskając.

— Nie możesz. — powstrzymał go Koutaro. — Jak tam wejdziesz i zobaczysz Hinatę, będzie jęczał o pechu i tych przesądach o ujrzeniu panny młodej... do końca mojego życia.

— To niech zamknie oczy. Proste — wtrącił nagle blondyn.

— To oczywiste! Tsukki jesteś geniuszem — Bokuto podchodząc do chłopaka rozłożył szeroko ręce, na co ten odsunął się z odrazą. — Zawiążemy ci oczy Kageyama... no i Hinacie też żeby nie było.

— Wy chyba nie mówicie serio? — spytał brunet.

Świadkowie jedynie obdarzyli się przenikliwym spojrzeniem i zanim Tobio zdążył wznieść swoje protesty, miał związane oczy kawałkiem materiału znalezionym na dnie którejś z szafek. Dwójka mężczyzn prowadziła pod rękę pana młodego, który ewidentnie nie był zbytnio zadowolony ze swojej obecnej pozycji. Zanim udało mu się przekroczyć próg drzwi Hinaty, srebrnowłosy zdążył i rudzielcowi uniemożliwić widzenie swojej drugiej połówki.

— Shouyou jesteś tu? — spytał cicho, stawiając niepewnie krok w przód.

— Tobio to Ty? — chłopak poderwał się i ruszył w kierunku głosu. — Tak się cieszę, że tu jesteś.

Rudowłosy tak szybko wpadł w ramiona wyższego, że ten ostatnim ruchem go złapał. Poczuł się błogo gdy trzymał go w swoich objęciach.

— Na pewno mnie nie widzisz?

— Dramatyzujesz — zachichotał. — Daj spokój z tymi przesądami.

— Za to mnie kochasz. Nie?

Usta Kageyamy wykrzywiły się w promienny uśmiech, który rudzielec tak skrycie uwielbiał i pomimo, że nie było dane mu go teraz zobaczyć, wiedział, że chłopak jest szczęśliwy.

Ciepłe, małe palce powędrowały ku górze, badając strukturę policzków Tobio. Rysowały na nich niewidzialne kółeczka, niekiedy zahaczając o miękkie, zaróżowiałe wargi. Ten gest sprawiał, że krew w żyłach młodszego buzowała z jeszcze większą siłą, wprawiając w stan błogości i ciepła. Przez to, że jego zmysł wzroku został tymczasowo uśpiony, mógł bardziej wczuć się w dotyk dłoni na swojej twarzy.

Brunet nie pozostawał mu jednak dłużny. Swoje ręce pokierował przed siebie, szukając zawzięcie karku ukochanego, który dokładnie wybadał. Pod palcami poczuł małe kosteczki kręgów i rozpoczął mozolnie masować skórę wokół nich. Shouyou jęknął ukradkiem na ten ruch i przyciągnął brodę ku klatce piersiowej, aby ułatwić chłopakowi dostęp.

— Już lepiej?

— Odkąd tu jesteś, jest mi wspaniale.

— Nigdzie się nie wybieram słońce.

Czubki ich nosów złączyły się, i powolnymi ruchami zaczęły się o siebie ocierać. Panującą wokół nich ciszę przerywał jedynie dźwięk ich rozszalałych serc, bijących w jednym rytmie. Rytmie miłości.

— Bokuto-san mówił, że się gorzej czujesz — kontynuował Tobio.

— To dlatego, że mam te sny — przerwał. — A co jeśli serio się wywalę?

— Nie wywalisz się głupku — parsknął śmiechem, lecz nagle spoważniał. — A ty... ty na pewno mnie nadal kochasz?

— Kocham i powtórzę to milion razy jeśli będzie trzeba.

W odpowiedzi na słowa chłopaka Kageyama pieszczotliwe musnął usta ukochanego i ujął jego twarz w dłonie. Hinata stanął na palcach, aby złączyć swoje ręce na szyi mężczyzny. Oddał on następnie pocałunek zatracając się zupełnie w romantycznych doznaniach.

— Nie chce wam przeszkadzać ale... — zacmokał blondyn. — Za jakieś dziesięć minut macie być już na sali.

Para uśmiechnęła się ponownie i wreszcie, po raz pierwszy tego dnia poczuła niesamowita ulgę.

Gdy brunet opuścił pomieszczenie, kierował swoje kroki z o wiele większą pewnością siebie i odrobinę mniejszym strachem. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że jeszcze tego samego dnia, na widok ukochanego po jego twarzy pocieknął strumienie łez... łez największego szczęścia.

