Rozdział 7

Siedzieliśmy razem jeszcze jakąś godzinę. Postanowiłam, że pójdę do Anielii i porozmawiam z nią o moim pomyśle oraz wytłumaczę jej, co się wczoraj ze mną działo.

Miałam już wychodzić, trzymałam już klamkę, kiedy się zawahałam. Puściłam ją, tak jakby zaczęła mnie parzyć. Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Błądziłam zakłopotanym i tym samym trochę przestraszonym wzrokiem po swojej dłoni i drzwiach. Chciałam się uspokoić, jakoś temu zaprzestać, ale nie potrafiłam. Nie umiałam opanować tego, że moje serce zaczęło bić szybciej, a przed oczami pojawiły się wizję wczorajszych wydarzeń.

– Anka? Coś się stało? – zapytał zdziwiony Tadeusz.
– Ja.. Ja.. – wydukałam.

Nie potrafiłam wydusić słowa, a nawet gdybym potrafiła, sama nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Ręce mi się trzęsły i czułam, że pobladłam na twarzy.

– Anastazja? – podbiegł do mnie Maciek i zabrał od drzwi. – Co się stało? – powtórzył pytanie.

Spojrzałam na jego twarz i błądziłam po niej wzrokiem. Zaczęłam brać trochę głębsze oddechy, a on trzymał mnie cały czas za ramiona.

– Ja.. Ja nie jestem chyba gotowa wyjść sama na ulicę.. – westchnęłam. – Jeszcze nie teraz. To wszystko jest dla mnie jeszcze za świeże.

Spojrzałam na nich wszystkich przepraszająco. Nie chciałam okazywać słabości. Nie chciałam być dla nich ciężarem, nie chciałam ich wszędzie za sobą targać. Mieli swoje życie. Ale nie mogłam wyjść sama. Za bardzo się bałam.

Byłam słaba. Po prostu słaba.

– Mogliśmy się tego domyśleć.. – westchnął Janek. - Za dużo przeszłaś, żeby tak nagle z powrotem żyć beztrosko.
– Ale.. Tak już będzie zawsze? – czułam napływające łzy do moich oczu.

Nie mogło być tak na zawsze. Nie pozwoliła bym na to. Przecież nie mogłam tak żyć. Chciałam z powrotem nie bać się wyjść z domu.. A tymczasem nie potrafiłam złapać klamki. Głupiej klamki.

– Nie, skądże! – zawołał szybko Alek.
– Wciąż żyjesz wczorajszym wydarzeniem. – oznajmił Tadek. – To pewne, że nie zniknie ci to tak z dnia na dzień. Musi minąć trochę czasu. – dodał.
– Powinniśmy pójść z tobą. – zaproponował Janek.

Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Nie miałam innego wyboru, musiałam się spotkać z Miller jak najszybciej i opowiedzieć jej o wszystkim.

Chłopcy zebrali się dość szybko. Tadeusz zamknął dokładnie mieszkanie i całą brygadą podążyliśmy chodnikiem. Gadali sobie i czymś, ja tylko słuchałam. Nie chciałam się odzywać, nawet nie miałam zbytnio takiej ochoty. Ale bardzo miło było słychać ich głosów i śmiechów.

– Macie rację.. – powiedziałam nagle, gdy nastała krótka cisza. – Jeszcze przez kilka dni potrzebuje mieć kogoś przy sobie. Nie czuję się na siłach, żeby już wyjść sama na ulicę. – oznajmiłam, rozglądając się po nich.
– Spokojnie Anka, dopóki jesteśmy przy tobie, nic ci się złego nie stanie! – zawołał radośnie Janek.

Uśmiechnęłam się, a on kiedy tylko to zobaczył momentalnie się wyszczerzył.  Po chwili doszliśmy już do kamienicy Anieli. Staliśmy przed drzwiami do jej mieszkania, a kiedy miałam już pukać zatrzymałam nagle dłoń w odstępie kilku centymetrów od drewna.

– Może powinnam ją uprzedzić, że przyjdziemy wszyscy? Że w ogóle przyjdziemy? – mruknęłam, odwracając się w stronę chłopaków.
– Powinnaś. – fuknął Tadeusz – W szczególności to powinnaś powiedzieć mi, że tu przyjdziemy. Patrz jak ja wyglądam! – oburzył się, wskazując na siebie rękoma.

Zaśmialiśmy się cicho. Tadeusz wyglądał normalnie. Ale dobrze wiedzieliśmy, o co mu chodziło. Chciał się wypięknić dla Anieli, a ja mu na to nie pozwoliłam. Będzie mi to teraz wypominać do końca życia.

