Rozdział 34

14 maja 1940r.

Ocknęłam się i momentalnie zerwałam się z łóżka. Usiadłam na nim i wlepiłam wzrok w okno, a dokładniej w błękitne, bezchmurne niebo.

- Dzień dobry, tataku. - uśmiechęłam się. - Dziś jest ten dzień. Szkoda, że nie ma cię dziś przy mnie. - posmutniałam lekko. - Ale mam nadzieję, że cieszysz się tak samo jak ja. Dziękuje ci za wszystko. Za te 18 lat bycia ze mną zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Dziękuje..

Spojrzałam ostatni raz w niebo posyłając w jego stronę promienny uśmiech.

Dziś jest ten dzień.

Dziś są moje urodziny.

Dziś są moje osiemnaste urodziny.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy wyciągając z niej zaplanowane ubranie, jednak nie miałam zamiaru ubierać się w nie już teraz. Moją fiołkową sukienkę położyłam na fortelu, a z szafy wyjęłam koszulę i spódniczkę. W końcu mieliśmy trochę pracy, a nie chciałam się ubrudzić.

Wzięłam ubranie do ręki i wyszłam z pokoju kierując się do łazienki. Tam odświeżyłam się, ubrałam i uczesałam warkocza.

Kiedy wyszłam zdziwiła mnie cisza. To było aż dziwne słyszeć, a właściwie właśnie nie słyszeć nic w tym domu, nawet o godzinie ósmej rano.

Lekko zdziwona weszłam do kuchni.

- Sto lat! Sto lat! - zawołali mama i Tadeusz.
- O matko! - zawołam zakrywając dłonią usta.

Na stole stał mały tort, co nie było dziwne biorąc pod uwagę koszt żywności w tych czasach. Ale był i to było najważniejsze. Liczy się gest, zwłaszcza w obecnym czasie.

- Nie musiałaś.. - powiedziałam przytulając ją.
- Ja pomagałem! - zawołał oburzony Tadek.
- Czyli pewnie otruty.. - mruknęłam podchodząc do niego i również go objęłam.
- Nie chcesz, nie jedz. Ja z chęcią zjem. - prychnał i również mnie objął.
- Wiem, że to tak się nie powinno jeść ciasto na śniadanie, ale ten jeden raz nie zaszkodzi. - zaśmiała się mama krojąc tort.
- Osiemnaście lat ma się raz w życiu. - zaśmiał się Tadeusz zacierając ręce, kiedy mama podała mu talerzyk.
- Tak jak każde inne urodziny. - zakpiłam.
- Wszystkiego najlepszego, córciu. - powiedziała mama, kiedy wszyscy zaczęliśmy jeść.
- I żebyś zmądrzała trochę. - zaśmiał się Tadeusz. - No przecież wiesz, że cię kocham, ty mała wariatko! - powiedział obejmując mnie ramieniem. - Wszystkiego dobrego. - pocałował mnie w skroń.
- Dziękuje wam bardzo. - powiedziałam uśmiechnięta i trochę już zawstydzona tymi wszystkimi życzeniami.

Ale miałam świadomość, że tego dnia będzie ich więcej. Tym bardziej, że dziś pojawi się tu więcej osób. Z okazji moich osiemnastych urodzin postanowiłam zaprosić parę osób, żeby to choć trochę uczcić. Zapewne, gdyby nie wojna zaprosiłabym wszystkich znajomych i zrobiła świetna imprezę urodzinową, ale nie w tych okolicznościach. Postanowiliśmy zrobić kameralne przyjęcie, tak aby nie zwracać dużej uwagi. Zaprosiłam Anielę, Janka, Maćka, Basię, Anodę, Pawła, Heńka i oczywiście Edka, którzy mają się tu zjawić mniej więcej o godzinie piętnastej. Przynajmniej z moimi najbliższymi spędzę ten dzień. Oczywiście pewnie będą się musieli zebrać gdzieś przed dwudziestą drugą, bo nie zapominajmy o godzinie policyjnej. Nie mam pojęcia czy ktoś będzie nocować, nie wiadomo w prawdzie w jakim stanie będziemy. Tadek miał gdzieś zostawione parę butelek wódki jeszcze z Sylwestra. Więc była to idealna okazja do ich spożycia, prawda? W końcu "osiemnaście lat ma się tylko raz w życiu"! Zostało teraz tylko przygotować cokolwiek dla gości.

Mama postanowiła, że dziś pójdzie tylko na kilka godzin do piekarni. Wróci gdzieś przed piętnastą.

Prawdę mówiąc, cieszę się, że będzie świętować z nami. Sądzę, że potrzebuje też trochę oderwać się od rzeczywistości. Tym bardziej, że dużo radości sprawiało jej spędzanie z nami czasu podczas tajnego nauczania, a teraz kiedy już nie uczy.. Na pewno wyjdzie jej to na dobre. Bardzo lubiła się z nami śmiać z jakiś tekstów chłopaków czy ich durnych pomysłów, czy choćby lubiła sobie z nimi porozmawiać na jakiekolwiek tematy. Chłopcy z harcerstwa byli bardzo bystrzy, choć nie pokazywali tego tak po prostu. Zawsze byli bardziej takimi koleżkami z którymi każdy chciał się zaprzyjaźnić, byli takimi śmiszkami z durnymi pomysłami. Co akurat nie było dziwne biorąc pod uwagę, że byli młodymi chłopakami z marzeniami, z planami.

Aż żal pomyśleć, że musieli tak szybko wydojrzaleć, spoważnieć tylko dla tego, że wybuchła wojna.

Musieli stracić radość z życia po to, aby patrzeć co chwilę na zrozpaczonych ludzi, na krew, na martwe, zimne ciała, na ruiny miast..

Ale wracając, mamie dużo radości sprawiała po prostu zwykła rozmowa z młodym pokoleniem. Zwłaszcza, kiedy mogła z nimi porozmawiać na bardzo ciekawe, dojrzałe tematy. Wykazywali się wtedy przy niej swoją bystrością i inteligencja. A jednym z takich chłopaków był właśnie Jan Bytnar.

- Słuchajcie, ja już wychodzę. - powiedziała biorąc torebkę. - Wrócę przed piętnastą.
- Dobrze, mamo. - powiedziałam uśmiechnąć się.
- Wszystko macie w lodówce. - powiedziała łapiąc za klamkę.
- Jasne, mamo. - dodał Tadeusz.
- Jakbyście nie wiedzieli, co gdzie jest to dzwońcie.
- Mamo, możesz już wyjść? - zaśmiał się Tadeusz. - Przecież nie zostajemy sami pierwszy raz w życiu.
- Oj wiem, wiem, ale macie tyle do szykowania..
- Może nie rozniesiemy całej kuchni. - zakpiłam.
- Może. - podkreślił Tadek patrząc na mnie z uśmiechem.
- Powodzenia, dzieci! - zawołała i wyszła z mieszkania.
- Pora się brać do roboty.. - powiedziałam patrząc na kuchnię i podpierając ręce na biodrach.
- Kto by pomyślał, że to tak zleci.. - zamyślił się chłopak.
- O czym ty mówisz? - zapytałam zdziwona.
- No, że tak szybko staniesz się dorosła. - uśmiechnął się spoglądając na mnie. - Doskonale pamiętam, jak byłaś takim małym smrodem biegającym wokół sofy. - zaśmiał się.
- Pfff - prychnęłam uśmiechając się pod nosem.
- Albo pamiętam, jak się zawsze darłaś jak ci zabierałem twój ulubiony niebieski kocyk. - powiedział podchodząc bliżej mnie.
- Przecież miałeś swój! Nie musiałeś zabierać mojego! Proste i logiczne! - zawołałam śmiejąc się.

Brat przytulił mnie, co ja odwzajemniłam. Oparł się brodą o moją głowę.

