ONESHOT #1
Dzień, w którym to się stało, był wyjątkowo brzydki.
Była to późna jesień. Na dworze szalał wiatr, a krople deszczu wściekle uderzały w szyby.
Padało właściwie cały dzień. Czasem woda, z powodu zimna, zamarzała i trafiała na ziemię pod postacią gradu.
Niemcy, gdy tylko wrócił z pracy do domu, natychmiast zapalił w kominku, by przynajmniej tutaj mógł poczuć nieco komfortu i ciepła.
Polska przywitała go z gorącą herbatą i późną kolacją, bo chłopak przez ostatnie kilka dni zmuszony był pozostawać dłużej w robocie, co z kolei skutkowało tym, że wracał prawie że w nocy.
Dwójka od dłuższego czasu mieszkała razem w domu Niemiec. Był to wynik ich wspólnych rozmów, szczególnie, że Węgry i Austria wyprowadzili się, przez co dziewczyna była zmuszona przebywać zupełnie sama w pustym mieszkaniu.
Niemcy z uśmiechem wdzięczności odsunął się od kominka i podszedł do stolika, na którym Polska właśnie kładła ciepłe zapiekanki.
Usiedli naprzeciwko siebie.
Słowianka trzymając w dłoniach kubek z herbatą przyglądała mu się z fascynacją. Odkąd byli razem, nigdy nie powstrzymywała się od patrzenia na niego z podziwem. Był po prostu... niesamowity. I przystojny, jak to zawsze ona mówiła. Dodatkowo taki dobry...
Serce za każdym razem przyjemnie podskakiwało jej, gdy odwzajemniał spojrzenie, co zresztą robił często i sam nie ukrywał swoich uczuć względem niej.
— Kiedy ten cały UE pozwoli ci trochę odpocząć? Przecież nie bez powodu poszedłeś do niego z prośbą o zmiejszenie ilości zadań. Miałeś się nie zajeżdżać — Polska była tym dość przejęta. Nie mogła patrzeć, jak chłopak tracił zdrowie i życie tylko dlatego, że ktoś nie potrafił dobrze rozplanować przydziału pracy dla każdego pracownika. Niemcy lekko się uśmiechnął.
— Jeszcze tylko przyszły tydzień. Jeśli osoba, której robotę wykonuję, wróci od poniedziałku, to może nawet szybciej to się skończy. Jeśli nie, to dostanie to po tygodniu ktoś inny. Nie martw się o to, Schätzie* — zdrobnienie powiedział miękko, z uczuciem, na co lekko się zarumieniła.
— Mam taką nadzieję... wolę mieć ciebie obok — wyznała. Położył swoją dłoń na jej, gładząc ją kciukiem.
— Będziesz miała. Powiedziałem swoje, jeśli się nie dostosuje, to będzie miał problemy — Polska w końcu lekko się uśmiechnęła.
Po kolacji usiedli na kanapie i obydwoje pogrążyli się w lekturach książek. Leżeli oparci o siebie, co było całkiem wygodną pozycją. Niedawno Niemcy wstał, by uzupełnić drewno w kominku, a teraz leżał już spokojnie obok niej.
Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk stanowczego i mocnego pukania.
Dziewczyna się nieco zaniepokoiła. Zerknęła na zegar, który wskazywał, że było chwilę po 22. Spojrzeli po sobie. Chciała go spytać, czy może kogoś zapraszał, ale widząc jego tak samo zaskoczony wzrok darowała sobie to pytanie.
On po chwili powoli wstał.
— Zobaczę — powiedział krótko, zaznaczając odpowiednią stronę i odkładając książkę na stoliku. Polska poszła w jego ślady i ruszyła za nim, będąc czysto ciekawa, kto postanowił o tej godzinie do nich przyjść.
Stojąc pod drzwiami Niemcy zrezygnował ze sprawdzenia przez judasza, tylko szybko przekręcił klucz. Posłał krótkie spojrzenie dziewczynie i otworzył drzwi.
Polska pisnęła, odskakując do tyłu, chowając się bardziej za plecami chłopaka. On natomiast nabrał głośno powietrza i zrobił krok w tył, będąc w kompletnym szoku.