– Przestań! Wcale nie musisz tam wchodzić! – prychnęłam. - Wejdę tam sama. Nie chcę jej wparowywać do domu całą gromadą. – zakpiłam, a Alek się zaśmiał. – Porozmawiamy chwilę i jak dobrze pójdzie wyjdziemy obie. W najgorszym wypadku będziecie musieli nacieszyć się tylko moim towarzystwem. – wzruszyłam ramionami.
– Chciałaś powiedzieć w najlepszym wypadku. – zaśmiał się Janek.

Zaśmiałam się cicho, a chwilę potem przyłączyli się do mnie chłopcy. Ponownie podeszłam do drzwi i tym razem zapukałam delikatnie.

– Proszę! – usłyszałam głos blondynki, wydostający się mieszkania.

Dziewczyna odkluczyła drzwi, więc nie czekając aż sama mi je otworzy, weszłam do środka, zostawiając chłopaków na klatce schodowej.

– Anka? Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona, widząc mnie w drzwiach.
– Przyszłam po ciebie. A dokładnie zaproponować ci coś, a później wyjść z tobą. – oznajmiłam, zamykając drzwi.
– Zamieniam się w słuch. – zaśmiała się, przewracając oczami.
– Nikogo nie ma? – zapytałam, rozglądając się po mieszkaniu.
– Ojciec w pracy, a matka poszła kupić coś do jedzenia. – wzruszyła ramionami.

W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową na znak, że rozumiem. Dziewczyna usiadła na kanapie i wskazała ręką na sofę, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść, ci też uczyniłam.

Opowiedziałam jej po krótce o tym, co mi się przydarzyło wczoraj. Powiedziałam jej też jakie miałam przemyślenia na temat harcerstwa.

– I tak sobie pomyślałam.. – zaczełam, bawiąc się nerwowo palcami. – Może przyłączymy się do Buków? – wypaliłam, patrząc na nią, aby mócc zobaczyć jej reakcję. – Dobrze nam to zrobi! Jest wojna, będziemy mogły pomóc walczyć w dobrej sprawie! – zawołałam od razu, żeby to jakoś uargumentować.
– Anastazja.. Ja nie wiem.. – mruknęła zmieszana, kręcąc głową.
– Przecież byłaś w harcerstwie. – prychnęłam. – Znasz się na tym!
– Byłam w harcerstwie dziewczyn. – sprostowała. – Ono różni się trochę od harcerstwa chłopców. A na pewno nie zrobią specjalnie osobnej drużyny harcerskiej dla dwóch panienek. – zakpiła.
– Przecież możemy być razem z chłopakami! Mi to nie przeszkadza. – wzruszyłam ramionami. – Nie mów, że tobie tak, bo nie uwierzę. – uniosłam jedną brew.
– No nie.. – jękneła bezradnie.
– No właśnie! To świetny pomysł! – zawołałam. – Proszę, zgudź się! – dodałam błagalnie, załamując ręce.
– Dobra, dobra. – machnęła lekceważąco ręką. – Szczerze nawet podoba mi się ten pomysł. – dodała ciszej, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.
– Świetne! Tak się cieszę! – rzuciłam jej się na szyję.

Dziewczyna najpierw zaczęła kaszleć, bo moje włosy powpadały jej do ust i przykleiły się do szminki, ale nawet nic nie powiedziała. Po chwili, gdy odgarnęła moje włosy objęła mnie mocno.

– Jest jeszcze jedna ważna sprawa. – dodałam, wracając na miejsce. –  Chłopaki wczoraj byli na zebraniu w związku z nowymi mundurami. Powinnyśmy iść tam dziś, zapiszemy się od razu i podamy miary. – oznajmiłam.
– Jeszcze nie wiadomo, czy nas przyjmują, a ty myślisz o mundurach! – zawołała, śmiejąc się.
– Tadeusz powiedział, że szukają nowych harcerzy. Czemu mieli by nas odrzucić? – prychnęłam.
– Bo jesteśmy dziewczynami? – zapytała, zakładając ręce na piersi.
– Proszę, przestań! – warknęłam. W czym my możemy być gorsze do nich? – spojrzałam na nią z politowaniem.
– Masz szczęście, że nie chce mi się rozgadywać na ten temat, bo znalazłabym dobre argumenty.

Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią jak na idiotkę, a gdy już się miałam odezwać, dziewczyna wstała z fotela i poszła w stornę korytarza.

– Chodź już. – zawołała, wychylając głowę.
– Poczekaj, bo jest jeszcze jedna ważna sprawa. – zaczęłam, podchodząc powoli w jej stronę.
– Co znów? – mruknęła, wzdychając ciężko.
– Przed mieszkaniem czekają chłopaki. – odparłam szybko szeptem.

Zacisnęłam szybko oczy i skuliłam się lekko, czekając na jej krzyk. Jednak gdy nie następował, otwarłam jedno oko.

– Że co?! –  krzyknęła na całe mieszkanie.