- Kiedy to zleciało..
- Nie mam pojęcia.. - westchenęłam lekko.
- Nie chcę cię stracić, słyszysz? - powiedział i spojrzał na mnie.
- Nigdy mnie nie stracisz.. Zawsze będę twoją młodszą siostrą. - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
- Zawsze będę cię chronił, nie pozwolę, żeby ktokolwiek wyrządził ci krzywdę. - zaczął gładzić mnie po plecach. - Kocham cię, mała.
- Ja ciebie też. Jesteś najlepszym bratem jakiego mogłam sobie wymarzyć. - powiedziałam spoglądając lekko do góry, aby spojrzeć na jego twarz. - No może masz kilka małych wad.
- Ty za to masz ich pełno. - zaśmiał się.
- Wypraszam sobie. - mruknęłam.

Chwilę jeszcze tkwiliśmy w uścisku. W uścisku wypełnianym czułością, taką rodzinną. Takim bezpieczeństwem i troską.

Choć oboje się kłócili, często nie słuchali siebie nawzajem i tak samo często byli zadania, że jedno wie lepiej od drugiego to kochali się. W końcu byli rodzeństwem.

Po chwili chłopak wypuścił mnie z objęć. Ponownie spojrzałam na jeszcze póki co czystą kuchnie.

- Bierzmy się do roboty, bo nas noc zastanie. - zaśmiałam się zacierając dłonie.
- I jeszcze ja ci mam pomóc? - zapytał Tadeusz śmiejąc się.
- A jak ty sobie to inaczej wyobrażasz? - zapytałam unosząc jedną brew.
- Tak, że ty sobie będziesz tu coś robić, a ja będę patrzeć. - założył ręce na klatkę piersiową, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Dobrze. - wzruszyłam ramionami. - Poradzę sobie. Nie będę się prosić. - powiedziałam i podeszłam do blatu.
- Albo jednak ci pomogę. Nie chcę, żebyś otruła wszystkich.
- Otułabym tylko ciebie - puściłam mu oczko i zaśmiałam się.

Na pierwszy ogień chciałam, żeby poszła szarlotka. Wyjęłam mąkę i położyłam ją na blacie.

- Ah tak? - oburzył się teatralnie. - Ciekawe co powiesz teraz..

Spojrzałam na niego uważnie, aby zobaczyć, co zamierza zrobić. On włożył rękę do mąki i wyjął ją z powrotem. Miał w dłoni garść mąki, którą mnie obrzucił.

- Tadeusz! - zawołałam wściekła.
- Mówiłaś, że i tak musisz się wyszykować przed przyjściem pozostałych. - zakpił.
- Ale ja to chciałam zrobić jak skończymy! - zawołałam.
- To idź się wyszukuj teraz, ja się tym zajmę.
- Nie ma mowy. - westchenęłam i zmarszczyłam lekko czoło.
- Dobra, zostanę i tak mnie nikt nie widzi. - zaśmiałam się lekko. - Skończymy wszystko robić, potem się ogarnę.
- Przynajmniej będziesz miała argument, że cokolwiek robiłaś w tej kuchni. - zśmiał się.

Przewróciłam oczami, po czym również się zaśmiałam. Wyjęłam z reklamówki jabłka, wzięłam miskę i nóż, usiadłam sobie na krześle i zaczęłam je obierać.

- Ty rób ciasto. - kiwnełam głową na mąkę.
- Nie powinno być na odwrót? - zapytał unosząc brew.
- Nie. - powiedziałam stanowczo. - Rób ciasto.

***

- Dobra.. - powiedziałam patrząc na kuchnię. - Mamy sałatkę, szalotkę i kanapki.
- Chyba wszystko, nie? - zapytał Tadek.
- Raczej tak. - uśmiechnęłam się. - Idę się ogarnąć.

Samo szykowanie posiłków zajęło nam całkiem długo. Zbliżyła się już godzina jedenasta. Może poszło by nam szybciej, gdyby nie nasze ciągłe rozmowy i wygłupy. Było ich więcej niż samej pracy. Ale przynajmniej spędziliśmy miło czas.

Weszłam do pokoju i rozejrzałam się. Mój wzrok spoczął na sukience leżącej na fotelu. Czekała tylko, żeby ją na siebie założyć. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

Zgarnęłam ją szybko z fotela i wyszłam z pokoju. Zamknęłam się w łazience i spojrzałam w lusterko. Byłam cała brudna w cieście, a mąka była nie tylko na twarzy i ubraniach, ale także we włosach. Zaśmiałam się widząc ten istny armagedon. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Uśmiech mi zszedł z twarzy, gdy zaczęłam myć włosy, a woda i mąka robiły swoje. Trochę się z nimi mordowałam, ale w końcu wszystko poszło gładko.

Gdy już się odświeżyłam, ubrałam się i wyszłam z łazienki na bosaka. Weszłam do pokoju i usiadłam na krześle przed komodą i lustrem. Udało mi się w miarę wysuszyć włosy ręcznikiem, teraz musiały już wyschnąć same, żebym mogła je potem uczesać.

Wyjełam z szuflady jakieś kosmetyki. Chwilę jeździłam po nich wzrokiem, aż w końcu wzięłam tusz do rzęs i nałożyłam go. Następnie wzięłam jasno czerwoną szminkę i pomalowałam nią usta. Chwilę patrzyłam na siebie w lustrze.

- Coś jeszcze? - pomyślałam i ponownie spojrzałam na kosmetyki. - Wystarczy.

Wstałam z krzesła, odstawiłam je ponownie na swoje miejsce i wyszłam z pokoju.

- Do piętnastej mi wyschną, nie? - zaśmiałam się widząc Tadeusza.
- Pewnie tak, a jak nie to może wymyślisz jakąś nową modę. - zakpił.
- Idź się ty teraz lepiej ogarnij. - zaśmiałam się i pokazałam mu język.
- Idę, nie martw się.

Chłopak wszedł do swojego pokoju po ubrania, a następnie zamknął się w łazience.

Wzięłam sobie tylko gazetę ze stołu, żeby mieć co czytać. Następnie ponownie poszłam do swojego pokoju. Usiadłam po turecku na łóżku plecami do otwartego okna, żeby włosy w miarę wyschły na słońcu. Zaczęłam sobie czytać powoli gazetę.

Pov.Aniela

- Wrócisz dziś? - zakpiła mama stojąc w drzwiach mojego pokoju.
- Wrócę, nie martw się. - mruknęłam.

Dokończyłam malować usta czerwoną szminką. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i schowałam ją do torebki. Wzięłam jeszcze szybko perfumy i popsikałam się nimi.

- Ciekawe dla kogo się tak stroisz. - zaśmiała się.
- Będzie tam wielu chłopców. - powiedziałam posyłając jej złowrogie spojrzenie.

Prawda, będzie tam wielu chłopców. W większości chłopców bardzo dobrze wychowanych, dobrych, miłych pomocnych i bystrych. W większości, bo pamiętajmy, że będzie tam też Edward, ale mniejsza. Mimo tych chłopców, mnie interesował tylko jeden. A zwał się Zawadzki Tadeusz.

- Wychodzę. - powiedziałam łapiąc za klamkę.
- Nie narób mi wstydu. - powiedziała nie spoglądając na mnie.

Mruknęłam tylko jakieś mało zrozumienie "Jasne" i wyszlam z mieszkania.

A może by takie "Miłej zabawy córciu!" czy "Baw się dobrze!"? Matka chyba prędzej dała by się zastrzelić, niż by mi to powiedziała. Prychnęłam w myślach i zeszłam szybko po schodach, po czym wyszłam z kamienicy.

- Ile można czekać? - zaśmiał się Maciek.

Chłopak czekał na mnie razem ze swoją ukochaną, Basią. Był ubrany w koszulę i ciemne spodnie, dziewczyna natomiast miała na sobie zwiewną granatową sukienkę.

- Maciek, mówisz tak, jakbyś nie wiedział ile szykuje się kobieta. - zaśmiałam się, a ze mną Basia.
- Wystoriłyście się, jak na jakiś obiad z Hitlerem. - zaśmiał się.
- Lepiej mów, co kupiłeś. - powiedziałam spoglądając na niego zaciekawiona. - No, co tam wykombinowałeś?
- Może być? - zapytał.

Wyciągnął z torby butelkę.