Postać stojąca przed nimi była wyraźnie przemoknięta i wyziębnięta. Mimo iż próbowała utrzymać wyprostowaną i pewną siebie sylwetkę, właśnie z powodu zimna była nieco przykurczona. I się trzęsła.
Mężczyzna wyglądał na zupełnie zmieszanego. Poprawił nieco materiał jakiegoś płaszcza, który miał zarzucony na ramiona i zagubionym wzrokiem spoglądał na dwójkę.
— To albo jest jakiś cholernie nieśmieszny żart, albo pomyłka — powiedział w końcu niedowierzająco Niemcy, zaciskając rękę mocniej na klamce. Był gotowy jak najszybciej zamknąć drzwi. Polska miała mocno zaciśnięte oczy i drżała ze strachu, co wyczuwał, jako iż trzymała się kurczowo jego ramienia.
— Wiem, ż-żebyś tak wolał, synu, a-ale niestety... — odezwał się mocniej zachrypniętym niż zwykle głosem, spuszczając wzrok. — P-pewnie powinienem był z-zostawić was w s-spokoju... nie u-ujawniałbym się, gdyby s-sytuacja mnie nie zmusiła...
— Nie. Nie zaczynaj. Nie próbuj nawet — mówił stanowczo, nie chcąc pozwolić, by ten próbował nim manipulować. Cały czas był w ciężkim szoku i opcja, że ktoś robi z niego sobie żarty, była bardzo realna. — Co tutaj robisz? I jakim cudem... jesteś?
— D-Deutschland, bitte, ja wszystko powiem, t-tylko tutaj jest bardzo zimno... — jego głos coraz bardziej przypominał błagalną desperację. Gdy mówił, jeszcze raz poprawił płaszcz, który i tak nie dawał mu ani grama ciepła. Niemcy jednak nie ulegał. Miał kamienny wyraz twarzy.
— W takim razie lepiej się streszczaj, a może się zastanowię, co z tobą zrobić — warknął, zaciskając szczękę i patrząc się na niego ostrzegawczo. Rzesza wydawał się lekko zaskoczony reakcją młodszego, ale głównie było u niego widać strach. W końcu jakimś cudem powrócił do żywych, a teraz z takiej głupoty, jaką jest wyziębnięcie, miałby stracić życie?
— D-Deutschland, proszę, naprawdę! J-ja i tak nie wiem za dużo... w-właściwie to nie mam pojęcia co się stało, n-nie wiem, dlaczego tu jestem. P-proszę! W-wiem, że przychodzenie t-tu było najpodlejszą rzeczą, j-jakiej mogłem się podjąć, w-wiem, że nie zasługuję na nic, a-a w szczególności na litość z twojej strony, a-ale proszę... chociaż na chwilę się ogrzać — wyglądał naprawdę żałośnie. Wielki czerwony przywódca, który był gotowy się płaszczyć pod nogami własnego syna, by schronić się przed deszczem. Był całkowicie blady, trząsł się coraz mocniej, a oczy miał lekko zeszklone.
Właściwie to nawet jego wewnętrzne myśli wcześniej krzyczały, żeby tu nie przychodził, bo nie otrzyma tego, czego poszukiwał. Wtedy też zadał sobie pytanie: jeśli nie spróbuje tutaj, to gdzie? Wszędzie indziej był na straconej pozycji. To było jedyne miejsce, w którym miał chociaż najmniejsze szanse na pomoc, o której proszenie wywalczył ze samym sobą, gdyż jego duma mocno go od tego odwodziła. Perspektywa jednak śmierci mu się najmniej ze wszystkiego uśmiechała.
— Nie mnie przyjdzie o tym decydować — odpowiedział tym samym głosem chłopak. Z lekko przymrużonymi oczami złapał pod ramię Polskę, po czym wtulił ją w siebie w taki sposób, żeby była w stanie spojrzeć na przybysza. — Polska się na ten temat wypowie
Dziewczyna popatrzyła na Niemcy zaskoczona. Potem niechętnie postanowiła spojrzeć na Rzeszę. Ten jednak miał spuszczony wzrok. Nie potrafił go podnieść, szczególnie iż wiedział, że patrząc na nią mógłby wzbudzić jej strach i tym bardziej stracić możliwość ratunku.
