14
Zastanawiałem się jak poprawić siostrze humor.
Németország w oczekiwaniu na cokolwiek wypełniał jakieś papiery, więc starałem się mu nie przeszkadzać.
W pewnym momencie wymyśliłem. Od razu na moją twarz wbiegł triumfalny uśmiech.
Wyjąłem telefon i zacząłem pisać do ekipy.
-Coś ty nagle taki uradowany?-spytał mój towarzysz, śmiejąc się lekko z mojego zachowania.
-Zobaczysz. Wpadłem na genialny pomysł-odpowiedziałem tajemniczo.
-No weź! Gadaj co tam uknułeś!-zaczął mnie prosić. W końcu uległem.
-Dobrze, dobrze. Tylko nikomu nie mów! A więc jutro, kiedy ty do nas przyjdziesz...-rozpocząłem przedstawianie swojego planu.
Német momentami protestował, ale ostatecznie się zgodził uczestniczyć w tym.
Teraz tylko czekać na odpowiedź reszty i można wprowadzać wszystko w życie.
Następnego dnia
~Pov. 3 os
Przez ulice rynku pędziła dosłowna torpeda.
Dwójka osób do przemieszczania się używała starego, lekko zardzewiałego już wózku sklepowego, znalezionego na wysypisku.
Jedna z nich siedziała w środku, krzycząc na boki ostrzegając przechodniów, jak również krzycząc do drugiej, która prowadziła, gdzie ma jechać i co ma robić.
Ludzie patrzyli się na nich na początku kompletnie zaskoczeni, jednak chwilę potem na ich twarzach pojawiało się podirytowanie i załamanie, co oczywiście mało obchodziło dwójkę wariatów.
Nagle przed nimi wyrósł drobny chłopak, który widząc pędzący na niego pojazd, stał totalnie sparaliżowany. Patrzył się wprost na nich, czekając na zderzenie.
-KURVA! SKRĘCAJ, SKRĘCAJ DEBILU!!!-wydarła się postać siedząca w środku. Prowadzący w ostatnim momencie zorientował się o co chodzi i wykręcił wózek.
Zaraz potem leżeli obydwoje na ziemi, gdyż ich transport zderzył się z lampą.
-O mój Boże! Nic wam nie jest?-spytał chłopak, otrząsając się z myśli, że prawie stracił życie.
Podszedł do dwójki poszkodowanych.
-N-nie, chyba nie. Dzięki-odpowiedział prowadzący. Cicho syknął, wstając z kostki brukowej.
-Gdzie tak pędzicie?-zadał kolejne pytanie, pomagając wstać drugiej osobie.
-Na spotkanie w parku-odparła dziewczyna, wdzięczna za pomoc we wstawaniu.
-Was też zaprosił Vienhryja?
-Owszem. Chcesz jechać z nami, Belorusko?-Białoruś chwilę się wahał, jednak nie widziało mu się iść samemu i w dodatku taki szmat drogi.
-Chętnie-uśmiechnął się i wsiadł do koszyka.
Siedział tuż za Słowacją, trzymając się mocno metalowych ścianek.
-Jest mały problem. Rączka się urwała z jednej strony. Chyba śrubka poszła-mruknął niezbyt zadowolony chłopak. Wtem Białoruś uśmiechnięty wyjął coś z kieszeni.
-Do wyboru do koloru!-pomachał przed twarzą Czech trytytkami. Chłopak się uśmiechnął i wziął czarną. Przełożył ją przez dziurki, w których wcześniej znajdowała się śruba, a następnie zacisnął ją.
-Okej, możemy ruszać!
Czechy, mimo większego balastu, rozpędził pojazd do poprzedniej prędkości, po czym stanął na ramie podwozia.
Co jakiś czas zeskakiwał, by skręcić, czy trochę wyhamować.
W końcu dotarli do parku.
Jechali bardzo szybko w umówione miejsce, jakim było jezioro.
-Eee... Czechy?-Słowacja zaniepokoiła się, gdy nie czuła, że zwalniają.
-Spoko siostra, zdążę nas zatrzymać-powiedział pewny siebie.
-Czechy, cholera jasna, zaraz wpadniemy do jeziora!-wykrzyknęła.-Kur...-nie dokończyła, gdyż wózek zahaczył o kamień i wpadł razem z dwójką krajów do wody.
Tylko Czech jakimś cudem został na brzegu.