- Szampan? Żartujesz? - zaśmiałam się.
- Wino! - oburzył się. - Czerwone. Osiemnatoletnie, specjalnie wybierałem.
- No to żeś się postarał! - zaśmiałam się.
- Oj, proszę cię! - zawołała Basia. - Oblecieliśmy chyba całą Warszawę, żeby tylko znaleść takie osiemnastoletnie wino.
- Naprawdę? - zaśmiałam się niedowierzając.
- A żeby tylko! Umyślało mu się, to nie było bata, żeby zrobić inaczej. - zaśmiała się i pocałowała chłopaka w policzek.
- No co? Anka zasłużyła na dobre wino! - zaśmiał się.
- W to nie wątpię. - uśmiechnęła blondynka.
- A ty co masz? - zapytał Dawidowski i szturchnął mnie łokciem.
- Nic wielkiego.. - mruknęłam.
- No pokaż! - zawołał Maciej.
- No dobrze. - fuknęłam przewracając oczami.

Wyjęłam z torebki małe pudełeczko i dałam mu do ręki. Chłopak zagwizdał, wziął pudełeczko i spojrzał na mnie z uśmiechem.

- A cóż to? - zapytał zaciekawiony i zdjął wieczko. - To... Szminka?

Wziął ową szminkę do ręki i zaczął obracać lustrując przy tym jej każdy element, jakby próbował się w niej dopatrzeć czegoś niezwykłego, innego od wszystkich, czegoś niepowtarzalnego.

- Tak, to szminka. - powiedziałam zabierając mu ją i schowałam ją ponownie do pudełka.
- Czemu kupiłaś jej szminkę? - zapytał zdezorientowany.

Basia zaśmiała się i uderzyła się ręką w czoło.

- To nie taka zwykła szminka! Ta jest czerwona, a w dodatku w jej ulubionym odcieniu. - powiedziałam lekko dumnie.
- To nie zmienia faktu, iż Anastazja ma takich pewnie pełno. - zaśmiał się.
- Maciek! - zawołała oburzona Basia.
- Baśka, spokojnie. - zaśmiałam się. - Właśnie, że nie ma. - zwróciłam się do przyjaciela.
- Ale, że jak to? - zapytał.
- Ostatnio mi strasznie narzekała, jak to złamała swoją jedyną i w dodatku ulubioną czerwoną szminkę. - oznajmiłam.
- Jak to złamała? - zakpił.
- Mówisz tak, jakbyś jej nie znał. - zaśmiałam się. - Powiedziała, że po prostu chciała się nią pomalować, wykręciła trochę i nagle wypadła jej z dłoni. A, że to Anka to łatwo się domyśleć, że szminka upadła na podłogę i złamała się calutka.
- Nie wierzę! - zaśmiał się Maciek i pokrecił niedowierzajac głową.
- No to pomyślałam, że jej ją kupię, bo będzie mi tak narzekać do końca życia. - zaśmiałam się, a razem ze mną Basia.
- Dobrze zrobiłaś. - poparła mnie blondynka. - Na pewno jej się spodoba.
- Czerwone wino, czerwona szminka.. Ciekawe co jeszcze! - zaśmiał się dryblasa.
- Maciek, jak ty coś wymyślisz. - pokreciła głową Basia.
- Wchodź, a nie! - zaśmiał się.

Otwarł nam drzwi do kamienicy Zawadzkich i przepuścił nas w nich. Szliśmy powoli po schodach.

- Myślicie, że jest już gotowa? - zaśmiała się dziewczyna.
- Tadeusz na pewno. - powiedział chłopak. - A co do Anki, to nie byłbym pewny.
- No porszę cię, już jest za dwadzieścia piętnastą, na pewno jest gotowa. - zaśmiałam się lekko.
- Aniela, przecież to Anka. - zaśmiał się.

Po chwili byliśmy już pod drzwiami mieszkania jubilatki. Zapukałam do drzwi i oczekiwałaliśmy, aż nam ktoś otworzy.

- Co wy tak szybko? - zapytała zdziwona brunetka otwierając drzwi.
- Dzień dobry, ciebie również miło widzieć. - zaśmiałam się.
- Wchodźcie. - powiedziała i otwarła drzwi szerzej.

Weszłam pierwsza, potem Basia, a na końcu Maciej, po czym Anka zamknęła drzwi.

Była ubrana w fiołkową sukienkę, na ustach miała jasno czerwoną szminkę. Włosy były zaplecione w solidnego warkocza, którego dopełniała równie fiolkowa wstążka.

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Sofa, jak i fotele były trochę odsunięte, żeby zrobić miejsce na coś na kształt parkietu, tak jak w Sylwestra.

- Pomóc wam w czymś? - zapytała Basia.
- Nie, coś ty. Jesteście gośćmi, siadajcie. - powiedziała pokazując na sofę.
- Jacy my goście! - zaśmiał się Maciek. - Co masz jeszcze do zrobienia?
- Nic, wszystko jest gotowe. - powiedziała.
- Alek, od kiedy ty jesteś taki chętny do roboty. - zaśmiał się Tadeusz wychodząc z kuchni.
- Od dziś. - oddał mu tym samym.
- Też się zdziwiłam. - zakpiła Baśka patrząc na Maćka, który uśmiechał się lekko zawstydzony.

*Pov.Anastazja*

- Dobra, to rozgoście się, nie stójcie tak! - zawołałam.
- O! Widzę, że macie już gości. - powiedziała mama wchodząc od mieszkania.
- Dzień dobry, pani Leono! - zawołała cała trójka, niczym dzieci w podstawówce.
- Dzień dobry, kochani. - zaśmiała się. - No dzieci, w czym wam pomóc?
- Mamo, wszystko zrobione. - powiedziała Tadek przewracając oczami.
- To dobrze, synku. Świetnie. - powiedziała. - Przyniosłam kilka pączków, chcecie? Miały być dla was na przekąskę po pracy. - zaśmiała się.
- Ja nie jestem głodna. - oznajmiłam.
- Maciusiu, ale ty mi chyba nie odmówisz, prawda? - zapytała mama spoglądając na chłopaka.

Wszyscy się zaśmialiśmy, a Dawidowski zrobił się trochę czerwony.

- No idź, przecież widzę, że nie wytrzymasz. - szepnęła do niego Basia.
- Jeden mi nie zaszkodzi.. - powiedział najwyższy z towarzystwa.
- Chodź dziecko, dam ci. - powiedziała moja rodzicielka i poszła z nim do kuchni.
- A wy nie chcecie? - zaśmiałam się patrząc na dziewczyny.
- Nie. - powiedziały razem spoglądając na siebie.
- Idę do niego, bo przecież zje wszystko i nic późnej nie wciśnie. - zaśmiał się Tadek, a następnie poszedł do kuchni.

Spojrzałam na dziewczyny, a one na mnie i zaśmiałyśmy się głośno.
Usiadłyśmy na sofie i zaczęłyśmy rozmawiać.

***

- Już otwieram! - zawołałam.

Wstałam szybko z sofy i podeszłam do drzwi. Otwarłam je, a moim oczom ukazała się reszta gości. Była punkt piętnasta.

- Wchodźcie. - zaśmiałam się i wpuściłam chłopaków.

Młodzieńcy po kolei się ze mną przywitali i weszli do mieszkania.

- To może od razu ci damy te prezenty. - zaśmiał się Kazik.
- Chodź Maciek. - powiedziała Basia i pociągnęła chłopaka za rękę.
- No to ustawiać się w kolejkę! Jak do sklepu! - zaśmiała się Aniela.
- Nie musieliście! - zawołałam i pokręcilam głową.
- Siedź cicho i nie psuj chwili! - zawołał Anoda.
- No to tak, kochana. - zaśmiała się blondynka. - Tu masz prezent. - powiedziała i dała mi do rąk małe pudełeczko. - A teraz słuchaj uważnie.

Położyła dłonie na moich ramionach i patrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami.

- Dużo zdrowia i szczęścia. Żebyś była mniej niezdarna, chociaż nie wiem czy nie niezdara Anka to ta sama Anka. - zaśmiała się. - No i weź się tym Jankiem wreszcie zajmij, ile można czekać! - szepnęła tak, żebyśmy tylko my słyszały. - Wszystkiego co najlepsze, kochana. - dała mi buziaka w policzek.
- Dziękuje ci bardzo. - uśmiechnęłam się do niej szczerze.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko pokazując swoje śnieżno białe zęby, które wybijały się znakomicie w zestawieniu z czerwoną szminką, po czym odeszła na bok.

