1. Życie jest zbyt krótkie, żeby pić niedobrą kawę... ☕️


To był piątek wieczór, początek listopada. Piotr zdążył się już przyzwyczaić do nowej rutyny. Do pobudek o 5, porannych podróży tramwajem, niedobrej kawy z wydziałowego bufetu i przesiadywania w uniwersyteckiej bibliotece do późna w nocy.

Dzięki temu że w tygodniu się uczył, w weekendy mógł dawać korepetycje z matmy, biologii i chemii. Choć czasami proszono go o pomoc niezależnie od pory dnia.

A on nigdy nie potrafił odmawiać.

- Zamęczysz się.

Zuzanna lubiła mu o tym przypominać, gdy w tych rzadkich chwilach podczas niedzielnych obiadów, znajdował czas, by porozmawiać z rodziną.

Siedzieli przy schludnie zastawionym przez dziewczyny stole. Pani Pevensie wyjęła biały obrus, w wazon włożyła skromny bukiecik fiołków, a na środku postawiła pieczeń z kaczki.

Edmund wyglądał jakby ledwo powstrzymywał się przed napchaniem sobie buzi ziemniakami. Młodsza siostra szturchnęła go w ramię.

- Najpierw modlitwa. - powiedziała.

Wszyscy złożyli dłonie i wypowiedzieli słowa podziękowania.

- Dziękujemy za to, że mamy, co jeść. - mówiła Zuza. - Za te wspaniałe dary, za pracę rąk naszej mamy i za bezpieczny dom.

Każdy powtórzył ,,dziękuję" i zabrali się do jedzenia. Wszyscy oprócz Piotra, któremu posiłek ledwo przechodził przez gardło.

- Co się dzieje, Piotrusiu? - Łucja pociągnęła go za rękaw.

Nie miała pojęcia o listach z niezapłaconymi rachunkami, które leżały na blacie w kuchni. Ani o tym, że ich mama wypruwa sobie żyły, żeby faktycznie mieli co jeść.

Chłopak nie potrafił na to wszystko patrzeć i siedzieć bezczynnie.

- Nic, zamyśliłem się. - mruknął, wkładając do ust  kawałek mięsa w sosie żurawinowym.

Zuzanna przyglądała mu się uważnie. Nieciężko było dostrzec sińce pod oczami chłopaka, które pojawiły się tam odkąd zaczął studia.

- Zamęczysz się. - powtórzyła. - Nie możesz robić wszystkiego. Nie jesteś jakimś pierdzielonym superbohaterem.

Edmund prychnął, a kawałek ziemniaka wypadł mu z buzi.

- Jesteś pewna? - wymemłał do siostry.

- Edmundzie, maniery! - skarciła go pani Pevensie.

- Ja tylko mówię, że albo całymi dniami siedzi na uczelni albo w pracy i każdy normalny człowiek potrzebuje czasem odpocząć... - nie dawała za wygraną Zuza.

Ona też zdawała sobie sprawę, że ich sytuacja jest nieciekawa, ale nie mogła znieść tego, że ich brata w ogóle nie ma w domu.

- Przecież teraz odpoczywam. - zauważył Piotrek. I aby to jej udowodnić nałożył sobie na talerz kawał ciasta z jagodami.

Jakiś głosik w jego głowie mruknął: ,,Nie stać Was na opychanie się słodkościami."

Mimo wszystko te obiady rodzinne to była jedyna rozrywka, jakiej od miesiąca zażywał.

Gdy chłopaki pytali go o plany na wieczór, a on oświadczał, że będzie się uczył, tylko pukali się w głowę.

- Szalony jesteś. - twierdził Ben. - Wszyscy po zajęciach idziemy napić się w barze, a ty... Uważaj, bo większość już i tak uważa Cię za kujona. Możesz narobić sobie wrogów, jeżeli czasem się z nami nie napijesz.

Pevensie wzdychał wtedy:

- Czy to coś złego, że biorę na poważnie moją karierę? - pytał.

- No nie. - odpowiadał mu tamten. - Ale najpierw wchodzisz na pierwszy wykład z Rose, a teraz z nikim się nie zadajesz, tylko się uczysz. Mogą uważać Cię za lizusa.

Piotr obiecał mu, że w następnym tygodniu pójdą razem na imprezę, po czym pożegnał się z nim i skręcił w uliczkę prowadzącą do biblioteki. Jesienne liście zdobiły już większość drzew w parku, przez który szedł.

Wspomnienie rudowłosej dziewczyny sprawiło,  że poczuł się odrobinę wytrącony z równowagi. Z resztą zawsze się tak czuł, kiedy ją widział. A przecież nawet ze sobą nie rozmawiali.

