Rozdział 6
Październik 1939r.
Minął tydzień od kiedy odbyła się pierwsza lekcja tajnego nauczania. Kolejna została przeprowadzona wczoraj. Ponownie spotkaliśmy się w takim samym gronie. Lekcja była płynniejsza, bo kontynuowaliśmy robienie zadań z poprzedniego tematu.
Dzisiaj mama poszła do piekarni z samego rana zostawiając mnie i Tadeusza samych w domu. Było jakoś po dziewiątej, kiedy się obudziłam. Wyszłam z pokój i zobaczyłam Tadeusza jedzącego śniadanie w kuchni.
– Śpiąca królewna wstała. – prychnął.
– Tak.. – ziewnęłam teatralnie. – Dopiero teraz jesz?
– Też niedawno wstałem. – oznajmił.
– Masz jakieś plany na dziś? – zapytałam, siadając na krześle naprzeciwko niego.
– Mam za dwie godziny zebranie harcerskie.
– Wszyscy tam będziecie? – kontynuowałam.
– Tak. – odparł szybko.
– A co będziecie robić? – ciągnęłam mój mały wywiad.
– Tego nie wiem. – poruszył ramionami. – Dostałem informację, że mamy się wszyscy stawić, więc to też zrobimy.
– Wiadomo kiedy wrócisz?
– Nie wiem jak długo będzie trwało takie spotkanie. – powiedział. – Pewnie pójdę jeszcze do Alka razem z Rudym.
– Czyli będę sama w domu? – westchnęłam męczeńsko.
– Najwyraźniej. – wstał i odłożył talerz do zlewu. – Myślałem, że się przyzwyczaiłaś. – prychnął.
– Tak, ale ostatnio mam wrażenie, że przesiaduje w domu aż za długo. – mruknęłam. – Praktycznie nigdzie nie wychodzę.
– Oj nie przesadzaj. – zakpił, przewracając oczami. – Obiecuję, że kiedyś cię gdzieś wyrwę. Ciebie, Anielę i chłopaków, żeby nie było nudno. – pocałował mnie w czoło i poszedł do łazienki.
Uśmiechnęłam się. Zazwyczaj nie mówił, że mnie gdzieś zabierze. Ale to wcale nie znaczyło, że ten pomysł mi się nie spodobał. Wręcz przeciwnie.
Tadeusz dawno nie miał zebrania w harcerstwie. Powoli zaczęłam myśleć, że Pomarańczarnia wymarła. Ciekawe, co będą robić na tym zebraniu?
Wyjęłam z lodówki konfiturę i posmarowałam nią chleb. Była to ostatnia kromka. Muszę później iść do piekarni i wziąć nowy bochenek.
Po zjedzeniu umyłam naczynia, a następnie podeszłam do radia i je włączyłam. Usiadłam sobie na sofie i zaczęłam słuchać.
– Wyłącz to propagandowe gówno. – warknął Tadeusz, wychodząc z łazienki.
– Czemu tak mówisz? – zaśmiałam się.
– To same cholerne kłamstwa. Szkoda psuć radia na takie zakłamane informacje. – mruknął. – W ten sposób Niemcy piorą nam mózg. – zakpił.
- Tadeusz! Nie bądź dzieckiem! – zawołałam. – Piorą mózg? Co nam mogą zrobić ci idioci? – zaśmiałam się jeszcze bardziej.
– Anka, przestań! – zawołał oburzony moją postawą. – Niemcy są niebezpieczni. Za bardzo się tu panoszą. Musisz mieć się na baczności.
– Dobrze, braciszku. – powiedziałam, chcąc zakończyć ten temat. – Chodź, pomogę ci. – kiwnęłam głową.
Wstałam i podeszłam do niego. Złapałam go za kołnierzyk koszuli i poprawiłam go.
– Jesteś pewien, że idziesz na spotkanie z harcerstwa, a nie na randkę z Anielą? – zapytałam, uśmiechając się.