Kolejni byli Maciek i Basia.

- Kochana, życzymy ci wszystkiego czego siebie zapragniesz. - powiedziała łapiąc mnie za dłoń i pocałowała mnie w policzek.
- A to dla ciebie, bo już pełnoletnia to możesz. - zaśmiał się Maciek i podał mi butelkę. - Całą Warszawę za tym obleciałem, więc nie zmarnuj tego.
- Bardzo wam dziękuję. - powiedziałam i pocałował każde kolejno w policzek.
- My to za dużo nie mamy. - zaśmiał się Paweł patrząc na Anodę. - Ale zawsze coś.
- Pawełek cię narysował, ja obrobiłem. - oznajmił Anoda.
- Dziękuje wam bardzo! - zawołałam zakrywając dłonią usta.

Chłopaki podali mi pakunek do rąk.

- Otwórz! - zawołali oboje, po czym się zaśmiali.

Odwiązałam wstążkę i odwinęłam papier. Moim oczom ukazałał się mój portret. Był oprawiony w drewnianą ramkę w kolorze czarnym zrobioną przez Anodę. Sam portret był narysowany pastelami przez Pawła. Ukazywał uśmiechniętą mnie z wiankiem na głowie.

- Dziękuje jeszcze raz. - powiedziałam rzucając im się na szyję.
- Wszystkiego najlepszego! - zaśmiali się oboje.

Odeszli na bok, a przede mną stanął Wilczyński.

- Wszystkiego najcudowniejszego dla najcudowniejszej dziewczyny. - uśmiechnął się.

Podał mi wielki bukiet rozmaitych kwiatów, który ledwo trzymałam w dłoni.

- A tu masz coś bardziej sentymentalnego. - powiedział. - To nasze zdjęcie ze szkoły, gdzieś z końca roku z zeszłego semestru.
- Bardzo ci dziękuję Edek. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co, zasłużyłaś. - uśmiechnął się.

Pozostali się rozgościli i rzwawo o czymś dyskutowali, więc Edek poszedł do nich. Moim oczom ukazał się Heniek i o dziwo był on ostatni.

- Chodź do kuchni, nie stójmy tu. - powiedział.
- Co? Czemu? - zapytałam.

Jednak zamiast mi odpowiedzieć, złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.

- Co jest? - zapytałam zdziwona.
- Proszę. - powiedział podając mi coś zawinięte w papier.

Wzięłam to "coś" do ręki i spojrzałam na niego nie mając pojęcia, o co chodzi.

- Otwórz, nie bój się. - zaśmiał się lekko blondyn.

Odwinęłam papier, a moim oczom ukazała się kenkarta.

- Niee.. - powiedziałam spoglądając na niego. - Nie, ty żartujesz.
- No sprawdź! - zaśmiał się i popędził mnie ruchem ręki.

Z szerokim uśmiechem na ustach otwarłam dokument.

Wszystko po niemiecku.

Niemieckie dokumenty, te o które prosiłam.

- Od dziś możesz się podawać za nijaką Betty Kopf - uśmiechnął się. - Urodzona 16 maja 1921 roku w Hamburgu. Przyjechałaś do Warszawy przed wojną, aby spotkać się z dawną przyjaciółką, ale tak ci się tu spodobało, że postanowiłaś zostać. Cał twoja rodzina mieszka w Niemczech, rodzice w Hamburgu. W Polsce jesteś sama, ja jestem twoim dobrym przyjacielem.
- Nawet nie wiem, jak ci dziękować! - zawołałam i rzuciłam mu się na szyję.
- To na urodziny, wszystkiego dobrego Anastazja. - powiedział odwzajemniać mów gest. - Tylko proszę, ukryj to porządnie.
- O to się nie martw. - powiedziałam puszczając go i ponownie pakując dokument w papier. - Ale mógłbyś to na razie przechować? Ja to zaniosę do pokoju później.
- Nie ma sprawy, u mnie będą bezpieczne. - zaśmiał się, a następnie wyszliśmy oboje z kuchni.
- No córciu, co wyście tam robili? - zaśmiała się mama.
- Rozmawialiśmy. - odparłam szybko.
- Chodź, bo w końcu otworzymy tego szampana bez ciebie! - zaśmiał się Tadeusz trzymając w ręce butelkę owego szampana.
- Masz. - powiedziała Aniela podając mi kieliszek.

Wszyscy ustawiliśmy się w kółku, a Tadeusz zaczął otwierać szampana. Każdy trzymał w dłoni kieliszek. W końcu korek upadł na ziemię, a Tadek zaczął nalewać napój do kieliszków.

- No to wszystkiego najlepszego! - zawołał młody Zawadzki unosząc swój kieliszek ku górze.
- I żyj nam sto lat, a nawet więcej! - zawołała mama.

Następnie wszyscy unieśliśmy, tak jak oni kieliszki, stuknęliśmy się nimi i wypiliśmy ich zawartość.

- Dziękuje wam bardzo! - uśmiechnęłam się szeroko.
- No Kazik, czas na ciebie. - zaśmiała się Aniela szturchając chłopaka łokciem.
- Robi się! - zawołała kierując się w stronę fortepianu.
- Hola, hola! Nie tak prędko! - zawołał Tadek.
- O co chodzi? - zapytał Maciek.
- O to. - powiedział i podszedł do kredensu.

Otworzył go, a następnie coś z niego wyjął. Jak się okazało był tu stary gramofon, który kiedyś mama tam schowała.

- Paweł też chce się pobawić. - zaśmiał się i położył go na stole.

Wziął jakąś płytę, a potem włączył gramofon. Melodia zaczęła rozchodzić się po mieszkaniu.

- No to chodź kochanie, pokażemy towarzystwu jak się tańczy. - zaśmiał się Dawidowski łapiąc Basie za rękę.

Oboje pognali na "parkiet" i jako pierwsi zaczęli tańczyć. Zaraz po nich poszedł Tadeusz z Anielą, następnie mama z Kazikiem.

- Da się pani zaprosić do tańca?

Spojrzałam na osobę, która wypowiedziała to zdanie. Moim oczom ukazał się Edek.

- Jasne. - powiedziałam podając mi dłoń.

Poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Wilczyński położył dłoń na mojej talii, ja swoją na jego torsie i tak wirowaliśmy w rytm muzyki.

Edward z uśmiechem patrzyła na Anastazję. Dawno nie byli tak blisko siebie. Cieszył się ogromnie, że jest tu z nim oraz, że nikt im nie przeszkadza.

- Pawełku, nie tak szybko! - zaśmiała się mama, kiedy chłopak zaczął nią obracać.
- To ja jestem następny w kolejce do tańca z panią Leoną! - zaśmiał się Anoda.

Chłopak stał razem z Heńkiem przy oknie i rozmawiali o czymś.

Po kilku minutach skończyłam tańczyć z Edkiem i zeszłam na bok, żeby trochę odpocząć. Oparłam się o opieradło sofy i patrzyłam na Basię tańczącą z Heńkiem i mame z Maćkiem.

I mimo tego, że na mojej twarzy gościł uśmiech to w środku już nie było mi tak wesoło. W głowie latała mi jedna myśl..

Gdzie ON jest?

Wbiłam tępy wzrok w tańczące pary i pochlonęłam się we własnych myślach.

- Ej, co tak stoisz sama? - zapytała Aniela i oparła się o sofę, tak samo jak ja. - Stało się coś?
- Nie, nic. - powiedziałam szybko i spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Przecież widzę. - powiedziała stanowczo. - Chodzi o Janka, prawda? - westchnęła lekko.
- Myślisz, że on jest na mnie o coś zły, że nie przyszedł? Czy ja coś zrobiłam? - zapytałam.
- Coś ty! - zawołała i złapała mnie za rękę. - Przyjdzie zobaczysz. Przecież to Janek, dziewczyno! Znając życie to zaspał. - zaśmiała się lekko.