Czasami uśmiechała się, gdy mijali się na korytarzu, jakby go poznawała, a w jego żołądku za każdym razem budziło się do życia stado motyli.

Miała naprawdę ładny uśmiech. W sumie wszystko miała ładne.

Od kasztanowych pofalowanych włosów, po idealną, porcelanową cerę, pełne wiśniowe usta,  lekko zadarty nosek i duże zielone oczy skryte za wachlarzem grubych rzęs. Zawsze chodziła w eleganckich, wełnianych sweterkach i spódniczkach do kolan. Na szyi miała przeważnie naszyjnik z pereł i nigdy nie widział jej w czymś, co mogłoby być stare, pomięte czy choć odrobinę ,,nieidealne".

Nie zadawała się z wieloma osobami, widywał ją w gronie przeważnie dwóch/ trzech koleżanek. W ogóle rzadko ją widywał.

I może dobrze, bo za każdym razem jego serce z jakiegoś powodu wykonywało salto, a on czuł, że ręce zaczynają mu się pocić... Co za idiotyzm.

To tylko dziewczyna. Idealna to fakt, ale jednak tylko dziewczyna.

Nie wiedział, o co mu chodzi. I zdecydowanie nie miał na to czasu.

Tak przynajmniej sobie wmawiał pochylony nad podręcznikiem od Anatomii. Wypił tego dnia już dwie kawy i dalej był zmęczony.

- Nie wiedziałam, że też tu przychodzisz.

Blondyn błyskawicznie podniósł wzrok i z przerażenia zastygł w bezruchu.

Charlotta Rose stała nad jego stolikiem i uśmiechała się jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widział. W dłoniach trzymała pokaźną górę książek.

- Ani że nosisz okulary. - dodała. - Do twarzy Ci.

Chłopak nie był pewny, czy ona go właśnie skomplementowała, czy to tylko omamy z powodu zmęczenia.

Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. W końcu z trudem udało mu otrząsnąć się z szoku.

- Wolę uczyć się tu... - wydukał, drapiąc się po szyi.

- Jest spokojniej. - dokończyła za niego. - I tak jakoś intymniej niż w głównym gmachu biblioteki.

Piotr przyglądał się jej i nie mógł nadziwić. Nie dość, że ładna to w dodatku myśli tak samo jak on.

- Może chcesz usiąść? - zapytał, wskazując miejsce naprzeciwko.

Dziewczyna pokręciła głową.

- Nie będę Ci przeszkadzać, to wygląda strasznie. - odpowiedziała, patrząc na stos notatek, które przeglądał. - Poza tym ja tylko przyszłam oddać książki i zaraz zmykam.

Zawiedziony chłopak lekko uniósł kąciki ust.

- Tak, no cóż, to nie tylko wygląda strasznie, ale faktycznie takie jest. - mruknął. - A to dopiero początek.

Mimo że rudowłosa zapowiedziała, że ma iść, wcale się nie poruszyła.

- Zamierzasz spędzić tu cały piątkowy wieczór? - zapytała.

- Prawdopodobnie. - Piotr wrócił już do czytania. Naprawdę dobrze wyglądał w okularach, białej koszuli i niebieskim swetrze... Rose zagapiła się na niego dłużej niż by sobie życzyła.

- Podziwiam zapał. - powiedziała szczerze. - Często tak robisz?

Z jakiegoś powodu blondyn coraz bardziej ją ciekawił. Nie był taki jak większość chłopaków w tej szkole.

- Prawie codziennie. - przyznał. - Oprócz sobót i niedziel, oczywiście.

- Jesteś naprawdę pracowity. - rzekła z podziwiam, po czym odeszła w stronę bibliotekarki faktycznie oddać te książki.

Piotr już myślał, że poszła sobie na dobre, gdy nagle postawiła przed nim papierowy kubek z kawą.

- To najlepsza kawa na Wydziale. - stwierdziła. - Nie wiem, jak możesz pić to dziadostwo.

Rzuciła zdegustowane spojrzenie pustemu pojemnikowi po kawie bufetowej, którą blondyn zazwyczaj pił.

Zdezorientowany chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Też nie wiem. - mruknął, biorąc napój do ust i wzdychając z zachwytu. - Ale niestety nie mam pojęcia, gdzie robią takie cudo.

Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko.

- To chodź, pokażę Ci. - rzuciła. - Życie jest zbyt krótkie, żeby pić niedobrą kawę.

_____________

Pierwszy rozdział w końcu napisałam, bo naszła mnie wena! Wiem, że krótki, ale to dopiero początek 🫣 Mam nadzieję, że się podobał...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top