Serce biło jej jak oszalałe, jednak po dłuższym obserwowaniu go, podjęła decyzję. Niemcy był wręcz pewny jej odpowiedzi. Chwyciła się mocniej jego koszuli.
— N-niech wejdzie... — powiedziała cicho. Chłopak wyraźnie się zaskoczył jej słowami, niemniej jak mężczyzna stojący na ganku.
Niemiec, gdy otrząsnął się ze zdziwienia, puścił ją powoli.
— Idź — polecił jej, na co ona posłusznie szybko zniknęła we wnętrzu mieszkania. On nieufnie się przesunął, by wpuścić swojego ojca do środka. Zamknął za nim drzwi i wyciągnął rękę w jego kierunku. Starszy spojrzał na niego nieco pytająco. — Mogę płaszcz?
— A-ach, tak, tak... danke — Rzesza ściągnął mokre nakrycie i podał je Niemcom. Rozebrał również wyniszczone i zabłocone oficerki, które postawił na wycieraczce, by nie brudzić podłogi.
— Zapraszam do środka — chłopak mówił bez szczególnego namaszczenia, wskazując ręką wgłąb domu. Gość ruszył w podanym kierunku, znajdując się za chwilę w salonie.
Odpiął jeszcze górną część munduru i też zdjął, gdyż była tak samo przemoczona, odsłaniając tym samym koszulę i szelki, na których zapięte były spodnie.
Stanął na środku, nie wiedząc co ze sobą począć.
Wtedy przyszła Polska. Była przerażona, ale poczucie obowiązkowości było silniejsze.
Trzymała w trzęsących się rękach rozgrzewającą herbatę, do której dodała trochę imbiru, miodu, cynamonu i cytryny.
— N-niech Pan usiądzie bliżej kominka i się ogrzeje — zerknęła na odpowiedni fotel. Rzesza bez słowa posłusznie podszedł i usiadł na wskazanym miejscu. Polska podeszła na giętkich nogach i podała mu napój. Niemcy wkrótce pojawił się obok, wieszając przy kominku płaszcz, by wysechł.
— Dziękuję bardzo, ale... nie musiałaś... — mężczyzna był coraz bardziej zmieszany. Było mu niezręcznie, w końcu osoba, której wyrządził tak ogromne piekło na ziemi, że niejeden nie był w stanie wyobrazić sobie ogromu cierpienia, jakie odczuła, w tym momencie po prostu przyjęła go pod dach i częstowała herbatą.
— Musiałam. Zresztą... to, że Pan jutro ledwo wstanie z łóżka jest gwarantowane, a to jak faktycznie będzie źle zależy od tego, jak szybko się Pan rozgrzeje — dziewczyna trochę się zaczęła oswajać z sytuacją. Miała obok Niemcy, a ta myśl dodawała jej odwagi. Rzesza wypił łyk herbaty, a gdy mu zasmakowała, zaraz upił kolejny.
— Mogłabym...? — spytała, wskazując na wierzchnią część munduru.
— O-oh, tak, dziękuję — mówił, gdy podał ubranie. Złapali chwilowy kontakt wzrokowy, na który wzdłuż kręgosłupa Słowianki przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dzielnie jednak złapała materiał. Nie przyglądając się mu za bardzo, gdyż doskonale wiedziała, jak wygląda, powiesiła go tuż przy płaszczu, aby również szybko wyschnął. Jedna rzecz tylko nie umknęła jej uwadze, a mianowicie to, w jak opłakanym stanie były te ubrania. Zawsze Wielki Przywódca prezentował się w idealnym ubiorze, wypastowanych i wypolerowanych butach, mundurze bez najmniejszego zagniecenia. Tymczasem kurtka munduru była wypłowiała, miejscami nawet przetarta. Widać, że przeżyła wiele.
— Polen, chodź tu na moment, proszę — usłyszała Niemcy, który był w pokoju gościnnym. Pojawiła się tam chwilę później. Ciągle nie dowierzała, co się działo. W milczeniu czekała, aż on zacznie mówić. — Co robimy?