– Anka! – krzyknął oburzony.
– Przecież żartuje. – przewróciłam oczami.
– Mamy dziś podać miary na nowe mundury. – oznajmił.
– Mundurki chciałeś powiedzieć. – poprawiłam go.
– Tak brzmi poważniej. – prychnął.
Zaśmialiśmy się. Z zamyśleniem patrzyłam na niego, jak ubiera buty.
- Tadeusz? - zapytałam.
- Tak? - odpowiedział.
- Jest 10.00. Spotkanie masz dopiero o 11.00. - powiedziałam patrząc na niego.
- Wiem, ale muszę iść jeszcze do Janka i Maćka. Mam wszystko wyliczone. Oni na pewno nawet jeszcze nie zjedli śniadania. Jak będę na nich czekał i krzyczał, to będą robić wszystko szybciej - zaśmiała się
- Ciekawa strategia. - powiedziałam.
- Do zobaczenia! Powinienem wrócić gdzieś przed 16.00.
- Nie ma sprawy! Powodzenia! - powiedziałam.
- Dzięki, pa!
Zamknął drzwi. Ponowienie zostałam sama w mieszkaniu. To zaczynało być już monotonne. Ciągle patrzyłam tylko na te same ściany, podłogę, meble i okna. Wgapiałam się tępo w zegarek na ścianie.
Pomyślałam, że może zadzwonię do Anieli i w ten sposób zabije trochę czas. Tak też zrobiłam. Gadałyśmy trochę przez jakieś dwie godziny. Jednak musiałyśmy skończyć, bo Aniela miała pomóc trochę swojej mamie.
Poszłam do swojego pokoju. Chyba dobrym pomysłem było by się wreszcie ubrać. Było już południe, a ja ciągle byłam w piżamie. Zajrzałam do szafy i wyjęłam czarną dopasowaną spódniczkę, białą koszulę z długim rekawem w granatowe kropki oraz czarne balerinki. Rękawek podwinęłam do łokci oraz nie zapinałam ostatniego guzika. Był październik, a na dworze wciąż można było poczuć letnią pogodę.
Słońce pięknie świeciło, a promienie zaglądały przez okno. Otwarłam więc to nad łóżkiem i poczułam orzeźwiające powietrze. Chwilę tak stałam z zamkniętymi oczami, czując jak promyki słońca delikatnie ogrzewają moją twarz.
Następnie pokierowałam się do łazienki i uczesałam się. Zostawiłam rozpuszczone włosy. Wyszłam i ponowienie poczułam znudzenie. Zabiłam raptem pół godziny. Czemu ten czas leci tak powoli, kiedy nie ma się nic do roboty?
Może wypadało by zrobić jakiś prowizoryczny obiad? Tadeusz przecież przyjedzie zmęczony. Nic nie jadł od śniadania, wiec na pewno będzie głodny. Mama też nic nie jadła, bo wątpię, że zjadła rano przed wyjściem śniadanie.
Postanowiłam, że zrobię może jakieś naleśniki, tym bardziej, że w lodówce było wszystko, czego mi potrzeba. W ten sposób zabiłam kolejną godzinę. Miałam mały, ale to naprawdę mały problem, jednakże o nim nikt się przecież dowiedzieć nie musi. Chyba, że mama znajdzie w koszu te dwa zwęglone naleśniki..
Usiadłam na kanapie i westchnęłam głośno. Rozłożyłam ręce i nogi i byłam niemalże pewna, że sama teraz wyglądam jak żywy naleśnik. Przynajmniej nie zwęglony.
– Trzynasta czterdzieści pięć. – powiedziałam sama do siebie. – Co ja mam robić przez tyle czasu? – mruknęłam. – Może posprzątam? Tak to dobry pomysł!
Włączyłam radio i ustawiłam tak, aby grała jakaś muzyka. Zaczęłam tańczyć z miotłą po całym mieszkaniu. Kiedy zaczęłam się obracać i śpiewać, o mało co nie przewróciłam się, po uderzeniu nogą w stół.