Zmarszczyłam brwi i przetarlam twarz dłonią. Następnie spojrzałam na nią z politowaniem. Mogła krzyczeć jeszcze głośniej. Przecież to wcale nie jest dziwne.  Poza tym to wcale nie tak, że wszędzie chodzą niemieccy żołnierze, którzy czekają tylko na cos podejrzanego.

– Nie mówisz krzyczeć. – burknęłam.
– Co oni tam robią? – zapytała, nie słuchając co do niej mówię.
– No nie czułam się na siłach, żeby wyjść sama, więc zaproponowali mi swoje towarzystwo. – oznajmiłam, gestykulując rękoma. – Możemy gdzieś później wyskoczyć jak będziesz chciała.. – uśmiechnęłam się głupio.
– Anka! – krzyknęła.
– No przepraszam! – jęknełam bezradnie. – Idź się wyszykować. – pośpieszyłam ją ruchem ręki. – A i jeszcze jedno.
– Powiedz mi tylko, że Tadeusz czeka przed drzwiami z bukietem kwiatów, bo chce mnie zaproście na randkę, a uwierz mi nie ręczę za siebie. – wycedziła już porządnie zbulwersowana.
– Nie, to mam zaplanowane dopiero na następny tydzień. – zaśmiałam się – Chciałam tylko poprosić o grzebień.

Patrzyła na mnie z mordem w oczach, ale już po chwili zaczęłyśmy się śmiać. Aniela poszła do swojego pokoju, a mi podała grzebień i poszłam do łazienki. Uczesałam sobie delikatnego warkocza, który opadał mi na ramię. Dzięki temu zakrywał jedną stronę mojej zadrapanej szyi.

Miller kilka minut później wyszła z pokoju. Była ubrana w granatową spódniczkę, białą koszulę i czarne buty na małym obcasie. Włosy miała rozpuszczone, praktycznie tak jak zawsze. Na ustach odznaczała się jej nieodłączna, czerwona szminka.

Niczym jej nie dorównywałam. Jestem pewna, że gdyby miłość mojego życia weszła właśnie przez te drzwi, to zabrałaby ze sobą Aniele, a mnie nasłała gestapo.

Miałam na sobie czarną, dopasowaną spódnicę, trochę dłuższą niż zazwyczaj, żeby nie było widać siniaków. Koszulę miałam żółtą, z długim rękawem, tak aby nie było widać zadrapań. Na nogach oczywiście standardowo czarne, sznurowane buty na płaskim obcasie

– Żeś się wystroiła! – zagwizdałam, jak tylko wyszła z pokoju.
– Nie przesadzaj! – zakpiła, machając ręką.
– Przecież Tadeusz mi tam zaraz zejdzie!

Zaczęłyśmy się śmiać. Aniela ostatni raz poprawiła w lustrze blond pukle, na co ja przewróciłam oczami. Powoli się zebrałyśmy i wyszłyśmy z mieszkania.

– Dzień dobry, Aniela! – powiedział Tadeusz i szybko podszedł do Anieli, żeby pocałować jej dłoń.
– Dzień dobry. – uśmiechnęła się szeroko.

Następnie kolejno przywitała się z Jankiem i Maćkiem. Zamienili szybko ze dwa zdania, Alek śmiał się z niej, czy nie wybiła mi tego pomysłu z głowy.

– Dobra, chodźmy już. – powiedział Maciek.
– Masz rację, nie wiadomo ile nam tam zejdzie. – westchnął Zawadzki.

Wyszliśmy z kamienicy i powoli podążaliśmy w niezbyt znanym mi kierunku. Ważne było, że chłopaki wiedzą gdzie iść, więc nie dopytywałam, bo nie wiedziałam, czy w ogóle mi powiedzą.

Na przodzie szli Aniela i Tadeusz, którzy zaciekle o czymś rozmawiali. Za nimi szła nasza trójka. Rudy po lewej, ja w środku, a Alek po prawej.

– A czy ty nie miałaś przypadkiem rozpuszczonych włosów? – zapytał Janek, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Miałam. – uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.
– Bardzo ładnie ci w warkoczu. – uśmiechnął się bardziej, patrząc przed siebie.
– Dziękuje.. – poczułam, że na mojej twarzy pojawia się delikatny rumieniec. – Zrobiłam go z zamysłem zakrycia szyi..
– Zakrycia szyi? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– Tak.. – mruknęłam. – Chciałam zakryć zadrapania... – westchnęłam, przymykając lekko oczy.
– Anka, jakie zadrapania? – odparł patrząc na mnie lekko zirytowanym wzrokiem.
– Nie widzisz ich? – odparłam bezradnie. – Jest ich pełno... Na szyi najwięcej..
– Anka! – złapał mnie za rękę. – Ja tam nic nie widzę. – oznajmił.
– Ale ja widzę...
– Ale nikt inny nie widzi. – kontynuował. – Uwierz mi, że skoro ja ich nie widzę, to nikt inny też ich nie zobaczy. – uśmiechnął się pokrzepiająco.

