Cztery

       Eleonorę Uklej irytowało naprawdę wiele. Począwszy od płytkich postaci, poprzez obozy tortur w Czeczeni, aż po samą jej osobę. Fakt, większość z tych rzeczy nie tyle irytowało, co zwyczajnie wprowadzało dziewczynę w stan wściekłości, ale to mało istotny szczegół.

       A wracając do tematu, jedną z irytujących spraw był fakt, że znowu była spóźniona. Och, nie jakoś bardzo, zaledwie kilka minut! Zdecydowanie bywało gorzej, jednak świadomość, że jej „paczka" znów będzie musiała na nią czekać, nieprzyjemnie zaciskała węzeł w jej brzuchu. Mimo że wiedziała, iż się tym nie przejmą, nie potrafiła pozbyć się irracjonalnych obaw. Tak samo zresztą było, kiedy myślała o tym, jak musi wypadać na ich tle. Jako jedyna uczęszczała jeszcze do gimnazjum, podczas kiedy oni byli już uczniami liceum. Nawet jeżeli różnica w wieku wynosiła tylko rok – w przypadku Iwo – oraz dwa lata przy pozostałej dwójce, zdażały się chwile, gdy namacalnie czuła mur między nimi. Owszem, w czasie dyskusji czy rozmów, zapominała o tych wszystkich różnicach i podziałach, ale obawy postanowiły najwyraźniej, że zostaną z piętnastolatką na stałe.

       No, może prawie na stałe.

       Zauważyła znajome sobie sylwetki stojące na rogu. Dobiegła do nich zdyszana, a wszystkie jej obawy i niepewności, starając się ze wszystkich sił, próbowała upchnąć gdzieś z tyłu świadomości.

       — Cześć, Ele — powitał ją z uśmiechem Iwo. — Już myślałem, że stchórzyłaś, po twojej ostatniej przegranej.

       Miał na myśli, oczywiście, dyskusję jaką stoczyła ich czwórka na poprzednim spotkaniu. Eleonora rzeczywiście nie odniosła zwycięstwa, ale podobnie jak i stojący przed nią szesnatolatek. Poczuła, jak węzeł w żołądku zaczyna się rozluźniać.

       Odrobinę już spokojniejsza, rzuciła brunetowi spojrzenie pełne wyższości (co przez jej wzrost musiało wyglądać komicznie) i odwróciła się do czerwonowłosej Anabelli, która również poległa w ich ostatnim starciu.

       — Jeżeli mi powiesz, że on tak gada od kiedy się pojawił... — zaczęła, jednak Bella przerwała jej niemal natychmiast.

       — A niby czego innego można się po nim spodziewać? — bardziej stwierdziła niźli zapytała, wywracając oczami.

       Iwo prychnął, po chwili jednak na jego twarzy znów wykwitł uśmiech. Eleonora często zastanawiała się, czy chłopak kiedykolwiek nie uśmiechał się dłużej niż dwie minuty. Zawsze dochodziła do wniosku, że to niemożliwe.

        Stojący z boku Serafin chrząknął zwracając ich uwagę.

        — Skoro, w końcu — tu urwał na chwilę i rzucił piętnastolatce wymowne spojrzenie. — się zebraliśmy, może już gdzieś pójdziemy? Zaczynam zamarzać, tak się składa.

       Trzeba przyznać, że ten styczeń był wyjątkowo chłodny.

       — W sumie to nie jest taki głupi pomysł... — młodszy z z przedstawicieli płci męskiej w ich gronie, z miną wątpliwego mędrca, potarł dłonią podbródek.

       Czarnowłosa z poczuciem winy pokiwała głową. A jednak, mieli pretensje. Znowu dała im powód do irytacji.

        Ruszyli przed siebie w milczeniu, które jednak nie trwało długo, bo kiedy tylko minęli księgarnię, rozpoczęli dyskusję na temat książek dla dzieci z wystawy.

         — Ta okładka była przerażająca!

       — Daj spokój, Iwo. Przesadzasz.

       — Nie zgrywaj takiego obojętnego, Chopin! Widziałem twoje spojrzenie!

       — Możecie się tak nie drzeć?

       — Ale przyznaj, była straszna!

       — Nie bardziej niż ty.

       — No nie! Hobbicie! Chociaż ty mnie wesprzyj!

       — A okładki u Prachett'a widziałeś?

       — Zdrada!

☁☁☁

       Wchodząc do ogrzewanego pomieszczenia, każde z nich cicho westchnęło i z zadowoleniem się rozejrzało.

       Bez słowa ruszyli w kierunku „ich" stolika, by już po chwili siedzieć i grzać się w oczekiwaniu na kelnerkę. Tego dnia jednak, zamiast nemezis Iwo, stanął przed nimi siwiejący mężczyzna z dobrotliwym uśmiechem.