Uśmiechnęłam się lekko i nic nie odpowiedziałam.

- Przyjdzie, jestem pewna. - dodała obdarowywując mnie ciepłym uśmiechem. - A jak nie, to straci niezłą imprezę. - zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Chodź zatańczyć, późnej będziesz odpoczywać. - zaśmiał się Kazik podchodząc do nas i łapiąc mnie za rękę.
- No, idź żesz! - zaśmiała się blondynka.
- Tylko nie obracaj mną, tak jak mamą, bo ja tu stracę równowagę! - zaśmiałam się i poszłam z chłopakiem na parkiet.

Zaczęliśmy tańczyć, a nim się obejrzałam piosenka się skończyła i tańczyłam z Dawidowskim.

- A co panienka taka smutna?

Nawet nie nie potrafiłam zliczyć z iloma chłopakami zdążyłam już zatańczyć. Cały czas siedziałam z głową w chmurach. Nawet nie miałam pojęcia z kim teraz tańczyłam.

- Co? Nie, nie prawda. - zaprzeczyłam i spojrzałam na twarz chłopaka. - Janek..?
- No, dzień dobry! - uśmiechnął się szeroko, a ja razem z nim.
- Kiedy przyszłeś? - zapytałam, kiedy mnie obrócił.
- Jakieś piętnaście minut temu. - oznajmił, kiedy ponownie wróciłam w jego objęcia. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się spóźniłem.
- Nie, absolutnie. - odparłam szybko.
- Aniela mówiła, że się martwiłaś. - zaśmiał się.
- Ja? O ciebie? Dobre sobie! - zaśmiałam się.
- Ja wiem swoje!
- No dobrze, może trochę.. - zaśmiałam się lekko. - Myślałam, że sobie zapomniałeś..
- Ja? O tobie bym nigdy nie zapomniał. - uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuje, że przyszedłeś. - powiedziałam i dałam mu małego buziaka w policzek.
- Przyszedł bym nawet, jakbyś mnie nie zaprosiła. - zaśmiał się.

Piosenka się skończyła, a my zeszliśmy na bok, tak jak reszta osób tańczących.

- No to czym się nasz rudzielec zajmował, że się spóźnił? - zaśmiał się Maciek otwierając butelkę wódki.
- Nie twój interes. - zaśmiał się Janek i pokazał mu język
- Powiedz od razu, żeś zaspał i sprawa załatwiona. - zaśmiał się Tadeusz.
- A idźcie w diabli! - zawołał Rudy i machnął lekceważąco ręką.
- Nie denerwuj się, z kogoś musimy się śmiać. - zaśmiała się Aniela.

***

Minęło już kilka dobrych godzin. Było jakoś w pół do dwudziestej.

Kilka butelek wódki było już opróżnionych, ale mimo tego towarzystwo było trzeźwe. A najbardziej był Janek, który napił się tylko jeden kieliszek za zdrowie Anki.

Pani Leona poszła już do siebie, chcąc dać młodzieży trochę swobody.

Jak można się domyśleć biorąc pod uwagę to, że w towarzystwie był zarówno Jasiek, jak i Edek, to kiedy Anastazja tańczyła, z którymś z nich to patrzyli na siebie tak zawistnym, tak złowrogim wzrokiem, jakby chcieli pożreć siebie nawzajem.

Stałam właśnie z Edkiem w kuchni. Rozmawialiśmy o starych czasach, śmiejąc się co jakiś czas. W dłoni obracałam lampkę wina.

- A pamiętasz jak wspinaliśmy się po drzewach, tam nad jeziorem? I ty wyszłaś na drzewo razem z nami. - zaśmiał się Edek.
- Wtedy ci mi but spadł? - zaśmiałam się przypominając sobie to wydarzenie.
- Prosto do wody! - zawołał.
- Pamiętam. - przytaknęłam. - Nawet pamiętam, kto go stamtąd wyławiał. - zaśmiałam się.
- No byłbym zły jakbyś zapomniała! - zawołał śmiejąc się przy tym. - Miałem katar przez tydzień i ochrzan o to, że całe ubrania są przemoczone!
- Ale opłacało się! But był calutki! - zaśmiałam się.
- Widzisz? Dla mnie zawsze najważniejsze było twoje szczęś-
- Anka, mogę cię prosić na chwilę? - zapytała Aniela wchodząc do pomieszczenia.
- Jakbyś nie zauważyła, to rozmawiamy. - powiedział Edward.

Oboje spojrzeli na siebie złowrogim wzrokiem. Musiałam przejąć inicjatywę, jeśli nie chciałam dopuścic do tego, żeby blondynka rzuciła się na niego z pazurami.

- O co chodzi? - zapytałam.
- Mogłabyś ze mną wyjść? - zapytała patrząc na mnie wymownie.

Wstechnęłam lekko i zmarszczyłam czoło.

- Edek, zaraz wrócę, dobrze? - zapytałam patrząc na niego.
- Oczywiście, nie martw się. - uśmiechnął się.

Podeszłam do blondynki i obie wyszliśmy z kuchni.

- Co? - zapytałam.

Dziewczyna odwróciła się za siebie i spojrzała czy brunet na pewno nie podsłuchuje czy coś podobnego. Gdy upewniła się, że nadal jest na swoim miejscu ponownie odwróciła się do mnie.

- Janek już idzie. - oznajmiła.
- Co?! Jak to?! - zawołałam.
- Mówi, że obiecał mamie, że wróci wcześniej. Idź się z nim pożegnaj, bo czeka. - oznajmiła i wskazała na chłopaka.

Stał przy ścianie koło drzwi z Basią i Maćkiem i rozmawiał z nimi.

- Dobra, dzięki. - powiedziałam i poszłam w stronę chłopaka. - To prawda, że już idziesz? - zapytałam stając obok niego.
- Chodź kochanie, zatańczymy. - powiedziała Basia i odeszła razem z Maćkiem, tym samym zostawiając mnie z Jankiem samych.
- Tak, obiecałem mamie, że wrócę wcześniej. - westchnął lekko.
- Trochę szkoda, ale jak trzeba to trzeba. - powiedziałam patrząc na moje balerinki.
- Anastazja..? - zapytał i złapał moją dłoń.
- Tak? - zapytałam i spojrzałam na jego twarz.
- To mój prezent urodzinowy.

Wyłonił zza siebie małą paczuszkę. Podał mi ją do ręki, wciąż patrząc mi w oczy.

- Nie musiałeś..
- Musiałem, nie kłóć się ze mną. - zaśmiał się lekko. - Proszę, otwórz jak będziesz iść spać, dobrze?
- Dobrze, ale dlaczego? - zapytałam nierozumiejąc.
- Bo tak. - zaśmiał się. - Zadajesz za dużo pytań, księżniczko.
- Dziękuje. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Dobranoc. - powiedział całując wierzch mojej dłoni.

Złapał za klamkę, spojrzał na mnie ostatni raz z uśmiechem i wyszedł z mieszkania.

Janek przeklinał się w myślach. Czy dobrze postąpił? Może powinien być tam z nią gdy otworzy prezent? Może powinien, jednak zostać mimo obietnicy? Może nie powinien zostawiać Anastazji tam samej z Edkiem? W tym wypadku nie "może" tylko "na pewno"! Przecież największą głupotą było wycofać się z pola bitwy i zostawiać cel z wrogiem! Ależ się karcił w myślach za to! Jak mógł być tak durnym? No, ale przecież teraz już się nie wróci, to było by głupie. Co by jej powiedział? Że jednak zostanie? Przecież naprawdę obiecał mamie, że wróci wcześniej. No cóż.. teraz zostało mu tylko mieć nadzieję, że Edek nic nie wskóra pod jego nieobecność. A dodatkowo miał trójkę przyjaciół, którzy stoją po jego stronie. Basia, Maciek i Aniela na pewno wkroczą do akcji, gdyby coś poszło za daleko. Zostało tylko mieć nadzieję.

Stałam z prezentem od Janka jak wryta. Wpatrywałam się w zamknięte drzwi, w których dopiero co zniknął.