Spojrzałam w jego oczy i mimowolnie też się uśmiechnęłam. To było bardzo miłe, jak bardzo chciał, żebym zapomniała o wczorajszych wydarzeniach i po prostu się tym nie przejmowała. Żebym wymazała te obrazy z głowy już na zawsze.

– Dziękuję. – uśmiechnęłam się szerzej, tam samo jak i on.

Nie puścił mojej ręki. Wręcz przeciwnie. Nasze palce się splotły. Szliśmy w ten sposób przez całą drogę. Czasami o czym rozmawilismy.

Po kilku dobrych minutach drogi doszliśmy wreszcie do celu. Znaleźliśmy się przed jakimś ceglanym budynkiem, bardziej na uboczu. Maciek wszedł pierwszy, miał nas powiadomić, kiedy możemy wejść.

Byłam trochę zestresowana. Czułam ten skręcający się ze stresu żołądek. Czułam to jak trzęsą mi się ręce, a nogi stają się jak z waty. Czułam, że zasycha mi w ustach, a w gardle pojawia się ta nieznośna gula.

Aniela należała już kiedyś do harcerstwa. Ma większe doświadczenie. Ma zatem lepsze predyspozycje, żeby ją przyjęli do Buków. A ja? Nigdy nie należałam do harcerstwa. Byłam tylko na kilku zbiórkach, ale to dawno temu, kiedy byliśmy z Tadeuszem jeszcze w podstawówce.

– Wszystko będzie dobrze. – uśmiechnął się szeroko i lekko ścisnął moją dłoń.

Po chwili podniósł nasze wciąż splecione dłonie i pocałował wierzch mojej, na co przewróciłam oczami, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć.

– Jasne, że będzie dobrze. – uśmiechnęłam się, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo zżerał mnie stres.

Zerknełam szybko na Anielę i Tadeusza. Mówili coś do siebie, ale tak cicho, że tylko oni to słyszeli. Chłopak obejmował blondynkę ręką w talii.

No ładnie. – pomyślałam.

Uśmiechałam się teraz jak głupi do sera. Nie potrafiłam tego zniwelować. Ale nie tylko ja, bo Janek też się wyszczerzył. Obiekt musieli to wyczuć, bo momentalnie na nas spojrzeli.

– Co? – zapytał Tadeusz, unosząc brew.
– Nie, nic. – odparłam szybko. – Przecież ja nic nie mówię.

Spojrzałam na Anielę. Była cała w skowronkach. Oczywiście starała się zachować powagę, tak żeby nikt tego nie zauważył. Jednak ja widziałam wszystko. Widziałam ten delikatny rumieniec na jej policzkach. Te radosne oczy wypełnione iskierkami szczęścia. I ten nieśmiały uśmiech. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

– No dziewczyny! Możecie wejść. – powiedział Alek, wychylając się zza drzwi.
– Tylko my? – zapytałam, rozglądając się po chłopakach.
– Tak, my dołączymy później. – odparł, uśmiechając się lekko.

Maciek wyszedł do nas, ale przytrzymał nam drzwi, żebyśmy mogły wejść. Aniela weszła pierwsza, ja zaraz za nią, ale Tadek mnie zatrzymał.

– Nie ma się czego bać. – uśmiechnął się pokrzepiająco.

Weszłyśmy, a Maciek zamknął za nami drzwi. Szłyśmy korytarzem, a echo naszych kroków unosiło się po całym budynku. Tupot obcasów Anieli sprawiał, że chyba stresowałam się jeszcze bardziej. W końcu doszłyśmy do wyznaczonych drzwi, a Nela zapukała delikatnie.

– Proszę!

Spojrzałyśmy na siebie trochę przestraszonym wzrokiem, ale potem obie się lekko uśmiechnęłyśmy i kiwnęłyśmy zgodnie glowami. Będzie dobrze, przecież co może pójść źle?

Weszłyśmy więc do środka, a naszym oczom ukazali się dwaj mężczyźni. Nie miałam nawet odwagi rozejrzeć się po pomieszczeniu, za bardzo byłam zestresowana. Ręce zaczęły mi się trząść jeszcze bardziej.

– Stanisław Broniewski ps."Orsza" – powiedział jeden.
– Lechosław Jan Józef Domański ps. "Zeus". – oznajmił drugi.
– Aniela Miller ps."Nika". – uśmiechnęła się nieśmiało blondynka.
– Anastazja Zawadzka pseudonimu jeszcze brak.

Starałam się uśmiechnąć, ale byłam pewna, że wyszedł z tego jakiś bardzo źle wyglądający grymas. Spojrzałam ukradkiem na Anielę. Nie było po niej w ogóle widać, żeby się jakkolwiek stresowała. A przynajmniej nie było tego widać na zewnątrz.