Zamiotłam kuchnie, salon, mój pokoj, pokój Tadeusza, łazienkę i sypialnię mamy. W życiu bym nie pomyślałam, że dożyje takiego momentu. W ten oto sposób ponownie zabiłam godzinę czasu.
– Może umyje okna? Tak! – już wstałam z sofy, kiedy ponownie usiadłam zrezygnowana. – Ale tak szczerze to mi się nie chcę. – prychnęłam. – Plus słońce zrobi swoje, nie ma co się przemęczać na darmo.
Siedziałam tak chwilę w milczeniu ponownie wpatrując się w zegarek, jakby oczekiwała, że zaraz wyjawi mi jakąś tajemnicę. Tak naprawdę to odliczałam w myślach sekundy.
– Piętnasta.. Skończyli! – zawołałam, zrywając się z miejsca. – Mieli skończyć o piętnastej, a potem Tadek miał iść do Alka. – powiedziałam, przypominając sobie harmonogram Zawadzkiego na dzień dzisiejszy.
Chyba wreszcie pasowało by pójść po ten chleb. Pomyślałam też, że zrobię dla mamy jakąś przekąskę i zaniosę ją przy okazji. Zrobiłam jej dwie kanapki i zapakowałam. Poszłam jeszcze tylko szybko zamknąć okno w moim pokoju i byłam gotowa do wyjścia.
Może skoczę jeszcze po jakieś owoce? Tak, doby pomysł.
Zamknęłam mieszkanie na klucz, a następnie schowałam go pod wycieraczkę, gdybym nie zdążyła przyjść przed Tadeuszem. Wyszłam z kamienicy i zaczęłam się kierować w stronę piekarni. W drodze do głowy wpadł mi pomysł, aby dowiedzić Miller. Dawno u niej nie byłam.
-Tak to dobry pomysł Anka. Masz dziś same świetne pomysły! - pomyślałam.
Weszłam do piekarni. Zobaczyłam niemałą kolejkę. Jako pierwszy stał jakiś gruby Niemiec w mundurze. Można było poczuć od niego woń alkoholu. Mówił coś do mamy po niemiecku. Podeszłam do lady i podałam mamie zapakowane kanapki.
– To dla ciebie, na przekąskę. – uśmiechnęłam się, podając jej paczuszkę.
– Dziękuję, Andzia. – odparła, a ja skrzywiłam się lekko na to zdrobnienie, którego lubiła używać.
– Czy mogłabyś mi też dać jakiś chleb? – zapytałam. – W domu już nic nie ma.
Podeszła szybko do półki i zdjęła świeżutki bochenek.
– Proszę. – powiedziała, podając mi go.
– Dziękuję. – uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek.
Zaczęłam iść w stronę drzwi, ale spowolniłam trochę kroki, kiedy usłyszałam niemieckie słowa.
- Warum hat sie das Brot nicht bezahlt? (czemu ona nie płaciła za chleb?) - powiedział Niemiec.
- Das ist meine Tochter. (To moja córka.) - powiedziała mama.
- Schöne. (Ładna) - powiedział.
- Sie ist liiert. (Jest w związku.) - powiedziała stanowczo mama.
Zrozumiałam tylko dwa ostatnie słowa wypowiedziane przez nich. Mama specjalnie to powiedziała, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Niemcy byli obleśni. Uważali Polki za jakieś marne zabaweczki, nic nie znaczące istoty, które mogły być użyteczne tylko w jednej kwestii.
Wyszłam z piekarni i skierowałam się jeszcze na szybko do warzywniaka. Kupiłam kilka jabłek. Poszłam już do domu, żeby zanieść torby. Od razu potem miałam się kierować do Anieli. Byłam jeszcze w mieszkaniu, kiedy sobie coś przypomniałam.
