Prolog
Kwadratowa masakra.
Serwer, który uratował wiele martwych kanałów. Dzięki któremu wiele zaczynających youtuberów mogło zaistnieć w internetowym świecie gameplay'ów, oraz zdobyć popularność. Ale czy tylko?
Kwadratowa masakra to także miejsce, w którym można zaznać smaki dramy, czy pranków - tych śmiesznych oraz tych w cholerę denerwujących. Na tym serwerze youtuberzy mają szansę poznać nowych ludzi, którzy w późniejszym czasie staną się ich wrogami, bądź przyjaciółmi. Może nawet kimś więcej...?
Weźmy pod lupę jeden z ciekawszych duetów - Zachariasza aka. Zahaczai i Marcela aka. PSPMagister. Te osoby połączyła piękna przyjaźń, która przetrwała te kilka sezonów. Byli cudownym, prankowym duetem, który dogadywał się jak żaden inny. Można by powiedzieć, że chłopcy czytali sobie w myślach. Uwielbiali się również droczyć. Marcel zawsze nazywał Zahę maluchem. Ten bronił się, że jest między nimi różnica zaledwie trzech lat. PSP praktykował wtedy swoje słynne "no i co", czym skutecznie potrafił zgasić niejednego gracza.
Wszystko zaczęło się od dnia, w którym Marcel przechodził przez centrum Warszawy. Wtedy jeszcze bowiem tam mieszkał. Chłopak szedł powoli deptakiem pogrążony we własnych myślach. Usiadł na jednej z oddalonych od ludzi ławek i zaczął rozglądać się dookoła, nie widząc ciekawszego zajęcia. Wtem jedna osoba rzuciła mu się w oczy. W pierwszej chwili jakby nie dowierzał. Ale...po tamtym małym skwerku rzeczywiście przechadzał się Zaha. Czarnowłosy kojarzył go z Kwadratowej, ale raczej wymieniali między sobą tylko krótkie dialogi. Marcel zawahał się. Niby byli internetowymi kumplami, ale przecież Zachariasz nigdy nie widział jego twarzy. Może mu nie uwierzyć, że on to właśnie słynny PSPMagister, albo co gorsza rozgadać innym jego wygląd...cokolwiek. Jednak Magistrowi jednak tak bardzo się nudziło, że mruknął ciche "yolo" pod nosem i ruszył powolnym krokiem w stronę bruneta.
Zaha zatrzymał się i zaczął robić coś na telefonie. Magister niepewnie podszedł do niego. Brunet odkleił wzrok od telefonu i spojrzał na Marcela. Zmarszczył brwi nie wiedząc, jak ma zareagować.
- Cześć...? - Marcel wyszczerzył się ukazując rządki białych zębów. W myślach skarcił się za wspaniałą kreatywność. Zaha popatrzył się na niego jak na debila.
- Znamy się? Czy... chcesz zdjęcie? - brunet podrapał się po karku. Zwykle podbiegały do niego małe dzieci, nie takie byki...
- Nie poznajesz mnie? - spytał Marcel będąc coraz bardziej ciekawy dalszego rozwoju zdarzeń. Wiecie, taka sytuacja raczej nie jest codziennością.
Zaha przez chwilę się nie odzywał przetwarzając w głowie informacje. Wtem jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły.
- Mag...! - nie zdążył dokończyć, bo czarnowłosy szybko go uciszył zakrywając mu ręką usta.
- Miło że skojarzyłeś, ale jakoś średnio chcę, żeby wszyscy tu obecni mnie rozpoznali - Marcel skrzywił się, poczym zabrał rękę.
- Tak, jasne, to zrozumiałe...przepraszam - Zaha podrapał się po karku. - To...to naprawdę ty PSP? - szepnął.
- A i owszem. Tylko błagam, nie mów do mnie PSP - poprosił wyższy. - To źle brzmi. A poza tym, chyba niedługo zmienię ten nick...ludzie coś za bardzo kojarzą mnie z konsolą. Tak w ogóle to Marcel jestem.
- No to ja Zaha, ale to już chyba wiesz - Zachariasz nadal nie dowiedział. Lustrował starszego chłopaka wzrokiem. - Wow - wydusił po chwili.
- Ale co - roześmiał się wyższy.
- No... nie sądziłem, że tak wyglądasz -
- A jak myślałeś, że wyglądam? - Magister był coraz bardziej rozbawiony.
- No jak jakiś nerd w okularach - teraz to Zaha zaśmiał się. - Teraz już wiem czemu tak kochasz obsydian.
- Czemu? - Magister uniósł brew nie dokońca wiedząc o co chodzi Zasze.
- Twoje włosy mają obsydianowy kolor - brunet mówiąc to poczochrał wyższego po grzywce. Zaraz potem śmiał się z miny chłopaka.
"Jedyny który nie boi się mojego wkurwionego wzroku" - pomyślał Marcel.
Chłopcy jeszcze chwilę sprzeczali się na środku chodnika, lecz kiedy sobie to uświadomili, postanowili przenieść się do jakiegoś baru. Tak minęły im wspólnie godziny. Pod koniec spotkania, na prośbę Zahy, wymienili się numerami.
Jakieś dwa tygodnie później, chłopcy spotkali się ponownie.
Tym razem z inicjatywą wyszedł odziwo Marcel. Powód? Zwykła nuda. Nastolatkowie spotkali się w tym samym barze co ostatnio. Zwiedzali Warszawę cały dzień, wygłupiając się przy tym na każdym kroku.
Takich spotkań było coraz więcej.