— Chyba... nie możemy go wyrzucić, tam strasznie leje... — odpowiedziała. Niemcy wyglądał na nerwowego.
— Dlaczego nie? Co nas powinno to obchodzić? — dziewczyna spuściła wzrok, nie wiedząc co powiedzieć.
— N-nie wiem... chyba nie wypada — mruknęła.
— Polen, czy ty siebie słyszysz...? Przypomnieć ci kim jest ten człowiek? — mimo iż żywo mówił, głos utrzymywał w cichym tonie, aby przypadkiem nikt ich nie usłyszał.
— Dlaczego mamy się zrównywać do jego poziomu?
— Dlaczego ci tak na tym zależy? Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie przekonywać. Nie rozumiem, co się zmieniło, że ci on nie przeszkadza. Spodziewałem się, że będziesz pierwszą, która trzaśnie mu drzwiami przed nosem
— J-ja naprawdę nie wiem... po prostu nie wyglądał, jakby chciał nam coś zrobić...
— Bo jest genialnym manipulatorem! Jest w akcie desperacji, poczekaj aż dojdzie do siebie i wbije nam nóż w plecy, gdy będziemy spać. W ogóle nawet nie wiemy co on tu robi, przecież on zginął! Go tu w ogóle nie powinno być. Nie rozumiem nic z tego — zaczął chodzić w kółko, łapiąc się za głowę.
— Może się po prostu dowiedzmy wszystkiego. Musi tu zostać do jutra, bo w taką pogodę w środku nocy bez dachu nad głową nie ma najmniejszych szans
— Ale...
— Niemcy, to jest twój ojciec. Jakikolwiek nie jest, czy nie był, powinieneś być dla niego lepszy. Z tego co opowiadałeś, był dobrym tatą — mówiła łagodnym głosem.
— I co z tego, gdy dopuścił się tego wszystkiego? I w ogóle jak to sobie wyobrażasz? Z rana go sobie tak po prostu wypuścisz? Wiesz co się stanie, gdy ktoś go zobaczy tutaj? Zabiją nie tylko go, ale i nas. Powinniśmy byli od razu zadzwonić do EU albo na policję, a nie wpuszczać go do środka i gościć herbatą — zgrzytnął zębami. Polska cicho westchnęła i wspiąwszy się na palcach, krótko go pocałowała w usta, na uspokojenie. Podziałało momentalnie, bo wzrok chłopaka zmiękł.
— Będzie musiał w takim razie zostać do wieczora
— Ja ciebie z nim samą nie zostawię. Wezmę dzień wolnego
— Nic się nie stanie. Jeśli cokolwiek chciałby zrobić mnie, groziłoby mu to tylko i wyłącznie jednoznacznym wyrokiem. Unia szybko by się o tym dowiedział. Nie obawiaj się o to
— I tak nie będę w stanie się skupić, za bardzo będę się martwić
— Będę ci dawać znać co pół godziny, czy wszystko jest dobrze — położyła mu rękę na policzku i lekko się uśmiechnęła. Niemcy westchnął.
— Jesteś pewna, że dasz radę? Pamiętasz, co ci zrobił ostatnim razem? — podjął się ostatecznej próby zmiany jej zdania.
— Tak, jestem pewna. Z tobą dałam sobie radę bez problemu, mimo iż bałam się ciebie niemniej niż jego — zaśmiała się cicho. On odwzajemnił lekki uśmiech. Pocałował ją w czubek głowy.
— W takim razie niech ci będzie. Przygotuję mu tutaj pokój, a ty może dotrzymaj mu towarzystwa... chyba, że wolisz, żebym ja tam poszedł...?
— Spokojnie. Pójdę, może czegoś się dowiem — chwilę tak jeszcze na niego patrzyła, po czym powoli go puściła i odwróciwszy się opuściła pokój.
Niemcy czym prędzej zaczął wszystko przygotowywać, bo im dłużej miał świadomość, że ona jest tam sam na sam z Rzeszą, tym bardziej się stresował.
Polska wróciła i usiadła na kanapie naprzeciwko mężczyzny. On natomiast w milczeniu patrzył na strzelające płomienie w kominku, jakby był zagłębiony w rozmyślaniach. Pusty kubek po herbacie stał już na stoliku, tuż obok jego czapki oficerskiej.