– Miałam powiedzieć mamie, że naleśniki leżą przykryte na blacie, więc nie musi nic kupować na kolację. – mruknęłam sama do siebie, uderzając się w czoło. – Brawo Anka!
Wyszłam szybko z mieszkania ponowienie je zamykając. Szłam szybkim krokiem i po chwili ponowienie znalazłam się w piekarni. Nie było tam już tego Niemca.
– Coś się stało? – zapytała zdziwiona mama.
– Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś nie kupowała nic na kolację. Zrobiłam naleśniki, są na blacie. – oznajmiłam.
– Dobrze, cieszę się, Andzia. – zaśmiała się.
– Jak dobrze pójdzie to może zdążę na kolację.
– A gdzie idziesz? – zdziwiła się.
– Idę do Anieli. Nie wiem, kiedy wrócę. – wzruszyłam ramionami.
– Dobrze, uważaj na siebie, kochanie! – zawołała za mną.
Wyszłam szybko z piekarni. Szłam teraz powoli przez ulicę. Już miałam skręcać, kiedy w moją stronę zaczęło iść dwóch Niemców w mundurach. Przyśpieszyłam trochę kroku. Nie wiedziałam, o co im chodzi. Miałam nadzieję, że jeżeli faktycznie chcą czegoś ode mnie, to tylko sprawdzą mi dokumenty i puszczą wolno.
Jeden zaczął iść z jednej strony, drugi z drugiej. Osaczyli mnie. Powoli zagonili mnie w kozi róg. Byliśmy na końcu ulicy w miejscu, gdzie łączył się ze sobą dwie kamienice. Ulice dalej, znajdowała się kamienica, w której mieszkał Maciek.
Obaj Niemcy zaczęli się do mnie zbliżać. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Byłam przestraszona, jak nigdy w życiu. Byli już bardzo blisko. Za blisko.
– Du bist schöne. (Ładna jesteś.) – powiedział ten gruby, którego widziałam dziś w piekarni.
Drugi stał obok. Był wyższy i chudszy. Obydwoje byli pijani, czułam od nich zapach alkoholu na kilometr.
- Chodź mała zabawimy się trochę - powiedział ten chudy po polsku.
- Zostawcie mnie! - zacząłam krzyczeć.
Gruby zasłonił mi usta ręką. Chudy zaczął powoli dobierać się do mojej koszuli. Zrozumiał czego chcieli. W głowie zaczęłam szybko obmyślać jakiś plan działania. Gruby był łatwym celem. Był bardziej pijany i łatwiej było go obezwładnić. Nie myśląc dłużej kopnelam go w krocze. Wrzasnął i puścił moja twarz. Skulił się w kłębek na betonie.
- Ty mała! - zawołał chudy i rzucił się na mnie.
- Pomocy! - krzyknęłam widząc mężczyzne na przeciwnej ulicy.
Chudy zacisnął swoją dłoń na mojej twarzy i zbliżył się tak, że czułam jego oddech na mojej szyi. Zamknęłam oczy. Łzy spływały mi po policzkach. Byłam taka bezbronna. Wolałam umrzeć, niż dać mu to czego chciał. Chwilę po tym usłyszałam uderzenie, a dłoń chodego zniknęła z mojej twarzy. Otwarłam oczy. Został obezwładniony deską. Obaj byli nieprzytomni, ale wciąż żywi. Spojrzałam przed siebie. Janek stał z deską w rękach.
- Anastazja! - krzyknął.
- Janek! - odbiegłam jak najszybciej od leżących Niemców i rzuciłam się Rudemu w ramiona.
Janek objął mnie mocno. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Wiedziałem, że teraz już mi nic nie grozi. Nie przejmowałam się tym, że miałam w połowie rozpiętą koszulę, rozczochrane włosy czy podwienietą spódnice. Byłam bezpieczna.
- Janek.. - nie mogłam z siebie wydusić najprostszego słowa. Trzęsłam się cała.
- Cii.. już dobrze.. spokojnie.. - zaczął ręką gładzić moje włosy, abym się uspokoiła.