Była również jedna sytuacja, którą Magister zapamiętał bardzo dobrze...zbyt dobrze, jak na jego gust. Zaha bowiem przytulił go. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku, na pożegnanie. Chłopak za każdym razem jak o tym myślał dostawał ogromnych rumieńców, tak jak i wtedy. Nie wiedział czemu, nie wiedział co, ale ewidentnie działo się z nim coś podejrzanego.
Kwadratowa Masakra nie mogła jednak trwać w nieskończoność. Po końcu ostatniego sezonu chłopcy dalej utrzymywali kontakt, lecz nie był on jednak tak dobry, jak kiedyś.
Aż pewnego dnia przyszedł ten cholerny wypadek, który zmienił życie Marcela w koszmar.
Wypadek, w którym zginęła jego ukochana matka.
Chłopak załamał się, przy czym zaczął wyładowywać się na sobie...na swoich nadgarstkach dokładniej. Lecz nie był to jego jedyny problem. Po jej śmierci ojciec czarnowłosego zmienił się nie do poznania. Z ułożonego, czułego, kochającego i wspierającego w każdym wyborze syna stał się zrzędziałym pijakiem. Już nie interesowało go nic, prócz zapasu flaszek. Nawet własny syn.
Parę razy zdarzyła się nawet sytuacja, w której ojciec go po prostu uderzył. Dlaczego? Bo Magister robił wszystko, by jedyny żyjący tak bliski mu członek rodziny pokonał nałóg i wrócił do normalnego życia. Czarnowłosy pamiętał, jak uderzył go pierwszy raz. Chłopak zdenerwował się na niego, wykrzyczał wszystko, co o nim sądzi i stłukł litry alkoholu na oczach ojca. Marcel przez następny tydzień musiał zasłaniać podbite oko.
Urazów fizycznych ze strony ojca, miał wiele, lecz goiły się. No, może prócz jednej, dużej blizny na prawym ramieniu... po stłuczonej butelce.
Pewnego dnia, po bardzo podobnej do pozostałych awanturze, po prostu nie wytrzymał. Wziął do rąk żyletkę i pociął się na oczach ojca. Nie chciał już takiego życia. I tak dawno odciął się od wszystkich znajomych...i jedynego przyjaciela też. Nie zależało mu. Przeżył te 19 lat jako tako, ale ostatni rok był po prostu fatalny.
Nic by się przecież nie stało, gdyby zniknął z tego świata.
Bo kto by płakał.
Ojciec pijak?
Przyjaciele, których nie miał?
Bardzo śmieszne.
Opadł na podłogę na przeciwko niego. Widział już jak przez mgłę. Jednak ostatnie, co zobaczył bardzo go zaskoczyło.
Ojciec bowiem, chwiejąc się, poszedł do kuchni, zaraz potem klęczał przy Marcelu przyciskając stare ścierki do jego ran. Ostatnim co usłyszał było:
- Nie bądź mną, synu. Nie zmarnuj życia.
Następnie obudził się w szpitalu. Zdezorientowany od razu poprosił lekarkę o wyjaśnienia, co się stało. Ta odparła, że lekarze zostali zawiadomieni o tym, że w jego mieszkaniu zdarzył się takowy wypadek. Marcel to już zdążył skojarzyć. Bardziej interesowała go jedna rzecz.
- Kto zawiadomił karetkę?
- Anonimowe zgłoszenie. Nie zastaliśmy tej osoby na miejscu - powiedziała. - A...wiesz może kto to mógł być?
Magister pokręcił przecząco głową, tępo patrząc w ścianę. Dobrze jednak wiedział kto... i to bolało go najbardziej.
Parę dni później wrócił do domu. Nie zastał jednak nigdzie ojca.
- Uciekł - szepnął do siebie, a po policzku spłynęła mu łza.
Niby teraz mieszkanie było jego. Jednak nie chciał tam mieszkać. Zbyt dużo wspomnień. Po roku sprzedał je i kupił mieszkanie w Poznaniu. Poszedł na studia, poczym zatrudnił się jako grafik. Wydawałoby się, że unormował swoje życie. Nic bardziej mylnego. Był samotny. Przez swoją traumę skutecznie odstraszał innych ludzi. Może i by mu pomogli? Nie. Mu już nic ani nikt nie mógł pomóc.
Jedyne istoty, z którymi się przyjaźnił i z którymi mieszkał, były jego kochane trzy psiaki. Zwierzęta były jedynymi, które trzymały go przy życiu. No i jeszcze ewentualnie ostatnie słowa wypowiedziane do niego przez ojca, powracające czasem w koszmarach.
Marcel stał się wredną pizdą, potworem. Nie miał nikogo bliskiego. Może tak już musiało być...?
***
Siema
Dawno mnie tu nie było
Ale teraz wracam, i to ze zdwojoną siłą :D
Z takich najważniejszych informacji to by było tak:
Wydarzenia z tej książki NIE SĄ NA FAKTACH i nie mają na celu nikogo urazić.
Wiek oraz wygląd postaci nie musi być prawdziwy - podałam taki, który by mi pasował.
Piszę to z nudów, oraz dlatego, że muszę odciągnąć myśli od pewnych spraw.
Rozdziały będą wypuszczane co drugi dzień. Jeśli nie będę mogła któregoś z danej przyczyny wypuścić, poinformuję Was o tym.
Kiedy skończę tą książkę, powrócę do pisania drugiej części Clintashy.
Chyba tyle...
Mam więc nadzieję, że fanfiction się spodoba
Do zobaczonka w next <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top