— Pamiętam, jak zimą Deutschland uwielbiał przesiadywać przy kominku. Gdy wracał z przemarzniętymi palcami po całym dniu na dworze, musiałem mu zawsze zwracać uwagę, by nie zbliżał się za bardzo, bo się sparzy — zaczął, zwracając na siebie uwagę dziewczyny. Patrzył tak chwilę z małą nostalgią w ogień, po czym przeniósł wzrok na nią. — Wiem, że nie chce mnie tutaj. Zresztą nie tylko on... nie będę wam za długo tutaj zawracać głów, pójdę gdy tylko trochę się ogrzeję — oznajmił, na co Polska pokręciła głową.
— Niemcy właśnie szykuje dla Pana pokój, zostaje Pan tutaj na noc — odpowiedziała z cieniem uśmiechu. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale zniknęło szybko.
— Nie musicie, naprawdę. Nie zasługuję na waszą litość. Nie powinienem tu być
— Być może, ale wolimy, żeby Pan został. Tam nie miałby Pan szans, a pogoda tylko się pogarsza — mężczyzna posłał jej dziwne spojrzenie. Tak jakby zupełnie nie był przekonany co do tego, ale z jakiegoś powodu nie mógł zaprzeczyć. Przez moment przewinął się nawet błysk wdzięczności za tę upartość dziewczyny.
Potem nastała nieprzyjemna cisza, przerywana stukotaniem deszczu, uderzaniem wiatru i trzaskiem kominka. Rzesza po kilku minutach postanowił się odezwać.
— Mein Gott, trochę niezręcznie... — podrapał się z tyłu głowy. — Te wcześniejsze zajścia... wojna i... — zaczął gadać, ale dziewczyna mu przerwała.
— To jest przeszłość, niech tak zostanie — powiedziała, na co ten zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
— A jednak mimo to nadal odciska na wszystkich swoje piętno. Daje o sobie boleśnie znać...
— Nie można pozwolić by to, co się stało trzymało nas są gardła i zaczęło dusić za każdym razem, gdy chcemy iść do przodu — spuścił wzrok, zaciskając zęby. — Zdążyłam już zostawić to za sobą, więc... nie jest to dla mnie tak trudne
— Zgotowałem całemu światu wszystko, co najgorsze...
— To już jest nieważne — zapewniła spokojnie. Widać, że chciał coś jeszcze powiedzieć w tej kwestii, nawet wyglądał, jakby chciał żywiej dyskutować, jednak wtedy wrócił Niemcy i momentalnie zamilkł, obserwując go.
Chłopak natomiast usiadł obok Polski i objął ją ramieniem, jakby chcąc tym coś mu pokazać. Nawet odrobinę zadziałało, gdyż czerwony przyglądał im się dziwnie.
— A więc...? Jak to było? — młody Niemiec spytał już nieco mniej chłodnym tonem głosu. Jego ojciec potrzebował chwili na zebranie myśli.
— Jak mówiłem... nie wiem jak to się stało. Śniłem o zaświatach, a potem po prostu obudziłem się w tym samym miejscu, co zniknąłem — dopiero teraz dziewczyna się mu przyjrzała. Zauważyła, że na całym jego ciele znajdywały się ledwie widoczne blizny, układające się we wzór, przypominający tłuczone szkło. Tak jakby rozpadł się na malutkie kawałeczki, a potem ktoś go skleił na nowo.
— Nie wiedziałem na początku co się stało, krążyłem po okolicy i zbierałem informacje, chcąc się dowiedzieć, co się wydarzyło podczas mojej „nieobecności"... ukrywałem się w jakiejś opuszczonej szopie w środku lasu, ale się niedawno zawaliła i już nie mam żadnego schronienia
— Ile Pan wie? — dopytała Polska. On zerknął na nią i się podrapał po karku.
— Dużo... tak myślę. Nie było łatwo chodzić między ludźmi, nie chcąc być zauważonym, ale w ten sposób szybko znajdywało się informacje
— Po co ci one były? — Niemcy już brzmiał podejrzliwie.
