Pięć
Iwo Sawicki lubił się uśmiechać. Właściwie, lubił wiele rzeczy, jednak kąciki ust skierowane ku górze zdecydowanie plasowały się nad wyraz wysoko w jego hierarchii wartości. Obdarzał tym wesołym wyrazem twarzy wiele osób. Siostrę, pozostałych bliskich (to znaczy, tych których mógł), znajomych, obcych ludzi na ulicy oraz trójkę... no, również znajomych, tyle tylko że w pewien niewyrażalny słowami sposób innych.
Uśmiech był wybawieniem. Genialnym narzędziem, dzięki któremu można było przekazać innym co tylko się chciało i to o wiele skuteczniej niż za pomocą słów. Radość, szczęście, wzruszenie, rozbawienie, nawet szczerość swoich intencji czy współczucie albo wsparcie. No a jeżeli jego użytkownik był wystarczająco zaawansowany w tej sztuce, potrafił też ukrywać, chronić. No a Iwo zdecydowanie zaliczał się do mistrzów owej dziedziny. Jeżeli nie chciał zdejmować uśmiechu z twarzy, nic nie dawało rady go zetrzeć. Żadne, nawet najsilniejsze starania, czy to przyjaciół, czy to znajomych, nie potrafiły poruszyć kącikami ust wygiętymi w górę. Nawet ta trójka nie mogła nic zdziałać.
Idąc na spotkanie z nimi, również się uśmiechał. Mimo że czas o jakim miał się stawić na miejscu minął, jego krok był spokojny i wręcz irytująco powolny. Powodem nie były jednak jego częste spóźnienia – przynajmniej nie tym razem – a szatański plan, który uknuł wraz z młodszą koleżanką. O tak, już nie mógł się doczekać aż wcielą go ostatecznie w życie!
Wiedział, że Serafin i Anabella nie zdziwią się na prośbę, którą wysłał do nich chwilę wcześniej. Zdarzało mu się już przecież pojawiać się w ich ulubionej kafejce wcześniej czy później niż pozostali, docierając do niej na własną rękę. Opóźnienie Eleonory także nie powinno wzbudzić w nich podejrzeń. Wszakże dla tej pannicy niewyrobienie się było jak chleb powszedni!
Dotrał na róg, tuż przy miejscu docelowym. Ele pojawiła się niedługo później, nadmiernie podekscytowana.
— Gotowa na show? — zapytał dziewczynę z szerokim wyszczerzem, gdy już się przywitali, na co odpowiedziała mu tym samym.
— Zawsze i wszędzie.
— No i na taką odpowiedź liczyłem!
Dał jej ręką znak, aby szła za nim i ruszył w kierunku budynku, w którym znajdowali się Chopin i Bella.
Tuż przed wejściem zatrzymał się na sekundę, nabrał w płuca dwa razy więcej powietrza i z impetem walnął w drzwi kawiarni.
— Yo yo yo yo yo yo! — wydarł się, wbijając do środka. — What time is it?!
— SHOWTIME! — przy tym słowie dołączyła do niego czarnowłosa, wparowując do kiawiarni tuż po nim.
W tym momencie poczuł prawdziwą dumę z Serafina, który (w końcu!) zdecydował się zaangażować.
— Like I said... — mulat może i nie włożył w słowa Aarona Burr'a wielu emocji, jednak na jego twarzy parę z nich widać było wyraźnie – szczególnie zażenowanie.
— Showtime, showtime! Yo!
Dwoje awanturników padło na wolne miejsca przy stoliku. Hobbit naprzeciw Anabelli, Iwo naprzeciw Serafina.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, dopóki jedyna gimnazjalistka w towarzystwie, nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Zaraz też zawtórował jej szesnatoletni kolega, a Shoppe nieomal natychmiast poszedł za jego przykładem. I tylko rudowłosa panna – chociaż z uśmiechem! – zachowała milczenie, przyglądając się pozostałym.
— Co to za okazja? — zapytała w końcu, gdy już się uspokoili.
W odpowiedzi otrzymała błyśnięcie zębów kawalera Sawickiego i roziskrzone spojrzenie Eleonory.
— A czy potrzebna nam okazja do dobrej zabawy? — młodszy chłopak nie przestawał się szczerzyć, w duchu gratulując sobie geniuszu.
— Nie, nie, skąd — zaprzeczył, wtrącając się do rozmowy, trzeci z licealistów. — Ale wolałbym żebyście następnym razem uprzedzili mnie wcześniej.
— ...naprawdę wierzysz, że to możliwe? — ciemnowłosa spojrzała na niego z politowaniem, ten jeden z nielicznych razów, gdy to nie ona była tematem kpiny znajomego.
Ów westchnął ciężko, kręcąc głową.