– Panienki w jakiej sprawie? – zapytał Orsza.
– Chciałyśmy się zapisać do Buków. – powiedziała Miller.
– Podobno potrzebujecie nowych harcerzy. – dodałam.
– Tak, to prawda. – przytaknął Zeus. - Miałyście styczność z harcerstwem?
– Ja tak, jako mała dziewczynka należałam do harcerstwa dziewczyn. – zaczęła blondynka. – Jednak rozpadło się ono zważywszy na małą liczbę członków. – westchnęła lekko, wzruszając ramionami.
– Rozumiem, a panienka? – zwrócił się do mnie.

Wszysykie pary oczu zwróciły się ku mnie, czego nienawidziłam całym sercem. Starałam się uspokoić drżenie moich rąk i zrobić jakoś niezbyt widocznie kilka uspokajających wdechów.

– Jedyną styczność z harcerstwem miałam, jak byłam mała, kiedy brat zabierał mnie na zbiórki. – oznajmiłam. – Brat, czyli Tadeusz "Zośka" Zawadzki. – dodałam dla sprostowania.
– Wiedziałem, że coś mi mówi to nazwisko. – zaśmiał się Domański.
– Zośka mógłby cię wielkie nauczyć. – odparł. Orsza.
– Zgadza się. – potwierdziłam. –  Mogłabym też pomóc jako pielęgniarka. – dodałam szybko. – Jest wojna, przydam się, jakby ktoś został zraniony podczas jakiejś akcji.
– Jesteś pielęgniarką? – zdziwił się Broniewski.
– Co prawda jeszcze nie, ale po zakończeniu tego roku, mam zamiar iść na studia medyczne. – podrapałam się po karku. – Ale znam się na tym! – zawołałam. – Wiele razy przerabialiśmy takie rzeczy na lekcjach.
– Przydałby nam się ktoś zaufany, kto mógłby opatrzyć chłopców, gdyby zostali ranni.. – zaczął Zeus, ale Orsza nie dał mu skończyć.
– Wspomniałaś, że nie masz pseudonimu.

W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Spojrzałam ukradkiem na blondynkę oboje mnie, a ta lekko uniosła kąciki ust.

– Jak najczęściej na ciebie mówią? Wątpię, że za każdym razem zwracają się do ciebie Anastazja. – prychnął Orsza.
– Tak, to prawda. – zaśmiałam się. – Najczęściej mówią na mnie Anka. – wzruszyłam ramionami.
– Świetnie. Od dziś to twój pseudonim. – odparł szybko.

Zdziwiona rozchyliłam lekko usta. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, bo ponownie zabrał głos.

– Zapewne wiesz, że chłopcy wczoraj podawali miary na nowe mundurki.
– Owszem, dlatego przyszłyśmy już dziś się zapisać, żeby zdążyć podać miary w najbliższym czasie. – oznajmiła Aniela.
– Wasza prośba zostanie jeszcze rozpatrzona. – odparł Orsza, poprawiając jakieś papiery na stoliku. – Ale zważywszy na to, że jesteście przygotowane, możecie podać miary. Macie kartkę.

Przesunął kartkę po stole w kierunku Anieli, więc wzięła ją i długopis i zaczęła pisać. Po chwili podała ją również mi, więc też wpisałam swoje miary. Dobrze, że byłyśmy sprytne i jeszcze u Miller dałyśmy radę się trochę pomierzyć.

– A mogłabym mieć jedną prośbę? – zapytałam, oddając kartkę.

Orsza tylko przytaknął, dając mi tym samym znak, że mogę mówić, o co chodzi.

– Czy jeżeli zostaniemy przyjęte i nasze mundurki będą szyte.. – zaczęłam. – Czy ja mogłabym poprosić o spodnie?
– Spodnie? – zapytała cała trójka w tym samym czasie.
– Tak, będzie mi wygodniej niż w spódniczce.

Orsza uśmiechnął się. Zauważyłam, że jest bardzo poważnym mężczyzną i nie zdarza mu się to często. Aniela natomiast tylko pokręciła niedowierzająco głową.

– Jasne. A panienka? – zwrócił się do Anieli.
– Ja zostanę standardowo przy spódnicy. – zakpiła, spoglądając na mnie, na co tylko przewróciłam oczami.
– Świetnie. – odparł Orsza. – Możecie zawołać chłopaków. Wasza prośba zostanie rozpatrzona.
– Dziękujemy – powiedziałyśmy obie.
– Czuwaj! – zawołali.
– Czuwaj!

Wyszliśmy z pokoju i ponownie zaczęliśmy podążać pustym i cichym korytarzem. Tak jak poprzednio towarzyszyło nam tylko echo naszych kroków.

– Spodnie? Naprawdę? – zaczęła się śmiać.
– Tak. – prychnęłam. – Lepsze niż kiecka.
– Ale my będziemy to zakładać tylko na zbiórki. Nie będziemy w tym biegać na akcjach. – powiedziała.
– Tak czy siak, w lesie są komary.