— Do jakiegokolwiek rozeznania. Poza tym i tak nie miałem nic lepszego do roboty. Przynajmniej dzięki temu wiedziałem, gdzie ciebie znajdę — zwrócił się do syna. On natomiast prychnął.
— Od kiedy tu jesteś?
— Miesiąc? Dwa? Może więcej... nie miałem kalendarza, a dni zlewały się w jedno. Nie wiem — wzruszył ramionami. Chłopak zmrużył oczy, ale nic nie powiedział. Rzesza westchnął.
— Deutschland, czy ty naprawdę uważasz, że planuję wam coś zrobić? Spójrz na mnie i się jeszcze raz zastanów. Nie mam dosłownie nic. Mój każdy dzień to była walka o przeżycie, żeby mieć w ogóle co włożyć do ust, nie wspominając o tym, że cały czas muszę żyć w ukryciu, aby przypadkiem ktoś się o mnie nie dowiedział. Każdy byłby gotów mnie wtedy zabić, nie mam sprzymierzeńców. Rzeczywistość sprzed wojny nie istnieje. Gdybym naprawdę nie miał dobrego powodu, to bym tu nie przychodził
— Jaki był twój powód? Nie miałeś żadnej pewności, że cię przyjmę. Zresztą zima jest za pasem, a jak to stwierdziłeś, nie masz dachu nad głową, więc i tak prędzej czy później będziesz musiał się ujawnić, by nie zamarznąć, albo zdechnąć z głodu. Mówiłeś, że tylko chcesz się ogrzać i od razu stąd idziesz. Gdzie zamierzałeś się udać? Wybacz, ale brzmi to wszystko zbyt absurdalnie. Ciężko mi jest uwierzyć, że ty nie miałeś niczego zaplanowanego i podeszłeś do tematu „co będzie to będzie". Jest zbyt dużo niewiadomych, gdybyś naprawdę nic nie miał na głowie, to byłbyś krotko mówiąc tylko i wyłącznie na straconej pozycji, przyparty do muru. A w to ciężko. Jest. Mi. Uwierzyć — cedził, patrząc mu prosto w oczy. Polska na to się lekko odsunęła od niego i skarciła wzrokiem.
— Niemcy...! — spojrzał na nią, zauważając jej pełne wyrzutu oczy. Potem zerknął z powrotem na swojego ojca, którego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Oblicze chłopaka nieco zmiękło.
— Najwyraźniej właśnie jestem, jak to określiłeś, na straconej pozycji — Rzesza stwierdził przez zaciśnięte zęby. — Ale jeśli miałem wybór pozostać na wolności choć ten jeden dzień dłużej, to wolałem z tego skorzystać
W pomieszczeniu nastała cisza. Polska mogłaby przysiąc, że słyszała bicie serc ich wszystkich, odbijające się echem po mieszkaniu.
Niemcy błądził wzrokiem po ścianach, jego spojrzenie rzadko trafiało na jego ojca.
Rzesza natomiast wpatrywał się ponownie w ogień. Dziewczyna po dłuższym czasie nie zniosła napięcia. Wstała, zwracając na siebie uwagę dwójki.
— Jest już późno. Ja już pójdę — oznajmiła, kierując powoli kroki w kierunku pokoju.
— Gute Nacht — usłyszała odpowiedź chórem, jako iż mężczyźni odpowiedzieli w tym samym czasie.
Gdy leżała już w łóżku, wrócił do niej Niemcy. Nic nie mówiąc objął ją i zdawał się szybko zasypiać.
Ona natomiast miała z tym spory problem, próbując wszystko na spokojnie przetrawić.
Zresztą nie tylko ona nie spała. W pokoju za ścianą przybysz bił się z własnymi myślami. Wpatrywał się tępo w sufit, z rękami położonymi na brzuchu. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam zapracował na to wszystko. Właściwie to nigdy nie liczył na to, że zostanie przyjęty z otwartymi rękami. Zasłużył sobie na o wiele gorsze potraktowanie.
Po conajmniej godzinie obrócił się na bok i zamknął oczy. Ostatni raz westchnął, a chwilę później już spał lekkim snem.
~•~•~•~•~
*Schätzie - skarbie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top