Szczerze powiem że nawet trochę pomogło.
- Anastazja zaprowadzę cię do domu zanim oni się obudzą. - powiedział.
Nie miałam siły nawet iść. Janek to zauważył i nim się obejrzałam byłam na jego rękach. Podniósł mnie w stylu "panny młodej" i zaczął iść w stronę mieszkania. Rękami objęłam jego szyje, a głowę oparłam o jego ramię. Wciąż płakałam.
- Skąd.. Skąd się tu wziąłeś? Nie powinieneś być.. u Alka? - wciąż było mi ciężko mówić.
Serce biło mi jak szalone i miałam przyśpieszony oddech. Wciąż się trzęsłam.
- Zmieniliśmy trochę plan. Mieliśmy iść do was, bo Tadeusz powiedział, że czułaś się znudzona ciągłym siedzeniem samotnie w domu. - oznajmił mi.
- Janek.. gdybyś.. - zaczęłam mówić.
- Nie myśl teraz o tym. - przerwał mi.
Zaczęliśmy powoli wchodzić po schodach. Otworzył drzwi wejściowe, co oznaczało, że Tadeusz był w domu. Janek wszedł po cichu, a następnie delikatnie posadził mnie na sofie.
- Zaraz wrócę. - powiedział cicho podchodząc do drzwi.
- Janek..
- Obiecuję. - i zamknął je.
Chwilę po tym weszedł Tadeusz z pokoju.
- Anka? - apytał rozglądając się - Anka! - krzyknął podbiegając do mnie. - Do jasnej cholery co ci się stało?! - pobiegł szybko po koc, przyniósł go i okrył mnie nim.
Powoli odzyskując świadomość zaczęłam zapinać koszule.
- Co się stało?! - krzyknął.
Wciąż nie mogłam nic powiedzieć. Miałam zaciśnięte gardło, a łzy nie pomagały.
- Janek.. - wydusiłam.
- Wiedziałem! Pieprzony gnój! Niech no tylko tu przyjdzie! - zaczął krzyczeć i krążyć po pokoju.
- Nie! To nie on.. - przerwały mi otwierane drzwi wejściowe.
- Tadeusz co się stało? Czemu Janek wychodził stąd taki wkurzony? - zapytał Maciek.
W głowie przewinął mi się ten najgorszy scenariusz. Pobiegłam szybko do mojego pokoju i wyjrzałam przez okno. Szedł szybko ulicą, a dłonie miał zaciśnięte w pięści.
- Janek! - krzyknęłam.
Nic. Zero reakcji. Wybiegłam szybko z pokoju i nawet nie patrząc na chłopaków, wybiegłam z mieszkania. Chwilę po tym byłam już przed kamienicą i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Janka.
- Jest! - pomysłami widząc go.
Zaczęłam biec ile tylko sił w nogach. Złapałam go z ramię.
- Puść mnie! - krzyknął szarpiąc się. Potem się obrócił. - Anastazja? Co ty tu robisz? Wracaj do domu!
- Janek nie! Nie rób tego! Błagam! -padlam na kolana cała we łazach.
Po chwili również przykucnął.
- Proszę nie rób tego! Oni cię zabiją! Zabiją cię! Słyszysz!? Albo złapią cię inni Niemcy! Nie chcę tego! Nie wybaczyłabym sobie! - opuściłam głowę.
- Ania.. - objął mnie. - Dobrze..Zzgadzam się ten jeden jedyny raz. - powiedział.
- Dziękuję.. Dziękuję za wszystko.. - zamknęłam oczy. - Gdyby nie ty..
- Nie myśl o tym. - puścił mnie i wstał. - Chodź wstawaj. Wracamy do mieszkania. - podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.
Podałam mu moją i wstałam. Szliśmy powoli w stronę kamienicy. Weszliśmy do mieszkania. Nagle Tadeusz rzucił się na Janka. Przystawił go do ściany i podniósł za kołnierz.
