•~|prolog|~•

Rosja 8 lat
Ukraina 6 lat
Białoruś 5 lat
Kanada 9 lat
Nowa Zelandia i Australia 7 lat
USA 3 lata

Pov. Rosja

Był słoneczny dzień siedziałem w parku na ławce przy tacie, który rozmawiał z panem Wielką Brytanią, a moje młodsze rodzeństwo bawiło się z dziećmi pana przesiadującego obok czyli Kanada starszy o rok ode mnie , Nowa Zelandia i Australia którzy są bliźniakami i są odemnie młodsi i najmłodszy z ich rodzeństwa czyli Ameryka jest on najmłodszy czasem go nie rozumiem raz jest uśmiechnięty i jak na dziecko w jego wieku przystało to i beztroski ,a zaraz ryczy raz się rozryczał ,bo się wystraszył żaby , która wyskoczyła z trawy. Przyglądając się tak im zorientowałem się, że Ameryki niema.

- Tato ,bo Ameryki niema - powiedziałem do taty.

- Co ?! Ame niema!?- krzyknął przerażony WB na co dzieciarnia zorientowała się ,że ich towarzysz zabawy gdzieś się zapodział. Ja wraz z innymi dziećmi zaczęliśmy się rozglądać za zgubą. Widać było jak Kanada martwi się o młodszego braciszka ,a mój ,,kochany,, braciszek Ukraina go pocieszał mówiąc , że nic się mu nie stało. Po chwili szukania postanowiliśmy się podzielić na grupy ja szedłem sam , Kanada z Ukrainą , Białoruś z Nową Zelandią i z Australią . Szedłem coraz bardziej w las i wciąż go nie widziałem. Gdy już miałem się poddać i zawrócić usłyszałem płacz dobrze mi znany... TO AMERYKA!! Zacząłem iść w kierunku płaczu pewnie znowu przestraszył się byle czego lub zorientował się że jest sam, gdy doszedłem do celu to zobaczyłem że ma trochę powód do strachu. Ujrzałem niedźwiedzia , który tarł pazurami o korę drzewa jakby chciał dosięgnąć chłopca , który w tej chwili siedział cały zapłakany i przerażony na gałęzi . Nie wiedziałem co mam zrobić biec po pomoc nie mogłem ,bo byłem trochę daleko i jakbym pobiegł po tą pomoc to jakbym wrócił to już by dzieciaka mogło nie być. Wpadłem na pewien pomysł był ryzykowny ,ale lepszego nie miałem wziąłem do ręki kamień, którym rzuciłem w miśka, gdy ten się rozglądał za sprawcą rzuciłem drugim kamieniem, ale tym razem w krzaki na przeciwko mnie. Tak! Misiek poszedł w tamte krzaki na to ja wykorzystałem i podszedłem do drzewa na którym był chłopiec ,poczułem że zaczyna się robić zimno pewnie wcześniej było zimno ,a że jestem przyzwyczajony do takiej temperatury to poprostu tego nie odczuwałem.

- Możesz schodzić niema już tego miśka - powiedziałem ,a ten pomału zaczął schodzić- i lepiej się streszczaj bo może wrócić.-  mogłem tego nie mówić ,bo ten już się wystraszył i przez przypadek źle postawił nogę i... I spadł z drzewa i znowu zaczął ryczeć. Kurde on zaczyna mnie wkurzać.

- okej to teraz wstawaj i się zmywamy.- zaczął wstawać, ale mu się to nie udało

- n- no- g--ga mnie boli - powiedział z bólem i oczywiście łzami , które wypływały spod czarnych okularów.

Mogłem się tego domyślić,że tak to się skończy. Wziąłem małego na ręce, on był zdziwiony i na chwilę przestał szlochać i wpatrywał się we mnie z zdziwieniem

- chyba nie myślałeś że cię tu zostawię? - zapytałem się i uśmiechnąłem się do niego by może choć trochę się uspokoił . Ameryka na ten gest się lekko zarumienił i wtulił w mój tors . Zacząłem kierować się w drogę powrotną,a mały zasnął wsumie słodki jest jak śpi... Jestem jakimś dziwnym dzieciakiem. Tak po niedługiej chwili doszedłem( nie za młody na to 😏?) do reszty znajomych. Gdy pan WB zobaczył swojego synka odrazu podszedł do mnie i kucnął by wziąć Ame ja bez żadnych słów ,ale delikatnie go
,, podałem,, by go nie obudzić. Pan WB i rodzeństwo Ame podziękowali i pożegnali się po czym ruszyli do swojego domu , mój tatke uznał, że pasowało byśmy też już wracali do siebie.

O to prolog tej książki 😎
Podoba się ?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top