       — Co podać? — zapytał zachrypniętym, aczkolwiek ciepłym głosem.

       — Ja chcę kakao! — natychmiast wydarła się Eleonora tuż przy uchu Anabelli, która skrzywiła się z miną cierpiętnika.

       — Ooo, kakałko to idealny pomysł! Też chcę! — prawie-fotograf dołączył do krzyków z szerokim wyszczerzem, na co Serafin przybił sobie piątkę z twarzą.

       — Herbatę z cytryną i jakieś ciastko. — poprosił cicho mulat, z odrobinę wymuszonym uśmiechem.

       Kelner pokiwał głową, po czym skierował pytające spojrzenie na czerwonowłosą pannę.

       — Poproszę ciasto malinowe. I szklankę wody. Tyle mi dzisiaj wystarczy — odezwała się dziewczyna, a pozostali spojrzeli na nią z nieukrywanym zdumieniem, które jednak zaraz skrzętnie ukryli.

       Nie pytać i nie wiedzieć.

       — Czyli dwa kubki kakao, jedna herbata z cytryną, losowe ciastko oraz ciasto malinowe i szklanka wody? — potwierdzili zamówienie. — Zaraz podam, proszę o chwilkę cierpliwości.

       Iwo przeciągnął się z zadowoleniem, osuwając się do pozycji półleżącej, za co Serafin spiorunował go wzrokiem.

       — Więc... Wpadło wam ostatnio coś ciekawego w ręce? — zapytała najmłodsza, przerywając po kilku chwilach ciszę.

       — Haikyuu!! — wydarł się natychmiastowo szesnastolatek, wracając do pozycji siedzącej. — Za-je-bio-za!

       Anabella uniósła brew.

       — Mówisz o tym anime, w którym grają w siatkę? — zapytała, uważnie przyglądając się jego twarzy.

       Chłopak energicznie potwierdził, a milczący dotąd ciemnoskóry siedzący obok, zrozumiał do czego zmierzała jego rówieśniczka.

       — A czy przypadkiem, ostatnio nie zarzekałeś się, że za nic tego nie ruszysz? — zapytał, posyłając mu najokrutniejszy ze swoich uśmiechów.

       Iwo zmieszał się odrobinę.

       — Tak, ale-

       — „Łee, ta kreska jest okropna!", „Co to ma niby być?" — wtrąciła się Eleonora, cytując znajomego i uśmiechając się szeroko, choć zdecydowanie nie tak groźnie jak jej starszy kolega.

       Osaczony z trzech stron licealista zrobił to, co wychodziło mu najlepiej.

       Wydarł się.

       — Ta ruda wiewiórka jest genialna! I taka malutka jak ty! — mówiąc ostatnie słowa, przechylił się przez stolik, po czym ze śmiechem spróbował wytarmosić włosy piętnastoletniej dziewczyny.

       Załóżmy, że nie udało mu się to, aby Uklej mogła zachować choć resztki honoru.

☁️☁️☁️

       — Ismena, Anabello.  I s m e n a. — oznajmiła dobitnie dziewczyna.

       Tak się jakoś ich rozmowa potoczyła, że zeszli na tematy starożytnych dramatów.

       No cóż. Życie.

       — Eleeee... — wyjęczał Iwo. — Nadajesz o niej od ponad piętnastu minut. Doooość.

        — Popieram. — zgodziła się niezwykle ochoczo, jak na nią, Bella.

       — A ja wręcz, przeciwnie! — udzielił się Serafin. — Kontynuuj Hobbicie!

       Para morderców, znanych też jako „Iwo Sawicki i Anabella Kwitko", właśnie namierzyła swoją ofiarę.

       — Doskonale! — ucieszyła się gimnazjalistka. — No to tak. Mówiłam, że Antygona to kwoka, która całkowicie olała siostrę, podczas gdy dla braci była gotowa na wszystko. A co na to moja polonistka? Wychwalała ją pod niebiosa, a Ismenkę hejtowała tak, że to aż boli.

       — Ale Antygona nie była znowu taka zła — oznajmił Chopin nagle. — Znaczy, fakt, jej zachowanie było bez sensu, ale miała swoją dumę.

       — I właśnie ta przeklęta duma ją zniszczyła!

       — Bella,  zrób coś — płaczliwym tonem zaczął błagać Iwo.

       — Cicho, zaczyna się robić ciekawie — czerwonowłosa machnęła w jego kierunku dłonią, skupiając uwagę na dyskusji pozostałej dwójki.

       — Et tu Brute contra me!

       — Cicho, no!

__________
No, prawie się wyrobiłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top