-Tadeusz nie! Przestań! Puść go! - zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
Maciek podbiegł do nich i ich rozdzielił.
- Tadeusz! Ty nic nie rozumiesz! - zaczęłam na niego krzyczeć.
Podeszłam do Janka, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Zaczęłam przyglądać się jego szyji.
- Nic mi nie jest. - powiedział po cichu i uśmiechnął się.
Usiadłam na kanapie, ponowienie okrywając się kocem, który jakieś pół godziny temu przyniósł mi Tadeusz.
- Idź lepiej zrób herbaty. - powiedziałam do Tadeusza.
Chwilę po tym położył gotową herbatę na stoliku i usiadł obok mnie na sofie.
- Powiesz wreszcie co się stało? - zapytał.
Powiedziałam im powoli co się stało. Widziałam jak powoli rośnie złość w każdym z nich.
- Janek mnie uratował.. - przekręciłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
Wysiliłam się na mały uśmiech.
- Rudy.. Przepraszam, czuje się teraz tak głupio. - powiedział Tadeusz.
- Nie ma sprawy stary. Tylko nastepnym razem dowiedz się co i jak zanim mnie udusisz! - zaśmiał się
- Nie wierzę, że tacy ludzie chodzą po ulicach. Przecież to się może przytrafiać tysiącom Polek w całej Polsce i może nikt nawet nie raczy im pomóc! Cholerni Niemcy!
- To prawda. - powiedział Maciek.
Wstałam i poszłam na chwilę do łazienki. Odświeżylam się, rozczesałam i przebrałam w piżame.
- Jestem zmęczona. - powiedziałam po wyjściu z łazienki.
- Masz rację, idź spać. - powiedział Tadeusz.
Podeszłam do drzwi prowadzących do mojego pokoju i zatrzymałam się na chwilę.
- Ja.. Czy możecie być tam ze mną.. Nie widzi mi się teraz zostać samą. - powiedziałam.
- Jasne - powiedział Tadeusz.
Podszedł do mnie i otworzył drzwi.
- Czy.. Możcie wszyscy? Zaraz będzie godzina policyjna..
- Jasne - powiedzieli równocześnie Maciek i Janek.
Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Przykryłam się kołdrą. Maciek usiadł na fotelu, Janek na krześle przy biurku, a Tadeusz na końcu łóżka. Czułam się bezpieczna przy nich wszystkich. Tadeusz głaskał moje włosy, żebym mogła zasnąć. Zasnełam.
*Pov.Rudy*
Nie mogłem zasnąć. Krzątałem się na krześle. Chciałem jej pilnować przez całą noc, żeby mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Maciek i Tadeusz już zasnęli. Tadeusz siedział na podłodze, a jego ręka była na łóżku Anastazji. Usiadłem koło jej łóżka i złapałem ją delikatnie za dłoń. Chwilę po tym mama Anki otwarła delikatnie drzwi. Popatrzyła na nas, uśmiechnęła się, kiwnęła do mnie głową, a potem zamknęła delikatnie drzwi. Usłyszałem jak mówi coś, zapewne do telefonu.
- Tak są u nas, nie macie się o co martwić.
Delikatnie gładziłem jej dłoń kciukiem. Księżyc oświetlał lekko jej twarz. Na policzkach miała jeszcze łzy. Czułem się tak cholernie źle! Gdybym szedł szybciej może nawet by się do niej nie dobrali! Najważniejsze, że do niczego nie doszło.. Miała tylko kilka małych zadrapań na twarzy, szyi i rękach, oraz kilka siniaków na nogach. Zobaczyłem, że zaczęła się budzić.
*Pov.Anastazja*
Obudziłam się w nocy. Było ciemno, ale udało mi się coś zobaczyć dzięki księżycowi, który oświetlał pokój. Maciek spał na fotelu, Tadeusz koło mojego łóżka. Odwróciłam i za chwilę zobaczyłam Janka opartego głową o łózko. Delikatnie gładził moja dłoń.