"Otwórz jak będziesz iść spać" huczało w mojej głowie. Czułam się, jakby to była jakaś najwieksz tragedia, największą krzywda, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mi wyrządził. Przecież katorgą było to dla mnie, aby czekać na otwarcie tego. Przecież ja nie wytrzymam do nocy. Nie wytrzymam tak długo! Musiałam wiedzieć co tam jest. Teraz.

Nie mogłam.

Nie wytrzymałam.

Pobiegłam szybko do pokoju, zamykając za sobą drzwi i położyłam prezent na biurku. Szybko odpakowalam go z papieru. Moim oczom ukazało się zdjęcie naszej dwójki w ramce.

Siedzieliśmy oboje na trawie i śmialiśmy się z czegoś. Janek patrzył na mnie, a ja miałam zamknięte oczy i śmiałam się niebo głosy.

Wzięłam je w dłoń i przyjrzałam mu się z uśmiechem. Jednak moją uwagę przykuła koperta pod zdjęciem. Szybko odstawiłam ramkę i wzięłam kopertę. Chwilę patrzyłam w nią zastanawiając się, co w niej może być.

Odpieczentowałam ją i ze środka wyjęłam małą karteczkę. Od razu dostrzegłam na mniej napis.

lieben - kochać

Otwarłam szerzej oczy.

Lieben.

Lieben.

Liebe.

Coś mi to mówiło. Szybko odłożyłam karteczkę i zaczęłam grzebać po szufladach. Wyjęłam zeszyt do niemieckiego z czasów naszych korepetycji i otwarłam go na ostatniej stronie, na której znajdowała się nasza "rozmowa". Szybko dostrzegłam na niej interesujące mnie zdanie na samej górze napisane przez Janka.

Ich liebe dich.

Moje serce zabiło szybciej na te trzy słowa. Znałam znaczenie tych dwóch, teraz poznałam znacznie trzeciego.

Już wiedziałam, już rozumiałam.

Wiedziałam co muszę zrobić.

Zgarnęłam jeszcze tylko szybko z szuflady pistolet, bez którego ostatnio nie ruszałam się z domu. Był to jeden z tych pistoletów, które zdobyliśmy w "akcji broń". Orsza pozwolił nam je zabrać ze sobą, aby służyły nam do obrony.

Wyparowałam szybko z pokoju i wybiegłam z mieszkania. Zbiegłam po schodach i wyszłam z kamienicy. Rozejrzałam się i dostrzegłam cel. Podbiegałam bliżej, ale on ciągle się oddalał.

- Janek! - zawołałam.

Chłopak zatrzymał się i obrócił w moją stronę. Podbiegłam ile sił w nogach i rzuciłam mu się na szyję. Objęłam go mocno, a on to odwzajemnił. Obrócił nas wokół własnej osi. Po chwili stanął i ciągle mnie obejmując postawił na ziemi. Objęłam jego twarz dłońmi i sojrzałam mu prosto w oczy.

- Ich liebe dich. - powiedziałam.
- Ich liebe dich auch.

Szybko złączyłam nasze usta, co Janek momentalnie odwzaejmnil.

Czułam, jak moje serce prawie chce się wyrwać z piersi. Fala gorąca przeszyła moje ciało, a w brzuchu roiło się od motyli.

Janek był w tym momencie chyba najszczęśliwszym chłopakiem na całej kuli ziemskiej. Trzymał w ramionach ukochaną i właśnie smakował jej malinowych ust.

Pocałunek, tak elektryzujący. Tak przepełniony tęsknotą, miłością, czułością, troską i wszystkim, co się da.

Tak długo czekali na tę chwilę.

Tak długo czekali na siebie.

Wydawało im się, że ta chwila trwała nieskończoność, w prawdzie chcieli, żeby trwała nieskończoność. Ale nie trwała tyle, trwała chwilę, krótką chwilę.

Oderwaliśmy się od siebie z braku tlenu. Po moich policzkach spłynęło kilka łez szczęścia. Oparliśmy się o swoje czoła i wpatrywaliśmy się w siebie.

- Nie płacz.. - uśmiechnął się i otarł moje łzy opuszkami palców. - Kocham cię najmocniej na świecie, zapamiętaj to.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i chciałam ponownie go pocałować.

Nagle strzał.

Głucha cisza.

Stałam jak wryta. Nie widziałam, co się stało. Zbladłam i wytrzeszczyłam oczy. Spojrzałam na Janka, który również pobladł.

Kula przeleciała centralnie nad naszymi głowami i trafiła w budynek. Nie możliwe, żeby był to strzał chybiony. To musiało być specjalnie.

Dłużej się nie zastanawiałam. Szybko wyjęłam z kieszeni pistolet, załadowała go i zaczęłam mierzyć w osobę, która strzeliła. Nacisnęłam spust.

- Anka, nie! - zawołał Janek.

Szybko pociągnął moją rękę ku górze, przez co pocisk poleciał do góry, nie wiadomo gdzie.

- Co ty wyprawiasz?! - załowałam wściekła.

Nie rozumiałam jego działania. Ktoś tu SPECJALNIE chciał nas nastraszyć. Specjalnie strzelił nad nami, a ten nie pozwolił mierzyć do niego, nie pozwolił mi strzelić.

- To Tadeusz.. - powiedział patrząc w stronę ów oprawcy.

Wytrzeszczyłam oczy, zbladłam jeszcze bardziej, rozchylilam lekko usta. Z oczu zaczęły wydobywać się łzy, których nawet nie potrafiłam zahamować. Nic już nie potrafiłam..

*Pov.Tadeusz*

- Szkoda, że już musisz iść. - powiedziałem stojąc obok Janka razem z Maćkiem, Basią i Anielą.
- Mi też szkoda, ale obiecałem mamie, że wrócę wcześniej. - westchnął lekko. - Aniela możesz iść po Ankę? Chciałbym się pożegnać. - oddał patrząc na blondynkę.
- Nie ma sprawy. - powiedziała i ruszyła, a za chwilę ponownie się zatrzymała i zwróciła do nas. - A ktoś wie, gdzie ona jest? - zaśmiała się.
- Jest w kuchni, rozmawia z Edkiem. - zaśmiałem się.
- Jasne. - mruknęła i poszła.
- Dobrze, że mogłeś być chociaż te parę godzin. - zacząłem. - Anastazja na pewno jest z tego powodu zadowolona. - zaśmiałem się lekko.
- Zadowolona? - zakpił Maciek. - Ona jest w siódmym niebie!
- Maciek.. - mruknęła Basia i szurchnęła go łokciem w żebra.
- Tadeusz! Chodź na chwilę! - zawołał Heniek.
- Już! - zawołałem. - No to serwus, Rudy.
- Na razie. Powodzenia w sprzątaniu. - zaśmiał się chłopak.
- To już wiem, dlaczego tak szybko wracasz do domu. - zakpiłem i poszłem do chłopaków.

Okazało się, że zawołali mnie po to, aby rozwikłać jakiś spór między Pawłem i Anodą. Potem zaczęliśmy rozmawiać na jakiś inny temat.

Po paru minutach widziałem, jak Anka idzie się pożegnać z Jankiem. Chwilę rozmawiali, potem się pożegnali i chłopak wyszedł. Brunetka stała chwilę w miejscu, a potem pognała do pokoju.

Zdziwiony ruszyłem za nią, ale zanim zdążyłem wejść do pokoju, ona wybiegła z niego jak poparzona i wyparowała z mieszkania.

- Proszę zbierzcie stąd Edka, bo ja tu dłużej nie wytrzym- przerwała Aniela podchodząc do nas.

Ja szybko ręką dotknąłem tylko kieszeni spodni ,żeby sprawdzić czy jest tam broń i również wybiegłem z mieszkania.

*Pov.Aniela*

- O kurwa.. - powiedział Heniek widząc, że Tadeusz wybiegł.
- Anka ma przestarne.. - westchnął Kazik.

Wytrzeszczyłam oczy rozumiejąc, co się stało.

- Tadeusz! - zawołałam i również wybiegłam z mieszkania.

Zbieglam po schodach i wyszłam z kamienicy.

Spóźniłam się.