* * *

— A na końcu beczałeś jak mała dziewczynka!— Hinata nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy przypominał sobie ten moment. Złapał się odruchowo za brzuch i zgiął niemal w pól nadal chichocząc.

— Wcale nie płakałem! — brunet nie dawał za wygraną mimo tego, że wiedział o racji rudzielca. Po prostu bardzo ciężko było mu się do tego przyznać.

— Naprawdę się wtedy bałem, że się wywalę... i nie, nie zaczynaj nawet się ze mnie śmiać — zagroził palcem.

— Nie mogę, masz śmieszną twarz Shou.

Piegowate oblicze rudzielca oblał ciemny rumieniec. Serce w klatce piersiowej zawsze biło mu mocniej, kiedy mężczyzna nazywał go pieszczotliwe. Nie mógł uwierzyć, że siedzi właśnie ze swoją dawną miłością i wspomina ich ślub w tak naturalny sposób. Był przekonany, że do końca życia będzie musiał trwać z myślą, że nie pogodzi się nigdy z ukochanym, a rany, które stworzyła ich przeszłość pozostaną wiecznie otwarte.

Cieszył się, że Tobio przeszedł zmianę. On oczywiście nadal widział w nim cząstkę starego, dąsającego się Kageyamy, lecz zdecydowanie mógł stwierdzić, że krzesło naprzeciwko niego zajmuje już całkiem inny człowiek. Najbardziej był jednak zadowolony z otwartości i szczerości jaką brunet był w stanie mu zaprezentować. Gdzieś w środku poczuł ukłucie, które wzbudziło w nim na nowo poczucie winy odnoście ostatniego, małego kłamstwa. Czy to czas, aby powiedzieć mu prawdę?

— Ja... — zaczął cicho Shouyou. — Muszę ci się do czegoś przyznać.

Brwi ciemnowłosego lekko się zmarszczyły, kiedy posłał mu pytające spojrzenie.

— Yachi, którą widziałeś na weselu... wcale nie jest tym za kogo ją masz — przerwał mrużąc powieki, aby zaobserwować reakcję Kageyamy. Niestety. Jego wyraz twarzy pozostał niezmienny. — Ona nie jest moją narzeczoną. To... koleżanka z pracy.

Przez głowę bruneta przeszło stado nieokiełznanych myśli. Ciśnienie w jego ciele zwiększyło się, kiedy Hinata wyznawał mu prawdę. Dlaczego zamiast być na niego wściekłym czuje... ulgę? Można by było śmiało stwierdzić, że poczuł wtedy euforię, której za żadne skarby nie chciał dać po sobie poznać. Lewy kącik jego ust jedynie delikatnie drgnął kiedy dokładnie przyglądał się zdenerwowanemu chłopakowi.

— Zanim coś powiesz! — krzyknął nagle.

— Nic nie powiem — przerwał mu wyższy. — Skoro to zrobiłeś musiałeś mieć swoje powody. Nie tłumacz się, jesteśmy w końcu dorośli.

Tobio sam nie wierzył w to co mówił. Był jednak zbyt podniecony tym co przed sekundą usłyszał, aby dociekać dlaczego rudzielec tak postąpił. Szczerze, mało go to obchodziło. Najważniejsze jest to, że chłopak nie jest zajęty, a to oznacza, że brunet ma u niego szanse... choćby były niewielkie.

—  Ja po prostu nie umiem przed tobą kłamać — wyznał. — Dlaczego po tylu latach czuje się przy tobie tak swobodnie?

_________________________

Dzisiaj postanowiłam, że napisze wam kilka ciekawostek na temat tego rozdziału. Nie wiem, czy kogokolwiek to obchodzi, ale jeśli tak to wiedźcie, że was uwielbiam XD.

Kawiarnia, w której są bohaterowie to miejsce moich marzeń, które w dalekiej przyszłości chciałabym otworzyć, więc jeśli kiedyś wejdziecie do podobnego i na ścianie będzie zdjęcie Kagehiny to na pewno będzie należało do mnie XD. Dodatkowo piernikowe latte kupuje zawsze we wtorki u przemiłej pani i jest to mój obecny faworyt.

Ich ślub też chciałam opisać od dawna, ale nie wiedziałam gdzie go umieścić, aż tu nagle BUM udało mi się tutaj.

Tak, uśmierciłam Sugę. Nie byłabym sobą jeśli ktoś by nie umarł w moim opowiadaniu XD (wybaczcie mi to)

Kocham wizję Kagsa w długich płaszczach i okularach. Musiał się więc taki pojawić.

To tyle dziękuję i do zobaczenia w kolejnych rozdziałach <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top