- Czemu nie śpisz? - zapytałam cicho.
- Ania? Nie przejmuj się, śpij - powiedział szeptem.
Uśmiechnęłam się, a on kciukiem otarł moje łzy z policzka.
- Dziękuje.. Bardzo ci dziękuję. Za wszystko.. - powidziałam i zamknęłam oczy.
Tego dnia zmieniłam zdanie o Rudym. Był opiekuńczy i troskliwy. Kiedy trzeba stawał się dla mnie jak brat. Czułam, że z każdym dniem poznaje jakąś nowa jego cząstkę.
***
Obudziłam się w miarę rano. Spojrzałam na chłopców. Janek spał oparty o łóżko. Reszta powoli się wybudzała.
- Dzień dobry - powiedział cicho Tadeusz.
- Cześć - powiedziałam. - Nie budzmy go.. Nie spał całą noc.
Chłopcy wstali po cichu i wyszli. Ja starałam się wstać z łóżka, tak aby nie obudzić Rudego. O dziwo mi się udało. Podeszłam po cichu do szafy i wyjęłam z niej jakieś ubrania. Wyszłam z pokoju.
Tadeusz był w kuchni razem z Alkiem. Robili śniadanie dla całej czwórki. Mamy już nie było, zapewne była już w piekarni. Weszłam do łazienki, odświeżyłam się, ubrałam i uczesałam. Następnie poszłam do kuchni, aby zjeść razem z chłopakami.
- Wyspałaś się? - zapytał Maciek.
- Tak.. a wy? - zapytałam.
- Raczej tak - zaśmiał się Tadek.
Po kilku minutach usłyszeliśmy zamykające się drzwi. Janek wyszedł z mojego pokoju.
- Dzień dobry! - powiedziałam.
- Dzień dobry, Anastazko. - uśmiechnął się zaspany i wszedł do łazienki.
Wyszedł po kilku minutach i przyszedł do nas do kuchni. Usiadł przy stole i zaczął jeść jajecznicę.
- Słuchajcie.. Tak sobie myślałam.. - ciężko było mi znaleść odpowiednie słowa. - Chciałabym przyłączać się do waszego harcerstwa .
- Co?! - powiedzieli wszyscy razem.
- Mam dość bycia bezbronna panienką na ulicy. Chcę walczyć z tymi obleśnymi Niemcami. Nie chcę być bezużyteczna.
- Ale Anka to trzeba przemyśleć, ja nie..
- zaczął mówic Tadeusz.
- Ja to przemyślam. Zapytałam ciebie tylko o pozwolenie, żeby nie było, że nikomu nie powiedziałam. Czy się zgodzisz, czy nie i tak się do tego harcerstwa przyłącze. Twoja decyzja nie ma większego wpływu. - powiedziałam stanowczo. - Jednak jeżeli się zgodzisz, będę szczęśliwa, bo będę wiedziała, że popierasz moje zdanie.
- Skoro i tak się przyłączysz, to nie mogę się nie zgodzić. - westchnął i uśmiechnął się.
- Dziękuje! - zawołałam przytulając go. - Powiem to też Anieli. Ona się zna już trochę na tym, bo była kiedyś w harcerstwie dziewczyn. Na pewno się zgodzi.
- Co ja narobiłem? - powiedział Tadeusz.
- Oj będzie ciekawie! - zawołał Maciek.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Ale żeby taki pomysł stał się realiami potrzeba było odwagi. A Anastazja gdzieś głęboko w sobie, taką odwagę miała. Była gotowa walczyć. Za wolność, za życie i śmierć, za Polki i Polaków. Za wszystkich.
„Odwaga polega na tym, że nawet jeśli śmiertelnie się boimy, to i tak wsiadamy na konia.”
____________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Ma ważne znaczenie dla dalszej fabuły. Miłego czytania!
Przepraszam za wszelkie literówki!
dodany ~ 28 grudnia 2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top