Zobaczyłam w oddali tylko Ankę i Janka, którzy się całowali. Tadeusz stał na wprost nich i celował pistoletem nad nich.

Nagle strzał.

Podbiegłam do niego i szarpnęłam za ramię.

- Co ty wyprawiasz, do cholery?! - krzyknęłam.

Zrobił to specjalnie. Specjalnie mierzył nad nich, żeby tylko się rozdzielili. Żeby tylko im przerwać.

Jak długo on będzie zabraniał im kochać siebie nawzajem?!

Tadeusz nic nie odpowiedział tylko bez słowa schował pistolet.

Nagle usłyszeliśmy krzyk Janka, a następnie Anki.

*Pov.Anastazja*

W końcu się otrząsnęłam. Ruszyłam ku mojemu bratu, koło którego była teraz tez Aniela.

- Anka, czekaj! - zawołał Janek chcąc mnie zatrzymać.

Stanęłam na wprost Tadeusza i patrzyłam na niego. Czułam taki gniew, taki żal! Nie mogłam uwierzyć, że dopuścił by się czegoś takiego.

- Jak mogłeś?! - krzyknęłam.
- Ja?! Jak ty mogłaś?! Ile razy mam ci powtarzać! To już zaszło za daleko! - krzyknął.
- To moje życie i moje decyzję! Kim ty niby jesteś, żeby mi rozkazywać!?
- Twoim bratem! Starszym bratem! Wiem lepiej od ciebie! Robię to dla twojego dobra!
- Dla mojego dobra?! Pogrzało cię?! Zakazujesz mi kochać! To jest twoim zdaniem dla mojego dobra?!
- Nie chcę, żeby cię zranił! Anka, wiem co mówię!
- Ty nic nie wiesz! Nie masz o niczym pojęcia! Nie będę słuchać twoich cholernych rad!
- Wiem i to nad to więcej od ciebie! Przestań być nadąsaną smarkulą! Jesteś dorosła, do cholery!
- To mojej życie! Masz swoje, więc zajmij się nim! Bo jak na razie to słabo ci to wychodzi! A może ty nie potrafisz? Może musisz uprzykrzać innym życie? Może ty po prostu nie potrafisz żyć bez cierpienia innych?!

I wtedy Tadeuszowi puściły nerwy. Miał już dość. Anastazja właśnie oskarżyła go o to, że żywi się cierpieniem innych, że nie potrafi zająć się swoimi sprawami.

Dostałam w twarz.

Dostałam w twarz do Tadeusza.

Dostałam w twarz od własnego brata.

Nastała głucha cisza. Nikt nic nie mówił, niej nie krzyczał. Chyba w tym momencie nawet nikt nie oddychał.

Janek i Aniela w osłupieniu patrzyli na tą dwójkę.

Mój policzek zaczerwienił się od uderzenia i zaczął cholernie piec. Z moich oczu wydostało się kilka łez.

Czułam się strasznie. Czułam się.. pusta. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że Tadeusz mnie uderzył. Ktoś, kto był dla mnie tak bliską osobą. Ktoś, kto od zawsze deklarował, że będzie mnie chronił i nie pozwoli, żeby stała mi się krzywda. Ktoś, ktoś jeszcze dziś rano deklarował, że mnie kocha.

- Ciekawe, czy ojciec byłby z ciebie dumny.. - wycedziłam przez zęby.
- A-anka.. Ja... - Tadeusz nie miał pojęcia, co się stało.

Patrzył to na swoją rękę, którą przed chwilą spoliczkował Ankę, to właśnie na brunetkę. Nie potrafił dopuścić do siebie faktu, że właśnie uderzył młodszą siostrę. Ukochaną siostrę. Tą, którą obleciał chronić.

- A ty co? - warknęłam w stronę Anielii. - Nadal go kochasz? To uważaj, bo jak go nie będziesz słuchać to to się źle skończy.
- Anastazja, chodź.. - szepnął Janek i pociągnął mnie za ramię.

Odwróciłam się w jego stronę, potem ponownie na osłupiałego Tadka. W końcu kiwnełam na znak zgody i odeszliśmy powoli.

*Pov.Tadeusz*

Anka i Janek zaczęli odchodzić, a ja i Aniela staliśmy w miejscu.

Zacząłem płakać. Nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem. Upadłem na kolana i złapałem się za głowę.

W mojej głowie była pustka. Tylko jedna myśl tam krążyła. Zdanie Maćka, które wypowiedział już dawno temu.

"Jak na razie to ona cierpi przez ciebie, a nie przez Janka."

Teraz to zdanie odzwierciedlało prawdę jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem. Jeszcze to co mi powiedziała..

"Ciekawe, czy ojciec byłby z ciebie dumny."

Obiecał ojcu, że będzie ją chronił. Że nie pozwoli by cierpiała. Że dopilnuje, aby była szczęśliwa.

A obecnie właśnie złamał wszystkie te obietnice. Jednym głupim uderzeniem. Jednym głupim strzałem. Jedną głupią kłótnią.

A to co powiedziała Anielii.. To, żeby zastanowiła się czy na pewno chce mnie kochać.. To, żeby lepiej mnie słuchała, bo źle się to dla niej skończy..

Pierwszy raz w życiu czułem się tak źle.

- Tadeusz.. - powiedziała blondynka.

Przyckucnęła obok mnie i złapała mnie za rękę.

- Ty naprawdę mnie kochasz..? - zapytałem czując rosnąca gule w gardle. - Wciąż mnie kochasz, po tym co zrobiłem? - spojrzałem na nią szklanymi oczami.
- Tadeusz jasne, że tak. To nie twoja wina, nie chciałeś tego zrobić.
- Ale zrobiłem.
- Ale nie miałeś złych intencji. To samo tak wyszło. Proszę, chodźmy do domu.
- Dobrze.. - westchnąłem.

Dziewczyna wstała pierwsza i pomogła mi wstać. Powoli poszliśmy do mojego mieszkania.

Reszta towarzystwa słysząc strzał postanowiła się w miarę szybko rozejść w obawie o to, że to Niemcy. Teraz w mieszkaniu była tylko pani Leona, Maciek i Basia.

Weszliśmy do mieszkania. Pozostali od razu nasz spostrzegli i podeszli do nas.

- Synku, co się stało? - zapytała mama kładąc dłoń na moim policzku.
- Słyszeliśmy strzały. - powiedział Dawidowski.
- Nic się nie stało, mamo. - powiedziałem wysilając się na lekki uśmiech.
- Gdzie Anastazja? - zapytała spoglądając na Anielę.
- Poszła z Jankiem.. - mruknęła zakłopotana.
- Przepraszam was, ale ja muszę się położyć. - powiedziałem przeciskając się między nimi. - Źle się czuje.
- Na pewno nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona Basia.
- Na pewno, dzięki za troskę. - odparłem i zaszyłem się w swoim pokoju.

*Pov.Aniela*

Tadeusz zniknął w swoim pokoju, a my staliśmy w ciszy i patrzyliśmy na zamknięte drzwi od pokoju.

- Co się stało? - szepnęła pani Zawadzka.
- Chodźmy do kuchni.. - westchnęłam cicho.

Poszliśmy do wymienionego pomieszczenia i usiedliśmy przy stole.

- Pokłócili się? - zapytał Maciek.
- Żeby tylko.. - westchnęłam łapiąc sie za głowę.

*Pov.Janek*

Zaczęliśmy iść powoli w kierunku mojej kamienicy.

- Gdzie idziemy? - zapytała po cichu Anastazja.
- Do mnie. - odparłem szybko.
- Co? Ale ja.. Nie chcę ci się narzucać..
- Nie narzucasz się, sam cię tam prowadzę. - powiedziałem przewracając oczami. - Przecież nie zostawię cię teraz samej.

Brunetka nic nie odpowiedziała. Po prostu szła dalej. Pogrążona była we własnych myślach.

Po kilku minutach doszliśmy do kamienicy. Weszliśmy po cichu do mieszkania.