Zaczęła się śmiać, a ja razem z nią. Nie brzmiało to najlepiej w pustym korytarzu, wręcz trochę strasznie, ale niezbyt sie tym przejęliśmy. Podeszliśmy do drzwi, otwarłyśmy je i wyszłyśmy.

– I jak? – zapytał Tadeusz.
– Orsza was prosi. – odparła Aniela.

Chłopcy weszli, a my zostałyśmy przed budynkiem.

*Pov.Tadeusz*

– Jak myślisz? Przyjmie je? – zagadnął Dawidowski.
– Sądzę, że tak. – powiedziałem.

Doszliśmy do końca korytarza i weszliśmy do pokoju. Byli tam sami Zeus i Orsza, którzy rozmawiali ze sobą.

– Serwus. – powiedziałem razem z Rudym.
– Wiedzieliście, że chcą się przyłączyć? – zapytał od razu Zeus.
– Tak, Anastazja powiedziała, że choćbym się nie zgodził i tak się zgłosi. – oznajmiłem. – Chcę walczyć, nie może patrzeć na Niemców.

Zeus kiwnął głową na znak, że rozumie. Wszyscy zwrócili wzrok ku Orszy, ale zanim ten zabrał głos, odezwał się Janek.

– Sam powiedziałeś, że potrzebujecie nowych harcerzy.
– No właśnie. – odparł Orsza. – Harcerzy, nie harcerek.
– Ale co to za różnica? Świetnie sobie poradzą. – prychnął Alek.
– Anastazja zaproponowała, że może w drużynie odgrywać rolę pielęgniarki. – powiedział Broniewski.

Mężczyzna wyjął paczkę papierosów i włożył do ust jedną sztukę. Podpalił go zaliczką, a po chwili z jego ust wydostał się dym.

– Owszem. Wspominała mi o tym. – kiwnąłem głową.
– Aniela ma doświadczenie w harcerstwie. Sądzę, że da sobie rade. – dodał Zeus.
– A Anka? – zapytał Rudy.
- Jako, że jest siostrą waszego dowódcy, sądzę, że ma coś z niego. - uśmiechnął się mężczyzna z papierosem. – Jest inteligentna. Widać to. – prychnął. – Sądzę, że niebawem je przyjmiemy. - oznajmił.
– Naprawdę? – zdziwiłem się.
– Tak. – przytaknął Broniewski. – Ale nie mówcie im.

Nastał chwilowa cisza. Każdy z nas właśnie wyobrażał sobie te dwie dziewczyny w naszej drużynie.

– A macie pseudonim dla Anastazji? – wypalił Maciek.
– Tak, wspomniała, że takowego nie ma. – odparł Orsza, gasząc papierosa.
– A jaki? – zapytałem.
– Anastazja Zawadzka ps."Anka" – uśmiechnął się Zeus.
– Można się było domyśleć. – zaśmiałem się.

Bytnar pokręcił niedowierzająco głową, a Alek zaczął się śmiać. No to by się spodziewał, że Anka dostanie psuedonim "Anka".

– Podały już miary na nowe mundury. – zakpił Orsza. – Twoja siostra nie przestaje mnie zadziwiać.
– Jak to? – zdziwił się Rudy.
– Poprosiła o spodnie.
– Co? – zawołaliśmy chórem.

Każdy z nas kolejno po sobie spojrzał, jakbyśmy nie do końca wierzyli w to co usłyszeliśmy. Anka zawsze miała tendencje do jakiś dziwnych wybryków, ale nie spodziewałem się, że byłaby w stanie wziąść do munduru spodnie zamiast spódniczki.

– To co słyszeliście. – zaśmiał się Zeus. – A wiesz, że jak była mała i przychodziła z tobą na akcje powiedziała to samo?
– Naprawdę? Nie pamiętam.
– Tak. Stałem z nią i pilnowałem, kiedy wy rozbijaliscie namioty. Zapytała, czemu dziewczyny muszą mieć spódniczki. "Przecież to jest nieopłacalne. Mają tylko posiniaczone i podrapane całe nogi." – zacytował ją. – Sądzę, że stąd jej się wziął ten pomysł.
– Tak racja. Mówiła tak często. – zaśmiałem się, kręcąc głową.
– Mam kilka planów co do nich, ale nie będę wam teraz o tym mówić. – westchnął Orsza. – Za kilka dni powinien przyjść list z odpowiedzią. Następne spotkanie odbędzie się, kiedy przyjadą mundury. Czuwaj!
– Czuwaj! – powiedzieliśmy na pożegnanie.

Wyszliśmy we trójkę z pokoju i zaczęliśmy powoli iść korytarzem. Oczywiście nie dało się iść cicho i w spokoju, żeby móc sobie wszystko przemyśleć, bo odezwał się Alek.