— Zapomnijcie, że cokolwiek mówiłem.
☁️☁️☁️
— Okej, ale Malec jest niczym w porównaniu z Clizzy. — uparła się Anabella.
— Może i, ale wszystko blednie przy... — Iwo nie dane było dokończyć, gdyż jęk i głośny huk skutecznie odwróciły jego uwagę. — O kurde, Ele, wszystko w porządku?
Sprawczyni całego zamieszania leżała twarzą na blacie stołu kawiarnego i wydawała z siebie agonalne dźwięki.
— Doooosyyyyć. — wychrypiała w końcu, dalej nie podnosząc głowy, którą to ulokowała na miejscu swojego deseru, chwilę wcześniej.
Młody fotograf ze zdziwieniem wlepił w nią wzrok.
— A czy to przypadkiem nie ty zaczęłaś temat, wychwalając Maxa Lightwood'a? — kontynuował brunet z niemalejącym zdumieniem.
— Tak, ale nie shipyyy...
— Hę?
— Max to jedyne prawdziwe dobro w tej historii!
— No dobra, ale co to ma do shipów?
— No bo widzisz, mój drogi towarzyszu — Chopin zacmokał z dezaprobatą. — Niektórzy tak już mają, że lubią tylko jedną postać w serii, a wszystko inne ich nie interesuje.
— Głupota!
— Wiem, Iwuś, wiem.
Zapadła cisza, tym razem pełna czystego szoku i niedowierzania.
— No co? — obruszył się zaraz ciemnowłosy siedemnastolatek, próbując zrobić groźną minę. — To za tego per Serafinka!
— Zaraz, zaraz... — niższa dziewczyna zmarszczyła brwi, wyraźnie myśląc nad czymś intensywnie. — Iwuś... To brzmi zupełnie jak polskie tłumaczenie Iwa-chan!
No i kolejna chwila milczenia.
Najszybciej wybudził się Iwo. Otworzył oczy szerzej, po czym wyraz twarzy rozciągnął mu się do niemożliwych rozmiarów.
— No tak! — mówiąc to, podniósł się na nogi i oparł dłonie o biodra, starając się przybrać jak najmajestatyczniejszą pozę. — Kłaniać się przed Iwa-chanem! Albo was pobiję!
Ele parsknęła, a brwi zmarszczyły się na odmianę u drugiej z pań.
— Czyli jeżeli Iwo jest Iwaizumim to Serafin to... — Bella urwała nagle, z dziwnym wyrazem twarzy patrząc na Serafina.
Nie minęła sekunda, gdy zaczęła śmiać się jak opętana, pierwszy raz w ich towarzystwie.
Reszta zrobiła to samo, aczkolwiek może jej rówieśnik odrobinę się wstrzymał.
— Po pierwsze — zaczął po momencie z urazą — byłbym świetnym Oikawą.
— Jaaasne — licealistka parsknęła. — Nie obraź się, ale Iwo byłby lepszy.
— Po drugie — kontynuował Serafin, ignorując koleżankę. — niby z jakiej paki to mnie od razu przypisano tę rolę?
— Bo to ty tutaj użyłeś jako pierwszy słowa „Iwuś"? — Ele wywróciła oczami. — Poza tym, ja jestem stuprocentowo cis, a Bella jest zbyt ponura na Tooru.
— Jestem równie ponury co ona! — protest przeszedł bez odzewu.
— Ale rzeczywiście... Iwo Dużo bardziej nadaje się na Oikawę. No i ma za mało siły na bycie Hajime.
— Ej! — protesty drugiego z przedstawicieli płci męskiej również zostały zignorowane.
— I jest jeszcze fakt IwaOi — zauważyła przytomnie panna Kwiatkowska.
— Anooooo... — hobbit patrząc na Serafinka uśmiechnął się słodko, z diabelskim posmakiem, a jej mentor (czyli Iwo, oczywiście) poczuł dumę. — No bo odpowiedz mi szczerze. Gdyby Iwuś zaprosił cię na randkę, zgodziłbyś się?
Pochyliła się do przodu, uważnie przyglądając się twarzy o ciemnej karnacji, na której pojawiło się zakłopotanie.
— Ukhm... może? — wzrok skierowany w bok, usta skrzywione.
Sawicki odczuł w duszy nowe pokłady dumy.
— Ale tylko dlatego, że mogłoby być zabawnie. — dodał Chopin szybko, z jakąś dziwną oschłością.
— Okrutny! — potencjalny adorator pana Shoppe złapał się za serce z urażoną miną.
A potem oberwał butem.
____________________
NIE PYTAJCIE.
TO SIEDZIAŁO MI W GŁOWIE OD DAWNA.
MUSIAŁAM, OKEJ.
Krótkie jakieś to wyszło, ups.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top