- Nie ściągaj butów. - powiedziałem, gdy dziewczyna zaczęła to robić.
- Przecież tak nie wejdę. - mruknęła i zdjęła buty.
- Jasiek? - zapytała mama z salonu.
- Tak, to ja! - zawołałem. - Chodź do mojego pokoju, ja zaraz przyniosę ci jakieś ubranie.
- Anastazja? - zapytała zdziwona mama.
- Dobry wieczór. - odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Wchodź. - powiedziałem wpuszczając ją do pokoju. - Ja zaraz przyjdę.

Brunetka kiwnęła głową na znak zgody i weszła do pokoju.

- Stało się coś? - szepnęła moja rodzicielka.
- Nie, mamo. - westchnąłem ciężko. - Po prostu Anastazja przenocuje u nas. Duśka! - zawołałem.
- Co chcesz? - zapytała wychodząc ze swojego pokoju.
- Daj jakąś piżamę dla Anki. - oznajmiłem szybko.
- Poczekaj.

Dziewczyna zaczęła szperać w swoim pokoju, a po chwili wyszła z owym ubraniem.

- Masz. - powiedziała podając mi ją.
- Dzięki. - odparłem szybko i poszedłem do pokoju.

Weszłem po cichu, nie wiedziałem co Anastazja może robić. Ta siedziała na łóżku i wpatrywała się w okno, za którym było już ciemno.

- Mam dla ciebie piżamę. - oznajmiłem, a ona odwróciła się do mnie.
- Janek, ja bardzo ci dziękuję, ale nie musiałeś. - powiedziała lekko speszona.
- Masz, przebierz się. To był drugi dzień, na pewno chcesz iść spać. - powiedziałem podając jej ubranie.
- Dziękuje ci bardzo. - uśmiechnęła się lekko i pogładziła mnie po policzku.
- To ja ten.. Może ja wyjdę.. - powiedziałem zakłopotany.
- Tak, chyba powinieneś wyjść. - powiedziała, tak samo zakłopotana brunetka.

Anastazja czuła się tak źle! No bo, nie dość, że była u Janka w mieszkaniu, to jeszcze u niego w pokoju i musiała go wypraszać. To był jego pokoju, a ona musiała mu kazać wyjść. Czuła się tak zakłopotana.

Wyszedłem z pokoju i dokładnie zamknąłem drzwi. Oparłem się o nie lekko i westchenąłem przymykając oczy
.
- Synku, powiesz nam, o co chodzi? - zapytała mama.

Nic nie odpowiedziałem tylko weszłem do salonu, w którym był też tata.

- Anka się pokłóciła z Tadeuszem. - oznajmiłem. - Źle się czuła, popłakała się, nie chciałem zostawiać jej samej, więc postanowiłem, że przenocuje u nas.
- Dobrze zrobiłeś synku, ale Leona się pewnie martwi. - powiedziała mama kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Raczej wie wszystko, sądzę, że Aniela jej powiedziała. - odparłem.
- Idź do niej, nie powinna być sama. - powiedział tata.

Wstałem z sofy i ponownie poszedłem do pokoju. Zapukałem lekko, a gdy usłyszałem delikatne "proszę" uchyliłem drzwi.

Anka siedziała w piżamie na łóżku i rozpłatała warkocza.

- Oj, przepraszam.. - powiedziałem ponownie zamykając drzwi.
- Wejdź. - zaśmiała się lekko.

Weszłem, więc do pokoju i stałem tak patrząc na nią.

- Ducha zobaczyłeś? - zapytała czując na sobie mój natarczywy wzrok.
- Nie, ja nie chciałem. Słuchaj, ja się tylko pójdę przebrać i wrócę tu, dobrze?
- Oczywiście, nie musisz się mnie pytać o takie sprawy, przecież jesteś u siebie w domu. - powiedziała.
- Wiem, ale wolę cię pytać. - zaśmiałem się lekko.

Zabrałem z szafy ubrania i poszedłem do łazienki. Po chwili ponownie wróciłem do pokoju.

- No to tak.. - zacząłem. - Ja będę spać na fotelu, ty na łóżku.
- Co? - zapytała zdziwona.
- No, wolę zostać z tobą na noc, chyba, że wolisz być sama. - powiedziałem drapiąc się po karku.
- Nie Janek, ja.. Ja chciałabym, żebyś spał ze mną.. - oznajmiła spoglądając na mnie niepewnie. - Ja potrzebuję twojej bliskości..

Uśmiechnąłem się lekko i podeszłem do niej. Usiadłem na łóżku, objąłem ją od tyłu i przewróciłem siebie i mnie na plecy, tak że leżeliśmy teraz obok siebie.

- Jesteś nienormalny. - zaśmiała się lekko.
- Ty też, nie schlebiaj sobie. - zaśmiałem się również.

Dziewczyna ułożyła się wygodnie, tak jak i ja, a potem przykryła mnie i siebie kołdrą.

- Dobranoc. - powiedziała uśmiechając się do mnie.

Odwróciła się do mnie plecami, tak żeby nie raził ją księżyc w twarz. Ja leżałem do nie przodem, więc przybliżyłem się do niej i objąłem ją mocno.

- Dobranoc. - powiedziałem i pocałowałem ją w kark.

*Pov.Anastazja*

Minęło juz kilka godzin, w czasie których powinnam już dawno sapać. A jednak nie spałam. Nie mogłam zasnąć, nawet na chwile zmrużyć oka.

Odwróciłam sie twarzą do śpiącego Janka. Uśmiechnęłam się lekko widząc, jak włosy opadają mu na twarz. Położyłam mu dłoń na policzki i pogładziłam lekko.

- Czemu nie śpisz? - zapytał patrząc na mnie.
- Śpij, nie przejmuj się.

Janek złapał moją dłoń i pocałował jej wierzch.

- Nie możesz spać? - zapytał podpierając głowę na ręce.
- Tak.. - westchnęłam. - Raczej dziś nie zasnę.

Chłopak popatrzył na mnie i pocałował mnie w czoło.

- Spróbuj zasnąć. - powiedział.
- Spróbuję. - uśmiechnęłam się lekko.

Janek przybliżył się do mnie, przytulił, a swoją głowę schował w zagłębieniu mojej szyi.

- Śpij, proszę. - dodał.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czułam bicie jego serca. Serca, które biło dla mnie. Czułam ciepło jego ciała.

Zaczęłam bawić się jego włosami, a chłopak po chwili zasnął ponownie.

Po jakimś czasie ja nadal bawiłam się jego włosami. Co jakiś czas uroniłam łzę przypominając sobie naszą wymianę zdań z Tadeuszem.

- A ty nadal nie śpisz. - powiedział niezadwolony Jasiek wypuszczając mnie z uścisku. - Godzinę tak przesiedziałaś.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Bo księżyc świeci centralnie na zegarek. - kiwnął głową na zegarek na ścianie. - Leżysz tak dokładnie godzinę.
- Mówiłam ci, że dziś nie zasnę.. - westchenąłem kładąc głowę na poduszce.
- A ja cię prosiłem, żebyś zasnęła. - oddał mi tym samym. - Posłuchaj mnie uważnie. - zaczął.

Leżeliśmy na wprost siebie patrząc sobie w oczy.

- Kocham cię najmocniej na świecie. Nie pozwolę, żebyś kiedykolwiek płakała przeze mnie czy przez kogoś innego, rozumiesz?
- Ja też cię kocham. - uśmiechnęłam się szeroko.

Janek objął dłońmi moją twarz i złączył nasze usta. Po chwili oderwaliśmy się do siebie.

- Teraz zaśniesz? - zaśmiał się lekko.
- Po czymś takim to już na pewno nie zasnę. - zaśmiałam się.

Wtuliłam się w niego, tak że głowę miałam na wysokości jego klatki piersiowej, a on objął mnie mocno.

- Powiedz mi, że zawsze będziesz przy mnie. - powiedziałam.
- Bo będę zawsze. Obiecuję.
- Kocham cię.. - wyszeptałam.
- Ja ciebie mocnej.

Chłopak zaczął gładzić ręką moja włosy, a ja po chwili zasnęłam.

----------------------------------------------

Witam kochani!

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!

Spodziewaliście się tego? Nie uwierzę, że się spodziewaliście!

Przepraszam za wszelkie literówki!

dodany ~ 13 maja 2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top