Część 4
*budzik*
-O nie jest 7.45 chyba nie zdążę!!!- wykrzyczałem w pośpiechu zakładając bluzkę. Kiedy już się z nią uporałem w biegu założyłem bluzę, chwyciłem w zęby kanapkę, i pognałem na rowerze z torbą w koszyku. Co prawda torba mi zasłaniała drogę ale jakoś dojechałem. Była 7.59. Na ostatnią chwilę. Odstawiłem rower i wbiegłem do autokaru. Zająłem miejsce obok bardzo ładnej blondynki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top