– Nie wierzę, że tak szybko poszło.
– Ja też, szczerze mówiąc. – prychnąłem. – Ale pamiętajcie, ani słowa dziewczynom o tym, że je przyjmą. – przypomniałem im.
– Spokojnie, Zośka! – zawołał Rudy.
– Jak na wojnie! – zaśmiał się najwyższy.

Wyszliśmy z budynku. Dziewczyny czekały i rozmawiały sobie, ale gdy tylko usłyszały, że wyszliśmy odwróciły się w naszą stronę.

*Pov.Anastazja*

– I jak? – zagadnęłam.
– Nic ciekawego. – wzruszył ramionami Zawadzki. – Za kilka dni powinnyście dostać list z odpowiedzią.
– A mówili coś o tym, że nas przyjmą? – zapytała Aniela.
– Nie. – odparł szybko Maciek.
– Chodźmy się napić herbaty do kawiarni. – zaproponował Janek.
– Dobry pomysł. – przytaknęła blondynka.

Ponowienie szliśmy w takim ustawieniu jak poprzednio. Na początku było cicho, ale już po chwili każdy zaczął rozmowę na innych temat.

– Naprawdę chcesz spodnie? – zakpił Rudy.
– Tak. Co w tym dziwnego? – zaśmiałam się.
– Wolałbym gdybyś miała spódniczkę. – mrugnął do mnie.
– Janek! – krzyknęłam, uderzając go w ramię.

Zaczął się głośno śmiać. Przez resztę drogi szłam naburmuszona przez to, co powiedział. To było tak bardzo durne, że w pewnym momencie nawet śmieszne, dlatego nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który po chwili wykwitł na mojej twarzy.

Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy największy stolik jaki był. Nigdzie nie było żadnego niemieckiego żołnierza, ani nikogo z niemieckim obywatelstwem, a to był tylko i wyłącznie plus.

Siedziałam na wprost Rudego, obok mnie Aniela, a na wprost niej Tadek. Maciek siedział na końcu.

– Pójdę coś zamówić. Co chcecie? – zapytał Tadeusz, wstając od stołu.

Każdy po kolei zaczął wymieniać, co sobie  życzy. My standardowo z Miller kawę, Maciek herbatę, a Janek nie chciał nic, co nas wszystkich zdziwiło.

Tadeusz poszedł do lady i zaczął zamawiać. W pewnym momencie pokazał kobiecie na jednego z kwiatków w wazonie.

Uśmiechnełam się mimowolnie, choć nie chciałam, żeby ktoś to zauważył. Wiedziałam doskonale dla kogo ten kwiatek.

Obróciłam głowę w stronę Maćka. Patrzył z uśmiechem na jedną z kelnerek. Również spojrzałam w jej stronę. To była Basia Sapińska. Kojarzyłam ją ze szkoły. Czasami zdarzyło mi się z nią zamienić dwa zdania na korytarzu.

– No idź do niej. – szepnęłam do Dawidowskiego.
– Co? – zdziwił się.
– No przecież widzę. – przewróciłam oczami z politowaniem.
– Tak myślisz?
– Maciek, ja to wiem! – zakpiłam.

I wystartował! Podszedł powoli do Basi. Dziewczyna się zdziwiła, ale na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Usiedli przy małym stoliku i zaczęli rozmawiać.

Tymczasem w naszym kierunku już zmierzał z powrotem Tadek. Zauważyłam, jak jedną rękę trzyma za plecami.

– Aniela? – powiedział, stając przed nią.
– Tak?
– Zatańczysz? – wręczył jej kwiatka.

Widziałam, jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce. Ale nie było innej opcji, więc oczywiście się zgodziła. Położyła kwiatka na stoliku i poszła z Tadeuszem.

– Nie patrz tak na nich, bo ich stresujesz. – zaśmiał się Janek.

Przy stoliku siedzieliśmy teraz tylko my. Oparłam się wygodnie o krzesło i z uśmiechem patrzyłam na dwie pary. Po chwili przerzuciłam wzrok na chłopaka na wprost.

– Ładnie ze sobą wyglądają. – odparłam.

Nie wytrzymałam długo, więc oparłam się łokciami o stolik i podparłam sobie głowę.

– Masz rację, pszczółko. – prychnął.
– Pszczółko? – zakpiłam, unosząc brew.
– Ubrałaś się jak pszczółka. – oznajmił. –  Czarna spódnica, żółta koszula. Po prostu pszczółka!

Spojrzałam na niego jak na skończonego kretyna, ale mimowolnie spojrzałam na swój ubiór. Zaczęłam się śmiać, a Bytnar razem ze mną.