Gdy zobaczył, że Słowacja i Białoruś są cali, zaczął śmiać się jak debil.
-O... haha! Mój Boże!-krzyczał, nie mogąc opanować swojego rechotu.
-Ty głupi...-zaczęła dziewczyna, jednak zamilkła, słysząc śmiejącego się
Białorusina.-Idioci-mruknęła, po czym również zaczęła chichotać.
Dwójka wyszła z wody i na ukryty znak rzucili się na suchego chłopaka.
Jako iż się śmiał, nie miał siły uciekać, przez co już po chwili również był mokry, leżąc w wodzie.
Mimo wszystko nie zmienił mu się humor.
Rozpoczęli rozmowy na różne tematy, w oczekiwaniu na resztę.
Po pewnym czasie na horyzoncie było widać trójkę postaci. Dwie z nich prowadziły dyskusję, a trzecia szła z tyłu, jakby kompletnie bez życia.
Miała spuszczoną głowę, ręce w kieszeniach i sam jej chód był bardzo niechętny.
Gdy jednak zobaczyła trójkę swoich przyjaciół ożywiła się i ruszyła pędem w ich stronę.
Od razu rzuciła się w ramiona Słowian, nie zważając na to, że ociekają wodą.
-Jak ja się cieszę, że was widzę!-krzyknęła.-Opowiadajcie co u was! I dlaczego jesteście wszyscy mokrzy?
-Długa historia, którą chętnie opowiemy, ale najpierw ty powiedz... co on tu robi?-spytała szeptem Słowacja. Polska mimo iż widziała o kogo chodzi, odwróciła się, przy okazji upewniając się, że Niemcy nie jest zbyt blisko.
-Mój kochaniutki braciszek wpadł na wspaniały pomysł, żeby przezwyciężyć mój największy strach, stawiając mnie tuż obok obiektu strachu. Krótko mówiąc muszę z nim spędzać czas-powiedziała zrezygnowana.
-Współczuję ci... nie że coś, ale naprawdę, on jest dziwny. Strasznie sztywny, do tego dzień i noc pracuje, ma specyficzny charakter. Nie przepadam za nim jakoś mocno-mruknął Białoruś.
-Nie mów nawet. Za niedługo ma zacząć u nas nocować. Nie przeżyję-odparła. Czechy położył jej rękę na ramieniu i spojrzał współczująco.
Biało-czerwona postanowiła zmienić temat.
-Popatrzcie! Jacyś idioci zanieczyszczają środowisko! Jak tak można wyrzucać zardzewiałe rupiecie do jeziora?-spytała wskazując na zatopiony pojazd Czech i Słowacji. Wszyscy zaczęli odwracać wzrok i nerwowo się uśmiechać.
Wtedy dotarli do nich Węgry i Niemcy.
-Szia!-paprykarz uśmiechnął się szeroko-Dzięki, że przyszliście!
-Przecież wiesz, że nie ma możliwości, byśmy odrzucili jakąkolwiek propozycję spotkania z wami!-powiedziała uśmiechnięta Słowacja.
Wkrótce, gdy wszyscy się przywitali, rozpoczęły się długie konwersacje.
Polska prawie zapomniała o obecności Niemca. Cieszyła się, że mogła porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi, z którymi poniekąd była spokrewniona.
Niestety przy dobrym towarzystwie czas szybko upłynął, przez co szybko musieli się rozstać.
Dziewczyna była lekko zawiedziona.
Zaraz po tym też została zmuszona przypomnieć sobie o nieprzyjemnej rzeczywistości, która miała się jeszcze pogorszyć.
Wszystko dlatego, że usłyszała rozmowę jej brata i ich gościa, której najwyraźniej nie miała usłyszeć.
-Jeszcze dwa dni i możesz przyjechać na stałe-rzekł ściszonym głosem Węgier.
Wtedy poczuła narastający w niej lęk, który miał u niej zostać jeszcze na długo.
~•~•~•~•~
Guten tag!
Wprowadziłam kilka innych postaci, które mam nadzieję, że polubicie! ^^
Mam dość duży zasób weny, wiele scen dokładnie opisuję w swojej głowie zanim trafią tutaj, więc większość rzeczy jest jak najbardziej przemyślana :3
Będę powoli wprowadzać więcej życia i akcji, więc oczekujcie owo
Narazie to tyle, do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top