Rozdział 13

Skołowany Marcel szedł powoli przez park. W zasadzie to nie myślał, gdzie idzie. Średnio go to obchodziło w tamtym momencie.

Jego umysł był w totalnej rozsypce.

Wrócił na chwilę do świata realnego, dzięki gałęzi, przez którą o mało się nie przewrócił. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że znajduje się właśnie w Parku Sołackim - tym samym, do którego zabrał parę miesięcy temu Zahę...

Chłopak potrząsnął głową, chcąc wygonić twarz Zachariasza ze swoich myśli. Już na dobre. Na zawsze. Tak byłoby najprościej.

Tylko, że życie nie jest wcale proste.

Westchnął i usiadł przy urokliwym jeziorku. Wpatrując się w krajobraz, Marcel zaczął analizować całą ich relację.

Poczym doszedł do wniosku, że to od dawna nie była zwykła przyjaźń.

Możliwe, że nawet kiedyś byliby razem, lecz oczywiście Marcel musiał to zjebać, urywając kontakt. Był wściekły na siebie, aczkolwiek sądził, że było to bezcelowe. Wykształcił w sobie nową osobowość, która nie była zbyt dobrą kandydaturą na chłopaka...

Zaraz. O czym on myśli. Czemu wyobraża sobie, jakby wyglądał ich związek? Nie no, to już jest chore. Obsesja normalnie jakaś. Marcel postanowił, że musi jak najszybciej odgonić myśli od bruneta. Jedynym, co mu przyszło do głowy, to porysować coś, ale jak na złość nie wziął ze sobą szkicownika. Alkohol odpada - nie widziało mu się odwalać jakiś dziwnych rzeczy, a rano zastanawiać, jakiego debila z siebie zrobił. Podsumowując: miał do wyboru powrót do mieszkania, czego bardzo nie chciał w tym momencie zrobić, bądź wsłuchanie się w słowa jakiejś depresyjnej piosenki z jego biblioteki. Chłopak wybrał zatem opcję drugą i wyciągnął z kieszeni słuchawki, poczym podłączył je do telefonu. Wybrał piosenkę - tym razem padło na Linkin Park "Heavy" i ponownie zagłębił się w rozmyślaniach.

Zaha tymczasem również czuł się zagubiony. Leżał na kanapie, a z jego oczu co jakiś czas leciały pojedyncze łzy. Ponownie się obwiniał o to wszystko, co nie tak dawno zaszło. Obwiniał się za swoje nędzne życie, choć bardziej za to, że dalej je ciągnął...no ale nie oszukujmy się. Gdyby nie było go na tym świecie, Marcel nie uciekłby teraz z łzami w oczach z własnego mieszkania. Brunet miał nadzieję, że Macgajster wróci niedługo i postanowił twardo, że jutro rano nie będzie go już w mieście. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich.

Niebieskooki chłopak spojrzał na swój lewy nadgarstek. Z kilku ran wypływały powolnie strużki krwi, a Zachariasz lekko rozmywał je palcem. Pociął się wprawdzie pierwszy raz i na razie nie żałował. Dawało mu to w pewien sposób ulgę. Ukarał się przecież za swoje winy, których w swoim mniemaniu wysnuł sobie wiele.

Rany nie były głębokie, aczkolwiek chłopak zdawał sobie sprawę, że zostaną mu blizny. Blizny, które będą już zawsze przypominać mu o popełnieniu największego błędu w jego życiu.

Przez ten cały czas Marcel doszedł w swoich rozmyślaniach do bardzo ważnego wniosku, który miał zmienić jego życie o 180°.

Czarnowłosy wstał i ostatni raz spojrzał na śliczny zachód słońca. Teraz był już w 100% pewien podjętej przez siebie decyzji. Drżąc lekko, ruszył w stronę swojego bloku.

***

Serwus Wam
Szybkie pytanko

Jak myślicie, będą razem? Czy nie? 😈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top