– Janek, prowadzisz korepetycje, prawda? – zapytałam.
– Ile razy mam ci mówić, że to nie jest najlepszy temat do zaczynania rozmowy. – zaśmiał się.
– Teraz mówię serio. – mruknęłam.
– Tak, a co w związku z tym? – westchnął.
– Mogłabym przyjść do ciebie na kilka lekcji? – zapytałam.
– Ty? Na kilka lekcji? – prychnął, zakładając ręce na klatkę piersiową. – Niby z czego?
– Uczysz niemieckiego?
– Owszem, ale niemiecki? Po co ci niemiecki? – dociekał.

Przewróciłam oczami, bo to pytanie wydało mi się bardzo idiotyczne. Po co komuś niemiecki, gdy na ulicach jest pełno niemieckich żołnierzy, którzy mówią coś do ciebie w tym przeklętym języku, a ty nie rozumiesz ani słowa?

– Będę rozumieć, co mówią do mnie Niemcy. – odparłam.
– Dobrze. – westchnął. – Kiedy chciałbyś zacząć?
– Jak najszybciej. – mruknęłam.
– Pojutrze?
– Mi pasuje. – wzruszyłam ramionami. – Dziękuję. – uśmiechnęłam się.
– Nie ma za co. – również się uśmiechnął.

Kelnerka przyniosła nam nasze napoje.
Zaczęłam delikatne mieszać kawę łyżeczką.

– Masz być pielęgniarką w harcerstwie, tak?
– Tak, zaproponowałam to. – odparłam, odkładając łyżeczkę.
– To dobrze. Będzie miał kto się nami zaopiekować. – zakpił.

Zaśmiałam się. Zaczęłam przyglądać się Tadeuszowi i Anieli, którzy tańczyli szybko w rytm muzyki. Śmiali się, byli uśmiechnięci. Tadek obracał nią prawie non stop.

– No chodź. Wiem, że chcesz. – Janek kiwnął głową na perkiet i wyciągnął do mnie rękę.

Uśmiechnęłam się i podałam mu moją dłoń. Zaczęliśmy tańczyć równie szybko jak tamta dwójka. Aniela patrzyła na mnie z uśmiechem i jakąś dziwną dumą w oczach.

Spojrzałam na Maćka, który rozmawiał z Basią. Kiwnełam mu głową na znak, aby również zaprosił ją do tańca. W ten sposób wszyscy zaczęliśmy tańczyć w kawiarni. Piosenka się zmieniła, była wolniejsza i spokojniejsza. Widziałam jak Miller przybliżyła się do Tadeusza. On objął ją w talii. Szeptali sobie coś do ucha, tańcząc przy tym powoli.

My z Jankiem również się przybliżyliśmy. Oparłam swoją głowę na jego ramieniu.

– Nie zaśnij tam, pszczółko. – powiedział mi do ucha.
– Nie mam tego w zwyczaju. – zakpiłam.

Tanczyliśmy, aż skończyła się piosenka. Wtedy wszyscy ponowienie zasiedliśmy do stolika.

– Kawa mi prawie wystygła. – jękneła niezadowolona Aniela.
– Ważne, że ty jesteś rozgrzana. – powidziałam cicho, żeby tylko ona to usłyszała.
– Anka! – krzyknęła. – Jesteś taka sama jak Janek! Macie tylko jedno w głowie!

Janek spojrzał na mnie, a ja na niego. Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem, a razem z nami Maciek.

– Anka się przynajmniej hamuje z tym, co mówi. – powiedział Zośka, śmiejąc się.
– Ciekawe kiedy! – odparła oburzona blondynka.
– Powiedziała to po cichu, żebyś tylko ty słyszała. – prychnął Maciek.
– I niech się tym cieszy. – burkneła. – Musiałaby wracać na ramionach Janka, gdyby powiedziała to na głos. - naburmuszyła się, a my zaczęliśmy się śmiać.

W końcu Aniela też się przełamała i przyłączyła się do nas, a w ten sposób kawiarnia wypełniła się naszym śmiechem, przez co zwróciliśmy kilka par oczu na siebie.

Siedzieliśmy jeszcze godzinę w kawiarni i rozmawialiśmy na beznadziejne tematy. Wracaliśmy razem, bo wszyscy i tak musieliśmy iść w jedną stronę. Będąc pod kamienicą Anieli, Tadeusz odszedł z nią na bok. Mogliśmy tylko usłyszeć cichy śmiech Anielii.

Po chwili Zawadzki wrócił z resztką szminki na policzku. Nie wiem, co tam się działo, ale dowiem się prędzej czy później.

– Do widzenia, pszczółko! – powiedział Janek, kiedy się żegnaliśmy, na co tylko przewróciłam oczami z uśmiechem.

Pod drodze pożegnaliśmy też całego w skowronkach Maćka. Razem z Tadeuszem wróciliśmy do mieszkania.

____________________________________________

Taki trochę dłuższy rozdział.

Mam nadzieję, że wam się spodobał. Miłego czytania! ❤️

Za wszelkie literówki bardzo przepraszam!

dodany – 29.12.2019

ostatnie poprawki – 04.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top